| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Jagiellonia Białystok po sezonie mistrzowskim rozpoczyna przygotowania do nowych rozgrywek. Przed żółto-czerwonymi pierwsze w historii eliminacje Ligi Mistrzów. Jaki rok czeka mistrza Polski? W specjalnej rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada o tym szkoleniowiec Jagi Adrian Siemieniec.
Robert Bońkowski, TVPSPORT.PL: – Wkrótce minie miesiąc od waszego zwycięstwa w PKO BP Ekstraklasie. Można na ten sukces spojrzeć już bez emocji?
Adrian Siemieniec, trener Jagiellonii Białystok: – Powoli człowiek uświadamia sobie, co się wydarzyło. W tym całym zawirowaniu podczas sezonu i przy tym, co było po zdobyciu mistrzostwa Polski, nie dało się na to spojrzeć z dystansem. Po drugim tygodniu, na zasadzie retrospekcji wracałem do całego materiału i spokojnie analizowałem ostatnie tygodnie, bez euforii. Niemniej to wszystko będzie wspominane z emocjami przez lata. Nikt nam tego nie zabierze. Teraz jednak kolejne, wielkie wyzwania przed nami. Mamy kolejne marzenia do spełnienia.
– Przepisem na sukces wydaje się być między innymi to, by ani razu podczas konferencji prasowej nie powiedzieć, że walczy się o mistrzostwo, a jednak to mistrzostwo wygrać?
– W pewnym momencie miałem taki wewnętrzny zakład z sobą, że zrobimy to, a ja ani razu o tym podczas konferencji nie powiem. Nie wiem, czy to miało wpływ, ale pokazywało to nasz sposób myślenia na piłkę i gwarantuję, że to się nie zmieni. Jeżeli chcemy kształtować naszą przyszłość, to musimy myśleć o teraźniejszości. Rozważanie tego, co będzie, nie przybliży nas do celu. Musimy wyznaczać cel, ale najważniejsze jest skupienie na zadaniu. Niech to będzie symbolem moich konferencji.
– Piłka, to sport, który jest trudny do zrozumienia, bo jesteście najlepszym przykładem tego, że bez wielkich pieniędzy, bez wiary wielu kibiców na początku sezonu, jako drużyna, która rok temu wywalczyła utrzymanie, zdobyliście największy polski szczyt w piłce. Jak to się robi?
– Trudno powiedzieć, bo brzmiałoby to, jak recepta na sukces, a nie ma czegoś takiego w piłce. Każda grupa ludzi jest inna, klub jest inny, moment i sytuacja danego klubu też jest inna. Różne narzędzia w różnym środowisku będą skuteczne. Naszą kwintesencją mistrzostwa jest to, że istotne dla nas są w klubie ludzkie wartości. Wiele można osiągnąć przez pasję, odwagę, wiarę w projekt, wiarę w siebie. Stworzyliśmy romantyczną historię ze szczęśliwym zakończeniem. Wokół naszej drużyny był wspaniały klimat z zewnątrz, ale również wewnątrz grupy. To, co udało nam się uzyskać w poprzednim sezonie, będzie wspaniałym fundamentem pod zbliżające się rozgrywki.
– Tomek Kupisz mówił, że udało się też bardzo dobrze dobrać zespół pod względem charakteru.
– W selekcji, oprócz samej obserwacji gry, liczy się też intuicja, interpretacja emocji danego piłkarza. Mamy określone wartości, którymi kierujemy się w doborze zawodników. Oczywiście nie każdy wbije się w ten schemat, bo istnieje wiele zależności. Nie jesteśmy też takim potentatem na rynku, by wskazywać palcem, kogo w zespole chcemy. Czasami bierzemy zawodnika z konkretnymi cechami, ale nie ma innych, jednak te, którymi dysponuje, decydują o tym, że widzimy go w naszej kadrze. Jesteśmy świadomi tego, kogo mamy w drużynie, kogo już nie mamy i kogo potrzebujemy, by nasza drużyna dobrze funkcjonowała.
– Dużo nerwów i wyrzeczeń kosztował pana poprzedni sezon?
– Z jednej strony był to trudny sezon, z drugiej piękny. W pewnym momencie zaczęło się stawiać przed nami duże wymagania, co też wpływało na większe zmęczenie fizyczne i psychiczne. Wpływało to też na moją rodzinę. Wiem, że mojej żonie z dziećmi też nie było łatwo. Tym większe podziękowania dla nich za to, że wytrwali. To żona często musi znosić moje humory w trudnych momentach i nie raz stawiać mnie do pionu. Ale zawsze chciałbym mieć takie problemy, jakie mam teraz. Moja droga była kręta. Były momenty zwolnień, były momenty bez pracy, chwile przeprowadzek, niepewności. Zawsze jednak wyróżniała mnie wiara i poświęcenie. Każdego dnia trzeba starać się być najlepszą wersją siebie…
– To bardzo trudne.
– Tak, ale uważam, że trudniejsze od wejścia na szczyt, jest się tam utrzymać, bo na szczycie jest bardzo mało miejsca. Oczekiwania wobec klubu będą w nowym sezonie inne. Jest takie powiedzenie, że jak się chciało rower, to teraz trzeba pedałować. Jeśli mówimy o poważnej piłce, to towarzyszy jej presja, ale nie uciekamy przed nią. Konkurencja nie śpi, nasi ligowi rywale z pewnością dobrze przepracują sezon, by wspiąć się na ten sam szczyt, na który myśmy się wspięli. Każdy już teraz będzie inaczej podchodził do rywalizacji z nami. Będziemy chcieli jednak swoją postawą pokazać to, że projekt Jagiellonii Białystok się rozwija.
– Gdzie zawisł medal? Może być w pana domu drogowskazem pokazującym, że dzięki wierze i ciężkiej pracy można osiągnąć wspomniany szczyt.
– Jeszcze nie zawisł, planujemy powiesić go w salonie. A co do drogowskazu, to jednak uczę się wielu rzeczy od żony i dzieci. Mam na myśli ludzkie wartości. To pomaga mi w pracy z drużyną. Chciałbym być wzorem do naśladowania, by moja historia była inspiracją dla dzieci, ale do wzoru jeszcze dużo mi brakuje.
– Nie bawią pana porównania do Teda Lasso? Wszyscy sobie z tego żartują, a ja myślę, że żaden z pana Ted Lasso, pan zbudował swoją legendę i Adrian Siemieniec na zawsze zapisze się, jako najmłodszy trener z mistrzostwem, a nie motywator na miarę filmowej gwiazdy.
– Tak, ale jeśli jest się osobą publicznie znaną, to nie można uciekać od takich porównań. Nie obrażam się na to. Historia Teda Lasso jest po prostu świetna. To pokazuje, że jeśli jest się osobą odpowiedzialną w domu, to też jest się osobą odpowiedzialną w pracy. Jeśli jesteś punktualny i konsekwentny na co dzień, to będziesz taki w swoim fachu. To samo z odwagą. Bardzo doceniam to, że moi piłkarze, dojrzewając w pracy, dojrzewają też w życiu codziennym. Oprócz stworzenia piłkarza, zależy mi też na tym, by stworzyć odpowiedzialnego człowieka. To są ważne wartości. Czasami jest też na odwrót. Jeśli ktoś staje się lepszym człowiekiem, to widać również jego postęp na boisku. Im jesteś lepszym człowiekiem, tym lepiej będziesz wykonywał swoją pracę.
– Nie obawia się pan upadku z wysokiego konia? Nowy sezon, nowe otwarcie, nowe nadzieje, ale to też nowe wyzwania i nowe problemy.
– To jest kierunek, który sobie założyliśmy. Zdaję sobie sprawę ze skali trudności, ale nie mówię o tym w kontekście obaw. No nie, to jest coś pięknego. Zapracowaliśmy sobie na to ciężką pracą w poprzednim sezonie. Chcemy przeżyć fantastyczną przygodę w Europie. My nie chcemy tylko wyjść na boisko, by pograć piłką, tylko chcemy wygrywać spotkania. Nie zmienimy swojego kierunku. Chcemy być grupą odważnych ludzi. Wiemy, że ten kierunek finalnie nam się opłaca. Dziś skupiamy się tylko na najbliższym treningu, później na sparingu i staramy się funkcjonować z dnia na dzień. Tak będziemy do tego podchodzić. Nie przemawia przez nas strach, ale zachowujemy pokorę i szacunek do rywali.
– Jest pan zawiedziony tym, że z niektórymi piłkarzami musiał się pan już pożegnać i nie udało się ich utrzymać w klubie?
– To były działania strategiczne, oparte na wielu dyskusjach. Takie decyzje finalnie podjęliśmy i będziemy brać za nie odpowiedzialność. Rozstania w profesjonalnym sporcie są czymś normalnym. One nie są przyjemne, szczególnie po takim sezonie, bo pożegnaliśmy ludzi, którzy osiągnęli wspólnie z nami największy sukces w historii tego klubu. Za to chcę im również podziękować.
– Przygotowujecie zmiany w sztabie?
– Tak, chcemy wzmocnić sztab szkoleniowy przed nowym sezonem, bo to realnie wesprze też pracę piłkarzy na treningach i podczas meczów. Mamy przygotowaną koncepcję, ale dopóki nie znajdziemy odpowiedniej osoby, to pozostawię to bez podawania nazwisk i funkcji. Niemniej, chcąc rozwijać nasz projekt, musimy rozwinąć sztab. Chcę, żeby to były osoby, a może osoba, która będzie pasowała nam do koncepcji.
– Kiedy transfery?
– Nie będę niczego deklarował, dopóki nie będzie oficjalnego komunikatu klubu. Oczywiście rozmowy prowadzimy i wzmocnienia będą. Należy się ich spodziewać podczas okna transferowego. Zajmuje się tym dyrektor sportowy i prezes, ja w tych konsultacjach uczestniczę. Potrzebujemy wzmocnień, jeśli mamy grać na trzech frontach. Chcemy piłkarzy, którzy będą dla nas realnym wzmocnieniem, a nie tylko uzupełnieniem kadry. Czekają nas bowiem bardzo wymagające miesiące w piłce. Część zawodników przyjdzie do nas pod względem projektowym, z myślą o przyszłości, a część wzmocni drużynę tu i teraz. Nie chcemy, by nasz projekt skończył się po jednym, udanym sezonie. Chcemy, by on trwał kolejne lata. Jest wiele czynników, które bierzemy pod uwagę.
– Jakie to czynniki?
– To na przykład średnia wieku, proporcje polskich piłkarzy do zagranicznych. To też liczba zawodników rozwojowych, młodzieżowych. To też narodowość piłkarzy, profil techniczno-taktyczny, profil mentalny. Ale pamiętajmy, że trzeba się na końcu jeszcze dogadać z klubem i samym piłkarzem, a dziś nie jesteśmy potentatem, który weźmie z rynku najlepszych zawodników. Wiem, że każdy chciałby już mieć nazwiska, ale Jagiellonia nie będzie ulegała presji czasu.
– Dyrektor Masłowski powiedział, że to będzie bramkarz, napastnik, ofensywny pomocnik środkowy i skrzydłowy. To pan potwierdzi?
– Myślę, że dyrektor sportowy odniósł się do tego we właściwy sposób, a ja nie mam w tym temacie już nic więcej do dodania. To jest plan, ale pamiętajmy, że czasami na rynku transferowym też dzieją się niespodziewane rzeczy, więc będziemy kontrolować sytuację i reagować, gdy będzie tego wymagała dana chwila.
– Kiedy chcielibyście zagrać superpuchar?
– Dla nas najlepszym terminem byłby 14 lipca. To naturalny termin. Superpuchar był rozgrywany tydzień przed ligą i dobrze byłoby z tej ścieżki nie schodzić.
– Wisła Kraków nie chcę grać w tym terminie…
– Rozegranie meczu o superpuchar tydzień wcześniej całkowicie rozbija nam przygotowania do sezonu. Będziemy wtedy w środku okresu przygotowawczego, na obozie, który zamierzamy zakończyć sparingiem, a nie spotkaniem o stawkę w środku przygotowań. Nie będzie tutaj możliwości optymalnie przygotować zespołu do wymagań, które stoją przed nami. Weekend 13-14 lipca jest z naszego punktu widzenia najlepszym rozwiązaniem.
– To niepoważne, że rozpoczynacie przygotowania, a nie znacie terminu meczu…
– Mi to sporo utrudnia. Chodzi o odpowiednie zaplanowanie okresu przygotowawczego, dobranie sparingpartnerów. Jesteśmy mistrzem Polski i rozmawiamy z poważnymi drużynami, by rozegrać mecze kontrolne, a oni cały czas czekają na potwierdzenie terminów.
– Czy będzie pan budował swój zespół na nowo? Jaka będzie Jagiellonia w przyszłym sezonie?
– Mam nadzieję, że będzie lepsza, niż była. To nie będzie łatwe, bo wysoko zawiesiliśmy poprzeczkę. Na pewno poczynimy pewne zmiany taktyczne, zmiany struktur. To jednak nie zmieni naszej mentalności z poprzedniego sezonu. Na pewno rozwiniemy drużynę i wprowadzimy zmiany, by zwiększyć nasze możliwości w kontekście zaskoczenia rywali ligowych, ale również naszych przeciwników w europejskich pucharach. W Europie naszym atutem będzie to, że przeciwnicy nas nie znają. Chcemy rozwijać piłkarzy. Mamy swoje wnioski po całym sezonie. Będziemy chcieli je wdrożyć w życie. Na pewno nie będą to jednak ogromne zmiany.
– Co będzie dla pana największym wyzwaniem w najbliższych tygodniach?
– Na pewno to realizacja planu na najbliższe dwa miesiące. Trudno jest przewidzieć, co będzie działo się we wrześniu. Wiele zależeć będzie od tego, czy uda nam się zrealizować marzenie awansu w fazie ligowej europejskich pucharów. Jeśli miałbym wskazać konkret, to na pewno zarządzanie czasem, zarządzanie zasobami ludzkimi, czyli moje decyzje personalne w kontekście łączenia rozgrywek ligowych z europejskimi. Do tego cała logistyka, planowanie odnowy biologicznej piłkarzy, zachowanie odpowiednich proporcji między wysiłkiem a regeneracją. Czeka nas dobry okres dla piłkarzy, bo prawdopodobnie wszyscy będą grać, ale jako odpowiedzialny trener muszę pamiętać, by ich nie przeciążyć, bo to wiąże się ze spadkami formy, kontuzjami. Chcemy po prostu tego uniknąć. To będzie trudne zadanie, z którym będę mierzył się pierwszy raz w swojej karierze trenerskiej.
– Kto będzie najlepszym rywalem dla Jagiellonii w eliminacjach Ligi Mistrzów? Ma pan jakieś preferencje?
– Preferencje można mieć pod względem turystyki i wakacji, żartując. Oczywiście uszanuję każde wyniki losowania. Trzeba będzie po prostu tym zarządzić. Nie chcę dziś myśleć o tym, co bym wolał, a czego nie, bo to nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Możemy trafić na wielką markę, a możemy trafić na drużyny o mniejszym potencjalne europejskim. Rozmawiamy o rywalu w eliminacjach Ligi Mistrzów, więc nie szukajmy łatwego przeciwnika, bo takiego nie ma. Łatwo, to już było. To może dziwnie brzmi, ale przed nami sezon zdecydowanie trudniejszy, od mistrzowskiego. Niemniej prawdą jest, że niektóre kierunki będzie nam łatwiej przygotować pod względem logistyki. Krótszy wyjazd byłby lepszy dla mojego zespołu, bo kosztowałby nas mniej energii.
– Dużym wyróżnieniem dla pana jest to, że kapitan Jagiellonii zagrał w pierwszym składzie meczu Polski z Holandią?
– Jego historia dojścia do miejsca, w którym się znalazł, jest absolutnie niesamowita. Jak z bajki. Nie mam słów na to, co Taras robi. Życie oddało mu, za wszystkie wyrzeczenia z poprzednich lat, za wszystkie złe sytuacje Jagiellonii, które brał na siebie. Życie oddało mu dobrem, za jego waleczność, determinację, wiarę i odwagę. Czuję jego pewność siebie. Taras zagrał z Holandią, jakby był piłkarzem z dużo większym reprezentacyjnym doświadczeniem, a przecież był to dla niego czwarty mecz w kadrze. Widzę, że jest człowiekiem szczęśliwym i spełnionym. Taras zagrał z Holandią bez kompleksów.
– Czym różni się dzisiejszy Adrian Siemieniec od tego sprzed roku?
– Najłatwiej na to pytanie byłoby odpowiedzieć przez pryzmat osiągnięć, że dziś jestem trenerem, który coś już w piłce zrobił. Ale nie chcę, by postawiono tu kropkę. Jestem ciągle na początku drogi trenerskiej i wierzę w to, że wiele dobrych rzeczy jeszcze przede mną. Na pewno jestem bardziej doświadczony, bogatszy o wspaniałe wspomnienia. Tych chwil nikt mi już nie zabierze. Dalej chcę się realizować, pomagać piłkarzom w rozwoju. To trudne pytanie. Trzeba byłoby poddać je jakiejś autorefleksji, a taka będzie w chwili dłuższego urlopu. Dłuższy urlop wiąże się w pracy trenera ze zwolnieniem, a tego bym nie chciał. Jestem człowiekiem, który ciągle idzie do przodu. W ten sposób staram się patrzeć na rzeczywistość. Chcę maksymalnie wykorzystywać potencjał każdego, kolejnego dnia. Mistrzostwo, to piękna historia, ale jest ona już za nami. Nie możemy tym ciągle żyć, bo przed nami kolejne wyzwania.