Reprezentacja Polski zakończyła udział w Euro 2024. Turniej wchodzi w decydującą fazę, a biało-czerwoni wrócili już do Warszawy. Zdobyliśmy tylko jeden punkt, ale w naszym obozie sporo się działo. Wojciech Szczęsny zakiwał wszystkich, łącznie z sobą, a Robert Lewandowski być może doprowadzi do rewolucji w futbolu. Co zapamiętamy z "polskiego" Euro?
KORESPONDENCJA Z DORTMUNDU
Ta sprawa od początku śmierdziała. Wojciech Szczęsny od kilku miesięcy informował, że po Euro 2024 kończy karierę reprezentacyjną. To była część większego planu, obejmującego zakończenie kariery klubowej rok później. Bramkarz Juventusu Turyn zapewniał, że decyzja została już podjęta, ale nikt inny nie chciał tego potwierdzić. Michał Probierz mówił, że to tylko fakt medialny. A Robert Lewandowski już po meczu z Austrią zapewniał, że zna Wojtka zbyt dobrze, by uważać, że klamka zapadła. No i na koniec sam Szczęsny przed kamerami TVP powiedział, że jednak się waha. No bo teraz przecież ma podpisać dwuletni kontrakt Al-Nassr, więc nie zakończy kariery w 2025.
Czy to nagły zwrot akcji? Wiadomo, że podczas Euro 2024 do zmiany decyzji namawiało go wiele osób, na czele z Michałem Probierzem i Lewandowskim. Czy skutecznie? Na pewno na tyle, by bramkarz Juventusu zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił. Teraz przed nim krótkie wakacje, więc to najlepszy czas, by nad wszystkim raz jeszcze się zastanowić. Wiemy jedno – Wojtek ma następcę. Łukasz Skorupski w meczu z Francją wypadł fenomenalnie. I to też może mieć wpływ na ostateczną decyzję Szczęsnego.
Już wszyscy mają dość tej szopki. Nabiegi Roberta Lewandowskiego na piłkę przy okazji rzutów karnych są coraz dziwniejsze i zapewne mogłyby otrzymać nominację do Ministerstwa Dziwnych Kroków Monty Pythona. Brakuje jeszcze, by po drodze zrobił piruet i trzy przysiady. Snajper tej klasy powinien wykonywać rzuty karne z zamkniętymi oczami. Powinien porażać bramkarza nie próbami dryblingu, a pewnością siebie. Chwycić piłkę, spojrzeć rywalowi w oczy, wziąć rozbieg i posłać precyzyjną rakietę wprost do siatki.
A więc przeżyliśmy powtórkę z Kataru. Przy pierwszej nieudanej próbie niektórym kibicom znów pękły serca. Nawet Anna Lewandowska uciekła z trybuny, bo nie mogła na to patrzeć. Ale jednak "Lewy" znów dostał drugą szansę i znów ją wykorzystał. Nie zmienia to faktu, że te karne to żałosny widok, a tym razem dyskusja na ten temat obiegła całą Europę. Można założyć, że nie zgaśnie ot tak, a może doprowadzić do zmiany w przepisach. Chyba czas je sprecyzować, bo jeśli strzelec faktycznie może się praktycznie zatrzymać przed uderzeniem, szanse bramkarza na obronę karnego (bez wybiegania z linii) spadają jeszcze bardziej i staje się to po prostu niesprawiedliwe.
Mecze z Holandią i Francją pokazały nam za to, że polski piłkarz potrafi grać w piłkę. Nicola Zalewski, Kacper Urbański, Jakub Kiwior, Jakub Moder, a nawet Sebastian Szymański to wciąż młodzi ludzie, na których warto budować tę reprezentację. Na tle bardzo mocnych rywali udowadniali, że nie boją się brać na siebie odpowiedzialności, grać jeden na jeden, dryblować lub wymienić szybką piłkę na małej przestrzeni. To atuty, które pozwalają zyskać przewagę w danym sektorze boiska i napędzić akcję całego zespołu lub wyjść z opresji. Musimy iść w tym kierunku, bo inaczej świat futbolu ucieknie nam jeszcze bardziej. A co równie ważne, piłkarzy grających w podobny sposób i na podobnym poziomie powinno być jak najwięcej. Nie można opierać się na kilku nazwiskach.
W Katarze Czesław Michniewicz postawił na inny styl. Dzięki ultradefensywnej grze zdołaliśmy wyjść z grupy, ale patrzenie na to było męką. Teraz stwarzamy znacznie więcej sytuacji bramkowych (w Katarze średnio 7,75 na mecz, w Niemczech średnio 12 na mecz), częściej mamy też przy nodze piłkę (w Katarze 36,75 procent, w Niemczech 41 procent). A więc jest to nie tylko wrażenie optyczne, a zmiana w naszej grze jest poparta liczbami.
Michał Probierz lubi tłumaczyć rzeczywistość na swój sposób. Po meczu z Austrią stwierdził, że gdybyśmy z dwóch pierwszych meczów wycięli 35 minut, bylibyśmy bardzo zadowoleni. A wydaje się, że tych minut trzeba byłoby wyciąć nieco więcej. Z samego meczu z Austrią zapewne z 50 (początkowe pół godziny i końcowe 20 minuty, gdy już leżeliśmy na linach). I selekcjoner nie chce też przyznać, że na to spotkanie zszedł z obranej wcześniej drogi. A to jednak robienie z nas głupków. Oczywiście, Austriacy zagrali bardzo intensywnie, a przecież ostatecznie wygrali naszą grupę, więc faktycznie okazali się czarnym koniem. Szkoda jednak, że selekcjoner tak mocno postawił na fizyczność. Postanowiliśmy powalczyć z Austriakami ich bronią, choć przecież oni tym orężem władają znacznie lepiej. I nie ma co udawać, że było inaczej.
Nie można jednak nie dostrzec pracy, jaką włożył Michał Probierz w swoje zachowanie. Jeszcze niedawno uchodził za ligowego pieniacza, teraz w dużym stopniu kontroluje swoje odruchy i panuje nad językiem. Co więcej, w Niemczech imponował spokojem i luzem. Był dostępny dla dziennikarzy, nie obrażał się, nie wywoływał wojenek. No i zaimponował stylem. O jego garniturze po meczu z Holandią mówiła cała Europa. Nie pojechaliśmy do Niemiec na pokaz mody, ale czasem liczy się każdy detal.
To było jedno z wydarzeń tego zgrupowania. Przed poniedziałkowym treningiem Kamil Grosicki poprosił o rozmowę Probierza. Selekcjoner nie miał pojęcia, co usłyszy, a gdy dowiedział się, że "Grosik" kończy karierę w kadrze, dostał gęsiej skórki. Potem Kamil pożegnał się z drużyną, a na koniec przyszedł do dziennikarzy, by już oficjalnie ogłosić zakończenie kariery reprezentacyjnej. W jego wypadku wszystko było jasne. Wyraźnie wzruszony "Grosik" podsumował swoją karierę, a na koniec zebrał rzęsiste brawa od dziennikarzy. – Jako mały chłopak marzyłem o jednym meczu w reprezentacji, a rozegrałem 94. Miałem w kadrze piękną karierę i zapamiętam każdą chwilę – mówił.
Turniej był rozgrywany blisko Polski, więc można było oczekiwać, że na trybunach pojawi się wielu biało-czerwonych fanów. I tak było. A co więcej, kibice z kraju byli wspierani przez liczną niemiecką Polonię, która była spragniona kontaktu z ojczyzną. Takie turnieje zawsze mają także wymiar społeczny. A kibice zdali egzamin na piątkę z plusem. Byli wszędzie, gdzie pojawiali się nasi piłkarze. Dzień przed meczem z Austrią pojawili się pod hotelem kadry w Berlinie, by pośpiewać wspólnie z piłkarzami, którzy zaczęli wychylać się z okien hotelu.
Co więcej, fani powitali piłkarzy nawet w Warszawie po powrocie z turnieju. Nie przeszkadzało im nawet to, że musieli czekać do 2 w nocy. Polski kibic kocha swoją reprezentację całym sercem. Co ważne, piłkarze mieli pierwotnie nie pojawić się w terminalu. Planowo autokar miał zabrać ich prosto z płyty lotniska. Plany zmieniono, by kibice mogli zobaczyć swoich idoli.
Mistrzowie Europy w tarapatach. UEFA wszczęła postępowanie
Euro w telewizji. Takie imprezy mają przed sobą przyszłość
Szokujące kulisy finału Euro. Policja udaremniła atak ISIS
Trener uczestnika Euro 2024 podał się do dymisji!
Bohater Hiszpanii dotrzymał słowa. Wygląda jak... "Mała Syrenka"
Anglicy niemal pewni. To on zastąpi w kadrze Southgate'a!
Lewandowski łamie przepisy? "Absolutnie jest do zmiany"
Anglicy dziękują Southgate'owi. Piękne słowa Beckhama
17-latek z najładniejszym golem na Euro! UEFA zadecydowała [WIDEO]
niedziela, 14.07, 21:00
środa, 10.07, 21:00
wtorek, 09.07, 21:00
sobota, 06.07, 21:00