| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Mateusz Stolarski w najmniej oczekiwanym dla wszystkich momencie objął Motor Lublin po Goncalo Feio. Dla 31-latka jest to dopiero pierwsza samodzielna praca na stanowisku pierwszego trenera. – Najgorsze, co można zrobić, to bać się własnych marzeń. Przyjmuję wyzwanie, pracuję najlepiej, jak mogę i akceptuję to, że popełnię błędy, bo tak na pewno będzie – powiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Za panem trzy mecze w roli pierwszego trenera Motoru. Pięć punktów w starciach z ligową czołówką cieszy czy bardziej czuje trener duży niedosyt?
Mateusz Stolarski, trener Motoru Lublin: – Myślę, że szanujemy pięć punktów, które zdobyliśmy, biorąc pod uwagę to, jak graliśmy z tymi ekipami w poprzedniej rundzie oraz jak silni byli to rywale. Z przebiegu spotkań mamy jako zespół pewien niedosyt. Gdybyśmy mieli dwa punkty więcej, byłoby super. Bylibyśmy z tego zadowoleni, a teraz mamy poczucie, że nie dopilnowaliśmy wszystkich szczegółów – szczególnie jeśli chodzi o aspekty obronne.
– Po meczu z Arką mówił pan o "przegranym remisie". Na każdym treningu stara się pan wpajać drużynie mentalność zwycięzców?
– To jest coś, co nas wyróżnia. Bez względu na okoliczności, rywala i rangę meczu, zawsze chcemy wygrywać. Nie jest to tylko ogólne mówienie, bo wiadomo, że wszyscy chcą wygrywać. Swoim podejściem do treningów, meczów, chęcią bycia coraz lepszym chcemy pokazać, że nie jesteśmy minimalistami. Szczególnie, gdy mamy wielkie wsparcie kibiców na naszym stadionie. Trybuny nas niosą i musimy to wykorzystać.
– Co było najtrudniejsze w pierwszych dniach pracy na stanowisku pierwszego trenera?
– Nic. Myślę, że przeszedłem z tym do porządku dziennego. Potraktowałem to jak zmianę stanowiska. Nie odczułem większych problemów z adaptacją do tej roli. Przygotowywałem się do niej dość długo. Pięć lat pracowałem jako asystent u trenera Goncalo Feio, Daniela Myśliwca i Janusza Niedźwiedzia. Mając takich fachowców, mogłem z bliska obserwować jak pełnią tę rolę i chłonąć wiedzę z tego zakresu każdego dnia.
– Decyzja trenera Goncalo Feio pana zdziwiła, zaskoczyła, zszokowała?
– Zaskoczyła nas wszystkich, ponieważ nikt się tego nie spodziewał. Nie jest to idealny scenariusz, w którym zaczynam pracę jako pierwszy trener. Nie myślałem, że w trakcie sezonu przestanę pracować z trenerem Feio, którego bardzo szanuję i mam do niego ogromną wdzięczność za to, jaki miał wpływ na mnie. Było to dla mnie wielkie zaskoczenie. Żałuję, że razem nie dokończymy tego sezonu.
– Trener wspominał wcześniej o swoich planach, czy i dla pana był to ogromny szok?
– Nie wspominał o żadnych planach. Nie myślał wcześniej o odejściu z Motoru. To wyszło bezpośrednio po meczu ze Stalą Rzeszów.
– Ciężko było wskoczyć w buty trenera Feio?
– Wymagania, które postawił trener Feio są najwyższe z możliwych. Każdy wie, jak pracuje trener Feio, ile serca i pracy wkłada w to, co robi. Zastąpienie go nie należy do łatwych, ale przez 1,5 roku pracowaliśmy razem. Wydaje mi się, że bardzo skutecznie, dlatego moim pierwszym celem było utrzymać standardy, jakie trener wprowadził, a następnie krok po kroku wprowadzać swoje pomysły.
– Kult pracy trenera Feio całkowicie przeszedł na pana? Nadal dzień zaczyna się o 6:00 rano?
– Uważam, że nie ilość pracy jest ważna, lecz jej skuteczność. Pracuję na tyle, na ile sytuacja tego wymaga. Odnośnie wstawania o 6:00 rano, to po prostu lubię to robić. Wstaję wcześniej, bo czuję, że w godzinach porannych jestem najbardziej efektywny. Liczy się jakość pracy i jej skuteczność. Popołudniami wracam do domu i spędzam czas z córką, a jeżeli jest taka potrzeba, to wieczorami jeszcze popracuję lub poczytam książkę albo obejrzę coś, co rozwinie mnie jako trenera. Ilość godzin nie ma znaczenia, znaczenie ma to, jak bardzo jesteś efektywny.
– Co piłkarskiego z seriali i książek najbardziej pan poleca?
– Serial o Pepie Guardioli jest ostatnio na topie. Jak najbardziej mogę polecić. Ted Lasso wyszedł już dawno, ale jest to pozycja obowiązkowa dla każdego trenera, który chce zobaczyć, jak skutecznie zarządza się relacjami w klubie i drużynie. Jeśli chodzi o książki, to polecam "Esencjalistę". Przeczytałem ją bardzo dawno, ale ona dużo mówi o podziale ról i obowiązków w sztabie. Ostatnio dość mocno czytam "Nieustępliwego" i "Wygraną". Są to historie o trenerze personalnym Michaela Jordana I Kobego Bryanta. On mocno współpracował z nimi i codziennie oglądał ich wielkość.
– Padła postać Teda Lasso. Prawdą jest, że przynajmniej tak samo ważne, jak aspekty sportowe, są te interpersonalne?
– Myślę, że nawet ważniejsze. Żadna taktyka nie jest skuteczna, jeżeli zespół nie czuje feelingu, poczucia jedności i zaufania względem siebie i sztabu. To jest kluczowe, bardziej niż taktyka i aspekty piłkarskie. Bez tego nie zbuduje się żadnej poważnej drużyny.
– Jak zmienił się Motor w tym krótkim czasie?
– Chcę, aby zawodnicy aktywnie brali udział w tworzeniu planu meczowego poprzez swoje wnioski i odczucia z gry. Jako sztab dostarczamy wszelkich niezbędnych informacji o najbliższym rywalu i proponujemy strategię na mecz, ale patrzymy na treningu, jak zawodnicy adaptują się do planu i jakie korekty ewentualnie wprowadzić. Zawodnicy muszą mieć poczucie, że dobrze czują się na boisku pod kątem założeń taktycznych – tylko wtedy będziemy naturalni i skuteczni. Moją ideą jest to, aby w kontekście planu meczowego było jak najmniej informacji, a zawodnicy mają podejmować decyzję wynikające z ich najmocniejszych umiejętności. Najważniejsze jest to, aby zespół patrzył w jednym kierunku – o to jako trener muszę dbać. Uważam, że często trenerzy popełniają błędy i chcą, aby ich drużyny grały tak, jak oni chcą. Nie biorą pod uwagę tego, co chcą robić zawodnicy. To piłkarze są na boisku, często mają za sobą kilkanaście tysięcy kibiców. Stworzenie naturalnego środowiska spowoduje, że zespół nie będzie odczuwać żadnej presji. Będzie w stanie pokazać naturalne działania, które potem zaprowadzą nas do zwycięstwa.
– Z pana słów wynika, że odprawa przedmeczowa, analiza, mają być przede wszystkim dialogiem, a nie monologiem?
– Trener nakreśla zasady i pokazuje cel – ma zadbać o to, żeby wszystko było jasne i klarowne, ponieważ wszyscy musimy myśleć tak samo w kontekście meczu i planu na mecz. Nie mam jednak problemu z tym, żeby rozmawiać wcześniej z zawodnikami o ewentualnej drodze do tego celu. Cieszę się, kiedy oni proponują też swoje rozwiązania i pomysły.
– W jakim aspekcie zespół potrzebował impulsu? W taktyce, podejściu do meczu, treningu, sferze mentalnej?
– Myślę, że najbardziej potrzebował poczucia, że znowu może wrócić na zwycięską ścieżkę i radości z gry w piłkę. Nie uważam, że za trenera Feio nie było radości, ale potrzebowaliśmy więcej opcji ataku środkiem oraz kultury z piłką przy nodze. To poprawiliśmy i widać, że podejmujemy więcej działań w środku pola. Przez to też możemy atakować bokami, bo przeciwnik bardziej zagęszcza środkowe sektory. Udoskonaliliśmy opcje w ataku, bo jeżeli atakujemy bokiem, mamy więcej miejsca w środku i na odwrót. Jako zespół musimy zrobić z tych miejsc przewagę. Idealnym przykładem jest bramka w meczu z Arką Gdynia, a potem rzut karny, który wywalczyliśmy po dośrodkowaniu z boku boiska.
– Pod kątem filozofii gry jest panu blisko do trenera Feio czy jednak teraz Motor ma być całkowicie autorskim, zupełnie innym zespołem trenera Stolarskiego?
– Wiele rzeczy za trenera Feio działało, wiele rzeczy stworzyliśmy tu wspólnie pod okiem trenera Feio jako lidera. Natomiast ja wprowadzam swoje rzeczy, ale nie jest to rewolucja. Z treningu na trening patrzę, czego potrzebuje zespół. Nie jest sztuką dać zbyt wiele informacji i zmienić wszystko. Sztuką jest trafić z odpowiednim momentem, kiedy przekazać informację.
– Jakie jest pana spojrzenie na futbol?
– Trener powinien kreować środowisko zawodnikom, w którym to oni podejmują własne decyzje i czują się w nim naturalnie. Jeżeli mam swój model gry, to zanim zadecyduję, jaką chcę grać taktyką, spojrzę, jakich mam zawodników. Kiedy w zespole są świetni skrzydłowi i boczni obrońcy, to prawdopodobnie zagram 4-4-2 albo 4-3-2-1, gdzie są miejsca dla skrzydłowych. Jeżeli będę dysponować dobrymi zawodnikami w środku pola, prawdopodobnie zagram 3-4-3, ponieważ wtedy mógłbym dać do środka swoich najlepszych zawodników. Poza wyborem struktury ważne jest, aby dopasować piłkarzy do pozycji i dać im zadania, w których czują się komfortowo. To trener jest dla piłkarza, a nie piłkarz dla trenera.
– Punktowanie i pragmatyzm czy przede wszystkim ładna dla oka gra, ofensywny futbol i pomysł na zespół?
– Można to ze sobą połączyć i czerpać z jednego i drugiego. Zespół może wygrywać, ale styl gry może być spójny z filozofią trenera. Nie neguję żadnego stylu, bo uważam, że drużyna powinna być odbiciem trenera zarówno pod kątem charakteru, jak i sposobu gry. Ja wolę, kiedy to my decydujemy, co robimy z piłką, a nie przeciwnik ma ją przy nodze. Wyznaję zasadę, że: "Nie ma być fajnie. Ma być skutecznie". Przejmując Motor powiedziałem, że sukcesem będzie, kiedy zawodnicy staną się lepszą wersją siebie i będą grali z pasją i polotem. Chciałbym, aby z uśmiechem na twarzy wychodzili na kolejny trening i mecz. Celem są trzy punkty, jak najlepsza pozycja w lidze i być może awans do Ekstraklasy.
– Najtrudniejsze już w tym sezonie za wami? W końcówce zmierzycie się już tylko z zespołami niżej notowanymi.
– Patrząc na tę ligę, to już nie wiem, jaki mecz jest łatwiejszy, a jaki trudniejszy. Nie jest to kolejna wyświechtana wypowiedź, że teraz czekają nas spotkania z drużynami walczącymi o życie, że będzie ciężko… Powiem szczerze, że skupiam się na jutrze. Chcę zrobić dobry trening, analizę, spotkać się ze sztabem, ustalić działania na kolejny tydzień. Kiedy przejmowałem zespół, to miałem dwa tygodnie do pierwszego meczu. Ludzie zaczęli zadawać pytania, czy poradzę sobie z presją, bo przejmuję zespół po trenerze Feio i chyba nie może być trudniej. Całe życie marzyłem o tym i pracowałem na to, aby być pierwszym trenerem. Najgorsze, co można zrobić, to bać się własnych marzeń. Przyjmuję wyzwanie, pracuję najlepiej, jak mogę i akceptuję to, że popełnię błędy, bo tak na pewno będzie. Nigdy nie będę robił czegoś wbrew sobie. To mi przyświeca. Wierzę w to, że będąc sobą, będąc autentycznym, mogę osiągnąć sukces. Najważniejsi zawsze jesteśmy my. Nie możemy zdradzić siebie, jako zespołu pod kątem gry i wartości. Jeżeli tak się nie stanie, to jestem pewien, że będzie dobrze.
– Z drugiej strony siedem meczów i siedem punktów straty do miejsca dającego bezpośredni awans to już chyba sporo?
– Na tym etapie rozgrywek zespoły z Trójmiasta mają solidną zaliczkę. Siedem punktów to dwa mecze do przodu i robi się już ich tylko pięć do końca. Natomiast najpierw musimy wygrać z Miedzią Legnica. Potem będziemy się zastanawiać, co dalej. Jeżeli chcemy złapać rywali, to musimy punktować regularnie. Bez tego żadne wyliczenia nie mają sensu.
– Przez ostatnie tygodnie podejście w klubie się nie zmieniło? Motor nadal tak samo chce awansu do Ekstraklasy?
– Jestem osobą, która chce wygrywać. Jeżeli poczujemy szansę awansu, a jesteśmy w miejscu, w którym jest on bardzo możliwy, to oczywiście będziemy chcieli awansować. Tego się trzymamy. Dopóki mamy możliwość gry w najwyższej klasie rozgrywkowej, to będziemy o nią grać.
– Dla pana ewentualny awans były ogromnym handicapem na dalsze lata pracy. O lepszy początek byłoby trudno.
– Fajnie byłoby zacząć od awansu (śmiech)! Jak na początek, to byłoby całkiem nieźle… Często powtarzam, że przemówi za mnie zespół. Doskonale pan wie, że to jest tylko piłka. Możemy grać fantastycznie, być w barażach, rozgrywać świetny półfinał i stracić w nim gola z rzutu karnego w 90. minucie. Ewentualny awans lub jego brak nie weryfikują mnie jako trenera. Sukces mocno by pomógł, ale mądry dyrektor sportowy lub inna osoba zarządzająca zobaczą, że Motor zrobił postęp lub nie. Najważniejsze jest to, jak ten zespół gra. Wierzę w konsekwencję i jeżeli nie w tym, to w kolejnym sezonie osiągnę swój cel.
– Przykład trenera Feio pokazał, że z pierwszej ligi dość szybko można znaleźć się w czołowym klubie Ekstraklasy. Coś takiego jeszcze bardziej napędza do ciężkiej pracy?
– Pewnie, że tak. Nie jestem minimalistą. Chcę coś osiągnąć w futbolu. Nie mam poczucia, że z kimkolwiek rywalizuję. Chcę spełniać swoje marzenia. Przykład trenera Feio pokazuje, że w pracy trenera nie ma żadnej reguły. Wierzę w cierpliwość, stary jeszcze nie jestem i wiem, że dużo przede mną. Nie chcę myśleć o celach, tylko skupić się na tu i teraz. Na to mam największy wpływ. Znam swoje mocne i słabe strony. Jestem spokojny, konsekwentny, staram się unikać nerwowości. Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia.