Anita Włodarczyk celuje w kolejne złoto mistrzostw Europy. Najlepsza polska młociarka bez kłopotów przebrnęła przez eliminacje. W finale oprócz rodziny wspierać będzie ją także... polski ksiądz, mieszkający na co dzień w Watykanie. Więcej na ten temat opowiedziała tuż po wywalczeniu przepustki do decydującego startu.
Korespondencja z Rzymu
W trakcie pierwszego treningu Włodarczyk mówiła nam: – Traktuję ten występ jako przystanek przed najważniejszą tu imprezą. Celuję w medal. Złoty. Powinna rzucać w okolicach 74 metrów. Wolę startować w zawodach. Nie na treningach.
Kilkadziesiąt godzin później, bez większych kłopotów, wywalczyła awans do finału. Posłała w niedzielę młot na odległość 71,27 metra. To dobry prognostyk przed decydującym występem. – W eliminacjach nie bije się rekordów. Nie były to perfekcyjne rzuty. Najważniejszy cel osiągnięty. Awansowałam do finału, bez problemu. Chciałam oddać trzy próby, bo w tym wieku potrzebuję więcej czasu na rozgrzewkę. Czekam z niecierpliwością na decydujący start – przekazała.
Multimedalistka najważniejszych imprez podkreśla, że bardzo dobrze czuje się na Stadio Olimpico. Nie miała problemów z szybką aklimatyzacją. – Koło, przynajmniej dla mnie, jest super. Nie jest tępe. Nie jest śliskie. Jeden kłopot z głowy. Nie będę tego analizować, przed każdym wejściem. Czuję się stabilnie. Mam pewność siebie. Teraz spoglądam też na rywalki, ale wiem, na co mnie stać. Po rzutach próbnych czułam spokój. W niedzielę miałam kilka przygód z rana. Jechałam godzinę na stadion. Potem przeszłam z buta dwa kilometry. Ledwo zdążyłam. 20 minut przed czasem byłam call roomie. Nogi po wszystkim były jak z kamienia. Z drugiej strony, poczułam adrenalinę. Ciśnienie się podniosło. Przed finałem oddałam jeszcze kilka prób cięższym młotem. Była regeneracja. Standardowa procedura – oznajmiła.
Poziom eliminacji pozostawiał wiele do życzenia. Być może lepsze rzuty kibice obejrzą w finale. Czy Włodarczyk jest tego samego zdania? – Poprzeczka nie jest wysoko zawieszona. To jedne ze słabszych eliminacji w trakcie mistrzostw Europy. Jednak, na pewno, każda z nas ma jeszcze rezerwy. Poza tym, w Rzymie panuje fajna atmosfera. Jestem pozytywnie nastawiona. Uwielbiam startować przy dużej publiczności. Są ze mną rodzice, przyjaciele. Grupa liczy prawie dwadzieścia osób.
Czterokrotna mistrzyni olimpijska ma we Włoszech liczną ekipę osób, które będą zdzierały gardła, gdy tylko pojawi się w kole. Co ciekawe, wspierać będzie ją między innymi... ksiądz, przebywający na co dzień w Italii. – Ksiądz Tomek mieszka w Rzymie. Przyjaźnimy się od dwudziestu lat. Jest miłośnikiem sportu – przede wszystkim piłki nożnej. Nasze sportowe drogi się połączyły. Cieszę się, że może tu być. Często pojawiałam się w Watykanie na wakacjach, ale nie stawiałam, że przyjdzie mi tu jeszcze startować – podsumowała.
W ekipie 38-latki nie brakuje dobrej atmosfery. Spokój i poczucie humoru wprowadza na bieżąco trener Ivica Jakelić. – Rzucam równo. Często żartujemy z trenerem w trakcie ćwiczeń. Ostatnio krzyczał przed ostatnim rzutem: dawaj, babcia! Chciał mnie tak zmotywować. Zdaję sobie sprawę, że jestem już na innym etapie kariery. Nie wszystko załatwiam pierwszym rzutem. "Babcia" musi się rozkręcać z rzutu na rzut – zażartowała na koniec.
Zmagania we Włoszech będzie można oglądać na antenach Telewizji Polskiej, TVPSPORT.PL, naszej aplikacji mobilnej i SMART TV.