W piątek Michał Cieślak (26-2, 20 KO) obchodził 35. urodziny, a w sobotę sprawił sobie prezent, bo wygrał efektownie kolejną walkę. Radomianin na gali KnockOut Boxing Night 34 we Wrocławiu pokonał Wenezuelczyka Juana Diaza (10-1, 10 KO). Rywal wycofał się z pojedynku na początku 4. rundy.
Cieślak jest coraz bliżej trzeciej walki o zawodowe mistrzostwo świata w wadze junior ciężkiej i jak informowaliśmy niedawno, jest bardzo prawdopodobne, że niebawem rozstanie się z pasem mistrza Europy. W walce z Diazem w stawce zabrakło tytułu EBU, był to więc typowy pojedynek na podtrzymanie aktywności.
Radomianin od początku kontrolował wydarzenia ringowe i narzucił rywalowi swój styl walki. Już w 2. rundzie zachwiał nim po dwóch mocnych ciosach z prawej ręki. Wenezuelczyk walczył ambitnie, rzucał pojedynczymi mocnymi uderzeniami, ale nie był w stanie ani przez moment poważniej zagrozić Cieślakowi. W trakcie drugiego starcia po ciosach Polaka nad jego prawym okiem pojawiło się głębokie rozcięcie.
Cieślak konsekwentnie rozbijał kontuzjowane miejsce, a przy okazji co chwilę częstował go potężnymi bombami na korpus. Wenezuelczyk z każdą minutą był coraz wolniejszy i słabszy, a nokaut wydawał się kwestią czasu. Pod koniec trzeciej rundy Cieślak wystrzelił potężnym prawym, po którym Diaz zrobił kilka kroków wstecz. Wytrwał do końca tego starcia, ale będąc w narożniku doszedł do słusznego wniosku, że kontynuowanie pojedynku nie ma większego sensu i poddał się. Była to pierwsza porażka Wenezuelczyka w karierze. Dla Cieślaka to piąta wygrana przed czasem z rzędu.
– Dopiero zacząłem go "poznawać" i czuję trochę niedosyt. Szkoda, ale walka wygrana przed czasem i to jest najważniejsze. To był pojedynek na podtrzymanie startów, wypełniłem założenia taktyczne i zobaczymy, co będzie dalej. Co z pasem EBU? Ja jestem od ciężkiej pracy, a resztę zostawiam promotorom. Myślę, że poprowadzą mnie najlepszą drogą – powiedział po walce Cieślak w rozmowie z TVP Sport.
Komentarz:
Piotr Jagiełło, Janusz Pindera