| Piłka ręczna / ORLEN Superliga

Piotr Wyszomirski: wiele osób się śmiało, gdy wyjeżdżałem z Polski [WYWIAD]

Piotr Wyszomirski (z prawej) i selekcjoner Bogdan Wenta (foty. Getty Images)
Piotr Wyszomirski (z prawej) i Bogdan Wenta podczas EHF Euro 2010 (foty. Getty Images)

Piotr Wyszomirski przeżywa drugą, a może trzecią młodość. Po powrocie do Orlen Superligi prezentuje świetną formę w Górniku Zabrze. Opowiedział o początkach w piłce ręcznej ("trener nie chciał, abym był bramkarzem"), życiu z bólem, wyjeździe na Węgry ("wiele osób się z tego śmiało") czy oczekiwaniach, że zostanie w reprezentacji następcą Sławomira Szmala ("to mnie deprymowało").

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Damian Pechman, TVP Sport: – Jesteś zaskoczony, że w wieku 36 lat prezentujesz tak znakomitą formę?
Piotr Wyszomirski, Górnik Zabrze: – Zaskoczony? Nie. Przykładam się do treningów i to wszystko. Nie ma co tego mocno analizować. Super, że wciąż mogę pomóc drużynie. 

– W ostatnich latach kibice zdążyli o tobie zapomnieć... 
– Trochę tak. Trudno oczekiwać, aby śledzili np. ligę węgierską. Osobiście cieszę się z tych dziesięciu lat, które spędziłem poza Polską – sześć lat na Węgrzech, a cztery w Bundeslidze. Nauczyły mnie wytrwałości, pokory, cierpliwości i przede wszystkim profesjonalizmu. Doświadczenie, które zdobyłem, procentuje teraz na boisku. 

"Nigdy jeszcze się tak nie czułem". Przełomowy rok kadrowicza

Czytaj też

a

"Nigdy jeszcze się tak nie czułem". Przełomowy rok kadrowicza

– Wspomniałeś, że za granicą nauczyłeś się profesjonalizmu. Dlaczego dopiero tam? Grając w Polsce nie czułeś się profesjonalistą?
– Na pewno zdecydowanie mniej. Teraz zawodnicy są bardziej świadomi i na przykład wiedzą, kiedy i jak ćwiczyć na siłowni. Albo co robić w dniu wolnym, aby się rozwijać i być lepszym zawodnikiem. Czytałem twój wywiad z Michałem Szybą. Wspomniał, że żałuje, że nie robił żadnych dodatkowych treningów, że nie odwiedzał częściej siłowni. Gdy byłem mały, to pierwszej lekcji profesjonalizmu udzielił mi tata. Był stolarzem i przygotował dla mnie ławkę do ćwiczeń, kupił też sztangielkę i ciężarki. Któregoś dnia zapytał, czy już ćwiczyłem. Odpowiedziałem, że tak – rano. Myślałem, że mnie pochwali, a on mi wtedy powiedział: – Jak chcesz coś osiągnąć w sporcie ćwicząc tylko raz dziennie? Bardzo mnie wtedy zmobilizował i zacząłem ćwiczyć wtedy częściej, także w dni wolne od treningów. Nigdy nie odpuszczałem i to mi zostało do teraz. Myślę, że mogę śmiało nazwać tatę moim pierwszym trenerem. Bez jego rad nie byłbym w miejscu, w którym jestem. 

– Nadal trenujesz tak ciężko?
– Zawsze staram się dać z siebie więcej, nie ograniczam się tylko do zajęć zaplanowanych przez trenera. Jednocześnie muszę często sobie przypominać, że nie mam już 20 lat. Muszę też dbać o właściwą regenerację.

"Nigdy jeszcze się tak nie czułem". Przełomowy rok kadrowicza

Czytaj też

a

"Nigdy jeszcze się tak nie czułem". Przełomowy rok kadrowicza

Piotr Wyszomirski w barwach Górnik Zabrze (fot. Paweł Franzke / Orlen Superliga)
Piotr Wyszomirski w barwach Górnik Zabrze (fot. Paweł Franzke / Orlen Superliga)

– Pamiętam rozmowę z Robertem Orzechowskim, twoim kolegą ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku. Żałował, że wcześniej nie trafił na trenera przygotowania motorycznego (Konrad Szczukocki w MMTS Kwidzyn), bo mógłby być lepszym zawodnikiem. 
– Mogę potwierdzić. Treningów na siłowni było w Gdańsku niewiele. Oczywiście, kto chciał, to poszedł, ale nie było to popularne. Podobnie z odżywaniem, o którym wiem, że jest bardzo ważne i ma wpływ na formę. Wtedy też nikt o tym nie myślał. To, co jedliśmy w internacie, trudno nazwać zdrową dietą. Wrócę jeszcze do mojego taty. Namówił, abyśmy razem z siostrą, założyli zeszyt, w którym będziemy zapisywać nasze ćwiczenia, liczbę powtórzeń itp. Kontynuowałem to później w SMS-ie. W Gdańsku rzeczywiście niewiele było treningów siłowych, dlatego z kolegami ćwiczyliśmy indywidualnie – pompki, przysiady, sztanga. 

Marciniak nie przyniósł szczęścia. Syprzak katem Wisły

Czytaj też

Kamil Syprzak rzucił osiem goli dla PSG w meczu z Wisłą (fot. PAP /

Marciniak nie przyniósł szczęścia. Syprzak katem Wisły

– Ktoś te indywidualne treningi powinien jednak kontrolować...
– Pewnie tak, ale nikt tego nie robił. Od 19. roku życia miałem duże problemy z kręgosłupem. Jeździłem od jednego fizjoterapeuty do drugiego. Od każdego słyszałem, że jeśli mam kłopoty z plecami, to żebym omijał siłownię. To był błąd i żałuję, że ich posłuchałem, bo ból wcale nie mijał. Na poważnie podszedłem do tematu dopiero grając w Lemgo. Zacząłem szukać w Internecie ćwiczeń, aby sobie pomóc. I tak trafiłem na kalistenikę, czyli ćwiczenia z wykorzystaniem własnego ciężaru ciała. Postanowiłem sobie wtedy, że co by się nie działo, to minimum dwa razy w tygodniu będę odwiedzał siłownię. Stopniowo zwiększałem dawkę i w moim ostatnim sezonie w Lemgo pojawiałem się w siłowni praktycznie codziennie. Moje problemy z plecami zniknęły. Do tego doszedłem jednak sam. 

– A kto cię nauczył gry w bramce?
– Najpierw wyjaśnię jedną kwestię: nie było wcale tak, że od razu stanąłem w bramce. Na początku mojej przygody z piłką ręczną grałem w polu i rzucałem bramki. Po kilku latach znudziło mi się jednak bieganie, rzucanie i stwierdziłem, że wolę bronić. Powiedziałem o tym mojemu trenerowi w klubie z Wilanowa, ale odmówił, nie chciał nawet o tym słyszeć. Tłumaczył, że rzucam sporo bramek, że pomagam drużynie wygrywać mecze i lepiej, żebym nadal grał na rozegraniu. No i na jakiś mecz specjalnie nie pojechałem. Zbuntowałem się. Koledzy na mnie czekali, trener też. Był zły, ale dopiąłem swego i zacząłem grać na bramce. Myślę, że wszystkim to wyszło na dobre. Grając na rozegraniu nigdy nie trafiłbym do reprezentacji. 

– To kiedy zostałeś bramkarzem?
– W pierwszej klasie gimnazjum. Mój potencjał do gry w bramce odkrył trener Arkadiusz Dudaref. To z nim miałem też pierwsze, typowe treningi bramkarskie. Później kontynuowałem naukę w Gdańsku, gdzie miałem treningi ze śp. Wojciechem Nowińskim. 

Marciniak nie przyniósł szczęścia. Syprzak katem Wisły

Czytaj też

Kamil Syprzak rzucił osiem goli dla PSG w meczu z Wisłą (fot. PAP /

Marciniak nie przyniósł szczęścia. Syprzak katem Wisły

– W SMS-ie tak od razu uwierzyli, że może być z ciebie w przyszłości dobry bramkarz? Przecież grałeś na tej pozycji zaledwie trzy lata. 
– Wtedy nie wiedziałem nawet, że jest taka szkoła! Usłyszałem o niej od trenera Bogdana Janiszewskiego (bardzo dużo mu zawdzięczam) , który prowadził kadrę Mazowsza i namówił mnie, abym pojechał do Gdańska. Rodzice na początku nie chcieli jednak o tym słyszeć. Ale byłem uparty. Wytłumaczyłem im, że to dla mnie szansa, że jeśli zostanę w Warszawie, to nic ze mnie nie będzie. Czułem, że muszę trenować więcej, jeśli chcę coś osiągnąć. Wtedy nie myślałem, że nauka w Gdańsku może się wiązać z tęsknotą za rodziną, z którą byłem bardzo zżyty. Po prostu wsiadłem w pociąg i pojechałem z tatą na rozmowę z trenerem Janem Prześlakiewiczem i – jak wtedy myślałem – testy. 

– Jak ci poszło?
– Żadnych testów nie było. Trener Prześlakiewicz, który był też dyrektorem szkoły, zapytał od razu, gdzie mam rzeczy. Byliśmy z tatą zdziwieni, bo przyjechaliśmy z nastawieniem, że czekają mnie najpierw właśnie testy. Tymczasem na miejscu okazało się, że zostałem już przyjęty. Wracając pociągiem z Gdańska zacząłem się zastanawiać, jak to będzie daleko od domu, czy sobie poradzę, czy nie będę tęsknił... Początki były rzeczywiście trudne.

– W którym momencie dotarło do ciebie, że możesz zrobić dużą karierę?
– Ciężko powiedzieć. Miałem ogromną chęć do pracy. Jak już wspominałem, poza treningami, dużo ćwiczyłem indywidualnie. Sam siebie napędzałem. Niesamowitym przeżyciem było dla mnie powołanie przez śp. trenera Leszka Biernackiego do reprezentacji młodzieżowej. Poza tym drużyna SMS-u Gdańsk występowała w 1. lidze. Pamiętam szczególnie dwa mecze w Warszawie – przeciwko AZS AWF i Warszawiance. Zagrałem naprawdę super i udzieliłem mojego pierwszego wywiadu. Dziennikarz zapytał o moje marzenia, a ja odpowiedziałem, że to gra w Bundeslidze i reprezentacji Polski. Jestem niezwykle szczęśliwy, że udało mi się je spełnić. 

Pierwsza bramka Wyszomirskiego w kadrze. I to jaka!
(fot. TVP)
Pierwsza bramka Wyszomirskiego w kadrze. I to jaka!

– Słyszałem opinię, że rocznik 1988 był jednym z najlepszych w historii SMS-u. 
– Trudno mi to ocenić. Na pewno nasz potencjał – mam na myśli roczniki 88-89 – nie został wykorzystany. Udało nam się np. przejść trudną grupę w eliminacjach ME U18. Awansowaliśmy na turniej z drugiego miejsca, po bardzo zaciętym meczu z Litwą (26:25 – red.). W ME, których gospodarzem była Estonia, zajęliśmy 4. miejsce – przegraliśmy brąz ze Szwecją. W kolejnym roku pojechaliśmy jeszcze na MŚ do Bahrajnu, które zakończyliśmy na 6. miejscu. Później było coraz gorzej... Nie rozumiem tego, bo zamiast się rozwijać, iść w górę, to my szliśmy w dół. A potencjał mieliśmy naprawdę duży. Piotr Chrapkowski, Robert Orzechowski, Michał Szyba, Mateusz Jankowski, Łukasz Gierak, Damian Kostrzewa, Sebastian Zapora, Mikołaj Krekora... 

– Mimo wszystko każdy z tych wymienionych zaistniał później w piłce ręcznej. 
– Mogliśmy jednak osiągnąć znacznie więcej. Pamiętam, że na lewym rozegraniu – obok Michała Szyby – był Piotrek Adamczak. Gdy wyskoczył, to trudno było go zablokować. Każdy z nas myślał, że ten chłopak zrobi dużą karierę, że będą o niego walczyć najlepsze drużyny na świecie. Niestety, coś nie wyszło. 

– Czego zabrakło, abyście z reprezentacją młodzieżową zdobyli chociaż jeden medal?
– Moim zdaniem byliśmy przeładowni, treningów było za dużo, były za mało urozmaicone. Bramkarze mieli aż cztery treningi dziennie! To nie jest normalne, aby tak często trenować. Byliśmy młodzi, więc jakoś dawaliśmy radę. Lata jednak mijały, a nic się nie zmieniało, my non stop trenowaliśmy tak samo. Wtedy myślałem, że "zakwasy" to coś normalnego, że inaczej nie da się zbudować formy. Teraz wiem, że to błąd. Że nie można cały czas trenować na wysokich obrotach, że trzeba to robić stopniowo, że organizm potrzebuje też regeneracji, bo inaczej się "zbuntuje" i pojawią się kontuzje. Wtedy było inaczej – im mocniejszy trening, tym lepiej. Później jechaliśmy na ME czy MŚ i na boisku brakowało nam świeżości. 

Wiele osób się śmiało, gdy usłyszało, że będę grał na Węgrzech. A to była znakomita decyzja. Cieszę się z tych dziesięciu lat, które spędziłem poza Polską. Nauczyły mnie wytrwałości, pokory, cierpliwości i przede wszystkim profesjonalizmu.

– Po zakończeniu edukacji w Gdańsku trafiłeś do Puław. Nie było innych propozycji?
– Mogłem zostać w Gdańsku i grać w zespole AWFiS. Miałem też ofertę z Płocka, gdy zespół prowadził trener Bogdan Zajączkowski. Ostatecznie wybrałem Azoty i... nie żałuję. Wiem, że prezes Jerzy Witaszek konsultował mój transfer z Janem Prześlakiewiczem. Podobno usłyszał, że nie ma się co zastanawiać.

– Z perspektywy czasu naprawdę nie żałujesz? Gdy odchodziłeś z Puław, to twoje relacje z prezesem były chłodne...
– To było dawno i po co do tego wracać? Po co żyć głupimi niesnaskami? Życzę Azotom jak najlepiej. Muszę też oddać prezesowi Witaszkowi, że mnie zauważył i dał mi szansę w Superlidze. Po części zawdzięczam mu moją karierę. 

– Wyjechałeś z Polski w wieku 24 lat. Uważasz, że za granicą osiągnąłeś maksimum?
– Ostatnio się nad tym zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że... nie ma co gdybać. Trzeba żyć tym, co "tu i teraz". 

– Wybrałeś jednak bardzo nietypowy kierunek – Węgry. 
– Wiem i wiele osób się śmiało, gdy usłyszało, że będę tam grał. A to była znakomita decyzja. W pierwszym sezonie w Csurgoi zajęliśmy trzecie miejsce i graliśmy potem w europejskich pucharach. Po dwóch latach zrobiłem kolejny krok i trafiłem do Picku Szeged, z którym mogłem wystąpić w Lidze Mistrzów. Wreszcie w 2016 roku spełniło się moje marzenie, o którym wspominałem w swoim pierwszym wywiadzie, i gra w Bundeslidze.

Ja następcą Sławka Szmala? To mnie deprymowało. Sprawiało, że ta presja była jeszcze większa. Wtedy nie dało się od tego uciec, bo prawie wszyscy to powtarzali. Ale drugiego Sławka Szmala już nigdy nie będzie. Taki bramkarz rodzi się tylko raz.

– W Lemgo występowałeś przez cztery sezony. No właśnie, tylko cztery czy aż cztery?
– Dobrze wspominam ten okres mojej kariery. Niestety, klub miał kłopoty ze sponsorami i budżetem. Skład ciągle się zmieniał, zawodnicy przyjeżdżali i wyjeżdżali. Gdy dostałem propozycję powrotu na Węgry od klubu Tatabanya, to trudno było ją odrzucić. Była naprawdę dobra i pod względem sportowym, i finansowym. Do tego mam duży sentyment do tego kraju....

Ale wrócę jeszcze do Lemgo, bo chciałbym opowiedzieć jedną historię. W sezonie 2019/20 awansowaliśmy do Final4 Pucharu Niemiec, który później klub wygrał. Ze względu na pandemię turniej finałowy został jednak przełożony i mnie już wtedy w drużynie nie było. Gdy dostałem telefon z prośbą o adres, to byłem zaskoczony. "Po co im to?" – zastanawiałem się. Okazało się, że wysłali mi złoty medal za zdobycie pucharu i list z gratulacjami. Wzruszająca chwila. Docenili to, że pomogłem drużynie awansować do Final4. Na przykład w 1/8 finału wygraliśmy z Bergischer HC, a ja odbiłem 18 piłek. 

Piotr Wyszomirski podczas EHF Euro 2014 (fot. Getty Images)
Piotr Wyszomirski podczas EHF Euro 2014 (fot. Getty Images)

– Dlaczego nigdy nie zostałeś drugim Sławomirem Szmalem? 
– Bo drugiego Sławka Szmala już nigdy nie będzie. Taki bramkarz rodzi się tylko raz. 

– Ale czułeś takie oczekiwania, żeby zostać w kadrze jego następcą?
– Czułem, czułem... To mnie deprymowało. Sprawiało, że ta presja była jeszcze większa. Wtedy nie dało się od tego uciec, bo prawie wszyscy to powtarzali.  

– W reprezentacji Polski występowałeś przez kilka lat, zagrałeś kilka znakomitych meczów. Wracasz do któregoś z nich?
– Raczej do całego turnieju – do igrzysk olimpijskich w Rio. Teraz potrafię już wspominać go na chłodno, ale przez pewien czas mocno mnie bolało, że nie zdobyliśmy tam medalu. Pamiętam, że po bramce Michała Daszka w półfinale pomyślałem: "jeśli rzucamy taką bramkę, w takim momencie, to musimy awansować do finału!". Niestety, nie udało się. 

– Poza bramką Michała, innym pamiętnym momentem igrzysk był twój wywiad po przegranym meczu o brąz. Zacytowałeś wtedy słowa Marka Piotrowskiego: "W życiu przychodzi czas, gdy dźwigasz krzyż...". 
– Nie miałem świadomości, że kibice jeszcze to pamiętają...

Wyszomirski: w życiu przychodzi czas, gdy dźwigasz krzyż...
(fot. TVP)
Wyszomirski: w życiu przychodzi czas, gdy dźwigasz krzyż...

– Pytałem cię o to, ale zapytam raz jeszcze: jesteś już byłym reprezentantem Polski?
– Tak. W kadrze trzeba patrzeć w przyszłość, a nie przeszłość. Mam świadomość, jakich mamy bramkarzy i jak duża jest konkurencja. 

– Nie było żadnego kontaktu ze strony Marcina Lijewskiego? Podobno byłeś brany pod uwagę przed ostatnimi ME.
– To miło z jego strony, ale mój czas w kadrze już minął. O bramkę nie musimy się martwić, selekcjoner ma naprawdę duży wybór. Podczas ostatniej przerwy na mecze reprezentacji, dostaliśmy od trenera Tomasza Strząbały kilka dni wolnego. Dla mnie to miało zbawienny wpływ. Mogłem odpocząć, zregenerować się i najważniejsze – spędzić czas z rodziną, która jest dla mnie bardzo ważna. Doceniam każdą chwilę, którą mogę poświęcić moim dzieciom. 

– Jesteś tatą, który rozpieszcza czy ustawia do pionu?
– Zdecydowanie żona w naszym domu pilnuje porządku, a ja jestem tym, który rozpieszcza. Ale wszystko w granicach rozsądku, nie można przesadzać. Dzieci muszą poznać normalne życie, a w normalnym życiu nikt nie będzie ich przecież rozpieszczał. 

Igrzyska olimpijskie w Rio, mecz Polski z Niemcami. Na zdjęciu Piotr Wyszomirski i Tobias Reichmann (fot. Getty Images)
Igrzyska olimpijskie w Rio, mecz Polski z Niemcami. Na zdjęciu Piotr Wyszomirski i Tobias Reichmann (fot. Getty Images)

– To normalne, dorosłe życie to boisko do gry w piłkę ręczną?
– W przypadku córki raczej nie. Owszem, czasami porzuca ze mną piłkę, ale bez większego entuzjazmu. Kocha za to grę na pianinie i temu poświęca większą uwagę. Inaczej niż synek, który niebawem skończy dwa lata. Gdy tylko się obudzi, to od razu biegnie po piłkę i prosi, aby z nim pograć. Ale czy tak będzie też później? Czy ten zapał pozostanie? Musimy poczekać kilkanaście lat.

– Czy widzisz już przed sobą napis "meta"?
– Nie, w żadnym wypadku. Przede mną jeszcze wiele lat gry. A całkiem poważnie, to skupiam się na kolejnym treningu i kolejnym meczu. Mam nadzieję, że jeśli będę się prowadził tak, jak do tej pory, czyli dbał o właściwą regenerację, sen i odżywanie, to pogram jeszcze do...

– ...2030 roku?
– Chwila, muszę to policzyć. Ok, już mam. Dlaczego nie? Jeśli zdrowie mi pozwoli, to nie zamierzam tak szybko kończyć kariery. Mam jeszcze kilka piłek do odbicia.



Zobacz też
Medalista cudem uniknął upadku. Są pierwsze transfery!
Dan-Emil Racotea będzie w przyszłym sezonie grał w Azotach Puławy (fot. ORLEN Superliga)
tylko u nas

Medalista cudem uniknął upadku. Są pierwsze transfery!

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Górnik Zabrze przestanie istnieć. Trwa exodus graczy
Piłkarze ręczni Górnika Zabrze nie zagrają w ORLEN Superlidze w sezonie 2025/26 (fot. ORLEN Superliga)
tylko u nas

Górnik Zabrze przestanie istnieć. Trwa exodus graczy

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Mistrz silny jak nigdy! "Najmocniejsza drużyna w historii"
Prezes Orlen Wisły Płock Artur Stanowski (fot. Paweł Bejnarowicz / ZPRP)

Mistrz silny jak nigdy! "Najmocniejsza drużyna w historii"

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Medalista uratowany! Znamy skład i terminarz Superligi
Szczypiorniści Azotów Puławy (fot. PAP)
tylko u nas

Medalista uratowany! Znamy skład i terminarz Superligi

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Kluby trenują, a terminarza... nie ma. TVPSPORT.PL zna harmonogram gier!
(fot. ORLEN Superliga / PGE Wybrzeże Gdańsk)
tylko u nas

Kluby trenują, a terminarza... nie ma. TVPSPORT.PL zna harmonogram gier!

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Przełom w Kielcach! Rozstrzygnięcia nie było, a prezes... jest
Paweł Papaj pełniącym obowiązki prezesa zarządu Industrii Kielce (fot. PAP)

Przełom w Kielcach! Rozstrzygnięcia nie było, a prezes... jest

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Śląsk jednak zagra w elicie?! Pismo u Superligi i ZPRP
Szczypiorniści WKS Śląska Wrocław jeszcze nie wiedzą, w której lidze zagrają (fot. ORLEN Superliga)
tylko u nas

Śląsk jednak zagra w elicie?! Pismo u Superligi i ZPRP

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Dostali licencję, ale zrezygnują z gry w Superlidze!
Piotr Jarosiewicz po zakończeniu sezonu odszedł z Azotów do Industrii Kielce (fot. Paweł Bejnarowicz / ZPRP)
tylko u nas

Dostali licencję, ale zrezygnują z gry w Superlidze!

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
"Górnik? Ten klub to b****l na kółkach. Nikt nie ma ochoty tu grać"
(fot. ORLEN Superliga)
tylko u nas

"Górnik? Ten klub to b****l na kółkach. Nikt nie ma ochoty tu grać"

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
To koniec Górnika Zabrze. Klub czeka likwidacja!
(fot. ORLEN Superliga)

To koniec Górnika Zabrze. Klub czeka likwidacja!

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Polecane
Najnowsze
Uniwersjada, lekkoatletyka: dzień 4 [ZAPIS]
Uniwersjada, lekkoatletyka: dzień 4 [ZAPIS]
| Inne / Sport akademicki 
Uniwersjada. Lekkoatletyka: dzień 4. Transmisja online na żywo w TVP Sport (24.07.2025)
Uniwersjada. Siatkówka, finał: Polska – Brazylia [MECZ]
Polska – Brazylia. Uniwersjada. Siatkówka mężczyzn, finał. Transmisja online na żywo w TVP Sport (24.07.2025)
Uniwersjada. Siatkówka, finał: Polska – Brazylia [MECZ]
| Inne / Sport akademicki 
El. LK: Raków Częstochowa – MSK Żilina [MECZ]
Raków Częstochowa – MSK Żilina. Liga Konferencji – 2. runda eliminacji. Transmisja online na żywo w TVP Sport (24.07.2025)
El. LK: Raków Częstochowa – MSK Żilina [MECZ]
| Piłka nożna / Liga Konferencji 
Sportowy wieczór (24.07.2025)
Sportowy wieczór (24.07.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór (24.07.2025)
| Sportowy wieczór 
Papszun: celem jest awans do fazy ligowej Ligi Konferencji
Marek Papszun (fot. Getty Images)
tylko u nas
Papszun: celem jest awans do fazy ligowej Ligi Konferencji
| Piłka nożna / Liga Konferencji 
Raków wybudził się z drzemki. Druga połowa, jak ze snu [KOMENTARZ]
Piłkarze Rakowa (fot. Getty Images)
Raków wybudził się z drzemki. Druga połowa, jak ze snu [KOMENTARZ]
Bartosz Wieczorek
Bartosz Wieczorek
Znakomity tydzień naszych drużyn. Polska coraz wyżej w rankingu!
Piłkarze Rakowa Częstochowa mieli w czwartek powody do zadowolenia (fot. PAP)
Znakomity tydzień naszych drużyn. Polska coraz wyżej w rankingu!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Do góry