Stefano Lavarini podał skład reprezentacji Polski siatkarek na igrzyska. Zdecydował się na dwie libero. W rozmowie z TVPSPORT.PL mówi o tym, jak trudnego wyboru dokonał, która decyzja wywołała u niego największy ból głowy i co chce przywieźć z Paryża.
👉 Nieoczekiwanie wygrała sezon kadrowy. Teraz "Mama" zmienia klub
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Ostatnio miałam możliwość rozmowy z Nikolą Grbiciem przy okazji powołań. Powiedział, że przez ponad dwa tygodnie przed wybraniem składu olimpijskiego nie mógł spać przez ciężar decyzji, którą musiał podjąć. Czy pana głowa była spokojniejsza niż jego, czy też nie?
Stefano Lavarini: – W 100 procentach rozumiem jego emocje. To był bardzo stresujący czas. Mogę dodać, że miałem momenty, kiedy szedłem na trening i nie czułem się w 100 procentach sobą. W głowie miałem problem, pojawiały się wątpliwości. W pierwszym okresie po Lidze Narodów kilka dni było łatwiejszych, ponieważ myślało się tylko o tym, jak zorganizować pracę. Czułem, że wciąż mam czas. Po dwóch, trzech dniach zorientowałem się jednak, że on już się wyczerpał.
Jednocześnie w każdym momencie starałem się znaleźć odpowiedź. W końcu dochodzi się jednak do punktu, w którym zaczyna się rozumieć, że nie można dołączyć kolejnej informacji, a następny pojedynczy trening nie przyniesie ze sobą decyzyjnego pomysłu. Wtedy po prostu trzeba podsumować wszystko, co się wie i przejść do czynu.
Po kilku dniach od podjęcia decyzji wraca się do rzeczywistości i ponownie skupia się uwagę na tym, co się buduje. Trzeba być pewnym tego, co się wybrało, zachowując świadomość, że jeśli podjęło się decyzję, to dlatego, że szereg czynników sprawiał, że czuło się z nią dobrze. Od tej chwili uwaga jest skoncentrowana na przyszłości i dobrych emocjach z nią związanych.
Zgadzam się jednak z Nikola Grbiciem, że to był wyjątkowo trudny okres. Prawdopodobnie była to najgorsza część tej pracy. To było trudne, ale jednocześnie stanowiło mój obowiązek.
– Po VNL trener Grbić powiedział, że potrzebuje tygodnia ekstra, by poukładać sobie wszystko w głowie. Vital Heynen dodał, że kiedy on wybierał składy na duże imprezy, czekał aż wybór pojawi się naturalnie, a wszystkie puzzle się poukładają. Miał pan poczucie, że wszystko w pewnym momencie samo zaczęło pasować? A może to było "cięcie"?
– Kiedy mówiłem o tym, że jeden trening nie może zmienić całej "ramy" pewnej idei czy całego obrazu, miałem na myśli kilka takich dni, a nie na przykład okres miesiąca. Jednocześnie przykład Vitala, który podałaś jest ciekawy i bardzo miły. Nie sądzę jednak, by obraz, o którym rozmawiamy, w moim przypadku okazał się super klarowny. To przez pewne czynniki, które były znaczące.
Pierwszym z nich było to, jak zaplanowano aktywność drużyn narodowych w kwestii terminarza. To, co powiem, odnosi się w szczególności do zespołu takiego, jak nasz. Jest wiele młodych zawodniczek, które mogą zdobyć międzynarodowe doświadczenie i przez to pokazać, czy mają potencjał do wzięcia udziału w olimpijskiej rywalizacji. Przez ostatnie lata nie mieliśmy jednak wiele czasu, by dać miejsce do gry wielu siatkarkom – kroczyliśmy w imię osiągania pewnych rezultatów, które mogły być znaczące i finalnie takie się okazały. Dzięki nim jesteśmy w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy.
Z drugiej strony nie zawsze mieliśmy do dyspozycji wszystkie zawodniczki w formie, które były potrzebne. To są dwie rzeczy, o których wspominałem już wiele razy. One mogły spowodować, że nie wszystko było jasne w każdym z aspektów. Jednocześnie w kwestii zawodniczek, które pozostały w składzie, nie mam wątpliwości – jestem przekonany, że realizują potrzeby, które ma drużyna.
– To był trudny początek sezonu również ze względów zdrowotnych. Magdalena Jurczyk, Monika Fedusio, Maria Stenzel, Martyna Czyrniańska mierzyły się z urazami. Jak te kwestie wpłynęły na pana postrzeganie czasu przedolimpijskiego?
– Każda sytuacja była szczególna. Nie lubię jednak mówić o indywidualnych kwestiach. Już na samym początku naszej współpracy zagraliśmy Ligę Narodów bez atakujących. W kolejnym sezonie musiałem korzystać z wielu środkowych, ponieważ wcześniej podstawowe mierzyły się z mniejszymi czy większymi problemami zdrowotnymi. W tym sezonie generalnie było podobnie. Mieliśmy więc wiele problemów.
Zanim stworzyłem listę na ten sezon upewniałem się, że wszystkie zawodniczki, które wybiorę, będą w stanie coś pokazać. Sprawdzaliśmy również, czy będziemy mieli czas na ewentualne leczenie i czy są właściwym wyborem dla samej drużyny. Ostatecznie, tak jak już wielokrotnie wspominałem, wszystkiego nie da się mierzyć jedną miarą. Moim zadaniem jest ocena, kto najbardziej pasuje stylem gry do drużyny, którą się tworzy. Możliwości są ograniczone. Z tego, czym się dysponuje, trzeba zdecydować, kto najbardziej pasuje do konceptu. Nie chodzi tu o jedno, dwa nazwiska. Każdy, kto brany był pod uwagę, zaczął "być rozważanym" z tego samego poziomu.
– Niektórzy powiedzieliby, że wzięcie zawodnika do składu olimpijskiego bez jednego zagranego meczu w VNL to ryzyko. Czy również rozpatruje pan to w tych kategoriach?
– Na tej samej zasadzie można byłoby rozpatrywać przypadek Magdaleny Stysiak, która w naszym pierwszym sezonie współpracy nie zagrała meczu VNL, a znalazła się w składzie na mistrzostwa świata. Finalnie między innymi dzięki niej prawie zagraliśmy w półfinale tej imprezy.
Chcę przez to powiedzieć, że każda sytuacja musi być bardzo dobrze rozważona. Znam kolegów po fachu, którzy po latach narzekają nieco na wybory, których dokonali, w zupełnie inny sposób – na przykład na dołączenie niektórych zawodniczek, które nie były dostępne we właściwy sposób. Stało się to o tyle istotne, że nie przyszedł za tym sukces. Nigdy nie można więc być niczego pewnym, należy umiejętnie balansować w poszczególnych sytuacjach. Zawsze staram się rozważyć olbrzymią liczbę aspektów.
– Maria Stenzel musiała być imponująca podczas treningów w Szczyrku.
– Maria wróciła i pokazała to, na co ją w tej chwili stać. Przed nami ciągle kilka dni. Połączenie tego, czego drużyna potrzebuje z taktycznego punktu widzenia, rzeczy, które musimy poprawić i pomysłu, który mam na zespół wypełniają moją głowę. "Mery" nie pokazała czegoś szalonego i absolutnie nikt tego od niej nie oczekiwał.
– Który wybór spowodował u pana największy ból głowy?
– Wszystkie. Jest jedna kwestia, która w mojej opinii jest najważniejsza – wybranie 12-osobowego składu, kiedy normalnie ma się 14 zawodniczek. To spowodowało, że każdy wybór był trudny. Przy większym składzie można dobierać wiele opcji. Jedna zawodniczka cechuje się konkretną jakością, druga inną. W przypadku 12 miejsc trzeba dopasować drużynę pod konkretne potrzeby, mając jednocześnie świadomość, że niektóre umiejętności, które się miało do tej pory, przez zawężony skład nie będą już dostępne. Trzeba wtedy wybrać te, które uznaje się w danym momencie za priorytet.
– Co chce pan przywieźć z Paryża?
– Jak w każdym przypadku – poczucie, że daliśmy z siebie wszystko, co mogliśmy. To zawsze najbardziej satysfakcjonuje. Pracuje się ciężko przez miesiące i lata w imię jednej rywalizacji. Po niej przyjeżdża się do domu ze świadomością, że zrobiło się wszystko, co było możliwe i zazwyczaj otrzymało się dość wymierny efekt. Nie chcę też mieć żalu. Oczywiście, chcemy spełnić nasze marzenia. Na koniec jednak najważniejsze jest, by czuć się dobrze z tym, czego się dokonało. To da wewnętrzny pokój.
– To bardzo poważna odpowiedź. Spodziewałam się po panu żartu w postaci najlepszej receptury na croissanta czy pamiątki z Wieżą Eiffela.
– (śmiech) Nie, nie mam nic takiego. Przede wszystkim kolekcjonuję wspomnienia. Igrzyska to marzenie, które miałem od dziecka. Miałem już okazję na nich być i to było wspaniałe. Jest to też dla mnie ekscytujące, ponieważ poprzednia edycja tej imprezy mam nadzieję, że była jedyną w "erze covidowej". Prawdopodobnie były to więc inne igrzyska niż normalnie. Jestem przekonany, że Paryż będzie inny, a wspomnienia, które zbiorę będą zupełnie nowe.
– Skoro doprowadził pan Koreanki z jedną silną liderką do czwartego miejsca igrzysk, to jak daleko może pan doprowadzić Polki, które mają więcej takich siatkarek?
– Przede wszystkim nie doprowadziłem nikogo do niczego – wspólnie tam doszliśmy. Udało nam się zrobić wspólnie coś dobrego. Jestem przekonany, że doświadczenie igrzysk z Polkami będzie inne i nie będzie można go porównać do czegokolwiek innego. Wierzę, że wykażemy świetną jakość. Zrobimy co w naszej mocy.
Czytaj również:
– Wszystko jasne. Rywale Polaków podali skład na IO
– Wielcy nieobecni. Ich zabraknie w kadrze na IO
– "Nie spałem dwa tygodnie". Grbić tłumaczy powołania na igrzyska
3 - 0
Niemcy
3 - 2
Turcja
3 - 2
Chiny
3 - 0
USA
2 - 3
Polska
2 - 3
Słowenia
0 - 3
Iran
0 - 3
Włochy
3 - 2
Kuba
1 - 3
Kanada
14:00
Polska
18:00
Japonia
7:00
Kuba
11:00
Chiny
7:00
Słowenia
11:00
Polska