Prawdziwy tenisowy maraton ma za sobą Czeszka tenisistka Karolina Pliskova. Sklasyfikowana na 59. miejscu w rankingu WTA zawodniczka rozegrała trzy mecze w zaledwie 48 godzin! Jakby tego było mało, wszystkie trzy pojedynki rozstrzygnęła na swoją korzyść.
Finał turnieju Transylvania Open. Areną zmagań jest rumuńskie miasto Kluż-Napoka. Na korcie spotykają się Karolina Pliskova i Ana Bogdan. Dla pierwszej z wymienionych pań już w momencie wyjścia z szatni rozpoczyna się walka z czasem. Od razu po zakończeniu finałowego spotkania musi bowiem jak najszybciej przelecieć na inny kontynent, by wziąć udział w kolejnej imprezie z cyklu WTA.
Taki "rozkład jazdy" wydaje się niemożliwy do zrealizowania dla normalnego człowieka, nawet sportowca. Pliskova rozstrzygnęła spotkanie z Bogdan na swoją korzyść, triumfując 6:4, 6:3. Następnego dnia miała już zaplanowany mecz w pierwszej rundzie w Dosze, dokładnie 3400 kilometrów w linii prostej od rumuńskiej miejscowości. Czeszka praktycznie cudem zdążyła dotrzeć do stolicy Kataru. Jeden set więcej w rywalizacji z Bogdan i cały plan mógłby lec w gruzach.
"W ostatniej chwili poleciała z Cluj do Doha, przez Stambuł. Gdyby finał w Rumunii trwał trochę dłużej, w ogóle nie dotarłaby do Kataru. Przyjechała do hotelu o 8 rano i spała tylko 4 godziny. Potem od razu rozgrzewka i mecz. Niezwykle wymagające warunki" – napisał w mediach społecznościowych mąż Pliskovej Michał Hrdlicka.
W 48 godzin Czeszka rozegrała trzy oficjalne mecze. Mimo fatalnie ułożonego terminarza ma jednak powody do zadowolenia. Najpierw w Rumunii wygrała swój pierwszy od prawie 1500 dni turniej rangi WTA Tour (ogółem 17. w karierze), a następnie z bardzo dobrej strony pokazała się w Dosze. W pierwszej rundzie wyeliminowała Annę Kalinskaję (2:6, 7:6, 6:4), w kolejnej fazie zmagań pokonała zaś Anastazję Potapową (6:1, 5:7, 6:4). I to wszystko zaledwie w dwie doby!
W trzeciej rundzie zmagań w Qatar TotalEnergies Open 31-latka zmierzy się ze swoją rodaczką Lindą Noskovą.