Choć w Monachium od kilku miesięcy zanosi się na zmianę trenera, to władze Bayernu nie są w stanie znaleźć odpowiedniego kandydata. Odpowiedniego znaczy takiego, który chciałby podjąć się tej niewdzięcznej roli…
O tym, że dni Thomasa Tuchela na Allianz Arenie są policzone, wiadomo nie od dziś. Bayern nie wywalczył w tym sezonie żadnego trofeum, a rywalizację w Bundeslidze zakończył na rozczarowującym trzecim miejscu. Władze klubu winą za niepowodzenia obarczyły właśnie niemieckiego szkoleniowca.
Szkoleniowca, w którym kilka miesięcy wcześniej widziały zbawiciela. Tuchel zastąpił przecież zwolnionego Juliana Nagelsmanna i do Monachium przybywał jako zbawca. W zeszłym sezonie zdołał jeszcze sięgnąć po mistrzostwo kraju, ale w tym poległ na całej linii.
Dlatego też w Monachium wszczęto poszukwiania jego następcy. Na celowniku znaleźli się między innymi Xabi Alonso, Roberto De Zerbi, Ralf Rangnick czy Oliver Glasner. Wszyscy odrzucili jednak propozycję zostania nowym szkoleniowcem Bawarczyków.
Sytuacja stała się na tyle trudna, że władze Bayernu — w akcie desperacji — zwróciły się nawet do… Tuchela. Poprosiły go o to, by rozważył dalszą współpracę. Jak można się domyślać, ten również odmówił.
W ostatnich dniach w gabinetach przy Saebener Strasse wymyślono więc kandydaturę Rogera Schmidta, który od dwóch lat nie najgorzej poczyna sobie w Lizbonie. Przenalizowano wszystkie za i przeciw i wystosowano oficjalne zapytanie…
To, po raz kolejny, zostało odrzucone. Jak poinformował "Bild" Schmidt został szóstym szkoleniowcem, który odmówił Bayernowi. Swoją decyzję uargumentował chęcią dalszej pracy w Benfice.
Z listy życzeń Bawarczyków wykruszył się więc kolejny kandydat. Jeśli podobną niechęć do pracy na Allianz Arenie wykazywać będą następni trenerzy, to Bayern nowy sezon rozpocznie bez pierwszego szkoleniowca. No, chyba że w ostatniej chwili trafi się jakiś desperat.