| Siatkówka

Kurek zapytany o kontrakt w ZAKSIE. Wymowna odpowiedź zawodnika

Bartosz Kurek (fot. Getty Images)
Bartosz Kurek (fot. Getty Images)

W tegorocznym okienku transferowym Bartosz Kurek był jednym z najgłośniejszych nazwisk. Nasze źródła wskazują, że siatkarz w kolejnym sezonie zagra w Grupie Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, ale sam zainteresowany nie chce mówić o swojej klubowej przyszłości. W Wolfdogs Nagoya wygrywa i powoli myśli o sezonie kadrowym. – Sukces na igrzyskach? Może być fajnym zwieńczeniem moich i naszych wieloletnich prób wywalczenia medalu, który nam umyka – mówi w TVPSPORT.PL.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
MŚ na Narodowym? "Wymaga wyjątkowego wydarzenia"

Czytaj też

MŚ na Narodowym? "Wymaga wyjątkowego wydarzenia" (na zdjęciu Artur Popko, fot.

MŚ na Narodowym? "Wymaga wyjątkowego wydarzenia"

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Ostatnio wrzuciłeś na Instagrama zdjęcie z Raulem Lozano, trenerem JT Thunders, szkoleniowcem, od którego zacząłeś swoją przygodę z reprezentacją Polski siatkarzy. Jakie emocje wywołują spotkania z Argentyńczykiem?
Bartosz Kurek: – Spotkanie z nim zawsze wywołuje pozytywne odczucia. Nie muszę chyba nikomu wyjaśniać, że to właśnie ten szkoleniowiec wprowadził mnie do kadry i dał mi szansę. Wiem, że wtedy w żadnym stopniu na to nie zasługiwałem, ale on dostrzegł zalążek czegoś, czego na boisku nie byłem jeszcze w stanie pokazać. To było bardzo ważne. Doświadczenie, które zdobyłem na dość wczesnym etapie kariery, wiele mi dało i pomogło mi dość prędko przeskoczyć pewne etapy. Z nimi niektórzy muszą się mierzyć trochę dłużej.

– Dlaczego nie zasługiwałeś wtedy na tę szansę?
– Przede wszystkim ze względu na poziom sportowy. Nie grałem wtedy w topowym zespole. Byłem zawodnikiem drużyny z Kędzierzyna-Koźla, która na tamtym etapie rywalizowała głównie o połowę stawki. Nie byłem też niesamowicie wyróżniającym się siatkarzem, jeśli chodzi o boiskowe występy. Czynnikami, którymi odróżniałem się od innych, były wiek, wzrost i warunki fizyczne. Ten pierwszy był szczególnie zauważany, bo w wieku 16–17 lat grałem już w siatkarskiej ekstraklasie. Selekcjoner zapewne stwierdził, że jest na czym budować. Cieszę się, że wtedy dał mi szansę. 

– A jakie wrażenie zrobił wtedy na tobie?
– Przede wszystkim byłem wtedy zbyt młodym zawodnikiem, żeby myśleć o jakiejś szczególnej relacji z trenerem. Wówczas głównie wsłuchiwałem się w to, co miał do powiedzenia, i chciałem wykonywać to, o co mnie prosił jak najlepiej potrafiłem. Ciężko mi to jednak przychodziło (śmiech). 

Raul Lozano to ten typ człowieka, który bardzo szybko buduje swoją pozycję w grupie. Mimo że wśród siatkarzy nie wyróżniał się wzrostem, to nadrabiał swoją wiedzą czy charyzmą. Już wtedy potrafił przekonać do siebie zawodników. Najlepiej byłoby zapytać ludzi, którzy w tamtym czasie kierowali naszym związkiem, jak bardzo trener Lozano pomógł im i całej dyscyplinie. Wprowadził tak wiele zmian – od podstawowych po rewolucyjne. Myślę, że to był moment zapalny, początkowy, kiedy nasza siatkówka zaczęła iść do przodu. Bez katalizatora w postaci trenera Raula Lozano na pewno nie byłoby to możliwe.

– Zapewne budowanie wspomnianego autorytetu było procesem, ale czy pamiętasz sytuacje graniczne, które pozwalały mu stworzyć tego podwaliny? Powiedział do jednego czy drugiego, że ma zrobić tyle i tle pompek, a najmłodszy zbiera piłki?
– (śmiech) Z mojego doświadczenia w ten sposób budowany autorytet rozpadłby się w kilka sekund. Kiedy grupa zderzyłaby się z presją, to by nie zadziałało. Raul Lozano nie musiał korzystać z takich środków. Na samym początku trener wprowadził dużo nowych rzeczy, zaczynając od spalskich łóżek.

Przed jego przyjazdem siatkarze spali na takich, które miały 190 cm.
– Dokładnie. Siłownia w Spale przeszła już chyba trzecią modernizację, ale to ta pierwsza, zainicjowana przez Argentyńczyka, sprawiła, że do czegokolwiek w kontekście siatkarskim się nadawała. To był jeden z najważniejszych kroków, które trener zrobił. Pokazał zawodnikom, że będzie o nich walczył, nie ugnie się i stworzy środowisko, które pozwoli im na spokojny trening i podnoszenie swoich umiejętności. Drugim krokiem była wiedza siatkarska i efekty, jakie przynosiły jego treningi. 

Nawet jeśli w pierwszej chwili jego rady czy opinie wydawały się dziwne, to po krótkim czasie było widać pozytywne efekty wprowadzonych zmian. Nauczył nas, jak wykorzystywać statystykę, by grać lepiej. To, jak szybko nasza reprezentacja zaczęła grać siatkówkę przypominającą światowy top, było niesamowite. We wcześniejszych latach drużyna grała dość prosto, monotonnie, działając w dużej mierze na wysokiej piłce. Trener wprowadził zauważalnie szybszą grę. Świetnie odnalazł się w tym Paweł Zagumny, który wraz z przyjściem szkoleniowca zaczął błyszczeć i pokazywać, że jest jednym z najlepszych rozgrywających na świecie. Takimi rzeczami buduje się autorytet. 

Czy nastoletniemu introwertykowi trudno było wtedy rozpychać się łokciami pomiędzy takimi osobowościami siatkarskimi, jak Łukasz Kadziewicz, Krzysztof Ignaczak czy wspomniany Paweł Zagumny?
– Nie będę ukrywać, że pierwszy raz na spotkaniu drużynowym w kadrze odezwałem się może w 2009–2010 roku (śmiech).

Czyli zabrało to prawie trzy lata!
– To nie jest żart. Naprawdę tak było! Na początku nie starałem się zabierać głosu, bo nie po to przyjechałem na zgrupowanie reprezentacji, by przedstawiać stanowiska, których pewnie nawet nie miałem. Tak naprawdę byłem wtedy na dorobku, uczyłem się i poznawałem dopiero, czym jest siatkówka na najwyższym poziomie. Co do mojej obecności w grupie... Byłem tam, wykonywałem swoją pracę, ale nie byłem "głosem" w szatni i na boisku. Takie rzeczy przychodzą z czasem, naturalnie, kiedy rola danego zawodnika na parkiecie się zmienia i zwiększa, a także, gdy jest starszy i wie, że to, co ma do przekazania, będzie miało pozytywny wpływ. W tamtym momencie nie miałem w sobie takiej pewności (śmiech).

Kończąc wątek tamtych czasów i Raula Lozano, chciałam się jeszcze dopytać, jak radziłeś sobie z żartami Michała Winiarskiego? Wyobrażam sobie, że nastoletni "świeżak" był da niego idealnym ich przedmiotem.
– Tak jak już wspominałem, byłem wtedy tak przejęty samą obecnością w kadrze i tym, że mogę trenować z najlepszymi zawodnikami, że byłem łatwym celem. Pewnie połowy żartów, które Michał na mnie robił, nawet w swojej naiwności nie wyłapałem (śmiech). Zapewne do teraz to do mnie nie dotarło, a wszyscy śmiali się z tego za moimi plecami. Taka jest jednak kolej rzeczy. Jeśli w wieku 18 lat przyjechałbym na zgrupowanie i nabijał się z kogoś lub robił z niego żarty, to byłoby to dziwne. Muszę jednak przyznać, że konkretnych przykładów nie pamiętam, były one głównie sytuacyjne. Później miałem przyjemność grać z Winiarem w Bełchatowie i stamtąd kilka historii mógłbym przytoczyć, ale chyba jeszcze nie teraz (śmiech). Jeśli Michał i Mariusz Wlazły to przeczytają, na pewno będą wiedzieć, o jakiej konkretnej historii chciałbym wspomnieć.

MŚ na Narodowym? "Wymaga wyjątkowego wydarzenia"

Czytaj też

MŚ na Narodowym? "Wymaga wyjątkowego wydarzenia" (na zdjęciu Artur Popko, fot.

MŚ na Narodowym? "Wymaga wyjątkowego wydarzenia"

"Nie będę ukrywać, że pierwszy raz na spotkaniu drużynowym w kadrze odezwałem się może w 2009–2010 roku (śmiech)"

Norbert Huber i Bartosz Kurek (fot. PAP)
Norbert Huber i Bartosz Kurek (fot. PAP)

Kilka lat temu rozmawiałam z jednym z pierwszych twoich trenerów, Romanem Palaczem. Powiedział: "Jak sięgam pamięcią, w życiu nie widziałem chłopaka aż tak zdeterminowanego do osiągnięcia sukcesu". To cię definiuje do dziś?
– Wtedy na pewno nie było to świadome. Jeśli jednak widział to we mnie, to oznaczało, że przeświadczenie, że tak należy postępować, wyniosłem z domu. W tak wczesnym okresie dziecko nie zastanawia się nad tym za bardzo; po prostu powiela pewne zachowania, które przejmuje z rodziny. 

Muszę przyznać, że miałem bardzo duże szczęście, że trafiłem na takiego szkoleniowca, jak trener Palacz. Dbał o nasz rozwój siatkarski, ale również dysponował cechami wolicjonalnymi i bardzo poważnie traktował nasze zobowiązania prywatne, szkolne. Nieustannie przekazywał nam, jak istotnym jest, by dawać z siebie wszystko nie tylko na boisku, ale również poza nim. Podkreślał, że te dwie strefy się ze sobą łączą i jedna bez drugiej nie może się rozwijać. 

Co do mnie obecnie, muszę przyznać, że wiele razy wartościowałem pewne kwestie, na inne patrzę z perspektywy czasu zupełnie inaczej, ale niezmienne jest to, że nieustępliwość i determinacja to dla mnie cechy, które trzeba nosić z dumą. Jeśli nadal je mam, to jest to kontynuacja tego, co wpajali mi rodzice. 

Ktoś kiedyś powiedział ci, że chcesz za bardzo?
– Myślę, że tak. Traktowałem to jednak bardziej jako komplement. Wiem, że niektórym może się to wydawać dziwne, ale jeśli ktoś uważa, że staram się za bardzo, to chciałbym, żeby tak pozostało. Nie mam zamiaru się zmieniać. Takie, a nie inne podejście do tej kwestii doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem teraz. Mam nadzieję, że przywiedzie ono mnie i drużyny, w których będę grać, do kolejnych sukcesów. 

To zawsze było zdrowe?
– Oczywiście możemy wejść w dyskusję i zastanawiać się, czy to zdrowe czy nie. Myślę, że po latach między innymi dzięki żonie odnalazłem balans i dobrze mi z tym, jaką rolę obecnie w moim życiu spełnia siatkówka.

Po powrocie do kadry w 2015 roku, zawodzie igrzysk 2016 chciałeś jeszcze bardziej? Czytałam twój wywiad dla "WP". Uważałeś, że jeśli przekroczysz granicę zdrowego rozsądku, otrzymasz nagrodę w postaci sukcesu.
– Deprymowały mnie momenty, kiedy drużynowo nie udawało nam się uzyskać konkretnego rezultatu mimo tego, że czułem, że wykonałem maksimum pracy, którą mogłem wykonać i zaprezentowałem wszystkie umiejętności, które miałem w danej chwili. To mnie "dobijało". Cały czas czułem na sobie olbrzymią odpowiedzialność. Musiałem zrozumieć, że w siatkówce właściwie większość kwestii, czynników leży po stronie drużyny, a nie indywidualności i tak należy do tego podchodzić. Teraz wiem, że moje zaangażowanie i praca to nie są jedyne składowe ewentualnego sukcesu, który chciałbym osiągnąć.

Czy ktoś w tamtym okresie powiedział ci: "Hej, spokojnie, to nie tylko od ciebie zależy, daj też sobie prawo do odpoczynku"? Mówiłeś, że bywało, że nie miałeś dnia wolnego między kadrą i klubem, ta spirala była szalona.
– Nie wiem, czy wtedy bym posłuchał. Do dziś zresztą nie jestem wielkim fanem tracenia rytmu kiedy forma dopisuje. Jedzie się na długie wakacje, a po nich znów trzeba budować dyspozycję przez kolejne miesiące. Wtedy jednak na pewno bym nie posłuchał. Teraz wiem, że odpoczynek również jest ważną częścią treningu i przygotowania do kolejnych wyzwań. Do takich wniosków dochodzi się jednak z czasem. Dużo bardziej wolałbym w swojej drużynie mieć młodych zawodników, których chęć i zapał do pracy trzeba hamować i powstrzymywać przed przeciążeniem niż takich, których trzeba popychać i kontrolować, by wykonywali odpowiednią liczbę ćwiczeń.

"To mnie "dobijało". Cały czas czułem na sobie olbrzymią odpowiedzialność"

Bartosz Bednorz i Bartosz Kurek (fot. Volleyball World)
Bartosz Bednorz i Bartosz Kurek (fot. Volleyball World)

Po igrzyskach 2016 powiedziałeś o wypaleniu. Trudno ci było się do tego przyznać po latach napędzania się do kolejnych wyzwań?
– Nie. Nie przyszło mi to trudno, ponieważ miałem wokół siebie ludzi, którym mogłem powiedzieć o tym, co czuję i tym, co się ze mną dzieje. Razem znaleźliśmy wyjście z tamtej sytuacji. W trudnych chwilach warto więc zwrócić się do osób, które chcą dla nas dobrze, i które we wcześniejszym czasie okazały nam wsparcie. Z doświadczenia wiem, że lepiej nie zamykać się w sobie. Kluczem jest szukanie pomocy wśród zaufanych osób. Miałem to szczęście, że dookoła mnie byli tacy ludzie. Dzięki ich wsparciu poradziłem sobie z tamtymi problemami. 

Jeśli miałbym mieć mieć jedną radę dla osób po podobnych przejściach, to byłaby ona taka, żeby nie bali się komunikować własnych uczuć, emocji i myśli. Wręcz przeciwnie – naprawdę warto starać się poszukać pomocy albo u profesjonalistów albo w bardzo zaufanym gronie bliskich osób. 

Zrezygnowałeś wtedy z pierwszego kontraktu w Japonii. Potrzebowałeś przerwy, by znaleźć się w tym punkcie, w którym teraz jesteś?
– Wiem, że wszystko to było potrzebne, bym znalazł się w punkcie, w którym teraz jestem. Przerwa, poprzedzające ją wydarzenia, sukcesy, porażki, ludzie spotkani na mojej drodze. To wszystko złożyło się na całość mojej ludzkiej historii. To na pewno był dla mnie bardzo ważny moment, który otworzył mi oczy. Bez tego, co przed tym i co po tym nie byłbym gościem, którym jestem teraz.

Zamykając ten temat dopytam o coś, co wywołało spore poruszenie medialne w tamtym okresie. Kibice bardzo mocno komentowali to, że wkrótce po rezygnacji z kontraktu z JT Thunders związałeś się z PGE Skrą Bełchatów. Prezes Piechocki zaoferował ci wtedy możliwość spokojnej odbudowy. Dotarła do ciebie wtedy skala komentarzy, która niekoniecznie była tylko pozytywna?
– Po to istnieją dziennikarze i po to istnieją kibice, żeby dzielić się swoimi opiniami na dany temat. Każdy ma prawo mieć swoje zdanie i wygłaszać to, co myśli. Jednocześnie ja mam prawo do tego, by te opinie różnie traktować – z jednymi się zgadzać, nad innymi się zastanowić. 

Powiem szczerze, że w tamtym okresie nie czułem się specjalnie poszkodowany komentarzami; nie było wrogości ze strony kibiców. Nie uważam, że jakoś specjalnie mi się od nich "dostało". Gram już od wielu lat, sporo trofeów przegrałem i w wielu sytuacjach można było zwalać winę na mnie. Niekiedy bardzo wyraźnie czułem, że odpowiedzialność za porażki spoczywała na moich barkach. Nigdy jednak nie czułem, żebym "oberwał" za to od kibiców. To chyba pokazuje, że nasza dyscyplina zrzesza ludzi na odpowiednim poziomie. Pojedyncze przypadki chamstwa i głupoty się zdarzają, ale dla mnie giną one w morzu fajnych osób, które śledzą tę dyscyplinę.

Co określiłbyś więc jako twój największy życiowy sukces?
– Moją rodzinę – żonę i rodziców. To mój największy sukces.

Czym więc będzie sukces na igrzyskach?
– Myślę, że nie będzie nawet blisko tego, o czym wcześniej wspomniałem. Może być jednak fajnym zwieńczeniem moich i naszych wieloletnich prób wywalczenia medalu, który nam umyka. Byłoby to spełnienie moich marzeń i sukces, który trudno by było pobić. Tylko dublet na igrzyskach byłby w stanie podnieść tę poprzeczkę. 

"Jeśli miałbym mieć mieć jedną radę dla osób po podobnych przejściach, to byłaby ona taka, żeby nie bali się komunikować własnych uczuć, emocji i myśli. Wręcz przeciwnie – naprawdę warto starać się poszukać pomocy albo u profesjonalistów albo w bardzo zaufanym gronie bliskich osób"

Bartosz Kurek i kadra (fot. PAP)
Bartosz Kurek i kadra (fot. PAP)

Daniel Castellani mówił mi przed finałem mistrzostw Europy w zeszłym roku, że w 2009, kiedy po raz pierwszy sięgaliście po to trofeum, MVP było dla niego dwóch Piotr Gruszka i ty. Czy ubiegłoroczny czempionat Starego Kontynentu miał dla ciebie szczególne znaczenie, traktowałeś go jak pewnego rodzaju klamrę, jak to nazwałeś "zwieńczeniem"?
– Nie, muszę przyznać, że w żadnym wypadku tego tak nie traktowałem. W tamtym momencie bardzo mocno się denerwowałem tym, że czeka nas finał wielkiej imprezy, a ja nie będę w stanie wejść na boisko i pomóc chłopakom. Zamiast sentymentu czułem więc nerwy i frustrację spowodowaną tą sytuacją. Powiem ci nawet, że podczas tego typu turniejów takie "historyczne" myśli raczej nie pojawiają się w głowie. Nie są one produktywne. Ja sam starałem się robić wszystko, co w mojej mocy, by pomóc chłopakom i dodać im otuchy. Chciałem też wprowadzić więcej koncentracji w naszej ekipie. Bardzo żałowałem, że gdyby zaszła potrzeba, nie będę w stanie wejść na boisko. Całe szczęście ten turniej tak się ułożył, że nie było takiej konieczności.

Jak wprowadzałeś więcej koncentracji?
– Czasami jedno, dwa słowa czy rozmowa potrafią wiele zmienić. Nie chodzi tu wcale o podniosłe mowy przed drużyną, a wzięcie kolegi na stronę i powiedzenie paru zdań. Może nie mają one kolosalnego znaczenia, ale mogą też pokazać nieco inną perspektywę danej sytuacji. Nie chcę zdradzać zbyt wiele "kuchni" i przeceniać swojej roli, ale cieszę się, że mogłem być z tą drużyną i patrzeć na nią tak grającą. Mam nadzieję, że kolejne takie turnieje przed nami, i że będę w gotowości do gry. 

Żartobliwie zapytam, czy nie zaprezentowałeś wtedy kolegom słów motywacyjnych Pawła Zagumnego, które cytowałeś przy okazji wizyty w "Volley Time" w stylu "zacznij zdobywać punkty dla nas"?
– (śmiech) Nie, nie, ale to wspaniała historia. Po tym stwierdzeniu Guma rzucił w moim kierunku jeszcze kilka ciepłych słów. Nakreślę jednak kontekst. Paweł znał granice, to był turniej towarzyski, podczas którego zespół musiał się dotrzeć i zmierzyć z pewnymi problemami. Rok później, kiedy graliśmy w mistrzostwach Europy, wciąż nie grzeszyłem doświadczeniem, ale na boisku już byłem i miałem wtedy z nim jak pączek w maśle. Nie dość, że dobrze mi wystawiał, to jeszcze był liderem. Nie był z tych, którzy poklepują po plecach, ale nie był też osobą, z którą nie chciało się grać. Wręcz przeciwnie – dostając piłki od takiego rozgrywającego, chciało się kończyć ataki.

Kiedy pojawił się problem z biodrem w zeszłym roku, miałeś choć jedną myśl, że to może być sytuacja na tyle groźna, że dla kariery ostateczna?
– W ogólnie nie było takiego ryzyka. Sprawa ta wywołała we mnie irytację, bo była to kontuzja, która była bolesna i nie pozwalała mi pokazać tego, co wypracowałem w sezonie letnim. Zagrożenia końcem nie było jednak w żadnym momencie. Z perspektywy czasu cieszę się, że na mój uraz przypadł taki sezon kadrowy. Każdy z chłopaków zrobił krok do przodu i zagrał siatkówkę życia. Zaprezentowaliśmy się genialnie. Koniec końców wszystko poukładało się znakomicie. Zespół wygrał wszystko, co możliwe. Mam nadzieję, że jeśli w kolejnym sezonie dostanę szansę od trenera, będę gotowy i pokażę, na co mnie stać. 

Jak się oglądało przed telewizorem tie-break meczu z Belgią w kwalifikacjach olimpijskich w Xian?
– Byłem bardzo spokojny – nie chodzi mi jednak o ten szczególny mecz czy nawet o cały turniej. Poprzednie wakacje natchnęły mnie tak bardzo, że wiedziałem, że nawet jeśli w Chinach się nie uda, to w kolejnym sezonie kadrowym poradzimy sobie i awansujemy z rankingu. To byłoby małe utrudnienie, ale po ostatnich wakacjach jest pewny, że drużyna będzie potrafiła poradzić sobie z wszystkimi problemami. 

W trudnych momentach meczów z Xian, emocje mnie ponosiły, choć wiedziałem, że wszystko będzie dobrze, i że na igrzyska i tak pojedziemy. Poza tym przed telewizorem ma się ten luksus, że w za bardzo emocjonujących chwilach można zmienić na chwilę kanał...

Zmieniałeś?
– Zdarzyło się (śmiech). Kiedy czułem, że emocje i frustracja mnie ponoszą, wystarczyło zmienić kanał i wrócić za chwilę do oglądania, by zobaczyć, że straty zostały odrobione, a gra wygląda lepiej. Dużo więcej nerwów kosztowały mnie turnieje, w których byłem, a nie mogłem wyjść na boisko. Będąc w kwadracie, pojawiają się emocje, które trudno opanować, a napięcie trudno rozładować. Nie planuję więc kolejnych takich sezonów (śmiech). Z kwadratu mecz ogląda się dobrze, ale wtedy, kiedy jest się gotowym do wejścia i pomocy, a nie w momencie, w którym wiadomo, że nie można tego zrobić.

"Sprawa ta wywołała we mnie irytację, bo była to kontuzja, która była bolesna i nie pozwalała mi pokazać tego, co wypracowałem w sezonie letnim. Zagrożenia końcem nie było jednak w żadnym momencie"

Bartosz Kurek
Bartosz Kurek i Aleksander Śliwka (fot. PAP/Adam Warżawa)

Jak czujesz się w tym sezonie klubowym? W ostatnią sobotę nie byłeś w składzie z powodów bólowych, dzień później już grałeś.
– Zacznijmy od tego, że w całym sezonie nie pojawiłem się w jednym meczu, a to niezwykły wynik zważywszy na etap rywalizacji. Średnią występów wyrobiłem (śmiech). Jest ok. Czuję się dobrze. Jako zespół mamy swoje wzloty i upadki. Może nie jesteśmy wielkim faworytem do zwycięstwa, ale kiedy gramy swoją najlepszą siatkówkę, jesteśmy groźni dla wszystkich. W fazie play-off też już jesteśmy. Szumnie nazwane "play-offy", czyli po jednym meczu w ćwierćfinale i ewentualnym półfinale, to będzie duża loteria. Mam jednak nadzieję, że wtedy zagramy naszą najlepszą siatkówkę, bo wtedy jesteśmy groźni dla każdego.

Uważam, że jest to mój dobry sezon. Pracowałem nad tym, żeby poprawić kilka rzeczy, które w poprzednich rozgrywkach trochę gorzej funkcjonowały. Widzę postępy w tych elementach.

Które elementy masz na myśli?
– Zagrywkę oraz atak z czwartej strefy, który w sezonie kadrowym przychodził mi nieco trudniej. Nie byłem mocną opcją w pierwszym ustawieniu. Staram się dbać o swoje zdrowie i o to, by ten sezon zakończyć tak, jak idzie do tej pory, czyli w dobrej formie. Chcę przyjechać na reprezentację w pełni gotowym.

Czyli jest zdrowe jedzenie, spa po meczach i korzystanie z dobrodziejstw japońskiej medycyny naturalnej.
– Trochę tak. Regeneracja po trzydziestce jest nieco spowolniona, ale też na tym polega doświadczenie, by wiedzieć, co zrobić w danym momencie dla swojego organizmu, by forma była jak najwyższa.

Czy nadchodzący sezon kadrowy będzie dla ciebie definitywnie ostatnim? A może dajesz sobie furtkę jeśli zdrowie pozwoli, trener wybierze na kolejne lata w reprezentacji?
– W samym twoim pytaniu wiele było "jeśli" (śmiech). To pokazuje, jak wiele rzeczy może się wydarzyć. Kto wie, czy w trakcie tego sezon kadrowego Nikola Grbić ze mnie nie zrezygnuje i nie pójdzie w innym kierunku na mojej pozycji? Myślę, że nie ma co aż tak bardzo wyprzedzać faktów. Kiedy ten sezon kadrowy się dla mnie skończy – mam nadzieję, że po igrzyskach – usiądziemy z żoną i zastanowimy się, co robić dalej. Nawet jeśli podejmę decyzję, że nadal chciałbym być w reprezentacji, to jest jeszcze jedna osoba, dużo ważniejsza ode mnie w tym kontekście, czyli trener. Zobaczymy kto nim będzie i jaką będzie miał koncepcję. Na ten moment jest za dużo zmiennych. Choć chciałbym dać już teraz jedną konkretną odpowiedź, to nie jest to odpowiedni czas i miejsce. 

Czy w wieku 36 lat, po latach spędzonych za granicą, tęskni się za Polską?
– Myślę, że nie (śmiech). Połowę roku spędzamy w Polsce. Choć czasami Liga Narodów trwa tygodnie na obczyźnie, to przez kilka miesięcy i tak jesteśmy z Anią [Kurek, żoną sportowca – przyp. red.] w kraju. Do tej pory bardzo dobrze żyło nam się w tym rytmie i specjalnej tęsknoty nie odczuwaliśmy. I żona, i ja doskonale wiemy, na czym polega moja praca. Nie jestem w Japonii w żadnym wypadku za karę, robię to, co lubię i to sprawa mi przyjemność. Jeszcze mi za to płacą! Każdy taki wyjazd to dla nas dobra okazja, by zdobyć nowe doświadczenie. Czas wakacyjny w Polsce też zawsze dobrze pożytkujemy mimo że niekiedy nie ma mnie w domu przez zgrupowania. Polecam taki tryb życia (śmiech). Jeśli któryś siatkarz się nad tym zastanawia, to wszystko da się ogarnąć, mając przy sobie dobrą drugą połówkę.

Co więc z Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle?
– Myślę, że gra coraz lepiej. Siatkarze tego klubu wygrali ostatnio kilka spotkań z rzędu. Może nie byli to najmocniejsi rywale, ale nie zmienia to faktu, że kędzierzynianie będą groźnymi przeciwnikami w ćwierćfinałach. Czekam na powrót Aleksandra Śliwki, jak i cała siatkarska Polska. To będzie mocny, pozytywny "kopniak" dla tego zespołu. Z tego, co wiem, jest coraz bliżej gry. Trzymam za niego kciuki. No chyba że chciałaś zapytać o coś innego (śmiech).

Czy na jakiekolwiek pytanie odnośnie do twojej przyszłości w tym klubie odpowiesz inaczej niż "Pomidor"?
– (śmiech) Odpowiem, że to bardzo nobilitujące być łączonym z takim klubem. Zobaczymy, jak to będzie i na czym się ostatecznie skończy. 

Czytaj również:
– 37-latek MVP Pucharu Polski. Poprzedni tytuł zdobył w... turnieju "zawodówek"
– Nadchodzi zmiana trenera w siatkarskiej ekstraklasie. Szansę dostanie Polak
– Grbić przedłużył umowę z polską kadrą? Trener wyjaśnia

Zobacz też
Polacy poza podium World Touru w Ostrawie
Michał Bryl i Bartosz Łosiak (fot. Getty Images)

Polacy poza podium World Touru w Ostrawie

| Siatkówka 
Bryl i Łosiak w półfinale prestiżowego turnieju
Łosiak i Bryl to m.in. olimpijczycy z Paryża (fot. Getty Images)

Bryl i Łosiak w półfinale prestiżowego turnieju

| Siatkówka 
Zwycięstwo polskich siatkarzy na start turnieju
Bartosz Łosiak i Michał Bryl (fot. Getty)

Zwycięstwo polskich siatkarzy na start turnieju

| Siatkówka 
PlusLiga: rewolucja kadrowa u siedmiokrotnych mistrzów
Asseco Resovia (fot. PAP)

PlusLiga: rewolucja kadrowa u siedmiokrotnych mistrzów

| Siatkówka 
Duże zmiany na MŚ siatkarzy. Chodzi o medalistów
Siatkarze reprezentacji Polski (fot. Getty)

Duże zmiany na MŚ siatkarzy. Chodzi o medalistów

| Siatkówka 
To już oficjalnie! Mistrz Europy odchodzi z Jastrzębskiego Węgla
Tomasz Fornal (num

To już oficjalnie! Mistrz Europy odchodzi z Jastrzębskiego Węgla

| Siatkówka 
Wielkie wyróżnienia. Polacy w najlepszej "6" Ligi Mistrzów!
Siatkarze Aluronu CMC Warty Zawiercie (fot. CEV)

Wielkie wyróżnienia. Polacy w najlepszej "6" Ligi Mistrzów!

| Siatkówka 
Niezwykłe osiągnięcie siatkarza. Dokonał tego jako pierwszy Polak w historii
Łukasz Usowicz i Kamil Semeniuk, dwaj Polacy grający w

Niezwykłe osiągnięcie siatkarza. Dokonał tego jako pierwszy Polak w historii

| Siatkówka 
Żal do organizatorów turnieju Ligi Mistrzów. "Nie chcę płacić kar"
Bartosz Kwolek (w środku, fot. Getty Images)

Żal do organizatorów turnieju Ligi Mistrzów. "Nie chcę płacić kar"

| Siatkówka 
Tyle Aluron zarobi za finał LM. Kuriozalna kwota
Bartosz Kwolek z Aluronu CMC Warty Zawiercie (fot. CEV)

Tyle Aluron zarobi za finał LM. Kuriozalna kwota

| Siatkówka 
Polecane
Najnowsze
Barca ma plan. Wiadomo, co z Wojciechem Szczęsnym!
Barca ma plan. Wiadomo, co z Wojciechem Szczęsnym!
| Piłka nożna / Hiszpania 
Marc-Andre ter Stegen i Wojciech Szczęsny (fot. Getty).
Kto w finale Ligi Narodów? Oglądaj mecz Niemcy – Portugalia w TVP!
Niemcy – Portugalia, półfinał Ligi Narodów. Transmisja online meczu na żywo w TVP Sport (4.6.2025)
transmisja
Kto w finale Ligi Narodów? Oglądaj mecz Niemcy – Portugalia w TVP!
| Piłka nożna 
NBA: kolega Sochana najlepiej blokującym ligi
Victor Wembanyama (fot. Getty Images)
NBA: kolega Sochana najlepiej blokującym ligi
| Koszykówka / NBA 
Lewandowski nie ma wątpliwości: co najmniej rok
Robert Lewandowski (fot. Getty)
Lewandowski nie ma wątpliwości: co najmniej rok
| Piłka nożna / Hiszpania 
Moc piłkarskich emocji w TVP. Sprawdź plan transmisji
Sportowa zapowiedź tygodnia w TVP. Sprawdź ramówkę i plan transmisji 2-8 czerwca 2025 (fot. Getty)
Moc piłkarskich emocji w TVP. Sprawdź plan transmisji
| Inne 
Poznaliśmy ostatniego beniaminka ligi. Smutek Polaków
Drużyna Arkadiusza Recy (z prawej strony) i Przemysława Wiśniewskiego nie awansowała do Serie A (fot. Getty).
Poznaliśmy ostatniego beniaminka ligi. Smutek Polaków
| Piłka nożna / Włochy 
Przełomowy tydzień Legii Warszawa? Nowy trener już o krok!
Aleksiej Szpilewski może zostać nowym trenerem Legii Warszawa (fot: Getty)
Przełomowy tydzień Legii Warszawa? Nowy trener już o krok!
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
Do góry