Przejdź do pełnej wersji artykułu

Colley: jesteśmy gotowi, by pokonać w finale Pogoń

/ Joseph Colley w meczu z Wisłą Płock (fot. 400mm.pl) Joseph Colley w meczu z Wisłą Płock (fot. 400mm.pl)

W poprzednim sezonie zawodził i był plan, by odszedł z Wisły Kraków. Został i dziś, wraz z Alanem Urygą, tworzą zgraną parę środkowych obrońców. W czwartkowe popołudnie zagra w finale Pucharu Polski. – To największy mecz w mojej karierze – mówi dla TVPSPORT.PL Szwed gambijskiego pochodzenia.

👉 Legenda liczy na niespodziankę. "To może spętać nogi Pogoni"

  • Joseph Colley był bliski, by odejść z klubu, ale jednak został i dziś gra dużo lepiej niż w poprzednim sezonie
  • Pytamy o go premię za wygraną w Pucharze Polski, której wypłata jest uzależniona od... awansu do PKO BP Ekstraklasy
  • Szwed podkreśla, że w tak wielkim meczu jeszcze nie grał
  • Zdradza też, dlaczego początkowo nie lubił ksywy "Józek"


Czytaj też:

Jarosław Królewski (fot. PAP)

Jarosław Królewski, prezes Wisły Kraków: obecnie na liście mamy 281 nazwisk, które mogą wzmocnić klub

Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Podekscytowany przed finałem?
Joseph Colley:
– Tak, jestem bardzo podekscytowany. To będzie ważny mecz. Bardzo się cieszę, że zagram w finale Pucharu Polski.

To największy mecz w twojej dotychczasowej karierze?
– Jak do tej pory tak. Nigdy jeszcze nie grałem w finale. Zdarzało się w rozgrywkach młodzieżowych, ale oczywiście tego nie da się porównać z tym, co czeka nas w czwartek.

Dla Wisły to też bardzo ważny mecz, bo triumf da też przepustkę do europejskich pucharów.
– Szczerze mówiąc, nie myślimy o Europie. I mam na myśli poszczególnych piłkarzy jak i cały klub. Cieszymy się z tego, że awansowaliśmy do finału i jesteśmy gotowi do walki z Pogonią o wygraną.

Lubisz takie decydujące mecze?
– Tak. Myślę, że takie mecze lubi każdy piłkarz. Szczególnie wtedy, gdy dotarłeś do finału. Oznacza to bowiem, że wcześniej wykonałeś kawał dobrej roboty, by awansować aż tak daleko. Finał jest więc także formą nagrody za wcześniejsze występy.

Droga do finału nie była prosta. Który mecz pamiętasz najmocniej?
– Dobrze pamiętam starcie z Lechią Gdańsk, które skończyło się dogrywką. W końcówce przeżywaliśmy prawdziwą huśtawkę nastrojów. Był to bardzo emocjonalny i trudny mecz.

A co z meczami z Widzewem czy Piastem?
– To były bardzo zacięte spotkania. W obu przypadkach mieliśmy na boisku dwie drużyny, które chcą grać w piłkę. W starciu z Widzewem musieliśmy gonić wynik i udało się to dopiero w samej końcówce. Ciągle nie zapominam jednak o meczu z Lechią. Te wszystkie trzy spotkania były bardzo trudne.

Pokazały, że jesteście w stanie rywalizować na poziomie Ekstraklasy?
– Na koniec dnia mówimy o futbolu, tak? Gdy wychodzisz na boisko, musisz podjąć rywalizację. Nie liczy się wtedy, kto stoi naprzeciwko. Wszystko weryfikuje boisko – czasem zagramy dobry mecz, innym razem nie. Naszym głównym celem jest jednak podjęcie rywalizacji i nie zwracamy uwagi na to, czy to drużyna z Ekstraklasy czy 1. ligi.

Pogoń Szczecin jest mocniejszym rywalem niż wasi poprzedni przeciwnicy.
– Pewnie tak i dlatego są w finale. To będzie dla nas bardzo duże wyzwanie, ale równocześnie bardzo fajna zabawa. Będzie trudno, ale w finale nie może być inaczej. Jeśli chcemy myśleć o wygranej, musimy być świetni w każdym aspekcie. Na boisku jest 11 na 11 i wszystko może się zdarzyć.

Czytaj też:

Finał Pucharu Polski 2024 – najważniejszy mecz w historii Pogoni Szczecin

Nie zagrałeś przeciwko Podbeskidziu Bielsko-Biała. Trener mówił, że potrzebowałeś odpoczynku. Zgadzasz się?
– Tak. Rozmawialiśmy przed meczem na ten temat i wspólnie doszliśmy do wniosku, że to będzie najlepsze rozwiązanie.

Problemy Wisły nie leżą w Pucharze Polski, a w rozgrywkach ligowych. W zasadzie nie macie już szans na bezpośredni awans. Jak to możliwe, że potraficie zagrać tak słabe spotkania jak to niedawno z Resovią Rzeszów, czy chwilę wcześniej przeciwko Chrobremu Głogów? A równocześnie potrafiliście wyeliminować Widzewa i Piasta.
– Nie wiem. Podejrzewam, że chodzi o nastawienie. Do meczów z drużynami z Ekstraklasy przystępujemy w roli tych słabszych, skazanych na porażkę. A w takiej sytuacji nie masz nic do stracenia. Wychodzimy na boisko po prostu po to, by bawić się grą w piłkę. A w takiej sytuacji nasza drużyna czuje się najlepiej i prezentuje najlepszy futbol. W lidze nasze nastawienie jest chyba nieco inne. Nie wiem, może wynika to z oczekiwań i presji. W rozgrywkach 1. ligi za każdym razem to my jesteśmy faworytem.

Prezes Jarosław Królewski zapowiedział, że nie dostaniecie premii za ewentualne zwycięstwo w finale, jeśli nie awansujecie do Ekstraklasy. Podoba ci się takie postawienie sprawy?
– Nie wiem. Oczywiście, to są słowa prezesa, z którymi nie mam zamiaru dyskutować. Najważniejsze jednak, że to nie czas, by o tym rozmawiać. Najpierw musimy wygrać. To jest najważniejsze. A potem zobaczymy, co się wydarzy.

Jesteś tutaj już dwa i pół sezonu. Pierwszy zakończył się spadkiem z Ekstraklasy. Jak oceniasz tamten czas? I ten kuriozalny mecz z Radomiakiem, który przesądził o spadku.
– Potrzebowałem sporo czasu, by dojść po tym do siebie. Wciąż miałem to w głowie, gdy rozpoczął się już nowy sezon. To był bardzo trudny okres… A ten mecz z Radomiakiem... Co więcej, my tam prowadziliśmy…

Tak, 2:0. By na koniec przegrać 2:4.
– To był szok. Jak koszmar. Bardzo trudno było to przezwyciężyć i kompletnie się otrząsnąć. Długo nie mogłem tamtego dnia zasnąć.

Pierwszy sezon w 1. lidze nie był dla ciebie zbyt dobry. Ten jest znacznie lepszy.
– To był proces, który nie okazał się łatwy. Były wzloty i upadki, ale w tej chwili cieszę się piłką nożną, a kiedy się nią cieszę, wtedy gram najlepiej.

W poprzednim sezonie popełniłeś kilka błędów, bo w od czasu do czasu chciałeś zrobić zbyt wiele w jednej akcji. Też tak to widzisz?
– Myślę, że wiele się nauczyłem, od kiedy trafiłem do Wisły. Stałem się bardziej dojrzały jako piłkarz i znam swoje umiejętności. Wiem już też, co powinienem robić w niektórych sytuacjach a czego nie. Wciąż się uczę i myślę, że teraz znalazłem się w dobry momencie mojej kariery.

Czytaj też:

Puchar Polski wraca do TVP. Kiedy obejrzysz transmisje meczów?

A latem 2023 roku wszystko wskazywało na to, że odejdziesz. Przez długi okres też nie grałeś.
– Faktycznie, trochę się działo wokół tego tematu. Ale każde okienko jest podobne. Odejdę, nie odejdę, itd. Były pewne rozmowy, ale na koniec uznaliśmy, że najlepiej będzie jeśli zostanę w klubie.

Chciało cię m.in. IFK Norkopping.
– Tak, był temat, ale jak widać, wciąż jestem w Wiśle. W tamtym czasie wciąż miałem ważny kontrakt, więc nie mogłem tak po prostu odejść.

Jakie masz plany na najbliższe miesiące?
– Szczerze mówiąc, teraz mamy bardzo ważny mecz w czwartek. Nawet nie myślałem o tym, co będzie dalej. Skupiam się więc na tym, by cieszyć się tą chwilą. Jako piłkarz nigdy nie wiesz, czy kiedyś będziesz miał szansę jeszcze zagrać w takim meczu jak ten, który jest przed nami. Więc teraz nie liczy się absolutnie nic innego.

Gdyby nie udało się awansować, będziesz chciał odejść?
– Jeśli to skomentuję, może to zabrzmieć, jakbym nie wierzył w awans. A ja wierzę, że jesteśmy w stanie to zrobić.

Trochę się tu już zasiedziałeś i dostałeś nawet ksywkę "Józek". Lubisz ją?
– Początkowo zupełnie mi się nie podobała. Teraz już się przyzwyczaiłem.

Czemu ci się nie podobała?
– Byłem zdezorientowany. Myślałem, że koledzy z drużyny nie potrafią wymówić Joseph, więc mówią Józek. Ale potem ktoś mi powiedział, że w Polsce jest takie imię Józek. Wtedy stwierdziłem, że OK, niech będzie. Ale nadal jestem Joseph.

A jak ze znajomością polskiego? Znasz angielski, nauczyłeś się szwedzkiego, więc masz mózg gotowy do nauki języków.
– Tak, ale większość słów, które znam po polsku, nie jest zbyt ładna, więc chyba nie chciałbym popisywać się ich znajomością.

Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także