Jan Błachowicz, który wciąż dochodzi do siebie po operacji barku, w ostatnim czasie wrócił na nagłówki branżowych portali po tym, jak wdał się w medialną przepychankę z Jonem Jonesem. W rozmowie dla TVPSPORT.PL były mistrz UFC odniósł się do historii. – Zawsze będę uważał, że poszedł do wagi ciężkiej bo wiedział, że utrata pasa i porażka zbliżają się nieuchronnie – stwierdził Polak.
Jan Błachowicz o genezie medialnej sprzeczki z Jonem Jonesem:
– Udzielałem wywiadu jakiemuś portalowi za oceanem. Dziennikarz zadał pytanie o Jonesa i odpowiedziałem. On gdzieś tam pierwszy raz chyba podłapał to, odpowiedział, no to ja mu znowu skontrowałem. Cały czas będę twierdził, że zrobił ten krok [zwakowanie pasa przejście do wyższej kategorii wagowej – przyp. red.], bo wiedział, że go złapaliśmy. Złapaliśmy jego poziom, a nawet go przeskoczyliśmy w wadze półciężkiej i jakby był świadomy tego, że tutaj czeka go nieuchronnie utrata pasa i przegrana, więc poszedł do walki ciężkiej. Ja tylko przeczytałem jego jeden komentarz, o tym szpiegu... i jakby dalej już tam się nie wdrażałem. Nie potrzebuję [czytać kolejnych odpowiedzi Jonesa – przyp. red.], bo zaraz będę musiał myśleć i szukać kontry. Napisałem to i zakończyłem.
... o tym, czy Jones wciąż siedzi mu w głowie:
– Chodzi też o to, że on mi tę walkę obiecał dwa razy. Raz jak się spotkaliśmy prywatnie przez przypadek w jakimś tam sklepie w Stanach. Powiedział mi, że jak on wygra, ja wygram, to następna walka jest ze mną. A później jak ja wygrałem z Coreyem Andersonem, siedział pod klatką i obiecał drugi raz. I tylko o to chodzi. Wiesz – obiecujesz, gadasz, rzucasz słowa na wiatr... więc jesteś niesłowny, po prostu. Poza tym fajnie byłoby zawalczyć z kimś takim, jak Jon Jones. Pomimo tego, że dla mnie... Dla mnie on nigdy nie będzie taki "wow", jak wszyscy mówią. Jednak te jego "piktogramy" gdzieś zawsze... Dla mnie to jednak jeżeli jest zasada "nie bierzemy", to nie bierzemy.
... o rekonwalescencji i planach powrotu do oktagonu:
– Planuję powrót na koniec roku. Nie prędzej, może nawet później. Nie śpieszy mi się, ale chciałbym pod koniec roku. Wszystko zależy od tego, jak rehabilitacja się potoczy. Zrobię pierwszy taki naprawdę mocny trening, mocny sparing. Zobaczę, że te barki działają, to będę mógł szukać dogodnego terminu na powrót. Na ten moment wszystko wskazuje na to, że jestem na dobrej drodze. Z każdym dniem czuję się lepiej, więc to jest bardzo realne, że pod koniec roku zawalczę.
... o wymarzonym rywalu na powrót:
– Albo Prochazka, albo Pereira, nie? Albo trzeba by załatwić tę niedokończoną sprawę z Ankalajewem.
... o tym, jak widzi szanse Alexa Pereiry, jeśli ten zdecyduje się na walki w wadze ciężkiej:
– Jak pójdzie, to zobaczymy. Jak dla mnie... no nie zostałem przez niego tak trafiony, żebym odczuł jakiś cios. Byłem trafiany mocniej w tej kategorii. Siłą ciosu na mnie wrażenia nie zrobił. Na pewno jeśli zdecyduje się na ten ruch, obejrzę walkę z ciekawością.
... o tym, co robi w czasie rekonwalescencji:
– Załatwiam jakieś tam prywatne rzeczy. Brałem udział w programie "Asia Express". Nadrabiam to, czego nie mogę. Był taki okres, że nie mogłem nic robić w ogóle, więc tak naprawdę spędzałem czas z rodziną. Teraz już mogę biegać, już mogę coś się ruszać. Ta aktywność fizyczna wzrasta z dnia na dzień. Jak mam okazję to gdzieś jadę – tak jak na przykład tutaj przyjechałem na KSW. I w zeszłym tygodniu byłem w górach, też sobie połaziłem. No po prostu żyję.