Po odejściu z Bundesligi Roberta Lewandowskiego i Rafała Gikiewicza przyszedł czas posuchy Polaków w niemieckiej elicie. Robert Gumny, Jakub Kamiński i Dawid Kownacki grają rzadko, w dodatku nie zwracając na siebie uwagi. Jak wyglądają obecnie perspektywy na występy polskich zawodników na najwyższym poziomie w Niemczech.
W poprzedniej dekadzie Bundesliga mogła się kojarzyć w Polsce z sukcesami i nadzieją dla piłkarzy na rozwój kariery. Nie da się ukryć, mogliśmy się topowymi zawodnikami w każdej strefie. Najpierw zachwycaliśmy się trio z Borussii Dortmund, potem rekordami Roberta Lewandowskiego w Bayernie. W międzyczasie uwagę przykuł także Rafał Gikiewicz, który po trzydziestce przeżywał renesans swojej kariery w Unionie Berlin oraz Augsburgu.
Oczywiście, byli też tacy, którym w Niemczech nie wyszło. Na przykład Krzysztof Piątek, którego transfer do Herthy okazał się złą decyzją (także za sprawą złego zarządzania w klubie, który teraz gra na drugim poziomie rozgrywkowym) i dopiero teraz, po wyjeździe do Turcji, odżył strzelecko. Ale mimo wszystko, Niemcy wtedy chętniej spoglądali w stronę reprezentantów Polski.
W 2021 roku Bundesligę opuścił Łukasz Piszczek, rok później Robert Lewandowski, a w ostatnim letnim oknie transferowym Rafał Gikiewicz. I nagle okazuje się, że w niemieckiej elicie nie mamy zawodników, których cotygodniowych występów nie możemy się doczekać.
Trzeba też dodać, że w tym sezonie Polacy jeszcze nie strzelili gola w Bundeslidze. Jeśli sytuacja utrzyma się do końca rozgrywek, będzie to pierwszy sezon od... 1985/1986 bez polskiego trafienia w niemieckiej elicie.
Po 23 kolejkach Bundesligi najczęściej grający Polacy mają po tyle samo występów – zaledwie trzynaście. Cała trójka, wobec której przed sezonem nadzieje wcale nie były małe, czyli Robert Gumny, Jakub Kamiński i Dawid Kownacki, rzadko pojawiała się w spotkaniach niemieckich rozgrywek. I trudno było w ich grze dostrzec błysk.
Najwięcej minut na boisku spędził Gumny, który pięć razy znalazł się w wyjściowym składzie Augsburga. Trener Jess Thorup, który objął tę posadę w październiku 2023 roku, ostatnio jednak coraz rzadziej stawiał na Polaka. Do tego stopnia, że 26-latek w ostatnich sześciu ligowych spotkaniach zagrał tylko raz, wchodząc na ostatnie kilkanaście minut przeciwko Mainz (0:1). Drużyna ma stabilną, 11. pozycję w lidze, może dlatego szkoleniowiec woli nie robić roszad w obronie?
Jeszcze bardziej zaskakują rzadkie występy Kamińskiego, który po sezonie, w którym grał regularnie, nagle wypadł z pierwszego składu Wolfsburga. Wydawało się na początku stycznia, że może być przełom w jego występach, gdy na dwa mecze wrócił do pierwszego składu. Najwyraźniej nie zdobył jednak zaufania trenera, który na lewym skrzydle ostatnio wystawia 20-letniego Kevina Paredesa, który choć wygrywa dużo pojedynków, na razie rzadko jego postawa ma przełożenie na wyniki drużyny. Ale Kamiński musi czekać na szansę.
Kolejne podejście do Bundesligi zaliczył Dawid Kownacki, aczkolwiek na razie jest ono nieudane. Tylko dwa razy (we wrześniu) znalazł się w pierwszym składzie Werderu Brema. Od tamtej pory głównie wchodzi na ostatnie minuty. Bez efektów, ale raczej trudno się temu dziwić, gdyż pojawia się w "ogonach" spotkań, o ile w ogóle dostaje szanse. Łącznie uzbierał w tym sezonie 250 minut, choć nie zmagał się z żadnymi kontuzjami. Owszem, konkurencja w ataku ekipy z Bremy jest duża, ale Polak jest daleko w hierarchii.
Patrząc na Polaków w Niemczech, w tym sezonie bardziej można spoglądać na 2. Bundesligę niż na pierwszą. Choć z drugiej strony, też nie jest kolorowo, patrząc na drużyny z czołówki. Adam Dźwigała jest rezerwowym w pierwszym w lidze FC St. Pauli, podobnie jak Łukasz Poręba w trzecim Hamburger SV. Największą nadzieją może być Damian Michalski, który w czwartym Fuerth nie tylko gra regularnie, ale jest też ważną postacią defensywy.
Pozostałe kluby, w których grają Polacy w 2. Bundeslidze raczej nie mają większych szans na awans. Michał Karbownik gra regularnie w ósmej Hercie, ale jest wypożyczony z Brighton i trudno cokolwiek mówić na temat jego możliwej przyszłości w Niemczech. Karol Niemczycki w siódmej Fortunie zagrał tylko w Pucharze Niemiec. Marcin Kamiński i Tymoteusz Puchacz na brak minut nie mogą narzekać, ale ich drużyny radzą sobie bardzo słabo (Schalke zajmuje dopiero 14. miejsce, a Kaiserslautern 16. – w strefie spadkowej). Na występy w rozgrywkach wciąż czeka Miłosz Brzozowski z siedemnastej Hansy Rostock.
Można jeszcze spoglądać na polskich zawodników grających w najstarszych drużynach akademii klubów Bundesligi. Bramkarz Marcel Lubik już został włączony do pierwszej drużyny Augsburga. Aż czterech Polaków jest w Borussii Dortmund. Marcel Lotka jest bramkarzem rezerw, a Robin Lisewski ekipy U19, w której występują także Nico Adamczyk (obrońca) i Alex Niziołek (napastnik)
Z kolei w drużynie Bayeru Leverkusen U19 gra regularnie młodzieżowy reprezentant Polski, David Widlarz (skrzydłowy) a także trenuje bramkarz Borys Oleniak. W kontekście tego klubu nie można też zapomnieć o zdolnym Julienie Kurowskim (rocznik 2007, drużyna U17), który niedawno podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt w karierze, ale na razie w polskich kadrach nie występował (może też grać dla Niemiec).
W Mainz U19 występuje Marcel Kalemba (ofensywny pomocnik), a w drużynie Borussii Moenchengladbach tej samej kategorii wiekowej – Bartłomiej Krysiak (obrońca). Za to w Wolfsburgu gra regularnie Eryk Grzywacz (defensywny pomocnik), a nieco rzadziej – Mateusz Jasiński (środkowy obrońca).
Jest jeszcze trochę zawodników w młodszych kategoriach wiekowych klubów Bundesligi, ale na razie za wcześnie, by cokolwiek spekulować na temat ich przyszłości i możliwych występów w Bundeslidze.