{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
"Kasa" musi poczekać. Zarząd sprzeciwił się prezesowi związku
Damian Pechman /Nowego prezesa Związku Piłki Ręcznej w Polsce poznamy nie w czerwcu, ale dopiero w październiku. Obecny szef związku, Henryk Szczepański, chciał wcześniejszych wyborów, jednak przegrał w głosowaniu. Kto zostanie jego następcą? Sławomir Szmal, Bogdan Wenta lub jeszcze inny kandydat. Na razie jeszcze nikt oficjalnie nie ogłosił swojego startu w wyborach.
👉 Jubileusz Dujszebajewa. "Chcę pracować w Kielcach do emerytury".
Damian Pechman, TVP Sport: – Kiedy przekaże pan swój gabinet nowemu prezesowi i dlaczego dopiero w październiku?
Henryk Szczepański, prezes ZPRP: – Pytanie zawiera już określoną tezę. Ktoś musiał coś panu zasugerować...
Czytaj też:
Polska chce zorganizować mistrzostwa świata!
– Całe środowisko jest zainteresowane tymi wyborami. To chyba nic złego?
– Nie, absolutnie. Proszę też nie traktować mojej pierwszej odpowiedzi jako ataku albo czegoś złośliwego. Odnoszę wrażenie, że ma pan już jakąś wiedzę w tym temacie. Ale zostawmy to. Od dłuższego czasu jasno deklaruję, że nie chcę kontynuować swojej prezesury w ZPRP. Wybory muszą się odbyć w roku letnich igrzysk olimpijskich, a kadencja prezesa nie może trwać dłużej niż cztery lata. Wynika to ze statutu związku.
Zgłosiłem pomysł, aby walne zgromadzenie wyborcze odbyło się razem z tym sprawozdawczym, do którego jesteśmy zobowiązani do końca czerwca każdego roku. Wyobrażałem sobie to tak: najpierw zgromadzenie sprawozdawcze, krótka przerwa i później od razu wyborcze, które byłoby podsumowaniem całej kadencji i podczas którego doszłoby do wyboru nowych władz. Zgłosiłem taki wniosek na ostatnim zebraniu zarządu, ale nie został przyjęty.
– Zarząd zagłosował inaczej niż prezes?
– Tak, ale co w tym dziwnego? Koledzy z zarządu próbowali mnie przekonać i przedstawili konkretne argumenty. Ja jednak do końca trzymałem się swojego pomysłu i głosowałem za jego przyjęciem. Ostatecznie więcej głosów zyskała inna formuła. I tak w czerwcu dojdzie do zgromadzenia sprawozdawczego, a 26 października – wyborczego.
– Naprawdę chciał pan skrócić swoją kadencję? Przecież dzięki zmianie terminu wyborów pozostanie pan prezesem cztery miesiące dłużej.
– Proszę pana, jestem już dojrzałym mężczyzną, mam swoje lata i te kilka miesięcy na stanowisku nie są dla mnie żadną pokusą. Kocham piłkę ręczną, to moja wielka miłość i już na zawsze nią pozostanie. Tak będzie niezależnie od tego, czy będę prezesem, czy nie.
– Jakie argumenty przedstawił zarząd, aby zorganizować wybory w październiku?
– Wyjaśnię najpierw jedną kwestię – zgodnie ze statutem mamy trzy grupy, których szefowie są rekomendowani do zarządu i mogą później zostać do niego wybrani. To Kolegium Sędziów, Kolegium Prezesów WZPR oraz Rada Trenerów. Oni też mają swoje kadencje i swoje wybory. Czerwcowy termin wyborów ZPRP nie odpowiadał na przykład Kolegium Sędziów, które zaplanowało swoje wybory w sierpniu, przy okazji spotkania szkoleniowego. Sędziowie musieliby albo dwukrotnie się spotkać, albo pozbawiliby się szansy, aby mieć swojego przedstawiciela w zarządzie.
Ale to tylko jeden z argumentów przeciwko mojemu pomysłowi, aby wybrać prezesa w czerwcu. Były też inne. Walczymy o trzy imprezy mistrzowskie: ME 2026 piłkarek ręcznych, ME 2030 piłkarzy ręcznych oraz MŚ 2031 piłkarek ręcznych. Poza tym trwają przygotowania do MŚ U21 w 2025 roku. Na przykład w tym tygodniu otrzymałem zaproszenie na rozmowy od Marszałka Województwa Świętokrzyskiego, który chciałby się włączyć finansowo w organizację MŚ U21. Istniała uzasadniona obawa, że do czerwca nie zamkniemy tych spraw. I tutaj musiałem się zgodzić z kolegami z zarządu, że nie byłoby w porządku wobec nowego prezesa, gdybyśmy to wszystko zrzucili na jego barki i oczekiwali, że załatwi w kilka dni to, na co potrzeba kilku miesięcy.
– Ilu delegatów należy do siebie przekonać, aby zostać prezesem?
– Wszystkich delegatów, w przybliżeniu, jest około 80. Dokładnie określa to nasz statut. Po jednym mandacie mają: przedstawiciele klubów Orlen Superligi oraz Okręgowe Związki Piłki Ręcznej. Do tego – i to bardziej skomplikowane – nasi członkowie w okręgach wybierają swoich delegatów. Jednego na każdą rozpoczętą dziesiątkę. Jeśli w danym okręgu jest dziesięć klubów to mają jednego delegata; jeśli takich klubów jest jedenaście to mają dwóch i tak dalej.
– Kiedy wypada ogłosić swój start w wyborach?
– U nas nie ma takiej mody jak w piłce nożnej, gdzie kandydaci zgłaszają się z dużym wyprzedzeniem...
– Można to zrobić dopiero 26 października? Podnieść rękę, wstać i powiedzieć: "Chcę zostać prezesem".
– Jeśli ktoś jest delegatem, to oczywiście, że tak. Ma do tego prawo. W rzeczywistości gry wyborcze zaczynają się wcześniej. Sławomir Szmal ujawnił się już jakiś czas temu. Wiem, że ma takie plany. W poprzednich wyborach tego nie zrobił, bo chciał się jeszcze przyjrzeć pracy związku. To miał być dla niego czas na naukę.
– Wiceprezes Szmal ogłosił już oficjalnie prezesowi Szczepańskiemu, że chce zostać jego następcą?
– Teraz? Nie. Opieram się na naszych rozmowach. Wspominał mi kiedyś, że chciałby kandydować podczas kolejnych wyborów. Czy będzie miał jakiegoś rywala lub rywali? Nie wiem. Podczas ostatniego zebrania zarządu, 24 stycznia, nikt nie zgłosił gotowości. Poza Sławkiem naprawdę nie słyszałem o innym kandydacie.
– Proszę wybaczyć, ale trudno w to uwierzyć. Prezes nie ma pojęcia, kto za kilka miesięcy może go zastąpić?
– Oficjalnie – nie. Czytałem ostatnio wywiad z Markiem Panasem, który z kolei zgłosił pomysł, aby w wyborach na prezesa ZPRP wystartował Bogdan Wenta. W ubiegłym roku spotkałem się z Bogdanem, aby porozmawiać o wsparciu finansowym MŚ U21. Podczas tego spotkania wspomniał, że wciąż zastanawia się, czy startować w kolejnych wyborach na urząd prezydenta Kielc. Już wiemy, że w styczniu zrezygnował. Czy to coś zmieni w jego podejściu i sprawi, że zainteresuje się wyborami w ZPRP? Trudno powiedzieć. Na razie o kandydatach bardziej słyszymy od innych niż od samych zainteresowanych. Przecież próbowano do startu namawiać także mnie, ale wybiłem to pomysłodawcom z głowy. Mnie to nie interesuje.
Czytaj też:
Kobiety ze Związku Piłki Ręcznej w Polsce przerywają milczenie ws. mobbingu i molestowania. Oto ich historie
– Jak powinna wyglądać dobra kampania wyborcza?
– Przepraszam, ale nie jestem dobrym adresatem. Nigdy nie prowadziłem takiej kampanii w swoim imieniu. Brzmi dziwnie, ale to prawda. To nie ja wymyśliłem, że zostanę prezesem. Zrobił to mój poprzednik – Andrzej Kraśnicki. Najpierw w lutym 2021 roku zwołał zebranie zarządu i ogłosił, że rezygnuje. Od razu też mnie wskazał jako następcę. Byłem przez lata wiceprezesem, dobrze się znaliśmy, więc się zgodziłem, aby przez kilka miesięcy pełnić tę funkcję. Nigdy nie złożyłem jednak deklaracji, że będę startował w czerwcowych wyborach. Im jednak było bliżej wyborów, tym coraz więcej było głosów ze środowiska piłki ręcznej, żebym się zgodził kandydować.
Ostatecznie byłem jedynym kandydatem. Otrzymałem wszystkie głosy i odetchnąłem z ulgą. Byłoby głupio przegrać wybory, w których jest się jedynym kandydatem. A było to możliwe, bo głosowanie było tajne i nikt nikogo nie zmuszał, aby oddał na mnie swój głos. Z drugiej strony, we władzach związku jestem od 1991 roku, więc jestem dobrze znany. Delegaci nie kupowali kota w worku.
Teraz już prawie nikt nie pamięta, ale był to mój drugi start w wyborach na prezesa. Pierwszy miał miejsce kilkanaście lat temu, ale też nie prowadziłem żadnej kampanii. Nie mogło być inaczej, skoro jeszcze rano, w dniu wyborów, nie wiedziałem, że będę startował. Uległem namowom kolegów, bo chcieliśmy odsunąć od władzy – z różnych powodów – Marka Budziaka. Niestety, przegrałem.
Czytaj też:
Oskarżony o zachowania noszące znamiona mobbingu i molestowania dyrektor nie jest już w zarządzie ZPRP
– Nie ma pan ochoty – trochę wzorem Andrzeja Kraśnickiego – wskazać swojego następcy?
– Czekam, aż Sławek Szmal się oficjalnie zadeklaruje. Nie chcę tego robić w jego imieniu. Jednocześnie nie chciałbym też zamykać drogi przed innymi kandydatami – jeśli tacy się pojawią. Nie chciałbym, aby ktoś miał potem pretensje, że faworyzuję Sławka, a innych skreślam. Nowego prezesa ZPRP wybiorą delegaci, a nie Henryk Szczepański.
– Podsumowując: Sławomir Szmal, może Bogdan Wenta i nikt więcej?
– Na pewno pan słyszał, że takie ambicje miał Grzegorz Gutkowski. Ostatnio tę drogę sobie zamknął.
– Jaki powinien być nowy prezes?
– Chciałbym, aby kochał piłkę ręczną. Żeby miał wiedzę, jak funkcjonuje związek. To naprawdę rozległy obszar. Na pewno wniesie do związku nową energię, swoje pomysły. Ale powtórzę: prezesa wybiorą delegaci, a nie ja.
– Co będzie oznaczał dla związku ewentualny wybór Sławomira Szmala na stanowisko prezesa?
– Na pewno nie byłby moją kopią. Ma swoje pomysły i swoje spojrzenie na to, jak powinien funkcjonować związek. Od kilku lat mamy okazję do współpracy, wiele ze sobą rozmawiamy, czasami się spieramy. I to jest dobre! Dla prezesa nie ma gorszej sytuacji niż ta, gdy wszyscy mu przytakują.
– Na pożegnanie ze związkiem może pan jeszcze otrzymać tytuł "honorowego prezesa"...
– Spokojnie, nie tak szybko. W historii ZPRP było trzech, a obecnie jest dwóch prezesów honorowych. Pierwszym był – w 1988 roku – Mieczysław Kamiński, chociaż prezesem związku i to jako pełniący obowiązki, był jedynie od lipca do listopada 1984 roku. Nigdy nie został wybrany prezesem w prawdziwych wyborach. Mimo to otrzymał taki tytuł.
Następnym prezesem honorowym – w połowie lat 90. – został wybrany prof. Janusz Czerwiński. Jako ostatni taki tytuł otrzymał Andrzej Kraśnicki, który przez 15 lat był prezesem, bardzo dużo zrobił dla polskiej piłki ręcznej i nie ukrywał, że chce nadal działać w tym środowisku.
Co do mnie... Ja nie mam takich ambicji. Teoretycznie jest to możliwe. Prezesa honorowego wybiera walne zgromadzenie na wniosek zarządu, ale do tej pory nikt nie zgłaszał takiego pomysłu. Nie, nie. Nie potrzebuję specjalnych zaszczytów. I bez tego tytułu będę nadal kochał piłkę ręczną. Dobrze, że żona – były sportowiec – jest wyrozumiała. Kilkanaście lat temu obiecałem jej, że za chwilę wrócę do domu...