Musiałem przejść różne procedury, ale po to zrobiliśmy to teraz, żeby sezon kadrowy wyglądał lepiej pod względem zdrowotnym w moim wykonaniu. Na samym końcu liczy się przede wszystkim wynik drużyny. Jeżeli znów mam podróżować jako turysta i patrzeć z boku jak chłopaki wygrywają złoto, to chętnie to zrobię – mówi w TVPSPORT.PL Bartosz Kurek, kapitan reprezentacji Polski siatkarzy, na starcie sezonu kadrowego.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – To siedemnasty raz w Spale?
Bartosz Kurek: – Wydaje mi się, że osiemnasty! Słyszałem już, że siedemnasty, ale chyba wybiła mi w Spale pełnoletniość.
– Czy po tylu latach ekscytacja tym, co się przed wami rozpoczyna, jest taka sama, jak wtedy, kiedy byłeś w wieku Michała Gierżota czy Dawida Dulskiego?
– Już pod koniec sezonu ligowego zastanawiałem się, jak będę się czuł przyjeżdżając do Spały i jednocześnie wiedząc, że to jest ostatnia moja szansa, jeżeli chodzi o występ w igrzyskach. Szczerze powiedziawszy, to nastawienie nie zmienia się od kilku sezonów. Zbudowaliśmy tak fajną ekipę, drużynę, że głównym uczuciem, które mi towarzyszy, jest radość, że spotykam moich kolegów.
– Co cię napędza? Jest w tym również element "wprowadzania" młodych kolegów do seniorskiej siatkówki reprezentacyjnej?
– Kilka lat temu poznałem koncept drużyny All Blacks z Nowej Zelandii, grającej w rugby. Oni, przed każdym zawodnikiem, który pojawia się w reprezentacji, stawiają tylko jedno wyzwanie: "koszulkę reprezentacyjną", którą przejmuje, ma "odstawić" w lepszym miejscu. Kiedy już będą kończyć karierę, kadra ma być tym samym w lepszym miejscu. Staram się to robić; to mnie nakręca. Czuję, że przez te lata, nie tylko ja, ale i wszyscy moi koledzy, z którymi miałem przyjemność grać i trenerzy, zaprowadziliśmy reprezentację w coraz to lepsze miejsce. Kiedy przyjedzie mi skończyć grę dla naszej kadry narodowej, mam nadzieję, że będę miał w sobie poczucie, że dałem zmianę in plus.
– Wydaje się co roku, że reprezentacja jest w lepszym miejscu. Co może być jeszcze lepsze po mistrzostwach świata, Europy, zwycięstwach w Lidze Światowej czy Narodów?
– Nie da się wygrać siatkówki (śmiech). Nie ma czegoś takiego, jak przejście gry w tej dyscyplinie. Trzeba w nią cały czas grać, doskonalić siebie, swoje otoczenie, drużynę, a w przypadku naszych prezesów doskonalić sferę organizacyjną. Tak należy do tego podchodzić. Jeśli zaczniemy myśleć konkretnie o pojedynczych celach, to po drodze możemy coś zgubić. Ja do tego tak podchodzę. Trzeba cały czas się rozwijać. Wydaje mi się, że wielu ludziom związanym z polską siatkówką towarzyszą właśnie takie myśli i dlatego cały czas idziemy do przodu.
– Jak uciec od myśli, że ten medal olimpijski już być "musi", już "trzeba"?
– Zacznijmy może od tego, że wymagania, które są względem nas, to duży przywilej. Nie są to oczekiwania oderwane od rzeczywistości; nie są to wymagania z księżyca. Tworzą się na bazie tego, jak prezentowaliśmy się w poprzednich sezonach. Musimy być dumni, że jesteśmy rozpatrywani w roli faworyta. Nie możemy jednak dać sobie przejąć naszych umysłów tą myślą. Musimy pamiętać, co nas doprowadziło do poprzednich sukcesów, czyli ciężka praca i wspieranie siebie nawzajem – mówię tu o nas w drużynie, ale także federacji.
– Jak się czujesz po intensywnym sezonie w lidze japońskiej? Czy miałeś jakieś zabiegi? Nikola Grbić wspominał, że część zawodników będzie musiała się poddać choćby zastrzykom.
– Musiałem przejść różne procedury, ale po to zrobiliśmy to teraz, żeby sezon kadrowy wyglądał lepiej pod względem zdrowotnym w moim wykonaniu. Na samym końcu liczy się przede wszystkim wynik drużyny. Jeżeli znów mam podróżować jako "turysta" i patrzeć z boku jak chłopaki wygrywają złoto, to chętnie to zrobię. Zrobiłem wszystko i wiem, że moi koledzy również zrobią wszystko przed przyjazdem tutaj – ci, którzy jeszcze potrzebują dodatkowych rzeczy, zastrzyków, zabiegów i tak dalej. Zrobimy wszystko, żeby być gotowymi od pierwszego dnia do pracy. Tak też jest w moim przypadku.
– W poprzednich latach rozmawialiśmy o tym, że ważnym elementem szczególnie tych pierwszych tygodni zgrupowania jest integracja. Ty byłeś zawsze team planszówki, koledzy, szczególnie Tomasz Fornal, wciągnęli cię w Play Station, było tez Stumble Guys. Co będzie w tym roku?
– Nie mam pojęcia. Takie rzeczy pojawiają się spontanicznie. Nie ma co ich planować. Z drugiej strony myślę, że przed nami mało czasu. To nie jest rozciągnięty na pięć miesięcy sezon kadrowy – raczej taka "pigułka" z dwoma bardzo ważnymi turniejami, na które musimy przygotować szczyty formy. W tym roku priorytetem będą więc siatkówka i treningi. Wokół tego, w czasie wolnym będzie regeneracja w wesołym towarzystwie przy kolacji. Tak będziemy starać się poznawać.
[VIDEO Z WYWIADEM ZAMIESZCZONE PONIŻEJ]
Czytaj również:
– 45-letni mistrz Polski nie kończy kariery. "Dzwońcie do mnie"
– Vital Heynen szkoleniowcem reprezentacji Chin siatkarzy. Mówi o długofalowym projekcie
– Dostał prezent od Polaków i... oniemiał