Po niedzielnym biegu trochę bolało mnie gardło. Wzięłam leki. Robiłam wszystko, by się nie pogorszyło. Wiedziałam, że forma nie ucieknie przez jeden dzień – powiedziała Natalia Kaczmarek po fenomenalnym biegu w finale mistrzostw Europy w Rzymie. Polka ustanowiła rekord Polski w biegu na 400 metrów – 48.98 sekundy.
Korespondencja z Rzymu
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Pobiłaś 48-letni rekord Polski, który należał do Ireny Szewińskiej. Jak podsumujesz swój wyczyn?
Natalia Kaczmarek: – Celem było zwycięstwo. Nie spodziewałam się takiego wyniku. Marzyłam o tytule mistrzyni Europy. Wiedziałam, że mnie na to stać. Przyjechałam w roli faworytki, ale było trudno. Rekord Polski? Gdy szłam w tunelu, przemknęło mi przez myśl, że może go pobiję.
– Jaki wynik cię interesował?
– Stawiałam na wyniki 49.20 sekundy. Złamanie 49 sekund? Nie marzyłam o tym.
– Pierwsza myśl na mecie to...?
– Nie pamiętam. Byłam w szoku, gdy zobaczyłam czas!
– Będzie jakaś nagroda?
– Odpoczynek. Długi wieczór przede mną: kontrola antydopingowa oraz ceremonia medalowa. Na podium będą łzy. Chciałam złota i chciałam usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego na najwyższym stopniu. Marzenie się spełniło! Jestem ogromnie dumna i szczęśliwa!
– Musisz chyba też podziękować Rhasidat Adeleke, która nadała niesamowite tempo.
– Odcinało mnie na końcu. Zaczęłam bardzo odważnie. Szybko dogoniłam Lieke Klaver. Gdy wyszłam na koniec, czekałam aż Adeleke zacznie słabnąć. To się nie działo. Lekko mnie to przeraziło. Walczyłam do końca. Udało się na ostatnich metrach.
– Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłaś?
– Nie myślę o tym. Jestem zmęczona. Cieszę się z tego wszystkiego! Mam kolejne zadanie przed sobą. Chcę wesprzeć sztafetę. Liczę, że to się uda. W dniu startu obudziłam się lekko chora. Boję się, co będzie we wtorek. Mam jeden dzień na wykurowanie się. Nie pojawię się w biegu eliminacyjnym. Fajnie byłoby zdobyć drugi medal. Wtedy przyjdzie czas na krótkie świętowanie. Potem? Praca do Paryża. Z tym tytułem będzie się lepiej trenować.
– Mówisz o chorobie. Co się dzieje?
– Od początku pobytu średnio mi się spało. Jedzenie mi nie odpowiada. Nie, że o siebie nie dbałam, ale pojawiło się kilka przeszkód. Słyszałam, że inni w hotelu też się źle czują. Być może to jakiś wirus. Walczyłam z samą sobą. Po niedzielnym biegu trochę bolało mnie gardło. Wzięłam leki. Robiłam wszystko, by się nie pogorszyło. Wiedziałam, że forma nie ucieknie przez jeden dzień. Byle przetrwać dalej.
– W Paryżu może być jeszcze szybciej?
– Nie wiem. Tam będzie większa liczba biegów. W Budapeszcie też nie pobiłam "życiówki".
– Jesteś teraz jeszcze pewniejsza siebie?
– Wcześniej też stawałam na starcie jako faworytka. Zajmowałam wysokie miejsca na Diamentowej Lidze. Mam złoto olimpijskie, jestem wicemistrzynią świata. Rywalki nie śpią. Są mocne. To motywuje do jeszcze lepszej pracy. Idziemy w dobrym kierunku.
– Jak ocenisz swoje dotychczasowe przygotowania?
– W tym roku czuję się znakomicie. Na treningach wyglądałam bardzo dobrze. Spodziewałam się rekordu Polski w tym roku, ale niekoniecznie już teraz.