| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Julius Ertlthaler grał przeciwko Erlingowi Haalandowi i trenował z Aleksandrem Buksą. W tym roku po raz pierwszy w karierze zdecydował się opuścić rodzinną Austrię i dołączył do pierwszoligowego GKS-u Tychy. Niedawno strzelił pierwszego gola w Polsce, przeciwko Wiśle Kraków. – Chcę awansować do Ekstraklasy, najlepiej już w tym roku – powiedział w rozmowie dla TVPSPORT.PL.
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Pamiętasz swój pierwszy mecz w Polsce?
Julius Ertlthaler, piłkarz GKS-u Tychy: – To było już cztery lata temu i wolę nie wspominać tego meczu! W moim ostatnim klubie przed WSG Tirol, TSV Hartberg, graliśmy w pucharach z Piastem Gliwice i ponieśliśmy porażkę.
– Rok później odszedłeś z Hartbergu i pozostawałeś przez sześć miesięcy bez klubu. Dlaczego?
– Nie otrzymałem ofert, które w tamtym czasie spełniałyby moje oczekiwania. A nie chciałem na siłę iść do klubów, którym nie do końca na mnie zależało. Wolałem przeczekać ten czas, ale skoncentrowałem się wtedy na sobie. Trenowałem indywidualnie, brałem też udział w zajęciach w klubie w pobliżu mojego domu. I po sześciu miesiącach doczekałem się propozycji z WSG Tirol, z austriackiej Bundesligi.
– Jak podsumujesz dwa lata w WSG Tirol?
– Od początku czułem się tam dobrze. Gdy przyszedłem, czułem wsparcie ze strony każdego. Jeśli czegoś potrzebowałem, mogłem liczyć na innych. To bardzo mały klub, ale wszyscy są bardzo zgrani. Pod względem sportowym też był to dobry czas. W ubiegłym sezonie byliśmy bardzo blisko play-offów o grę w europejskich pucharach. Przegraliśmy jednak ostatnie mecze rundy zasadniczej, z Rapidem Wiedeń i Sturmem Graz. Tylko szkoda, że obecnego sezonu nie rozpoczęliśmy dobrze – teraz WSG Tirol jest drugi od końca. Ale kibicuję drużynie, żeby się utrzymała w lidze.
– Znalazłem rozmowę z tobą, gdy trafiłeś do WSG Tirol. Powiedziałeś: w tym klubie wszystko jest możliwe i masz nadzieję, że zrobisz to, co do ciebie należy. Po dwóch latach w klubie czułeś się lepszym zawodnikiem?
– Wiesz, trening jest ważny, ale gdy grasz każdego tygodnia przeciwko silnym drużynom, uczysz się dużo więcej. W WSG Tirol rozegrałem dużo spotkań i jestem bardziej doświadczonym zawodnikiem niż wcześniej. I myślę, że bardziej ułożony – na boisku, ale też prywatnie.
– W Tirolu grałeś z polskim napastnikiem Aleksandrem Buksą. Co sądzisz o jego umiejętnościach?
– Buksa jest wielkim talentem! Niestety trafił na gorszy czas drużyny i na razie nie wiedzie mu się dobrze. Ale myślę, że niebawem będzie lepiej. Bardzo dobrze gra lewą nogą, ma potencjał na świetnego strzelca. Umie się dobrze ustawiać, ale potrzebuje dobrych podań pod bramkę.
– Jak sam stwierdziłeś, w Austrii co tydzień grałeś przeciwko silnym rywalom. Kto zrobił na tobie największe wrażenie?
– Pierwszy przychodzi mi na myśl Erling Haaland, gdy występował w Salzburgu. Jeszcze nie był tak znany, ale już grał niesamowicie. Wysoki, szybki, zabójczy! A kolejni wspaniali zawodnicy, o których pomyślałem, to Naby Keita i Konrad Laimer – z nim grałem też w reprezentacji Austrii U21.
– Co wiedziałeś wcześniej o GKS-ie Tychy i polskim futbolu?
– Będę szczery – nie wiedziałem praktycznie nic. Przed wyjazdem zapytałem Aleksandra Buksę o poziom – powiedział mi, że liga jest dobra i w najbliższych latach powinna się jeszcze bardziej rozwinąć. Pozytywne wrażenie zrobił na mnie członek zarządu klubu, Max Kothny. Czuję się tu dobrze, a drużyna, w której jest też mój rodak Marko Dijaković, bardzo mi pomaga.
– Czy dyrektor powiedział ci, że GKS Tychy chciałby grać w najwyższej lidze?
– Tak, chcielibyśmy awansować tak szybko, jak to będzie możliwe. Mam nadzieję, że zagramy w Ekstraklasie już w przyszłym sezonie. A jeśli nie, to w kolejnym.
– Niektórzy się dziwią – dlaczego piłkarz grający regularnie w lidze austriackiej przenosi się do klubu z 1. Ligi.
– Tak, kilka osób mnie o to pytało, także w Austrii. Ale uznałem, że to dobry czas na wyjazd. W Austrii widziałem już wszystko, występowałem w meczach przeciwko każdej topowej drużynie. WSG Tirol zawsze będzie w moim sercu, jednak chciałem spróbować czegoś nowego, grać w innych krajach.
– I tak zamieniłeś położony w górach Tyrol na Tychy.
– Wattens to mała miejscowość, choć dziesięć minut od większego Innsbrucka. Tychy przy nim to wielkie miasto! Z jednej strony masz dużo miejsc, gdzie możesz pojechać, jeśli chcesz na przykład zrobić zakupy. Byłem też nad jeziorem (Paprocańskim – przyp. red.). Jest też niedaleko do Katowic. Ale jest tu dosyć spokojnie i można się skupić na grze.
– Ostatnio strzeliłeś pierwszego gola dla klubu, przeciwko Wiśle Kraków. Zdawałeś sobie sprawę z tego, jak ważny był to mecz?
– Oczywiście! Musieliśmy wygrać, bo inaczej Wisła miałaby tyle samo punktów, co my. Wiem też, że to utytułowany klub i faworyt 1. Ligi. Trudno jest grać przeciwko Wiśle na jej stadionie. Ale my czuliśmy się tam pewnie i zwiększyliśmy przewagę.
– Czy trener i koledzy powiedzieli ci coś szczególnego po tym golu?
– Pogratulowali mi i powiedzieli, że sam ich trochę zaskoczyłem. Ale nie mieliśmy czasu, żeby świętować, bo kolejny mecz już w piątek. Mamy wysokie cele, dlatego musimy być skoncentrowani.
– Masz już za sobą trzy oficjalne spotkania w barwach GKS-u Tychy. Jak sądzisz, co wniosłeś do tej drużyny?
– Widzę, że dobrze rozgrywam piłkę i już rozumiem się z nimi na boisku. Pragnę w każdym meczu przydawać się w grze ofensywnej. Mieć kluczowe podania, asysty i gole. Grałem wiele lat w austriackiej Bundeslidze i chciałbym pomóc innym zawodnikom swoim doświadczeniem.
– Co chciałbyś osiągnąć w GKS-ie?
– Awansować do Ekstraklasy, najlepiej już w tym roku.
– Zajmujecie drugie miejsce, ale wciąż nie wszyscy stawiają was w roli głównych faworytów.
– Wiemy o tym, że w lidze są większe kluby jak Wisła i Lechia Gdańsk. Nie wierzą w nas, bo nie widzą nas na co dzień – jak działamy i chcemy być wyżej.
– Masz jakieś długofalowe cele?
– Nauczyłem się, że życie piłkarza czasem jest bardzo szybkie. Grałem w austriackiej Bundeslidze, młodzieżowej reprezentacji, a potem przez pół roku byłem bez klubu. Dlatego nie myślę o planach na przyszłość i cieszę się z tego, co mam.