{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Porwanie gwiazdora kierownicy. 66 lat od feralnego GP Kuby

Lata pięćdziesiąte w sportach motorowych pozostawiły sporo mitów. Jedną z najciekawszych historii tej dekady jest bez wątpienia porwanie ówczesnego mistrza świata przez ludzi Fidela Castro.
40 minut w potrzasku. Rocznica śmierci Mariana Bublewicza
Dodatkowa rozrywka
Liczba rund mistrzowskich Formuły 1 w sezonie 1958 była ponad dwukrotnie mniejsza niż obecnie. Do klasyfikacji generalnej brano wtedy pod uwagę wyłącznie sześć najlepszych występów, stąd też kierowcy nie mieli motywacji do uczestnictwa we wszystkich. W kalendarzu uwzględniano, to ciekawostka, Indianapolis 500, ale bardzo rzadko startowali w nim kierowcy jeżdżący w Formule 1. A ci z Indy też nie garnęli się do wyścigów w Europie.
Między inaugurującym sezon GP Argentyny a następującym po nim GP Monako były aż cztery miesiące przerwy. Nie oznaczało to jednak rozbratu z kierownicą. Organizowano wiele wyścigów niezaliczanych co prawda do mistrzowskiego cyklu, ale cieszących się uznaniem kierowców oraz widzów. Jednym z nich było Grand Prix Kuby. Ten wyścig miał oczywiście również podłoże polityczne.
Kuba ze względu swe położenie była blisko związana ze Stanami Zjednoczonymi. Także w sporcie. Na wyspie kładziono duży nacisk na boks oraz baseball. Mogli się tam pochwalić zawodowymi bokserami, w tym mistrzami świata. Kubą rządził od 1952 roku dyktator Fulgencio Batista. Miał dobre stosunki z Amerykanami, więc Hawana stała się szybko atrakcją turystyczną. Przyćmiewała wówczas nawet takie kurorty jak Las Vegas.
Odwleczona kolacja
Fangio, który wygrywał pięciokrotnie klasyfikację generalną MŚ, traktował sezon 1958 jako pożegnanie z wyścigami. Czterdziestosześcioletni wtedy Argentyńczyk był w rodzimym Grand Prix czwarty, ale triumfował w dodatkowym wyścigu na torze w Buenos Aires na początku lutego. Nie miał zbyt wielu startów zaplanowanych na ten rok (wśród nich Indianapolis 500, gdzie nigdy się nie ścigał), więc wybrał się do Hawany. Był bowiem bardzo zadowolony z przyjęcia na Kubie rok wcześniej, a poza tym miał rywalizować ponownie z Shelby'm i wicemistrzem świata, Sterlingiem Mossem. Zarówno Maserati, w barwach którego jeździł Argentyńczyk, jak i Ferrari z Mossem, Philem Hillem i von Tripsem wystawili najlepszych kierowców.
Kwiaty z balkonów
Podczas treningów i w kwalifikacjach Fangio okazał się najlepszy. Miał jednak pewne zastrzeżenia odnośnie samochodu i toru. Obawiał się o bezpieczeństwo widzów na pewnych odcinkach. Brakowało barier ochronnych, na co skarżyli się też inni kierowcy. Amerykanin Bruce Kessler opowiadał, że o mało nie rozbił swojego auta, patrząc na Kubanki rzucające kwiaty z okolicznych balkonów.
Goście byli zakwaterowani w hotelu Lincoln. Wielu mieszkańców wyspy oblegało ten obiekt, chcąc ich zobaczyć. Jak się potem okazało, w tłumie nie byli li tylko kibice. W wieczór poprzedzający wyścig mistrz Fangio wyszedł z pokoju, by zjeść kolację. W hotelowym lobby poczuł coś na biodrze. Ku swemu zdziwieniu zobaczył pistolet wymierzony w jego stronę. Młody mężczyzna wypowiedział tylko jedno zdanie: - Fangio, musisz iść ze mną. Jestem członkiem Ruchu 26 Lipca.
Jeden z przyjaciół Argentyńczyka chciał zaatakować napastnika przyciskiem do papieru, ale ten zagroził, że zastrzeli kierowcę. Fangio widział, że porywacz jest zdenerwowany i może dojść do tragedii. Jak mówił o tym incydencie po latach: "Czułem, że wchodzę w najtrudniejszy zakręt w swoim życiu". Argentyńczyk posłuchał więc porywaczy i wsiadł z nimi do samochodu. Ci nawet po latach przyznawali, że nie spodziewali się aż tak dużego opanowania z jego strony.
Podczas wymuszonej przejażdżki Fangio miał okazję dowiedzieć się więcej o Ruchu 26 Lipca. Wieści o porwaniu i o zagadkowej grupie rozeszły się po świecie, mimo że prezydent Batista starał się zrobić wszystko, by nie przedostały się do opinii publicznej. Nie dało się jednak ukryć wzmożonej ochrony, która teraz już skwapliwie pilnowała pozostałych kierowców. I słusznie, bo ofiarą porwania miał paść także Moss, którego uchronił Fangio, wymyślając historię o miesiącu miodowym Anglika.
Fidel nie wybacza
O niepokojach politycznych na Kubie było wiadomo od lat, ale bagatelizowano te przejawy. Prezydent Batista robił wszystko, by pokazywać kraj jako bezpieczny i dobrze prosperujący, temu też miała służyć organizacja opisywanego grand prix. Bunt był jednak coraz wyraźniej zauważalny po 26 lipca 1953 roku, kiedy to bojownicy Fidela zaatakowali koszary wojskowe w Santiago. Castro trafił do więzienia, ale po wyjściu na wolność i wyjeździe do Meksyku stworzył Ruch 26 Lipca, nawiązujący do tamtych wydarzeń. Ta organizacja stała właśnie za porwaniem Fangio.
Doszło tylko do kłótni o to, kto wygrał wyścig. Tuż przed wywieszeniem czerwonej flagi przerywającej zawody toczyła się zażarta rywalizacja między Mossem a Amerykaninem Mastenem Gregory'm. Zwycięstwo przyznano Mossowi, ale rywal protestował. Chodziło przede wszystkim o pieniądze, bo najlepszy miał dostać 10 tysięcy dolarów, a zdobywca drugiego miejsca 7,5. Brytyjczyk zaproponował, by podzielić się tą kwotą. Po uzyskaniu zgody wziął żonę i pojechał z nią na lotnisko, by jak najszybciej opuścić Kubę.
A największy nieobecny był załamany po zobaczeniu wypadku, zaczął się nawet zastanawiać, czy porwanie nie uratowało mu życia. Do szczęśliwego zakończenia i bezpiecznego powrotu do bliskich wciąż było jednak daleko. Miał gwarancję porywaczy, że nic mu nie grozi, ale ryzyko niosły próby odbicia ze strony państwowych władz.
Po godzinie 22 kolejnego dnia Fangio został przekazany dyplomatom. Ówczesny ambasador Argentyny miał bowiem więzy rodzinne z Che Guevarrą i te sprawiły, że obyło się bez problemów. Potem mistrz spotkał się z pozostałymi kierowcami, by opowiedzieć o przygodach. A spędził w niewoli 26 godzin...
Gdy Fidel Castro objął w siłowy sposób stanowisko premiera kraju niecały rok później, to na posady państwowe mogli liczyć także ci, którzy stali za porwaniem Fangio, czyli Arnol Rodriguez i Faustino Pérez. Kraj przeszedł z jednej dyktatury w drugą, co stało się zauważalne też w sporcie. Wyścig samochodowy takiej rangi jak te w 1957 i 1958 zorganizowano tam już tylko raz. Sporty motorowe gryzły się bowiem z ideologią komunistyczną. Wszelkie profesjonalne zmagania zostały zakazane. Odżyły dyscypliny olimpijskie, a Kuba niedługo zaczęła zdobywać pierwsze medale igrzysk.
Nierozerwalne związki
Juan Manuel Fangio zakończył karierę w 1958 roku, zgodnie z planami. Utrzymywał kontakt z porywaczami do swej śmierci. Początkowo listowny, ale w 1981 przyjechał na Kubę jako przedstawiciel Mercedesa. Spotkał się wtedy z Castro i z ówczesnym ministrem spraw zagranicznych, czyli Arnolem Rodriguezem, którego poznał podczas porwania. Ten odwiedził Argentyńczyka na kilka miesięcy przed śmiercią. Mało kto mógł liczyć na taki zaszczyt. Mistrz był już w ciężkim stanie. Rozpoznał jednak gościa, wypowiadając słowa "Arnol" i "Kuba".
Tamta przygoda w Hawanie zapisała się więc mocno w pamięci legendarnego kierowcy. I podobnie jak to było na torach, także z porwania wyszedł bez szwanku. Wszystkich szczegółów zdarzenia nie poznamy nigdy. Pozostał jednak mit...