W Rosji mam żonę, dwóch synów, nieruchomości, życie, które rozwijało się przez ponad dziesięć lat. To tam zostałem prawdziwym mężczyzną, założyłem rodzinę, zarobiłem pieniądze i zabezpieczyłem naszą przyszłość. Tam też osiągnąłem największe sukcesy piłkarskie. Zostawienie tego wszystkiego z dnia na dzień nie było takie proste – powiedział w szczerej rozmowie z redaktorem naczelnym TVPSPORT.PL Sebastianem Staszewskim Maciej Rybus, były reprezentant Polski, który udzielił pierwszego wywiadu od wybuchu wojny w Ukrainie.
Sebastian Staszewski, redaktor naczelny TVPSPORT.PL: – Wciąż masz polski paszport?
Maciej Rybus: – Ale zacząłeś…
– To na rozgrzewkę.
– Tak, mam. A dlaczego miałbym nie mieć?
– Czytając komentarze pojawiające się w Internecie po tym, jak zdecydowałeś się pozostać w Rosji po wybuchu wojny w Ukrainie, można było dostrzec, że jeden pojawiał się wyjątkowo często: "Rybus, oddaj polski paszport".
– Różne dostawałem wiadomości. Pisali, że się sprzedałem, że powinni mnie powołać do rosyjskiej armii. Żebym wypierd… i już nie wracał do Polski. Że jestem szmatą, zdrajcą, ruską onucą.
– To boli?
– Bolało. Ale decydując się na pozostanie w Rosji, wiedziałem, co może mnie czekać.
Uważam, że każda wojna to zło
– Zacznijmy od początku: 24 lutego 2022 roku wojska Federacji Rosyjskiej zaatakowały Ukrainę i rozpoczęły trwającą do dziś wojnę. Pomimo wojny, postanowiłeś jednak zostać w Rosji i występować w tamtejszej lidze. Dlaczego?
– To wszystko jest bardziej skomplikowane niż się ludziom wydaje.
– To żadne wytłumaczenie. Życie jest sztuką wyborów.
– Na początku nie chciałem reagować pochopnie. To, co się wydarzyło, zaskoczyło wszystkich, mnie również, nikt nie miał pojęcia, jak rozwinie się sytuacja, ile ta wojna potrwa. Biłem się z myślami, analizowałem. Zostać? A może wyjechać? Nie wiedziałem, co mam robić.
– Wielu sportowców nie miało takiego dylematu. Po prostu spakowali walizki i po kilku miesiącach opuścili Rosję. Tak jak Sebastian Szymański czy Rafał Augustyniak. Ty zostałeś.
– Nic ich z tym krajem nie łączyło. Mieli kontrakty i to wszystko. Ja natomiast mam tam żonę, która jest Rosjanką, dwóch synów, nieruchomości, życie, które rozwijało się przez ponad dziesięć lat. Tak naprawdę to w Rosji zostałem prawdziwym mężczyzną, założyłem rodzinę, zarobiłem pieniądze i zabezpieczyłem naszą przyszłość. Tam też osiągnąłem największe sukcesy piłkarskie. Zostawienie tego wszystkiego z dnia na dzień nie było takie proste.
– I z perspektywy czasu, po dwóch latach wojny, uważasz, że był to dobry wybór?
– Dla mojej rodziny – na pewno.
– A dla ciebie?
– Jako zawodowy sportowiec wielokrotnie spotykałem się z ostrą krytyką, ale to, co wydarzyło się po wybuchu wojny, było jak lawina, która mnie przygniotła. W pewnym momencie nie dawałem rady, skala hejtu była nieprawdopodobna. To były tysiące wpisów, setki prywatnych wiadomości. Niektóre szły po bandzie, pisano na przykład, żebym zdechł. Ludzie z mojego otoczenia radzili mi rezygnację z mediów społecznościowych, ale nie chciałem dać się zaszczuć. Ostatecznie tego nie zrobiłem, ale przez kilka miesięcy starałem się nie wrzucać niczego na Twittera czy Instagrama, bo jakakolwiek aktywność powodowała wylew szamba.
– Twoja decyzja wzbudziła w Polsce ogromne emocje, czasem – jak sam zauważyłeś – skrajne. Mogłeś się jednak tego spodziewać.
– Co ciekawe, te emocje widziałem tylko w Internecie. Na ulicach nikt mnie nie zaczepiał. Ani w Rosji, ani w Polsce, ani w żadnym innym miejscu. Niedawno w Antalyi trafiliśmy na grupę Polaków. Jedyne, co od nich usłyszałem, to prośby o wspólne zdjęcie. Podobnie było tuż po wybuchu wojny, kiedy chciałem przylecieć do kraju. Połączeń z Moskwą już nie było, ktoś podpowiedział, żeby lecieć do Kaliningradu, a później przekroczyć granicę pieszo. Podróżowałem ze starszym synem, ludzie bardzo nam pomogli. Sytuacja zmieniała się dopiero w sieci. Tam od razu stawałem się "ruskim".
– Wspominasz o rodzinie, o jej dobru. Czy nie jest to zwykła wymówka?
– Nie jest.
– A może jednak zachowałeś się cynicznie i wybrałeś pieniądze, które mogłeś zarobić w rosyjskich klubach? Poprzedni wiceszef Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Marcin Przydacz, nazwał je kiedyś "krwawymi".
– A co dokładnie powiedział?
– Przytoczę jego wpis z czerwca 2022 roku: "Nie ma już nic bardziej żenującego, niż zasłanianie się +dobrem rodziny+, gdy chodzi po prostu o duże pieniądze. A to krwawe pieniądze".
– To opinia pana ministra. Miał do niej prawo. Ale właściwie możesz odpowiedzieć mi na jedno pytanie: dlaczego miałem wyjechać z Rosji?
– Każdy znajdzie inny powód.
– Ale pytam ciebie: dlaczego twoim zdaniem powinienem był wtedy wyjechać?
– Choćby dlatego, że zarabianie rosyjskich pieniędzy w trakcie wojny, gdy w Ukrainie giną tysiące ludzi, w tym dzieci, gdy świat odkrywa masakry takie jak w Buczy, jest niemoralne.
– Ale czy ja robię komuś krzywdę?
– Nie trzeba biegać po lesie z karabinem i strzelać, żeby robić krzywdę.
– Robię przecież to samo, co robiłem przed wojną.
– Okoliczności się jednak zmieniły. Wcześniej wojny nie było, teraz jest.
– Rozumiem, każdy na moim miejscu miałby prawo podjąć swoją decyzję. Ja podjąłem swoją. Nie pod wpływem nacisków ludzi czy wpisów w Internecie, ale zgodnie z moim sumieniem. Lubię życie w Rosji, w Moskwie. Szybko się tam zaaklimatyzowałem, poznałem język, ludzi, którzy są moimi przyjaciółmi. Rodzina czuje się tam komfortowo. Ale niestety wybuchła wojna… Jakiś czas temu, gdy leciałem na wakacje, miejsce obok mnie zajął Anatolij Tymoszczuk, legenda reprezentacji Ukrainy. Po wojnie został w Petersburgu. Jest w podobnej sytuacji co ja, ma rosyjską żonę, dzieci, które się tam urodziły. I miał podobne dylematy. Ktoś powie, że zarobiliśmy dużo pieniędzy, więc w każdej chwili moglibyśmy przeprowadzić się do Hiszpanii czy na Cypr. Pewnie moglibyśmy, ale to byłoby rozpoczynanie życia od nowa. Nic przyjemnego, szczególnie dla dzieci
– One rozumieją, co się dzieje wokół taty?
– Chyba nie, synowie są zbyt młodzi. Ale Lana regularnie dostawała obraźliwe wpisy. Po polsku, rosyjsku, angielsku. Przeszła piekło. Ale to Osetyjka z Władykaukazu, tam kobiety są bardzo silne.
– Wojna nie podnosi temperatury w waszym domu? Ty Polak, ona – Rosjanka.
– Nie, w ogóle o tym nie rozmawiamy. Jeszcze na początku czasami się zdarzało, bo wiadomo, że dla każdego to, co się dzieje w Ukrainie, było szokiem, ale później postanowiliśmy omijać ten temat. Może kogoś to zdziwi, ale w naszym mieszkaniu nie mamy rosyjskiej telewizji. Polskiej zresztą też nie. Telewizor mamy, ale oglądamy na nim tylko Netflixa, YouTube.
– I nie wiesz co dzieje się na świecie?
– Zaglądam na Twittera, ale tematów wojennych staram się unikać.
– To wygodne tłumaczenie. Zasłaniasz oczy, zatykasz uszy, a kilkaset kilometrów dalej giną ludzie. A ty mówisz: "Nie wiem, zarobiony jestem".
– To nie tak. Bardzo to wszystko przeżywam. Ale nie chcę zwariować. Mam rodzinę, której byt muszę zabezpieczyć, mam pracę, którą muszę wykonywać. Powtórzę: moim postępowaniem nikomu nie robię krzywdy.
– W takim razie czy możesz powiedzieć wprost, że potępiasz wojnę w Ukrainie?
– Uważam, że każda wojna to zło, bo każda niesie ze sobą śmierć i wiele innych strasznych rzeczy. Jak wszyscy rozsądni ludzie wolałbym, aby na świecie panował pokój. Ale, niestety, nie zawsze tak jest.
Nie uparłem się na grę w Rosji
– Latem 2022 roku miałeś dobrą okazję na zmianę otoczenia. Po pięciu latach gry w Lokomotiwie Moskwa, twój kontrakt z tym klubem dobiegł końca. Miałeś kartę na ręku, byłeś panem swojego losu, mogłeś wybrać grę w innym kraju. Dlaczego nie skorzystałeś z tej szansy?
– Bo dostałem tylko jedną ofertę: ze Spartaka Moskwa. Miałem też możliwość przedłużenia umowy z Loko o rok, ale Spartak proponował kontrakt na dwa lata. Innych opcji nie miałem.
– To był dopiero czerwiec, początek okna transferowego. Gdybyś poczekał kilka tygodni, pewnie coś by się pojawiło.
– Może tak, a może nie. Spartak zaproponował kontrakt na dwa sezony, za bardzo dobre pieniądze. Lubię mieć wszystko pod kontrolą, szczególnie w tak niepewnych czasach. Uznałem więc, że w moim wieku – a zaraz miałem skończyć 33 lata – lepsza oferta się nie trafi.
– Czyli jednak decydowały pieniądze.
– Raczej stabilizacja, którą mogą nam zagwarantować.
– Nigdy nie przeszło ci przez myśl, aby opuścić Rosję?
– Raz. Gdy trwał rajd Prigożyna na Moskwę. Lana i dzieciaki były w stolicy, a ja w Kazaniu. Wszyscy najedliśmy się strachu.
– Moglibyście przeprowadzić się do Polski…
– Tata, kiedy jeszcze żył, mocno mnie na to namawiał, szczególnie w pierwszych miesiącach po wybuchu wojny. Myśleliśmy o tym, ale nie wiem czy Lana umiałaby się w Polsce odnaleźć. Byłaby daleko od rodziny, przyjaciół, nie znałaby języka. Tak samo nasi synowie, którzy głównie mówią po rosyjsku. Dla nich byłaby to całkowita nowość. Ja sam nie mieszkam w Polsce od kilkunastu lat…
– Jak więc mieszka się Polakowi w Rosji?
– Tak samo jak przed wojną.
– Nie odczuwasz wrogości?
– Nikt tam Polaków na ulicach nie zaczepia, nie pokazuje się nas palcami. W Wigilię poszedłem na pasterkę do polskiego kościoła w Moskwie. Pierwszy raz odkąd gram w Rosji. 21 grudnia zmarł mój tata i coś w środku mi powiedziało, żeby iść… Msza odprawiana była po polsku, większość w kościele stanowili Polacy, chociaż sporo było też obcokrajowców. To nie jest więc tak, że jestem jedynym Polakiem w Rosji. Jest ich wielu. I wszyscy normalnie funkcjonują. Raz tylko miałem kłopoty, przed barażowym meczem ze Szwecją. Zadzwonił do mnie Robert Lewandowski. Pytał czy w Moskwie jest bezpiecznie, czy powinniśmy grać przeciwko Rosjanom. Później zapadła decyzja, że bojkotujemy mecz. Mieliśmy opublikować na Instagramie grafikę z oświadczeniem, że odmawiamy gry. Nie pomyślałem, że mieszkam w Rosji, i też to udostępniłem. No i hejt wylał się z drugiej strony. Setki wiadomości. Po piętnastu minutach zdecydowałem, że usunę ten post.
– Chciałeś grać z Rosjanami?
– Nie, nie chodziło o to. Chciałem mieć spokój.
– Mówisz o rodzinie, stabilności, spokoju. A może powinieneś wprost przyznać, że Rosja to twoje miejsce na ziemi? Wyjechałeś tam ponad dziesięć lat temu, do Groznego. Zresztą ten epizod twojej kariery też zestarzał się brzydko. Dziś brutalne odziały Ramzana Kadyrowa walczą z Ukraińcami.
– Nie przewidziałem tego w 2012 roku…
– To niepotrzebna ironia.
– Ale co innego mam odpowiedzieć na tak zadane pytanie? W Tereku byliśmy we czterech: Piotrek Polczak, Marcin Komorowski, Maciek Makuszewski i ja. Pojechaliśmy grać w piłkę, a nie politykować. Przez trzy z czterech lat mieszkaliśmy zresztą w Kisłowodzku, kilkaset kilometrów od Groznego. Miasto odwiedzaliśmy tylko przy okazji meczów domowych. I było tam bardzo bezpieczne. Jasne, dało się zauważyć wojenne blizny, zniszczone budynki albo uzbrojone po zęby patrole policji, ale generalnie – nic się tam nie działo.
– Kadyrowa jednak poznałeś. I byłeś w jego willi.
– Tak, raz, z całą drużyną.
– Dostałeś też od niego Mercedesa. W prezencie na urodziny, kiedy strzeliłeś dwie bramki Dynamu Moskwa. Masz go do dziś?
– Nie od Kadyrowa, tylko od Magomeda Daudowa, prezesa Tereka. To był prezent, który dostałem nie ze względu na sympatię, a osiągnięcia piłkarskie. Pojeździłem nim półtora roku, a później sprzedałem kierownikowi drużyny.
– Czeczenię opuściłeś po czterech latach przenosząc się do Lyonu. We Francji wytrzymałeś jednak tylko jeden sezon. I… znów wróciłeś do Rosji.
– Mogłem wtedy zostać w Groznym, proponowali mi milion euro rocznie, najwyższy kontrakt w historii Tereka, bo wcześniej płacono tam maksymalnie 600 tysięcy. Ale odmówiłem, chciałem spróbować czegoś innego. Olympique to był wielki klub, wicemistrz Francji, grali w nim świetni zawodnicy, jak Memphis Depay, z którym złapałem dobry kontakt. Zagrałem tam kilkanaście meczów, w ćwierćfinale Ligi Europy strzeliłem karnego w serii jedenastek z Besiktasem, w półfinale z Ajaksem Amsterdam zaliczyłem asystę. Fajna przygoda, ale niestety brakowało minut spędzonych na boisku, a zbliżały się mistrzostwa świata w Rosji, na które bardzo chciałem jechać. Postanowiłem więc zmienić otoczenie. Świetną ofertę złożył Lokomotiw.
– I to był strzał życia?
– Zdecydowanie. Z Loko zdobyłem mistrzostwo, dwa puchary, superpuchar. Zagrałem trzynaście meczów w Lidze Mistrzów, przeciwko Bayernowi Monachium, Juventusowi, Atletico Madryt. Zarobiłem duże pieniądze. I spędziłem tam znakomity czas, bo to klub, któremu daleko do korporacji, jaką na przykład jest Spartak. To miejsce, w którym czułem się jak w domu. Do dziś mam kontakt z pracownikami klubu. Jestem zresztą kibicem – Legii i Lokomotiwu. Nigdy nie będę żałował tego wyboru.
– A transferu do Spartaka? Tak jak już wspomniałem, to była świetna okazja, aby opuścić Rosję. A koniec końców – poza pieniędzmi – niewiele na tym ruchu zyskałeś.
– Spartak to najpopularniejszy klub w Rosji, tak jak Legia w Polsce ma kibiców w całym kraju. Chociaż kiedy tam byłem, trwał akurat protest i frekwencja na stadionie była niska. Natomiast gdy wyjeżdżaliśmy do innych miast, spartakowcy byli w hotelach, na lotniskach, w sklepach. Zagrałem jednak tylko kilka meczów i chociaż w lidze zajęliśmy trzecie miejsce, to faktycznie nie mogę uznać tego transferu za udany.
– Ostatecznie trafiłeś do Rubina Kazań, w którym od początku sezonu właściwie nie grasz.
– Nie miałem wielkiego wyboru. Odezwał się tylko Rubin, było też mało konkretne zapytanie z Bałtiki Kaliningrad. W Kazaniu zaczęło się miło, bo przy okazji meczu ze Spartakiem przedstawiciele klubu wręczyli mi brązowy medal za poprzedni sezon. Ale w lidze zagrałem tylko raz, kilkanaście minut, właśnie wtedy. I do dziś leczę kontuzję…
– Jeśli ją wyleczysz, wciąż zamierzasz grać w lidze rosyjskiej?
– Zobaczymy. Nie wybiegam myślami aż tak daleko. A może już nie wrócę do grania?
– To realne?
– Wszystko jest możliwe. Od dawna mierzę się z kontuzją kolana, kontuzjami mięśniowymi. Zimą przez prawie dwa miesiące pracowałem w Turcji nad tym, żeby wrócić do zdrowia, i na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Brakuje mi radości z gry w piłkę, brakuje adrenaliny. Ale pewnych rzeczy nie przeskoczę. Jeśli nie będę w stanie grać na dobrym poziomie, to podziękuję.
– To może wtedy w końcu wyjedziesz z Rosji?
– Nie myślałem jeszcze o tym. Kiedyś planowałem, że po zakończeniu kariery będę pomagał Mariuszowi Piekarskiemu jako łącznik na wschodzie. Relacje Polski z Rosją wydawały się poprawne, ani w jednym kraju, ani w drugim nie było czuć nienawiści. Myślałem więc, że będę mieszkał w Moskwie, wykorzystywał kontakty, znajomość języka, i pomagał w organizowaniu transferów. Ale wybuchła wojna. Planowałem też, że będę mieszkał na dwa kraje, bo bezpośrednio z Warszawy do Moskwy latało nawet pięć samolotów dziennie. Ale wybuchła wojna. I z moich planów znów wyszły nici. Dlatego teraz niczego nie planuję.
– A jeśli w końcu będzie oferta z innego kraju niż Rosja?
– Pojadę tam, gdzie będą mnie chcieli. Nie jest tak, że uparłem się na Rosję.
– W Polsce kariery piłkarskiej raczej nie zakończysz…
– Wątpię. Jeśli będę zdrowy, myślę, że mógłbym pograć jeszcze dwa, może trzy lata. Ale Legia mnie już raczej nie weźmie.
– To może Pelikan Łowicz, którego jesteś wychowankiem?
– Raczej podziękuję.
Reprezentacja? Pogodziłem się z tym
– W reprezentacji Polski też już raczej nie zagrasz. Chociaż jeszcze w marcu 2022 roku byłeś powołany na barażowy mecz ze Szwecją. Wzbudziło to zresztą wiele emocji.
– Czesław Michniewicz powołał wtedy mnie, Krychowiaka i Szymańskiego, który grał w Dynamo. Razem z „Krychą” dotarliśmy na kadrę przez Kaliningrad, tam dolecieliśmy samolotem, a później do Polski dostaliśmy się przekraczając granicę w Bezledach. Niestety, dzień po tym okazało się, że mam koronawirusa i przeciwko Szwecji nie zagrałem. Jak się okazało – to prawdopodobnie była moja ostatnia okazja na występ w biało-czerwonej koszulce.
– Jak odebrałeś decyzję Michniewicza?
– Na początku było mi przykro, nikt nie chciałby w taki sposób kończyć z kadrą. Ale rozumiałem trenera. Zresztą wcześniej Michniewicz do mnie zadzwonił. Byłem akurat u siostry w Łowiczu. Powiedział, że nie będzie mnie powoływał, bo kontrowersje związane z tą sytuacją są bardzo duże, cały ten szum przeszkadzałby w przygotowaniach. No cóż, zapewne miał rację.
– Prezes Cezary Kulesza albo Michniewicz namawiali cię, żebyś opuścił Rosję i – dzięki temu – zachował szansę na grę w reprezentacji?
– To jest moje życie i moja kariera. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić.
– Pytam, czy były naciski.
– Nie, nie było żadnych. Przecież jako piłkarz Loko dostałem powołanie. Natomiast wiedziałem, że kwestią czasu jest to, że nie będę na kadrze mile widziany. Zresztą miałem pewne sygnały, mój menadżer był także agentem Michniewicza, więc docierały do mnie przecieki.
– PZPN opublikował komunikat 20 czerwca 2022 roku. "Selekcjoner poinformował zawodnika, że w związku z jego aktualną sytuacją klubową nie powoła go na wrześniowe zgrupowanie reprezentacji oraz nie będzie brał pod uwagę przy ustalaniu składu kadry, która pojedzie na mistrzostwa świata". Twoim zdaniem to była dobra decyzja polskiej federacji?
– Kiedy Michniewicz zadzwonił, nie byłem zaskoczony. "Trenerze, nie mam pretensji". Byłem już po trzydziestce, w klubie nie grałem regularnie, młodzi naciskali i nie było żadnej pewności, że pojadę na mistrzostwa. Pogodziłem się z tym. Nieprzyjemna była tylko myśl, że już nigdy w reprezentacji nie zagram.
– Gdybyś był pewny, że pojedziesz na mundial, wyjechałbyś z Rosji?
– Na pewno poważniej bym to rozważył.
– Łącznie w kadrze rozegrałeś 66 meczów. Pożegnania na PGE Narodowym się nie spodziewasz?
– Nie. Zamiast braw, pewnie byłoby sporo gwizdów.
– Wciąż masz kontakt z kolegami z kadry?
– Oczywiście. Z "Gliksonem", "Grosikiem", Szymańskim, Karolem Świderskim, Tomkiem Kędziorą. Z nim nawet niedawno pisałem. Myślę, że każdy z nich rozumie moją sytuację.
– Dlaczego przez dwa ostatnie lata milczałeś?
– Nie chciałem dolewać oliwy do ognia. Z polskich mediów miałem kilkadziesiąt propozycji wywiadów, po meczach w mixed zonach rosyjscy dziennikarze pytali mnie o politykę, paszport. Ale nie chciałem o tym rozmawiać. Nie chciałem szkodzić sobie, swojej rodzinie. W dzisiejszych czasach jedno słowo może wywołać burzę. Zresztą Mario [Piekarski] sam przekonał się o tym, jaka może być awantura po takim wywiadzie. Przez jeden musiał usunąć konto na Twitterze.
– Teraz już się nie boisz?
– Dojrzałem do tego. Pewne rzeczy przemyślałem, pewnie musiałem zrozumieć. Z perspektywy czasu dobrze, że na niektóre pytania nie odpowiadałem na gorąco. Życie ma wiele odcieni i czasami trudno je zauważyć. Ja nie mam sobie niczego do zarzucenia. Przez lata robiłem wszystko, aby jak najlepiej reprezentować swój kraj i myślę, że nie zasłużyłem na takie traktowanie, jakie spotkało mnie po wybuchu wojny. Ale wiem jak jest, emocje są bardzo duże, więc akceptuję to, co się wydarzyło.
– A nie obawiasz się, że zostaniesz zapamiętany nie z 66 występów w reprezentacji, w tym tego z Niemcami, gdy w Warszawie wygraliśmy 2:0, ale właśnie z decyzji, którą podjąłeś na początku 2022 roku?
– Nie obchodzi mnie to.
– Każdy chciałby być dobrze zapamiętany.
– A ty jak mnie zapamiętasz?
– Znamy się od 15 lat, przyjaźnimy się. Nie jestem więc obiektywny. Chodziło mi raczej o miliony kibiców.
– Mnie interesuje to, jak zapamiętają mnie ludzie, na których mi zależy. A oni zapamiętają mnie jako solidnego piłkarza i dobrego człowieka. Tyle mi wystarczy.