Przed tygodniem, podczas Pucharu Świata w Dreźnie, Nicola Mazur zanotowała groźny upadek. Bezpośrednio z hali trafiła do szpitala, w którym spędziła kolejne dwie noce. Diagnoza? Uszkodzony staw barkowo-obojczykowy, zerwane więzadła i pęknięte pięć wyrostków poprzecznych. – Nadal odczuwam ból, ale jest już znacznie lepiej. Mogę się normalnie ruszać – mówi dziś w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Przywilej dla Polaków. Skorzystali z niego po raz pierwszy w historii
Ostatnie zawody Pucharu Świata w sezonie śledziła w roli widza i ekspertki. W temblaku, który jako jedyny zdradzał, że nie jest w pełni sił. – W zasadzie znajduję sporo pozytywów: nie był potrzebny żaden zabieg, a do igrzysk mamy jeszcze dwa lata – mówi. Z uśmiechem, choć zaledwie dziewięć dni wcześniej lodowisko opuszczała na noszach.
Wypchnięcie, banda i szpital. Jak doszło do wypadku?
Do pechowego zdarzenia doszło w Dreźnie, podczas ćwierćfinałowego biegu sztafet mieszanych. Michał Niewiński wypchnął Nicolę Mazur na kolejną zmianę. A ta chwilę później straciła równowagę. – Miałam bardzo dużą prędkość, chciałam ją wykorzystać i dobrze się "złożyć". Gdy zaczęłam tracić równowagę, myślałam jeszcze, że się wyratuję. I to okazało się zgubne, bo gdybym od razu upadła, może byłoby mniej ekstremalnie. A tak nie zdążyłam się odwrócić – tłumaczy.
W bandę uderzyła z pełnym impetem. – Na szczęście zdołałam wykonać delikatny ruch, dzięki czemu siła uderzenia poszła nie w głowę, a w bark – opowiada. – Cały czas byłam świadoma, ale po raz pierwszy w karierze po upadku nie dałam rady wstać. Przez chwilę trudno było mi oddychać – dodaje.
Początkowo nie przerwano biegu. – Czekali aż wstanę. Kamila [Stormowska] podjechała nawet, żeby przejąć zmianę. Wtedy machnęłam jej ręką, że nie. I dopiero to był moment, w którym wszyscy zorientowali się, że rzeczywiście jest poważnie – mówi.
Od razu z drezdeńskiej hali Mazur została przetransportowana do szpitala, gdzie spędziła kolejne dwie noce. – Mam uszkodzony staw barkowo-obojczykowy, zerwane wszystkie więzadła. A po powrocie do Polski zdiagnozowano jeszcze pęknięcie pięciu wyrostków poprzecznych. Tam, na miejscu, nikt nie zwrócił na to uwagi, a ja sama myślałam, że ból wynika ze zwyczajnego obicia – kontynuuje.
W poniedziałek kadra ruszyła do Gdańska na kolejny Puchar Świata, a Mazur – do Warszawy na kolejne badania. Na szczęście po tygodniu od wypadku czuje się już nieźle. – Nadal odczuwam ból, noce są pod tym względem najgorsze. Ale jest już lepiej, mogę się normalnie ruszać – zaznacza.
Mistrzostwa świata za pasem. Kiedy Mazur wróci na lód?
Choć cykl Pucharu Świata w tym sezonie dobiegł już końca, w marcu czekają nas jeszcze mistrzostwa świata w short tracku. Czy Mazur będzie w stanie dojść do pełni sił przed ich startem? – To zależy jak będzie się to goić i jak szybko będzie postępować regeneracja – odpowiada.
– Moją pierwszą myślą po wypadku było właśnie to: co zrobić, żeby pojechać na te mistrzostwa. Później zaczęłam myśleć na spokojnie. Gdyby to były igrzyska, nie miałabym wątpliwości i ryzykowałabym. Ale w połowie drogi do igrzysk boję się, że za szybka decyzja o powrocie może skomplikować moją sytuację u pokrzyżować plany – dodaje.
Póki co Polka cieszy się, że obeszło się bez zabiegu. I sama zastanawia się, co dalej. – Więzadła nie odrastają, a ten typ zerwania od jakiegoś czasu nie jest operowany. No więc chyba będę bez więzadeł. Ufam sztabowi lekarskiemu. Wiem, że mnie przez to poprowadzą – mówi.
Wspomniane mistrzostwa świata rozpoczną się 15 marca w Rotterdamie. Kolejny sezon Pucharu Świata wystartuje natomiast pod koniec października zawodami w Montrealu.