| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
PGE Skra Bełchatów zakończyła sezon 2023/2024 na dziewiątym miejscu w PlusLidze. Drużyny w kolejnych rozgrywkach nie poprowadzi dotychczasowy trener, Andrea Gardini. W TVPSPORT.PL opowiada on między innymi o kulisach rozstania z klubem.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Jaki w pana ocenie był ten sezon dla PGE Skry Bełchatów?
Andrea Gardini: – Przede wszystkim należy wziąć pod uwagę, że na początku miała być zbudowana nieco inna drużyna. Następnie dały się jednak we znaki problemy finansowe. Wiele rzeczy odnośnie do składu się zmieniło. Finalnie ekipa była kompletnie inna.
Do tego zmagania rozpoczęliśmy z dwoma siatkarzami, którzy finalnie nie grali do końca sezonu. Mateusz Mika szybko zaczął mierzyć się z urazem, miał operację i się z nim rozstaliśmy. To był bardzo duży kłopot dla drużyny. Przyjmujący miał być bowiem graczem-balansem zespołu w kontekście defensywy. Później problem miał Łukasz Wiśniewski. Mając tych dwóch graczy, Skra mogła awansować do play-off. Szczególnie na początku dawała nam się więc we znaki "walka" o odzyskanie balansu. Ostatecznie jestem bardzo dumny z tego, co udało nam się w tej mierze osiągnąć, i jak chłopaki podążali za mną.
Zrobiliśmy wszystko, by być w najlepszej ósemce. Pamiętajmy, że niektórzy z chłopaków nigdy nie występowali w PlusLidze! Część pozostałych poprzednie rozgrywki spędziła na ławce rezerwowych. To był więc w dużej mierze "sezon zero" dla PGE Skry Bełchatów.
Atmosfera wokół nas była… ciekawa. W ciągu jednego roku doszło do kilku kluczowych rotacji, jeśli chodzi o stanowisko prezesa klubu. Nigdy wcześniej w swojej karierze się z tym nie mierzyłem! Przez to relacja z klubem była specyficzna – wiele rzeczy wydawało się "prowizoryczne".
– Jak te zmiany wpłynęły na drużynę?
– Nie aż tak bardzo. Rozmawiałem ze sztabem i robiliśmy wszystko, by skoncentrować drużynę wyłącznie na grze, by chłopaki nie martwili się o nic innego. Ostatecznie jestem zadowolony z efektu. Nie trafiliśmy do play-off, ale było wiadomo, że nasze "straty" graczy z początku sezonu mogą się na nas odbić. To był bardzo specyficzny sezon.
Kolejne rozgrywki będą następnym "nowym rozdziałem" dla zespołu. Budżet będzie nowy, klub chce kupić topowych graczy... Życzę oczywiście powodzenia.
– Słyszałam przed sezonem, że "na papierze" w składzie mieli być Karol Butryn czy Trevor Clevenot.
– O samym składzie nie powiem nic poza tym, że kiedy podpisywałem umowę, miał być trochę inny (śmiech). Poproszono mnie wtedy, by klub awansował do play-off. Odparłem, że chcę grać z nim o medal! Później w lecie wiele rzeczy się zmieniło. Takie jest życie (śmiech).
– Największy progres, który widział pan w tym sezonie?
– Przede wszystkim jestem dumny z całej drużyny, że udało się jej zbudować balans. Najbardziej jednak cieszy mnie praca, którą wykonaliśmy ze środkowymi. Mam na myśli szczególnie Bartłomieja Lemańskiego. Sezon zakończył jako jeden z najlepszych zawodników na swojej pozycji, a wcześniej nie zawsze odgrywał pierwszoplanową rolę. W tych rozgrywkach grał cały czas, do czego nie był przyzwyczajony. Podobnie sprawa się miała z Mateuszem Porębą, który wcześniej nie był tak podstawowym siatkarzem.
Dla Adriana Aciobaniteia start w PlusLigę na pewno był wyzwaniem. Musiał odciążać Benjamina Dieza w przyjęciu. Słyszałem, że klub w kolejnym sezonie może mieć problemy z polskimi paszportami, więc niewykluczone, że Francuz nie będzie występował w drużynie, a to wielka szkoda. Naprawdę się rozwinął.
Grzegorz Łomacz również miał bardzo dobry sezon. Nie było mu łatwo, bo nie mając idealnego przyjęcia, trudno było mu grać szybką siatkówkę. Podobnie było w przypadku Dawida Konarskiego. On preferuje szybsze granie, więc wiele razy musieliśmy zmieniać system ataku, by się dopasować do przyjęcia. Zarówno on, jak i drużyna dobrze na to zareagowali.
– Słyszałam, że już w połowie sezonu usłyszał pan, że PGE Skra Bełchatów jest chętna do związania się z Gheorghe Cretu w rozgrywkach 2024/2025. To prawda?
– Nie pamiętam kiedy konkretnie, ale mniej więcej w okolicach świąt bożonarodzeniowych zrozumiałem, że klub może poszukiwać innych opcji.
– Było niezręcznie?
– Kiedy prezesi zmieniają się tak często, a nikt nie rozmawia ze sztabem czy zawodnikami, to od razu odbiera się przekaz. Jest to jednoznaczne z chęcią zmiany, przeprowadzenia nowego otwarcia. Dość szybko to zrozumiałem. Nie było to miłe, ale nie spotkałem się z tym po raz pierwszy w karierze. Chciałem dać więc z siebie wszystko, pokazać, że jestem z drużyną mimo że każdy wiedział, że mój kontrakt nie zostanie przedłużony. Walczyliśmy do końca mimo że duża część zespołu zdawała sobie sprawę z tego, że opuści klub. Jestem z tego dumny.
– Dawid Konarski mówił mi, że był bliski podpisania kontraktu na kolejny sezon. Ostatecznie do tego nie doszło. Diez też miał zostać na kolejny sezon, po czym pojawiły się różne wersje odnośnie do jego przyszłości. Chyba dużo potrafiło się zmienić, prawda?
– Takie jest właśnie życie w sporcie – sytuacja potrafi się zmienić dość nieoczekiwanie. Jestem dumny z Dawida. Dał drużynie bardzo dużo. Jego odejście pociąga jednak ze sobą konsekwencje w postaci potrzeby posiadania polskiego paszportu.
Wierzę, że wkrótce wrócę do pracy. Może to będzie właśnie w Polsce? Chciałbym prowadzić topową drużynę albo taką, która może pozytywnie zaskoczyć. Na ten moment szukam więc nowych możliwości w innych krajach.
Czytaj również:
– Marcin Komenda powołany do reprezentacji Polski siatkarzy. Czy dostanie szansę od Nikoli Grbicia?
– Nie dostali zgody na transfer. Zabrakło mniej niż... trzy procent
– Wybitny sezon lidera kadry! Pobił rekord, musi... kupić pizzę