Był dosłownie o sekundy pod sięgnięcia po pas UFC. Zamiast tego po raz drugi zaznał goryczy porażki w pojedynku o pas, a następnie doznał potwornej kontuzji w kolejnym starciu. Brian Ortega ma za sobą najgorszy okres w karierze, który zbiegł się z głośnym rozstaniem z zawodniczką wagi muszej, Tracy Cortez. Mimo to w rozmowie dla TVPSPORT.PL "T-City" przekonuje, że mroczne czasy już za nim i wraca do gry o najwyższe cele w dywizji piórkowej.
Patryk Prokulski, TVPSPORT.PL: – Brian, to musiało być dla ciebie długie 19 miesięcy.
Brian Ortega, nr 4 rankingu wagi piórkowej UFC: – To był długi, bardzo długi czas. Przeszedłem kilka operacji, miałem sporo urazów. Do tego toczyłem batalie w swoim prywatnym życiu. Ale teraz wszystko jest już w porządku. Cieszę się, że wracam, do tego w Meksyku. Miło być w centrum wydarzeń, zamiast oglądać gale na widowni.
– Wiem, że masz podwójne obywatelstwo i meksykańskie korzenie... ale czy twoim zdaniem fani będą cię dopingować, biorąc pod wagę, że walczysz z Yairem Rodriguezem?
– Nawet się nad tym zastanawiałem. Być może faktycznie będę postrzegany jako ktoś z zewnątrz, może nie. Będąc szczerym, nie ma to większego znaczenia. Przyjechałem tu walczyć. W momencie, gdy ktoś leje cię po twarzy, hałas wokół klatki nie ma znaczenia.
– Czy ostatni czas to były najgorsze lata twojego życia? Z jednej strony dwie przegrane z rzędu, do tego potworna kontuzja i kwestie personalne...
– Oczywiście, to nie są rzeczy przez które chciałem przejść. Ale to przetrwałem. Przeszedłem mroczne chwile, ale moje życie było ich pełne. Wydaje mi się jednak, że ten konkretny okres był mi potrzebny. Pozwolił mi spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy i wiele się nauczyć.
– W takim razie skąd motywacja, by wrócić na właściwe tory?
– Stąd [wskazuje na wiszący na szyi krzyż]. Stąd czerpię całą siłę i motywację do wszystkiego, co robię każdego dnia. Byłem w trudnych chwilach, ale Bóg mi pomógł. Jest tutaj dla mnie, jest dla ciebie. Dla nas wszystkich. Dzięki niemu jestem tutaj i podpisuję plakaty ze swoją podobizną przed kolejną dużą walką.
– Czy bez twojej wiary jest prawdopodobieństwo, że odpuściłbyś już i zostawił MMA?
– Nie wiem, stary. Nie wiem. Wydaje mi się, że wiele rzeczy może cię od czegoś odciągnąć, do czegoś zniechęcić, prawda? Jeśli chodzi o mnie, wszystko sprowadziło się do błędnych decyzji, które podjąłem w życiu. Wydaje mi się, że to się spiętrzyło do tego stopnia, że w pewnym momencie musiałem spojrzeć na cały bałagan w moim życiu.
Gdy całe twoje życie jest jednym wielkim nieporozumieniem, sam stajesz się nieporozumieniem. To szalone. To szalone, jak wszystko zaczyna się sypać niczym klocki domina. Bóg pomógł mi poustawiać je na nowo. Nie wiem, gdzie byłbym bez wiary. Dlatego nie potrafię odpowiedzieć ci na pytanie, bo obrałem inną drogę.
– W sobotę rewanżowe starcie z Yairem Rodriguezem. Timing zdaje się być idealny ze względu na to, że na tronie zasiadł nowy mistrz. Była szansa zawalczyć wcześniej?
– Wracam w pierwszym możliwym momencie. Gdybym miał wybór, wróciłbym wcześniej. Nie było takiej możliwości. Ludzie nie zdają sobie sprawy, co się u mnie działo. Może kiedyś o tym opowiem. A wydarzyło się bardzo dużo.
– Rozumiem. Co myślisz o nowym mistrzu? Mam na myśli Ilię Topurię jako "pełen pakiet" – nie tylko umiejętności, ale osobowość i zapowiedzi, że ty, Yair i Max Holloway nie macie co liczyć na kolejne walki o pas...
– Spisał się fenomenalnie, nokautując Volkanovskiego. Pogratulowałem mu po walce. Dokonał rzeczy historycznej, pokonując wielkiego mistrza w takim stylu. Jeśli chodzi o jego zapowiedzi, z kim będzie walczył, a z kim nie... czas pokaże. Dla mnie to po prostu dużo szumu. Sam szum.
– Twoim zdaniem zwycięzca w sobotę będzie pewny title shota?
– Nie ja o tym decyduję. Oczywiście wiem, co mogę zrobić i powiedzieć, żeby wychylić wahadło w moim kierunku. Natomiast wszystko w rękach ludzi, którzy rządzą UFC. Zrobią to, co będą chcieli.
– W takim razie ostatnie pytanie przed tą walką – na UFC 266 przygotowałeś epickie wyjście do klatki. Czy tym razem masz w zanadrzu coś specjalnego dla meksykańskiej publiczności?
– Przygotowałem coś specjalnego, co powinno spodobać się kibicom... ale tym razem to nic szalonego.