Porażka Pogoni Szczecin z pierwszoligową Wisłą Kraków wprawiła szczecińskich kibiców w prawdziwe rozgoryczenie. Założony 21 kwietnia 1948 roku klub wciąż czeka, aż do jego gabloty trafi pierwsze trofeum. Po dogrywce fani nie szczędzili zawodnikom gorzkich słów. – Ile razy mamy mówić, że nic się nie stało? – pytali retorycznie.
W czwartkowe popołudnie wydawało się, że blisko 80-letnia klątwa zostanie w końcu przełamana. Okoliczności wydawały się ku temu idealne. Rywalem Pogoni była przecież Wisła, która cały czas uwikłana jest w walkę o awans do PKO BP Ekstraklasy, co jest nadrzędnym – jak wielokrotnie podkreślał Jarosław Królewski – celem. Dla Pogoni jednym z najważniejszych meczów w historii. W ósmej minucie doliczonego czasu gry drużyna ze Szczecina prowadziła i wydawało się, że nic nie odbierze im Pucharu...
Kataklizm na ostatniej prostej i w dogrywce sprawił jednak, że kibice przeżyli kolejne gorzkie chwile. To czwarty przegrany przez Pogoń finał Pucharu Polski. Wcześniej lepsze okazywały się Legia Warszawa (1981), Lech Poznań (1982) i Jagiellonia (2010). Na kolejną szansę sympatycy "Portowców" muszą czekać co najmniej rok.
Po końcowym gwizdku piłkarze Pogoni podeszli do sektora zajętego przez swoich sympatyków, którzy nie mieli wiele dobrego do powiedzenia pod ich adresem. "Ile można? Ile razy mamy mówić, że nic się nie stało? Mój ojciec mówił i mój dziadek. W ch... się dziś stało! Z kim wy dziś przegraliście? Z Wisłą? Z szóstą drużyną w 1. lidze? Co jeszcze przegracie?” – takimi słowami według Samuela Szczygielskiego z portalu Meczyki zostali zrugani piłkarze.
Przed szczecińskim klubem pozostała walka o europejskie puchary w PKO BP Ekstraklasie, lecz sytuacja drużyny daleka jest od komfortowej. "Portowcy" zajmują obecnie siódme miejsce w tabeli i tracą trzy punkty do trzeciego Górnika Zabrze. Przed nimi cztery spotkania – z Puszczą, Rakowem, Stalą Mielec i Górnikiem właśnie.