Zapanował spokój. Chcemy walczyć o medal igrzysk. Pełna determinacja – przekazuje nam Katarzyna Wełna, która kilka dni temu cieszyła się z wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej w wioślarstwie. Wspólnie z Martyną Radosz będą chciały walczyć o miejsca w czołówce w Paryżu.
Kilka dni temu w węgierskim Szeged zakończyły się wioślarskie mistrzostwa Europy i kwalifikacje olimpijskie. W niedzielny poranek przepustkę do Paryża wywalczyły Radosz i Wełna. Polki były blisko uzyskania kwalifikacji już w ubiegłorocznych mistrzostwach świata. Wtedy w finale B zajęły wówczas drugie miejsce, a awans uzyskiwała tylko pierwsza ekipa. Po roku stresu przyszedł radosny moment. Ta chwila zostanie z nimi do końca kariery.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Na Węgrzech spełniła pani jedno z największych sportowych marzeń?
Katarzyna Wełna: – Tak. Za mną bardzo duży stres i wielkie obciążenie psychiczne. Dużo większe niż fizyczne. Sam bieg nie kosztował nas aż tak dużo energii, jak można było zakładać. Nie zmienia to jednak faktu, iż ciążyła na nas presja. Wiedziałyśmy, że możemy wygrać ten start. Przepustka do igrzysk w Paryżu cały czas siedziała w głowie. Nie chciałyśmy niczego zepsuć. Udało się.
– W końcu...
– Za linią mety poczułyśmy ogromną ulgę. Była wielka radość. Świętowałyśmy wspólnie z Martyną.
– Poczuła pani spełnienie?
– Inaczej: zapanował spokój. Czas na kolejne przygotowania. Chcemy walczyć o medal igrzysk. Pełna determinacja. Rok temu zabrakło nam niewiele do wywalczenia kwalifikacji. To był ważny moment. Wtedy mocno przeżywałyśmy brak awansu. Czekałyśmy pół roku na ten ostatni start. Wiedziałyśmy, że prędzej czy później awansujemy. Zdobyłyśmy to, co chciałyśmy. Przed nami wymarzona impreza.
– Poprzednie lata w pani karierze to sinusoida. Racja?
– Zdecydowanie. Ogromna. Było dużo problemów. Wzlotów i upadków. Tych w grupie i tych zdrowotnych. Musiałam pokonać wiele przeszkód i wytrzymać wiele niepowodzeń. W sporcie trzeba być upartym i stanowczym. Tego nam nie brakuje.
– W 2014 roku była operacja i powikłania po niej. Potem dłuższy rozbrat z wioślarstwem. Trudno było wrócić?
– Za mną trudne momenty, które miałam przez trenera, pracującego z ówczesną karierą. Wtedy między innymi ja i Martyna musiałyśmy zakończyć przygodę ze sportem. Ona najpierw zmieniła grupę na wagę ciężką. Potem całkowicie zrezygnowała. U mnie pojawiło się kolarstwo. Głowa musiała odpocząć. Koniec końców, wróciłam. To było silniejsze ode mnie. Czekałyśmy na lepszy moment.
– Współpracujecie na bieżąco z psychologiem?
– Tak. Mamy taką możliwość. Korzystamy. Cieszę się, że to się zmieniło. Przed Tokio brakowało takiej osoby. Wtedy psycholog na pewno by się przydał.
– Radosz pomogła w tym, by nie rzuciła pani wioseł w kąt?
– Działamy z Martyną jak jeden organizm. Osada to całość. Nie można jej dzielić. Nie popłynęłabym bez niej, a ona beze mnie. Nie wiem, z czego wynika moja zawziętość. To chyba miłość do sportu i rywalizacji. Jestem człowiekiem, który jeśli coś założy będzie walczył do końca o realizację planów.
– W czym tkwi wasz sukces?
– Bardzo dobrze się dogadujemy. Poza tym dużo czasu spędzamy razem. Na zgrupowaniach nie jesteśmy zabunkrowane w pokojach. Wspólnie organizujemy czas, również z innymi. Gdy jesteśmy trzeci tydzień poza domem – bywa ciężko. Wtedy zajmujemy się "odmóżdżaczami". Nagrywamy TikToki, słuchamy muzyki. Miewamy też epizody z kącikiem poetyckim. Radzimy sobie.
– Za wami chwile radości, ale nie jest tak kolorowo, jakby można było zakładać. Polska ma na tę chwilę tylko dwie kwalifikacje w tej dyscyplinie. Jak oceni pani aktualną sytuację w polskim wioślarstwie?
– Patrząc obiektywnie można zauważyć kryzys. Przyczyniło się do tego odejście trzech najlepszych trenerów: Michała Kozłowskiego, Jakuba Urbana oraz Piotra Bulińskiego. Wiem, że to kłopot, ale na dłuższą metę staram się skupiać na własnej grupie. Wiem, co mamy do zrobienia. Nie rozkładam na czynniki pierwsze tego, co dzieje się obok. Liczę, że za chwilę sytuacja u reszty wróci do normy.
– Słyszałem od osób ze środowiska, że wewnątrz związku atmosfera nie jest zadowalająca i wpływa na wyniki sportowców. Może pani powiedzieć coś więcej?
– Nie jest lekko. Nie chcę jednak zabierać głosu w tych sprawach. Niech inni się wypowiadają. U nas w grupie jest w porządku. Mamy siebie. Dodatkowo, pomagają nam świetni trenerzy klubowi: Kozłowski oraz Urban. Światowy top. Jesteśmy pod dobrymi rękoma.
– Wioślarstwo dla wielu to uprawianie... masochizmu. Zgoda?
– Tak. To jeden z trudniejszych sportów na świecie. Ścigamy się w torze na 2 kilometry. Zajmuje nam to w przedziale od pięciu i pół minuty do ośmiu minut. Praca, którą musimy włożyć przed startem trwa kilka godzin dziennie. Nie zamykamy się na samo wiosłowanie. Biegamy, jeździmy na rowerach, biegamy na nartach. Pojawiamy się w między innymi w Livigno. Szlifujemy tam organizm na wysokościach. Potem są tego pozytywne efekty w przygotowaniu wydolnościowym.
– Jakie plany na kolejne tygodnie?
– Przed nami odpoczynek. Potem przygotowania w Wałczu. Szykujemy się na Puchar Świata w Lucernie. Następnie będą zmagania w Poznaniu. Z tego co wiem, mamy potraktować te starty "treningowo". Bez wielkiego ciśnienia, chociaż zawsze byłoby milej, gdyby pojawiły się miejsca w czołówce. Cel jest jeden – występ w Paryżu.
1
6:37.57
2
6:42.96
3
6:44.72
4
6:48.44
5
6:49.62
6
7:02.05
1
5:22.88
2
5:23.92
3
5:25.28
4
5:29.80
5
5:30.15
6
5:31.79
1
5:54.39
2
5:58.84
3
5:59.51
4
6:00.73
5
6:01.73
6
6:07.51
1
7:17.28
2
7:19.14
3
7:20.85
4
7:21.38
5
7:25.07
6
7:33.19
1
6:44.83
2
6:44.83
3
6:47.02
4
6:56.39
5
6:57.77
6
7:22.71
1
7:23.53
2
7:25.61
3
7:27.01
4
7:30.54
5
7:33.57
6
7:34.61
1
6:41.97
2
6:44.61
3
6:47.37
4
6:47.81
5
6:50.48
6
6:51.99
1
7:26.09
2
7:27.76
3
7:31.31
4
7:31.99
5
7:35.19
6
7:39.00
1
6:47.06
2
6:48.78
3
6:49.28
4
6:51.65
5
6:54.57
6
6:55.60
1
6:10.99
2
6:13.33
3
6:13.44
4
6:16.50
5
6:20.92
6
6:21.00