| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Warta Poznań rozbiła w jedynym poniedziałkowym meczu PKO BP Ekstraklasy Stal Mielec 5:2. Aż trzy bramki dla ekipy gospodarzy zdobył Słowak Adam Zrelak. Szkoleniowiec poznańskiej drużyny Dawid Szulczek zasugerował nawet, że jego piłkarz... może pojechać na mistrzostwa Europy.
– Na pewno jesteśmy zadowoleni z tego, jak ten mecz wyglądał, ile dobrych rzeczy udało nam się zrobić. Biorąc pod uwagę statystykę goli oczekiwanych, to był mecz bardziej na 2:1 niż na 5:2. Natomiast nasze podejście do rywala - takie pazerne i agresywne - może tylko cieszyć. Samo "wejście" w mecz i w drugą połowę było bardzo dobre, było widać dużą chęć zdobycia trzech punktów. Z kolei ja sam zaburzyłem grę w obronie, bo odwróciłem wahadłowych, w defensywie nie grali na swoich nominalnych pozycjach, stąd trochę mieliśmy kłopotów z tyłu, ale przyniosło to efekty z przodu. W szatni powiedziałem zawodnikom, że musimy bardziej agresywnie zagrywać w pole karne przeciwnika, bo wcześniej te piłki zbyt długo leciały i obrońcy mieli czas, by się odpowiednio ustawić. Tak samo przy stałych fragmentach gry i to też się potwierdziło – powiedział szkoleniowiec poznańskiego klubu.
– Adam Zrelak to jest nasz najlepszy piłkarz. Jeśli strzeli jeszcze dwa hat-tricki, to może pojedzie na Euro. Fizycznie może być tylko lepszy i grać przez pełne 90 minut, ale dla jego bezpieczeństwa musimy go zmieniać wcześniej – dodał Szulczek.
– To było bardzo ważne spotkanie dla obu drużyn. My w tabeli mamy więcej punktów niż Warta, jesteśmy wyżej, ale po dobrym początku rundy wiosennej przestaliśmy wygrywać. A tak naprawdę brakuje nam już jednego zwycięstwa, by przekroczyć barierę 40 punktów i mieć spokój. Nie strzeliliśmy też gola od czterech spotkań i przed tym meczem nasze nastawienie było takie, by tutaj wygrać. Warta to zawsze niewygodny rywal dla wszystkich drużyn w ekstraklasie. Patrząc na wynik, można powiedzieć, że był to blamaż z naszej strony. Natomiast oceniając pierwszą połowę, były dobre momenty gry Warty, która jednak popełniała też błędy, a my potrafiliśmy je wykorzystywać. Było jednak też sporo pozytywów w naszej grze, strzeliliśmy w końcu gola i mieliśmy prawo myśleć o tym, by walczyć o pełną pulę – zaznaczył trener Stali.
– Te dwa szybko stracone gole po przerwie zadecydowały o wyniku. To było zbyt trudne dla nas mentalnie i nie potrafiliśmy już odpowiedzieć. To niezwykła dla nas sytuacja, bowiem przed meczem z Wartą w tym roku straciliśmy pięć goli, czyli tyle, co dziś. Traciliśmy piłkę pod pressingiem rywala na własnej połowie i w ten sposób Warta zdobyła dwie bramki. W drugiej połowie nie pokazaliśmy charakteru, który cechuje prawdziwych mężczyzn – podsumował mecz Kiereś.