Mateusz Malina osiąga historyczne sukcesy. Wstrzymanie oddechu na ponad 10 minut? Żaden kłopot. 37-latek specjalizuje się we freedivingu, który staje się coraz bardziej popularny w wielu zakątkach świata. Do Polaka należy aż... 11 rekordów świata! Opowiedział nam o pasji, które pochłonęła go w pełni.
Malina jest zdecydowanie najlepszym polskim przedstawicielem freedivingu – dzierży aż 11 rekordów świata. Jest mistrzem świata z 2015, 2016 i 2018 roku w dynamice bez płetw, czyli konkurencji polegającej na przepłynięciu jak najdłuższego dystansu pod wodą bez płetw. Pobił także rekordy w federacji AIDA, która jest mniej prestiżowa niż CMAS (Confederation Mondiale Des Activites Subaquatiques).
Na początku maja udało mu się osiągnąć 238,05 metra w dynamice bez płetw, co jest rekordem świata CMAS. Dokonał tego na 50-metrowym basenie, co jeszcze bardziej utrudnia osiągnięcie tak dobrego wyniku w tej konkurencji. 37-latek opowiedział nam o największej pasji w życiu.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Patrząc na nagrania, które można znaleźć w sieci można stwierdzić, że wszystko wychodzi ci perfekcyjnie.
Mateusz Malina: – Oj, nie. Wszyscy wokół widzą przede wszystkim sukcesy. Są jednak porażki, analizy starania. Nic nie przychodzi łatwo. Nurkowanie to mozolna praca. Trenuję od 16 lat. To mówi samo za siebie. Zacząłem, gdy byłem jeszcze mały. Podobała mi się ta cisza. Poczucie nieważkości. Zostałem we freedivingu na wiele lat.
– W jednym z wywiadów mówiłeś, że postanowiłeś wywrócić życie do góry nogami. Na czym polegała zmiana?
– Zrezygnowałem z pracy w korporacji w 2019 roku. Skupiłem się na tym, na czym najbardziej mi zależy. Przez większość czasu przygotowuję się na basenie w Polsce. Dwa-trzy miesiące w roku spędzam natomiast w miejscach, gdzie mogę nurkować w głąb w wodzie.
– Masz już w dorobku 11 rekordów świata. Który wspominasz najlepiej?
– W pamięci zapadły mi pierwsze rekordy na basenie i na głębokości. Niezapomniane chwile.
– Możesz wyjaśnić na czym polegają poszczególne konkurencje?
– Wyróżniamy cztery dyscypliny basenowe. W trzech z nich trzeba przepłynąć jak najdłuższą odległość pod wodą. Czas nie jest ważny. Pływamy w monopłetwie. Wyglądamy wtedy trochę jak syreny. Rywalizujemy również w dwóch długich płetwach. Dodatkowo, pływamy też "żabką". Mój ostatni rekord świata pobiłem właśnie w tym stylu. To moja ulubiona wersja. Jest jeszcze dyscyplina, w której wstrzymujemy oddech na czas. Są też cztery dyscypliny głębokościowe. Trzy polegają na tym samym, co w basenie, tylko, że płyniemy w głąb. W czwartej do nurkowania używa się lin opustowych.
– Kibicuje ci światowa elita. Na zdjęciach można było zobaczyć ciebie i Orlando Blooma. Jak doszło do waszego spotkania?
– Kręcił dokument o podejmowaniu różnych wyzwań, a ja akurat byłem na Bahamach. Bardzo miłe spotkanie za nami. Wymieniliśmy kilka słów.
– Woda sodowa może odbić do głowy?
– Trudne pytanie. Staram się zachowywać spokój. W nurkowaniu w głąb nie mam wielkiej przewagi nad światową czołówką. Gonię innych i ich rekordy. W sumie jestem w nielicznej grupie zawodników z topu, startujących w basenie i na głębokościach. Nie przyzwyczajam się do rekordów. Przecież można je stracić w trakcie jednych zmagań. Staram się robić swoje. Czerpię z tego satysfakcję. Nie myślę o bezpośredniej rywalizacji. Chcę natomiast polepszać umiejętności i odkrywać nowości. Ciekawi mnie, co mogę zmieniać w przygotowaniach. Tych elementów jest naprawdę dużo. Pilnuję własnego interesu. Nie skupiam się na reszcie.
– "Igra z losem", "Ryzykuje zdrowie i życie". To tylko niektóre z komentarzy pod wpisem na temat twoich osiągnięć. To naprawdę aż tak niebezpieczny sport?
– Nie do końca. Lubimy demonizować to, czego nie znamy. Diabeł tkwi w szczegółach. Należy poznać własny organizm. Nie trzeba od razu krytykować czegość, co jest wbrew instynktom.
– Co jest najtrudniejsze we freedivingu?
– Podejście psychiczne. Można być znakomicie przygotowanym fizycznie, ale to często zbyt mało. Głowa jest najważniejsza. Musimy pozbyć się przeszkód. Poukładać myśli. Bez tego ani rusz. Podobnie jest w każdym innym sporcie na najwyższym poziomie. Niekiedy trener potrafi odmienić losy drużyny, jeśli przemówi do nich odpowiednimi słowami. Podobną historię miał też Adam Małysz. Psycholog zmienił jego podejście w głowie. Efektem była jeszcze większa liczba sukcesów.
– Ty też współpracujesz z psychologiem?
– Tak. Wykonaliśmy dużo intensywnej pracy przez 5-6 lat. Potem stwierdził, że nie potrzebuję już jego pomocy. Wychodzi na to, że dobrze pełnił obowiązki. Nauczył mnie radzenia sobie z przeciwnościami, które napotykam w trakcie rywalizacji.
– Jak wyglądają przygotowania?
– Spędzam czas na basenie i siłowni. Mogę porównać trening, który wykonują do tego u sprinterów. Liczy się siła i wytrzymałość. Jazda na rowerze czy bieganie odpadają. Nie tędy droga. Unikam wysiłków aerobowych (polegających na utrzymywaniu rytmicznej aktywności ruchowej dużych grup mięśniowych przez dłuższy czas – przyp. red.).
– Freediving przebija się do świadomości Polaków czy jest o to trudno?
– Niekończąca się walka. Nie zmienia to jednak faktu, że jest coraz lepiej. Widzę zmiany na plus, mimo iż nadal jesteśmy sportem niszowym. Pojawienie się deepspota, czyli najgłębszego basenu do nurkowania w Europie, który znajduje się w Warszawie, otworzyło oczy wielu osobom. W Polsce mamy jednych z najlepszych zawodników rywalizujących w basenie. Fajnie, że od czasu do czasu pojawiają się artykuły na nasz temat w internecie.
– Da się wyżyć z tej dyscypliny czy musicie łączyć pasję z pracą?
– To hobby. Trzeba mieć inne źródło dochodu. Sam pracuję zdalnie. Dobrze, że wspomaga mnie sponsor oraz Ministerstwo Sportu i Turystyki. Jesteśmy związkiem sportowym. Otrzymuję stypendium sportowe.
– Kiedy możemy spodziewać się kolejnych rekordów?
– Nie planuję najlepszych wyników w karierze. To samo przychodzi. Szykuję się do basenowych mistrzostw świata w Belgradzie, które będą w lipcu. Potem udam się do Kalamaty w Grecji, gdzie spędzę trzy miesiące. Tam rozpocznę przygotowania do październikowych mistrzostw świata w nurkowaniu w głąb. Będzie się dużo działo.