Lekkoatletykę w najbliższych latach mogą czekać rewolucyjne zmiany. W wydanym komunikacie World Athletics podała, że przymierza się do zmian wagi sprzętu w rzutach, odbijania ze strefy zamiast belki w dal czy wprowadzenia nowej sztafety. – Bez testów tego nie wprowadzimy. Ale innowacje są konieczne – uważa Sebastian Coe, prezydent federacji.
👉 Znakomity początek sezonu Liska! Wygrał z byłym rekordzistą świata
Zmiany w lekkoatletyce to kontrowersyjny temat. I każdorazowo, gdy World Athletics próbuje zburzyć w jakiś sposób dotychczasowy ład, te pomysły w środowisku zyskują tyle samo zwolenników, co osób, które na tych propozycjach nie pozostawiają suchej nitki.
Sebastian Coe, czyli szef światowej centrali tej dyscypliny, właśnie zapowiedział kolejne innowacje. I znów dolał oliwy do ognia.
Agencja Reuters, która opublikowała wypowiedzi Coe'a, przedstawiła za źródłem szereg tematów, które wkrótce mogą znaleźć się na tapecie:
– utworzenie mieszanych sztafet 4x100 metrów na wzór tych 4x400 m;
– bieg z przeszkodami na milę zamiast lub oprócz klasycznego dystansu 3000 m;
– rewizja wagi sprzętów, którym rzucają kobiety;
– usunięcie remisów w skokach wzwyż i o tyczce poprzez telemetryczny pomiar pułapu zawodników w locie;
– wyznaczenie stref odbicia w dal i trójskoku przy rezygnacji z belek (tym samym usunięcie spalonych skoków).
Strategia, którą opublikowano w piątek, jest czteroletnia. To będzie czas testów, w trakcie których takie zmiany nie wejdą raczej do głównego nurtu zawodów najwyższej rangi. Zresztą, także w tym temacie dojdzie do zmian, bo w przyszłym tygodniu jest spodziewane oficjalne ogłoszenie nowego typu "mistrzostw świata dla ścisłej elity" z premierą w 2026 roku. A tam, to wiemy na pewno, nie zobaczymy już wszystkich dotychczasowych konkurencji.
"Wszystko, co chcemy uczynić dla tempa akcji w trakcie zawodów, zostanie najpierw przetestowane" – obiecano w komunikacie medialnym. Z zastrzeżeniem, że "jeśli pomysły się nie sprawdzą, nie zostają wprowadzone".
– Innowacje we wszystkich aspektach sportu pomogą lekkoatletyce zadbać o dobrą przyszłość. I podniosą poziom naszych sportowców, pomagając im i całemu sportowi zmaksymalizować potencjał i wartość – uważa Coe.
Coe przekonuje, że wszystkie zmiany mają na celu zwiększenie popytu na lekkoatletykę. Za tym, to jasne, ma przyjść też zainteresowanie sponsorów, co ponoć przełoży się na ogólną majętność zawodników, federacji i wszystkich mikrośrodowisk, które żyją z obsługiwania i tworzenia tego sportu.
– To nasza strategia – puszcza oko szef WA.
O ile w przypadku dystansu biegu przeszkodowego czy nowej sztafety trudno mówić o rewolucji, o tyle pozostałe pomysły wydają się zamachem na dotychczasowy ład dyscypliny. Po pierwsze, zmiany w wadze sprzętu z miejsca anulują dotychczasowe rekordy świata, których rozwój obserwowano od dekad. Po drugie, rezygnacja z elementu celowania w belkę przy skokach poziomych może całkowicie przekreślić dotychczasowy dorobek skoczków. Zdaniem krytyków tego pomysłu, a tych nie brakuje, aktualne rekordy świata również przestaną mieć znaczenie. Bo gdy je uzyskiwano, zawodnicy mieli na głowie m.in. stres związany z odpowiednim postawieniem stopy, wyzwanie polegające na wymierzeniu rozbiegu itd.
Ale największym zagadnieniem jest tutaj pomiar skoków pionowych. Jak wiemy, obecnie każdy zawodnik na każdej wysokości ma po trzy próby. Poprzeczka wisi na określonej wysokości, a tę widzą kibice. Jeśli spadnie: skok jest niezaliczony. To łatwe w odbiorze. Gdyby w grę weszły (kosztowne) urządzenia telemetryczne, zawody skoczków wzwyż i o tyczce wyglądałyby już inaczej. Jeśli stosowano by tę technologię szerzej niż "tylko" przy rozstrzyganiu remisów, zniknęłaby całkowicie progresja wysokości, bo teoretycznie poprzeczka do prób sportowców nie byłaby już w ogóle potrzebna. A jedynym, czemu należałoby zaufać, byłyby kamery, komputer i telebim. To urządzenia bardziej zawodne niż kawałek poprzeczki, którą można ominąć albo strącić.
