Igrzyska olimpijskie zbliżają się wielkimi krokami. Polscy kibice liczą, że biało-czerwoni wrócą z nich z medalami w rzucie młotem. Szymon Ziółkowski, mistrz olimpijski z Sydney i trener Pawła Fajdka, podkreśla, że poziom wzrasta z roku na rok. Legendarny młociarz opowiedział o przygotowaniach do najważniejszej imprezy i wbił szpilkę Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu.
Kibice przyzwyczaili się, że polscy młociarze rozdają karty na międzynarodowych arenach. Sytuacja w ostatnich miesiącach nieco uległa zmianie. Wprawdzie nadal walczymy o czołowe lokaty, ale pojawiła się młodzież, która chce porozstawiać seniorów po kątach. Coraz więcej emocji wzbudza rewelacyjny Kanadyjczyk – Ethanie Katzbergu. Czy to on jest głównym faworytem do olimpijskiego złota? Na te i inne pytania odpowiada Ziółkowski – mistrz z Sydney.
Filip Kołodziejki, TVPSPORT.PL: – Fajdek zakończył rywalizację w pierwszym tegorocznym mityngu w Nairobi z wynikiem 75,82 metra. Jak pan oceni ten występ?
Szymon Ziółkowski: – Start w naszym wykonaniu nie był udany. Nie tak to miało wyglądać. Do igrzysk jest jeszcze trochę czasu. Będzie chwila na poprawki.
– Co poszło źle?
– Wszystko wskazywało na to, że powinniśmy zacząć sezon z wynikiem z "8" z przodu. Wyszło, jak wyszło. Wiele czynników złożyło się na słabszy występ. Paweł startował po ciężkim obozie w Afryce Południowej. Jest zawodnikiem, któremu jeśli coś na zawodach nie pasuje to trudno to zmienić. Nie ma się co specjalnie rozwodzić nad tym, co miało miejsce w Nairobi. To była połowa kwietnia. Docelowa impreza jest na początku sierpnia.
– Niby była połowa kwietnia, a Ethan Katzberg rzucił 84,38 metra. Szok.
– Spokojnie. Nie szedłbym za daleko. Mi też zdarzało się zaczynać sezon, gdy w tabelach widniały wyniki po 86 metrów. To o niczym nie świadczy. Igrzyska rządzą się innymi prawami. Sam zdobyłem złoto z rezultatem, który w tabelach uplasowałby się na 21. miejscu. Najważniejsze, by w kluczowym dniu stanąć na starcie w pełni skoncentrowanym.
– Pan zjadł zęby na tej dyscyplinie. Co jest tak wyjątkowego w Katzbergu?
– Szczerze? Nie wiem...
– Zastanówmy się.
– Nie jest fenomenem, jeśli chodzi o technikę. Widziałem w kole zawodników szybszych od niego. Ma wyjątkowy luz. Koji Murofushi, według mnie, był szybszy. Rzucał dalej, a nikt nie wciskał mu rekordu świata. Ethan jest nadal bardzo młody. Wykonuje wielki progres. Bardzo rzadko spotyka się, by zawodnik poprawiał się na takim poziomie o tyle metrów. Jeśli wytrwa w zdrowiu, może być zawodnikiem wybitnym.
– Fajdek mówił, że fajnie byłoby się odegrać.
– Oczywiście, że tak. Dobry wynik trzeba wywalczyć na rzutni.
– 18 maja pojawicie się na Stadionie Śląskim. Z jakimi oczekiwaniami?
– Nie przygotowujemy się do tego z nadzwyczajny sposób. Postaramy się przygotować jak najlepiej. Mamy zaplanowany start jeszcze 16 maja w Montreuil we Francji. Tam będzie Wojtek, w Chorzowie także Ethan. Nie będzie łatwo. Następuje zmiana pokoleń. Paweł i Wojciech Nowicki mają po 35 lat. Patrząc realnie, są u schyłku karier. Trzeba zdawać sobie sprawę, że przyjdzie młodzież, która chce wygrywać i bić rekordy. Oprócz Katzberga coraz lepiej prezentuje się Mychajło Kochan. Sezon wszystko zweryfikuje.
– Pojawia się coraz więcej na międzynarodowej arenie. Jak to wygląda w Polsce?
– Mieliśmy wielkie nadzieje. Skupiliśmy się na Dawidzie Piłacie. Zaciągnął hamulec ręczny. Mam nadzieję, że tylko na chwilę. Dobrze by było, żeby inne młode osoby deptały po piętach Pawłowi i Wojtkowi. W tym roku dwa dobre starty ma za sobą Marcin Wrotyński. Rzucał powyżej 75 metrów. Może aspirować do jeszcze lepszych wyników. Są jeszcze: Tomasz Ratajczyk i Adam Ziółkowski. Czekamy, jak się rozkręcą. Standard światowych wyników leży około 80 metrów. Jeśli Polacy chcą do osiągnąć coś więcej, muszą nadal ciężko pracować.
– Czekają nas trudne czasy?
– Może tak być. Sport to sinusoida. W rzucie młotem w ostatnich latach płynnie udało się nam przejść z jednego pokolenia na drugie. W innych konkurencjach? Niekoniecznie. Myślę tutaj na przykład o skoku o tyczce kobiet. Po sukcesach Moniki Pyrek i Anny Rogowskiej nastąpiła mocna stagnacja.
– Mówił pan o ciężkim obozie. Zmienialiście cokolwiek w trakcie przygotowań?
– Nie. W rzucie młotem nie ma miejsca na "fisiowanie". U nas nie występuje trening wysokogórski. Nie odkrywamy Ameryki na nowo. Wszyscy mówią wyłącznie o igrzyskach, ale jest jeszcze jedna ważna impreza – mistrzostwa Europy.
– Jak do nich podejdziecie?
– Na poważnie. Nie pojedziemy tam odbębnić startu. To istotny występ. Tym bardziej w olimpijskim sezonie. To ważne zawody. Na miejscu będą najlepsi z najlepszych na Starym Kontynencie. Trzeba pokazać na co nas stać.
– Mistrzostwa Europy to jedno. Najważniejsze są igrzyska. W końcu będzie można się dorobić i zgarnąć 50 tysięcy dolarów...
– Dobrze, że będzie taka możliwość. World Athletics wychodzi przed szereg. Nie do końca podoba się to Thomasowi Bachowi, przewodniczącemu Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Poniekąd go rozumiem. Nie do końca pojmuję jednak, iż MKOl nadal odżegnuje się od nagradzania aktorów, grających w tym... "cyrku". W tej kwestii są nieugięci. Trzymają rękę na pieniądzach. Nie chcą się dzielić. Rozumiem, że Bach podkreśla, iż medal jest największą nagrodą. Z drugiej strony, nie widzę w stu procentach odnoszenia się do wartości igrzysk olimpijskich, jeśli dopuszczamy do nich dopingowiczów. Jeśli mówimy "A", powiedzmy "B". Wiele spraw nadal jest okazją do burzliwych dyskusji.