Rzadko zdarza się, by po meczu cieszyli się fani przegranej drużyny, a smutni tudzież wściekli byli ci zwycięskiej. Tymczasem tak właśnie wygląda sytuacja w Ostrawie, w której reprezentacja Polski sensacyjnie wyszarpała dogrywkę w meczu z Łotwą i choć przegrała, to zdobyła punkt.
Od 10 w górę – tyle złotych można było zarobić u bukmacherów za postawienie przed meczem na zwycięstwo Polski. I nic dziwnego, my wróciliśmy do najwyższej dywizji po 22 latach przerwy, tymczasem rywal to obrońca brązowego medalu sprzed roku.
Łotysze dopisywali sobie przed meczem trzy punkty
– I mamy niemal ten sam skład co wtedy. To, co się wydarzyło, to jakiś koszmar, choć wielkie brawa dla waszego zespołu, który pokazał kawał charakteru – podkreśla grupa fanów z Rygi, na których twarzach kompletnie nie widać radości.
A jeszcze do 16 wyglądało to zupełnie inaczej. – Przed meczem przy piwku rozmawiałem z kibicami z Polski i z przekonaniem twierdziłem, że w ten weekend nie mają co liczyć na jakiekolwiek punkty. Teraz mi głupio. Zagraliśmy tak i tak – opowiada rozgoryczony fan z Dyneburga.
To "tak i tak" to dość długi ciąg różnych angielskich i nie tylko przekleństw. To nie tylko jego odczucia. – Jak to możliwe, że my tak naprawdę ledwo wyszarpaliśmy tę dogrywkę? – zastanawiają się dwie kibicki z Rygi.
Trochę przesadzają, w trzeciej tercji to Polacy mieli sporo szczęścia, ale rzeczywiście długo mecz nie układał się po myśli faworytów. Przed spotkaniem wielu kibiców z Łotwy mówiło nawet o tym, że mogą biało-czerwonych ograć dwucyfrowo.
Euforia polskich fanów
Po ostatniej syrenie ze smutnymi minami powszechnie gratulowali fanom z Polski. Nastroje ludzi w biało-czerwonych barwach były zupełnie inne. Emanowała od nich radość i nie ma wątpliwości, że ich podróż powrotna będzie bardzo wesoła.
A większość ma do przejechania kawałek. Choć w Ostrawie można spotkać kibiców z Gdańska czy Torunia, którzy z oczywistych powodów śpią na miejscu, to większość wspierających tu naszą drużynę pochodzi ze Śląska i wraca na noc do domu.
– Ale my jesteśmy z Jastrzębia-Zdroju, więc nie jest tak źle – zaznacza pełna radości sześcioosobowa grupa. Ci są bardzo wytrwali, bo mają bilety na wszystkie spotkania biało-czerwonych, więc przejażdżek w tę i z powrotem czeka ich jeszcze sześć.
Hala w Ostrawie niemal odleciała
Większość rozmówców zakupiła wejściówki na mecz z Łotwą oraz niedzielny ze Szwedami i po weekendzie wraca do domu. Ciekawe, jak będzie wyglądała sytuacja na trybunach w trakcie następnych meczów Polaków? Podkreślić bowiem trzeba, że teraz była nieporównanie lepsza niż na wcześniejszych meczach grupy B.
Łotysze od lat słyną z fanatycznego dopingu, dla nich hokej to niemal religia i absolutnie sport narodowy numer 1. Ale polscy kibice im nie ustępowali i raz za razem w Ostravar Arenie trudno było usłyszeć swoje myśli. Choć w tym turnieju odbywały się tu już zdecydowanie bardziej hitowe starcia, jak Słowaków z Niemcami czy Szwedów z Amerykanami, to właśnie w sobotę między 16.20 a 19 z hakiem poziom decybeli był zdecydowanie najwyższy.
I wydaje się, że jednak biało-czerwoni na takie wsparcie będą mogli liczyć w każdym starciu. Wielu zostaje tylko na weekend, ale wielu powinno przyjechać na kolejne spotkania, w końcu bilety są niemal wyprzedane. I wiara w narodzie jest.
– Wszystko po kolei. Dziś jeden punkt, jutro dwa, a z Francją będą już trzy! – z przekonaniem mówi grupa z Jastrzębia-Zdroju. Szybko zdają sobie jednak sprawę z tego, że to nie takie proste i kontynuują obracając to w żart.
– A w finale zrewanżujemy się Łotwie! – śmieją się. Nie zrewanżujemy, cudów nie ma, ale każdy napotkany w hali i okolicy Polak jest zachwycony tym, ile serca i poświęcenia nasi hokeiści włożyli w ten mecz. Przed nim oczywiście wszyscy mówili, że liczą na utrzymanie w Elicie, ale u większości nie do końca czuć było wiarę we własne słowa.
Teraz już jednak co do jednego są pełni nadziei. To dzięki ich ulubieńcom, którzy swoim charakterem udowodnili, że w sporcie można naprawdę osiągnąć wiele, jeśli tylko da się z siebie wszystko.
Następne