Najlepsza liga świata nie wybacza błędów. Jeremy Sochan z każdym miesiącem poprawiał meczowe statystyki i stał się jedną z wiodących postaci San Antonio Spurs. Polak w tym sezonie już nie zagra. Powód? Uraz kostki. Jego dotychczasowe występy ocenił dla TVPSPORT.PL Szymon Szewczyk, który w 2003 roku został wybrany do NBA w drafcie z numerem 35.
74 spotkania i to by było na tyle. Przez uraz kostki Sochan nie pojawi się już w tym sezonie na parkietach najlepszej koszykarskiej ligi świata. Po konsultacjach z lekarzami podjęto decyzję o szybkim przeprowadzeniu zabiegu artroskopii stawu skokowego. – Teraz skupię się na rehabilitacji i mam nadzieję, że będę gotowy, by pomóc kadrze w kwalifikacjach do igrzysk olimpijskich – przekazał 20-latek w oficjalnym komunikacie prasowym.
W tym sezonie zawodnik z numerem "10" na koszulce utrzymywał meczowe statystyki na poziomie: 11,6 punktów, 6,4 zbiórek, 3,4 asyst. Zaliczył tym samym progres w stosunku do poprzednich rozgrywek (wcześniej: 11–5,3–2,5). Poprawił także skuteczność rzutów za trzy punkty (z 24,6 procent do 30,8 procent) czy rzutów osobistych (z 69,8 procent do 77,1 procent). Otrzymywał również więcej minut na parkiecie od trenera Gregga Popovicha (średnio 29,6 minut).
Polak nie bał się rywalizacji z największymi gwiazdami ligi na czele z LeBronem Jamesem czy Kevinem Durantem. Pod koniec rozgrywek lepiej układała się też jego współpraca z genialnym Victorem Wembanyamą. Coraz więcej wskazuje na to, że Ostrogi odbiją się od dna i w kolejnym sezonie będą w stanie powalczyć o awans do fazy play-off. O podsumowanie gry Sochana i jego drużyny poprosiliśmy doświadczonego byłego koszykarza, który w 2003 roku został wybrany do NBA w drafcie z numer 35.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Sochan zakończył zmagania w sezonie 2023/2024 po 74 spotkaniach. Jak ocenisz jego dyspozycję?
Szymon Szewczyk: – Mocno dojrzał na parkietach najlepszej ligi świata. Nie odpuszcza żadnej z gwiazd. Jest jeszcze bardziej zadziorny. Nikt nie może się czuć przy nim bezpiecznie, gdy zaczyna się rywalizacja pod koszem. Widać go coraz częściej w mocnej obronie i szybkim ataku. Poprawił rzut z dystansu. Jest lepszy, jeśli chodzi o penetrację. Dogaduje się z Wembanyamą – jednym z najbardziej perspektywicznych koszykarzy w historii. Francuz wygląda jak gość z innego wymiaru. Dokłada własne cegiełki w defensywie i ofensywie. Sochan na tym korzysta. Rozkręcając siebie, będzie rozkręcał Victora. Rozkręcając Victora, będzie rozkręcał siebie. Brzmi banalnie, chociaż to działanie, na którym zyska każdy z nich. Nie da się ukryć, iż Spurs mają jeden z najgorszych sezonów w historii, ale nie wyciągałbym z tego pochopnych wniosków. Młody zespół ma się ogrywać. Dajemy im czas. Niech robią coraz więcej szumu.
– Gdyby nie ciągłe zmiany na parkiecie, Sochan mógłby ugrać więcej?
– Najpierw grał na pozycji numer "1". Chcieli zrobić z niego rozgrywającego. Eksperyment trwał kilka tygodni. Potem przesunięto go na "dwójkę". Następnie grał jako "czwórka". W niektórych spotkaniach biegał po parkiecie na pozycji numer "5". Cały czas szukają dla niego miejsca. Jest na tyle wszechstronny, że trener Popovich ma do niego bardzo duże zaufanie. Nie krytykuje go publicznie. Nie wątpi w niego, jeśli zdarzy się słabsze spotkanie. Konsekwentnie stawia na Jeremy'ego. Zdaje sobie sprawę, z jak zdolnym graczem pracuje. Chce wyciągnąć z niego jak najwięcej. Nadal trwają analizy, gdzie Sochan będzie czuł się najlepiej. W grę wchodzą pozycje tyłem albo przodem do kosza. Testowano go również jako zawodnika, który ma biegać więcej od innych. Jeremy nie wybrzydza, nie grymasi. Wykonuje zadania, które są mu zlecane. Fajnie, że trafił do San Antonio Spurs. Sztab szkoleniowy na pewno nie pozwoli mu zrobić krzywdy.
– Powinien zostać w tym zespole?
– Dobrze byłoby, gdyby nie uciekał zbyt szybko z Teksasu. Ludzie wokół go wspierają. Zna całą organizację. Dobrze odnajduje się w mieście. Nie szaleje. Skupił się na sporcie. Pójście do kolejnego zespołu, po zaledwie dwóch sezonach, nie wyszłoby mu na dobre. Liczę, że pozostanie w układzie, w którym się znalazł. Jeśli poczuje, że wycisnął maksimum z przygotowań w tej ekipie, wtedy mógłby pokusić się o zmianę. Nie zapowiada się na to. Dodatkowo, do Spurs – podobnie jak do Golden State Warriors – nie bierze się koszykarzy z przypadku, na chwilę. Wcześniejsza gra i życie Sochana były analizowane. Wiedzą, z kim mają do czynienia. Zainwestowali w niego pieniądze i czas. Kształcenie Jeremy'ego jest celem długoletnim. Mam nadzieję, że nie zaszkodzi sobie sam, jak to zrobił na przykład Jo Morant (został zawieszony przez ligę za wymachiwanie bronią palną podczas transmisji wideo w mediach społecznościowych – przyp. red.). Sochan tylko w pojedynkę może zaprzepaścić życiową szansę, którą otrzymał. Nie życzę mu tego.
– Który element koszykarskiego rzemiosła poprawił najbardziej?
– Bieganie i rzuty z półdystansu oraz dystansu. Nadal jest bardzo mobilny. Od początku draftu był wystawiany jako jeden z najlepszych obrońców. Nie zawiódł w tej kwestii, ale ma jeszcze dużo ciężkiej pracy przed sobą. W NBA rywale nie śpią. Wręcz przeciwnie. Budują masę, są coraz szybsi i bardziej zwrotni. Sochan nie może się ich obawiać. Widać, że chce się rozwijać. Lubi się uczyć. Poprawił rzuty osobiste, wykonywane jedną ręką. Zyskał procenty w statystykach. Nie ucieka z treningów, jeśli trenerzy widzą u niego jeszcze coś do poprawy. To cenna cecha. Jeszcze namiesza w wielu spotkaniach.
– Myślisz, że któraś z gwiazd ligi może się skusić na podpisanie kontraktu z klubem z San Antonio, gdy śledzi poczynania duetu Sochan-Wembanyama?
– Jak najbardziej. Nie będę jednak prorokował i wymyślał nazwisk na zawołanie. Spurs jako cała ekipa mają ogromny potencjał. W spokoju obejrzymy decydującą fazę sezonu, a potem porozmawiamy o ewentualnych transferach. Życzę tej ekipie jak najlepiej.
– Na koniec wątek reprezentacyjny. Wiemy już, że Sochan pojawi się w składzie reprezentacji Polski na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich, który odbędzie się w dniach 2-7 lipca w Walencji. Szybko zaadoptuje się do realiów w kadrze czy będzie potrzebował czasu?
– Przyciągnie tłumy kibiców na spotkania. Analizując względy marketingowe, to świetna wiadomość. Sportowo – reprezentacja zyska bardzo dobrego zawodnika. Będzie musiał wpasować się w system, który dobrze działa od miesięcy. Z wejścia stanie się kluczowym graczem. Nie będzie tak, jak za czasów debiutu, gdy spędził na parkiecie kilka minut. Ciąży na nim większa presja, ale powinien podołać wyzwaniu. Liczę, że uraz, którego się nabawił nie będzie na tyle poważny, że wykluczy go z gry. Jeremy jest na tyle uniwersalny, że szybko znajdzie wspólny język z takimi graczami jak Mateusz Ponitka czy Aleksander Balcerowski. Selekcjoner Igor Milicić będzie mógł spokojnie rotować składem. Liczymy, że przełoży się to na awans do igrzysk olimpijskich!