Reprezentacja Polski siatkarek przez ostatnie dwa tygodnie przygotowywała się w Szczyrku do igrzysk olimpijskich. Przed biało-czerwonymi jeszcze Memoriał Agaty Mróz-Olszewskiej, a następnie wyjazd do Paryża. Po co tam jadą? Między innymi na to pytanie w TVPSPORT.PL odpowiada Magdalena Jurczyk, środkowa kadry, która w tym sezonie mierzyła się ze złamaniem palca.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – ile trwał etap, w którym w tym sezonie blokowałaś jedną ręką?
Magdalena Jurczyk: – Jeden, dwa treningi, bardzo krótko. Cieszę się, że nie musiałam się przyzwyczajać do takiego blokowania. Szybko zaczęłam wykonywać ten element oburącz. Wiedziałam, że trenerzy brali mnie pod uwagę do gry już w drugim turnieju Ligi Narodów, więc dość prędko musiałam przełamać się psychicznie. Bałam się jednak o swój palec. Na początku naprawdę było mi trudno, bo raz po raz uciekałam dłonią, ale z biegiem czasu z każdym uderzeniem piłki przekonywałam się, że nie jest źle. Z treningu na trening było coraz lepiej, więc przyzwyczaiłam się do dawnego wykonywania tego elementu.
– Pytam o to, bo jeśli miałabym wymienić twoje największe atuty, to wśród nich znalazłby się właśnie blok. Jak czuje się zawodnik, który w pewnym momencie taki atut traci i nie wie, kiedy on wróci?
– Tak, to przerażało tym bardziej, że trwa sezon olimpijski. Chciałam wrócić jak najszybciej, ale leczenia złamania nie da się tak po prostu przyspieszyć. Mogłam się tylko cieszyć, że to nie było złamanie z przemieszczeniem, które wymagało operacji. Po dwóch, trzech tygodniach od urazu mogłam już grać w stabilizatorze.
– Wiem, że jak Magdalena Stysiak była małą dziewczynką, to mając uszkodzoną rękę chciała zagrać w meczu. Sama ściągnęła sobie szynę i finalnie zagrała. Czy ciebie nie kusiło, by wrócić szybciej?
– Szczere? Nie miałam czegoś takiego. Było to jednak efektem czasu, który dał mi trener Lavarini. Wiedziałam, że da mi dojść do sprawności, liczę się dla niego jako zawodniczka. To dało mi bardzo duży komfort powrotu do zdrowia. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie polecę na pierwszy turniej VNL, ale też jasno określono mi, że przede mną jest drugi. Byłam więc cierpliwa.
– Czyli trener dawał wsparcie.
– Tak, czułam je. Odezwałam się do naszego kierownika, Szymona Szlendaka, od razu po urazie. Odpowiedział mi, że musi porozmawiać z selekcjonerem na ten temat. Bałam się tej decyzji, zastanawiałam się, czy trener poleci mi przyjechać, czy nie. Bardzo pozytywnym komunikatem było dla mnie jednak to, że chciał, żebym przyjechała mimo złamanego palca, a wiedział, że nie będę w stanie normalnie trenować. Czułam, że na mnie poczeka, będzie chciał mnie sprawdzić i dostanę od niego czas, by wrócić do sprawności.
– Czy dwa, trzy lata temu pomyślałabyś, że będziesz miała takie zaufanie selekcjonera reprezentacji Polski siatkarek?
– Dwa, trzy lata temu nie byłabym tak spokojna jak teraz. Nie zmienia to faktu, że w tym sezonie też nie było pełnego spokoju. Dopóki nie dostałam potwierdzenia, że będę w składzie, towarzyszyła mi niepewność. Kilka lat temu w ogóle nie przeszłoby mi jednak przez głowę, że będę w olimpijskiej dwunastce!
– Kiedy uwierzyłaś, że to realne?
– Dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam oficjalną listę na Instagramie. Nawet wtedy jednak trudno było mi uwierzyć w to, że tam jestem.
– Przecież Stefano Lavarini z wami rozmawiał.
– Nie rozmawiał z wszystkimi dziewczynami, a głównie z tymi, które nie były pewne wyjazdu.
– Czyli byłaś w gronie "pewniaków"!
– Wydaje mi się, że tak (śmiech).
– Kiedy spojrzałaś na listę powołanych, byłaś zaskoczona?
–Trener odpowiadał za to, jak będziemy grać. Jestem na tej liście, cieszę się z tego i tyle. Nie zmienia to faktu, że choćby gry na dwie libero można się było spodziewać. Nie można powiedzieć, że to coś nowego, jakiś wymysł szkoleniowca. To rozwiązanie się sprawdzało. W tym roku Justyna Łysiak w ten sposób pomagała, a rok wcześniej Ola Szczygłowska. To dobre ustawienie.
– Jak twoja rodzina zareagowała na powołanie?
– Wszyscy są bardzo szczęśliwi. Czekali na tę informację. Zawsze we mnie wierzyli i mówili mi, że pojadę, ale dopiero kiedy dowiedziałam się o tym oficjalnie wszystkie nerwy opadły.
– Telefon, wiadomość po powołaniu, która cię najbardziej ucieszyła i zapadła w pamięć?
– Było ich bardzo dużo. Nie było jednej szczególnej, ale dostałam wiele komentarzy od rodziny i znajomych, że bardzo się cieszą i będą mnie wspierać.
– Z jakim celem pojedziesz do Paryża?
– Naszym wspólnym celem jest wygranie czegoś, a nie pojechanie na wycieczkę. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w gronie samych najlepszych drużyn i poziom rozgrywek będzie bardzo wysoki, ale jednocześnie nie raz pokazałyśmy, że potrafimy wygrywać. Chcemy zdobyć medal.
– Co chciałabyś zobaczyć w Paryżu?
– Jestem już tak bardzo w wiosce olimpijskiej i na samym turnieju, że nawet nie myślałam o niczym innym. Na pewno będzie to jednak Wieża Eiffla.
Czytaj również:
– Chcesz wziąć udział w IO? Przed tobą... 1370 stron "papierologii"
– Nieoczekiwanie wygrała sezon kadrowy. Teraz "Mama" zmienia klub
– Wybór składu na IO? Selekcjoner szczerze: najgorsza część tej pracy