Przed KnockOut Promotions pracowity czas, bo w ciągu niecałych dwóch miesięcy grupa zorganizuje dwie ważne gale. 20 kwietnia we Wrocławiu do ringu wróci Mateusz Masternak (47-6, 31 KO), a 24 maja w Rzeszowie Łukasz Różański (15-0, 14 KO) będzie po raz pierwszy bronił pasa mistrza świata WBC wagi bridger. O kulisach opowiedział nam promotor Andrzej Wasilewski.
Mateusz Fudala, TVPSPORT.PL: – Mateusz Masternak wyleczył już w pełni kontuzję?
Andrzej Wasilewski, KnockOut Promotions: – Tak. Mateusz jest bardzo dojrzałym zawodnikiem i nie musieliśmy tutaj w nic ingerować, ani mu pomagać. Oczywiście, byliśmy na to gotowi, ale Mateusz wszystko sobie sam zorganizował. Najpierw zadzwonił z informacją, że wznowił treningi, ale czuje jeszcze ból. Później zgłosił już pełną gotowość do rozpoczęcia przygotowań i jak najszybszego powrotu do ringu. Mówił, że żar i ogień na pewno w nim jeszcze nie wygasł, tym bardziej chce szybko wrócić i dostać kolejną szansę. Wszyscy pamiętamy jego wspaniałą postawę w pojedynku o mistrzostwo świata. Nie pamiętam, by którykolwiek polski pięściarz tak znakomicie boksował na wyjeździe z mistrzem świata, był tak blisko wygranej i tak pechowo przegrał. To całe piękno, ale i okrucieństwo sportu.
– Porażka nie dość, że bolesna, to w dodatku kosztowna, bo Mateusz spadł w rankingach. Jedynie w federacji WBO znajduje się w TOP 15 – na 13. miejscu. Wygrana we Wrocławiu sprawi, że automatycznie wróci do czołówki?
– W świecie boksu, wśród fachowców, ekspertów i ludzi układających rankingi Mateusz jest tak szanowany, że to miejsce w okolicach 5-6 rankingów szybko wróci. Szczególnie po takich walkach jak z Dorticosem, Bellew, Drozdem, teraz z Billamem-Smithem i biorąc pod uwagę jego umiejętności. Natomiast musi wrócić po porażce. Była kontuzja i nie mógł wcześniej wrócić, dlatego przez te kilka miesięcy osunął się nieco w rankingach. Co do tego, że szybko znów będzie zajmował wysokie pozycje, nie mam żadnych wątpliwości.
– Porażka z Billamem-Smithem nie jest jego pierwszą w karierze, ale chyba najbardziej bolesną, bo trudno się pogodzić z przegraną wskutek kontuzji. Mentalnie poradzi sobie z tym?
– Wszystko będziemy wiedzieć po kolejnej walce, ale Mateusz jest dojrzałym zawodnikiem, poczuł już kilka razy smak rozczarowania, choćby w obrzydliwie oszukanej walce w RPA, i zawsze wracał. Z wiekiem te powroty mogą być coraz trudniejsze, człowiek dojrzewa i zaczyna zauważać inne rzeczy, natomiast mentalność Mateusza, jego siła i inteligencja to jest taka mieszanka, która sprawia, że wierzymy w kolejną wielką walkę już za chwilę. Oczywiście ta chwila w boksie oznacza czasem paręnaście miesięcy, ale wierzymy, że Mateusz znów dostanie szanse pokazania swoich umiejętności, tylko tym razem nie będzie miał tak strasznego pecha.
– We Wrocławiu wystąpi również Michał Cieślak, czy wiadomo już kto będzie jego rywalem?
– Jeśli chodzi o rywala to trzeba pytać mojego wspólnika Jacka Szelągowskiego, który już finalizował jakiś kontrakt, ale przepraszam, nie jestem na bieżąco. To co nas tak naprawdę interesuje, nie lekceważąc następnej walki, bo trzeba ja wygrać, to pojedynek z Yamilem Peraltą (17-1, 9 KO), który wydaje się chyba najbardziej realny. To Argentyńczyk, który szczerze mówiąc, nie jest moim wymarzonym rywalem. Ponieważ jest pięściarzem, którego trudno złapać, jest szybki na nogach i celnie kontruje. Nie dysponuje potężnym ciosem, raczej unika walki, ale w tym swoim brzydkim stylu jest dosyć skuteczny. Gdybym miał wybór, pewnie szukalibyśmy innego przeciwnika, ale na tym poziomie często tego wyboru nie ma
– Peralta to numer 3 rankingu WBC wagi junior ciężkiej, a Michał jest na 2. miejscu. Jeśli walka będzie tzw. eliminatorem do tytułu WBC, oddacie pas mistrza Europy?
– Tę decyzję musimy podjąć na dniach, natomiast myślę, że Michał raczej już ma za sobą tę satysfakcję ze zdobycia pasa mistrzostwa Europy. Zdobył go, później go obronił, tego już mu nikt nie odbierze, ale myślę, że ten pas spełnił już swoją funkcję. Zaczęliśmy rozważać różne aspekty, w tym finansowe i rzeczywiście niewykluczone, że ten pas oddamy. Naszą ambicją jest walka o mistrzostwo świata.
– Przejdźmy do gali w Rzeszowie. To duże ryzyko dla zawodnika i promotora, by w pierwszej dobrowolnej obronie pasa zaprosić do walki Okoliego. Nie za duże?
– Z jednej strony polscy kibice powinni być bardzo zadowoleni i to jest najważniejsze, bo sport jest dla kibiców. Ale z drugiej, często kibice pytają mnie dlaczego nie zrobiliśmy walki z innym pięściarzem, skoro to dobrowolna obrona. W prosty sposób wytłumaczę. Drogie zagraniczne nazwisko nie wchodziło w grę, bo nie spięlibyśmy na to budżetu. W przypadku pana Okoliego, jest to opłacone przez brytyjską telewizję, dlatego jest dla nas możliwość, by zorganizować to w Polsce.
Była możliwość zrobienia walk za średnie powiedzmy pieniądze z którymś z Polaków np. Krzysiem Włodarczykiem, czy Adamem Balskim. Dla kibiców i dla mnie jako promotora byłoby to rzeczą ciekawą, bo nigdy w historii dwóch Polaków nie walczyło o zawodowe mistrzostwo świata. Poza tym, to mega komfortowa sytuacja, bo który by nie wygrał, to dalej promotor ma tytuł u siebie.
Łukasz był dużo bardziej ambitny. Nie miał ochoty boksować z Polakami, a poza tym jeśli wygra z Okolie'em, co oczywiście nie będzie łatwe, to liczy na otwarcie rynku brytyjskiego, gdzie są duże większe pieniądze. Ma już swoje lata, za chwilę zostanie szczęśliwym ojcem więc tym bardziej ma odpowiedzialność finansową za rodzinę. Okolie to jest znane nazwisko w świecie sportu, a zwycięstwo z Balskim czy Włodarczykiem rynków światowych by mu nie otworzyło. Wybrał najtrudniejsze wyzwanie.
– Wcześniej dużo mówiło się o możliwej walce w Arabii Saudyjskiej. Ten temat już całkowicie upadł?
– To było moje marzenie, mój pomysł, można powiedzieć takie moje "dziecko". To był znakomity pomysł, ale znowu mieliśmy wyjątkowego pecha. Sprzedałem im to tak: macie Badou Jacka, który był mistrzem świata w kategorii do 76 kg, 80 kg i 90 kg. Ja mam mistrza świata w kategorii ok. 100 kg. Spróbujcie, skoro uważacie, że Badou Jack jest taki mocny!
Teoretycznie, biorąc pod uwagę liczbę stoczonych walk, doświadczenie, to na jakich ringach boksował, Badou Jack byłby na papierze wielkim faworytem walki z Różańskim. Przekonałem promotorów z Arabii Saudyjskiej, szybko osiągnęliśmy wstępne porozumienie. Niestety, w tym czasie panowie poróżnili się między sobą i jedna grupa rozpadła się na dwie, albo nawet trzy. Niestety, pan z którym rozmawialiśmy, wypadł z tej głównej grupy. Stąd też najpierw te terminy walki się przesuwały o kilka miesięcy, a potem okazało się, że nie jest zorganizować tej walki. Bardzo żałuję, bo pieniądze dla Łukasza byłyby większe, splendor ogromny, a moim zdaniem szansa na zwycięstwo bardzo duża.
– Którą opcją był Okolie?
– Najbardziej nie chciałem jechać na wyjazdową walkę z Kevinem Lereną (zawodnik z RPA to obowiązkowy pretendent WBC – red.). Po pierwsze, pamiętam doskonale walkę Mateusza Masternaka z Johnnym Mullerem w 2015 roku, która była jednym z największych przekrętów w historii walk polskich pięściarzy. Moim zdaniem, on wysoko tę walkę wygrał, a na kartach sędziowskich przegrał... Po drugie, Johannesburg jest na wysokości prawie 2 tys. m n.p.m. przy zupełnie innych temperaturach, wilgotności itd. Tam się bardzo trudno boksuje. Po trzecie, oferta finansowa nie była wielka. Czy w grę wchodziło ściągnięcie Lereny do Polski? Niestety, to nie jest jakieś magiczne nazwisko, które spowodowałoby wybuch zainteresowania tym pojedynkiem w Polsce. Dlatego jeśli możemy odsuwać pana Lerenę, to odsuwamy.
Jeśli to miał być ktoś znany, to Okolie pasuje idealnie. Jest rozpoznawalny w Polsce, ale niesprawdzony w kategorii bridger. On jest ogromnym mężczyzną, może się okazać, że jemu to nawet lepiej będzie się boksowało w tej wadze, niestety dla nas, ale jednak jest niesprawdzony. Do tego, nie jest sprawdzony w walkach wyjazdowych. Pamiętamy pana Babicia, który w Polsce nie wchodził tak pewnym krokiem do ringu, jak ostatnio w Wielkiej Brytanii.
Pewne jest to, jak Łukasz będzie przygotowany, że będzie czuł się komfortowo, bo będzie w domu i że będzie miał doping kibiców. Dlatego bardzo chcieliśmy zorganizować tę walkę w Polsce. Dla nas jako grupy promotorskiej to też jest okazja, by kibicom w Polsce zaprezentować wielki światowy boks. Jeśli tylko mamy taką możliwość, to jesteśmy im to winni, a poza tym, to niezbędne do promocji naszej dyscypliny.
– Jak Łukasz zareagował, gdy usłyszał o możliwości walki z Okolie'em?
– Łukasz jest dojrzałym mężczyzną, świadomym tego, jak działa zawodowy boks, z jego zaletami i wadami. Nigdy nie usłyszałem od Łukasza, że nie chce z kimś boksować, bo jest za dobry, za szybki itd. Łukasz zawsze nalegał na to, by mieć dużo czasu na przygotowania, szczególnie że zbija teraz wagę. Jest sportowcem, który potrzebuje mieć pewne rzeczy dookoła siebie ułożone i wtedy spokojnie koncentruje się na treningu. Organizując galę w Polsce raczej na pewno jesteśmy mu to w stanie zapewnić. Doświadczenie pokazuje, że walki wyjazdowe mogą się przesuwać, albo w ogóle do nich nie dochodzi. Łukasz już był tego ofiarą. Przypomnę, że poleciał już do Kolumbii na konferencję prasową przed pojedynkiem z Oscarem Rivasem, do którego nigdy nie doszło. Potem przesuwała się walka z Badou Jackiem... Nie było żadnych wątpliwości, że jeśli nie ma super pod względem finansowym oferty zagranicznej, to chętnie zrobimy to w Rzeszowie. Nie było też żadnych wątpliwości, że jeśli ma być znany zawodnik, jakiś kolejny duży krok w karierze, to wychodzi Okolie.
– To były trudne negocjacje z Łukaszem? Pytam, bo w wywiadzie z Arturem Gacem dla Interii powiedział: "Cieszę się, że po raz kolejny będziemy mogli pokazać, iż przy dobrej organizacji i współudziale kilku podmiotów, Podkarpacie stanie się centrum bokserskich wydarzeń. Natomiast gdyby tego nie udało się spiąć, to faktycznie byłem już gotowy pójść w zupełnie inną stronę".
– W inną, to znaczy w jaką? Zawsze trzymam stronę zawodników, rozumiem ich rozgoryczenie, bo to jest ich zawód. Szczególnie mężczyźni po 30-tce chcieliby próbować ustawić się na resztę życia, to jest absolutnie logiczne. Natomiast powiedzenie "pójście w inną stronę" w przypadku, kiedy wykazaliśmy, że jesteśmy jedną z najlepszych grup promotorskich na całym świecie jeśli chodzi o skuteczność? Mówię tu o skuteczności negocjacji, doprowadzania do walk tytułowych. Pamiętajmy, że Łukasz jest w nowej kategorii bridger. Nie przypominam sobie wielkich walk w Ameryce w tej wadze, mówię to żartobliwie, bo wiemy że takich nie było. Nie ma innych rynków. Pewnie jego słowa były wynikiem rozgoryczenia.
– Jak będą wyglądały jego przygotowania? Ściągnięcie sparingpartnerów pod Okoliego wydaje się być trudnym zadaniem.
– Tą sprawą zajmuje się Łukasz, jego team razem z moim wspólnikiem Jackiem Szelągowskim. Łukasz jest specyficznym zawodnikiem, bo nigdy nie prosił, ani nie wymagał bardzo wymagających sparingpartnerów. Jest to jedna ze szkół. By toczyć troszkę lżejsze sparingi i na nich przerabiać elementy, w których zawodnik czuje się lepiej, a unikać tych, które są gorsze. Tak do tej pory Łukasz trenował.
Natomiast przyznam szczerze, że to co mnie niepokoi, to brak w narożniku trenera Mariana Basiaka, który zmarł. To był znakomity szkoleniowiec, psycholog, mentor, człowiek wielkiej klasy, jeden z ostatnich w historii polskiego boksu zawodowego na tym poziomie. Oczywiście, mając 80 kilka lat nie trenował z Łukaszem na co dzień, ale zawsze był obok. To była mocna podpora mentalna dla Łukasza. Plus świetnie dobierał taktykę. Wszystkim nam brakuje pana Mariana... Pozostali ludzie ze sztabu szkoleniowego są ci sami, z którymi Łukasz trenował, świetnie się z nimi zna i do tej pory był zawsze znakomicie przygotowany.
– Czy wiemy już kto jeszcze oprócz Fiodora Czerkaszyna wystąpi w Rzeszowie? Czy możemy się spodziewać z grupy Boxxer kogoś pokroju Martina Bakolego, który walczył w Polsce rok temu?
– Nie mamy jeszcze żadnych informacji. Na pewno Łukasz i Fiodor to dwie główne walki gali. Chcemy, żeby Czerkaszyn jak najszybciej wrócił do światowego boksu. Dopóki nie będzie jakiejś bardzo ciekawej propozycji, pewnie z USA albo z Wysp Brytyjskich, to będziemy chcieli, by boksował co 3-4 miesiące w Polsce i dostał się do TOP 5 na świecie. Liczymy, że szybko tak się stanie.
Reszta karty jeszcze nie jest ułożona.