Przejdź do pełnej wersji artykułu

Natalia Kaczmarek: kibice nie są zadowoleni z moich wyników. Dziwi mnie to

/ Natalia Kaczmarek (fot. Getty Images) Natalia Kaczmarek (fot. Getty Images)

Presja rośnie z dnia na dzień. Podobnie oczekiwania przed startem w Paryżu. Natalia Kaczmarek wskoczyła na poziom, który był nieosiągalny dla innych Polek przez dziesięciolecia. Tym bardziej dziwi kręceniem nosem kibiców po niektórych występach 26-latki. – Nie wiem, skąd pojawia się niezadowolenia – zastanawia się mistrzyni olimpijska z Tokio. Mówi nam również o planach na starty we Francji.

Biało-czerwoni bez lidera. W Paryżu może nie być drugiego Tokio

Czytaj też:

Frygijki są oficjalnymi maskotkami igrzysk olimpijskich w Paryżu (fot. Getty Images)

Igrzyska olimpijskie Paryż 2024: jak wyglądają ich najważniejsze symbole [logo, maskotka, plakat]

  • Kaczmarek uważa, że jest w stanie biegać na poziomie rekordu Polski, który ustanowiła w Rzymie.
  • W kadrze następuje wymiana pokoleń, a rekordzistka kraju chce być "łącznikiem" dwóch pokoleń.
  • "Nie wiem, skąd u kibiców pojawia się niezadowolenie"

Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Jak wyglądają ostatnie przygotowania do igrzysk olimpijskich?
Natalia Kaczmarek:
– Jest jeszcze chwila czasu na ciężką pracę. Mam nadzieję, że niedługo będziemy odpuszczać. Aktualnie jesteśmy w Spale.

– Mam wrażenie, że fanom spowszedniały twoje biegi poniżej 50 sekund. Kiedyś, dla wielu, był to kosmiczny poziom.
– Kibice łatwo przyzwyczajają się do dobrego. Nawet jeśli w którymś z biegów mam czas ponad 50 sekund to uważam, że nadal są to bardzo dobre wyniki. Nie wiem, skąd pojawia się niezadowolenie. W trakcie Diamentowej Ligi w Paryżu i wynik (49.82 sekundy), i miejsce (druga pozycja) były dobre. Dla kibiców – z tego, co widziałam w mediach – niekoniecznie. Nie byli zadowoleni. Trochę mnie to dziwi.

– Dlaczego?
– Rywalizowały ze mną znakomite zawodniczki. Byłam tuż za Marileidy Paulino. Uważam, że było bardzo dobrze. Cóż, czasem pojawia się niezadowolenie, które nie do końca rozumiem. 

– Sama przywykłaś już do wyników poniżej 50 sekund? 
– Nie myślę o tym na co dzień. Dociera to do mnie, gdy mam czas na zastanawianie. Dużo od siebie wymagam. Dużo bym chciała. Czasami łapię się na tym, że gdy pobiegnę poniżej 50 sekund sama mówię w głowie: "A kurczę, mogło być lepiej...". Koniec końców, rok temu dałabym wiele, żeby biegać tak szybko niemal w każdym występie. Apetyt szybko rośnie. Jestem z siebie bardzo zadowolona, że stabilizuję się na tak wysokim poziomie. To oznacza, że mogę biegać jeszcze szybciej. Tak, jak to miało miejsce w Rzymie.

– Odpalasz sobie ten rekordowy bieg?
– Nie.

– Potrzebowałaś wyciszenia?
– Dokładnie. Spała to dobre miejsce do złapania spokoju. Nikt nie przeszkadza mi w treningu. Jestem daleko od reszty. Przede mną jeszcze start w Londynie. Potem przyjdzie czas na myślenie o Paryżu.

– Po szumie, który nastał, gdy biłaś rekord Polski, potrzebowałaś wsparcia najbliższych?
– Bardzo lubię spędzać czas w gronie najbliższych. Wtedy czuję się spokojniej. Z zamieszaniem poradziłam sobie sama. Poukładałam wszystko w głowie.

– Jak radzisz sobie z rosnącymi oczekiwaniami?
– To przytłaczające momenty. Czasem bywa trudno. Staram się odcinać od całej otoczki. Wiem, że niektórym nie podoba się, że odmawiam wizyty albo zdjęcia. W środku sezonu nie da się połączyć wszystkiego. Zdaję sobie sprawę, iż może to być trochę niemiłe, ale jestem w trakcie przygotowań. Muszę skupić się na startach.

– Czujesz wewnętrzny spokój?
– Raczej tak. 

– Raczej?
– Jestem zadowolona z tego, co do tej pory zrobiłam na bieżni. Momentami o tym zapominam, ale w większości czasu jestem świadoma własnych osiągnięć. Wiem, że nie mogę przyzwyczajać się do trofeów. Impreza imprezie nie jest równa. Nie jest tak, że bez problemów przez kolejne lata będę wracała do kraju z medalami. Nie jest łatwo utrzymywać wysoką formę przez kilka sezonów z rzędu. Medale nie leżą na ziemi. Poziom jest bardzo wysoki. Ściganie będzie bardzo szybkie.

Czytaj też:

Igrzyska olimpijskie Paryż 2024: ilu sportowców, ile reprezentacji i kiedy kolejna edycja?

– Czyli jest coś w tym, że w trakcie najważniejszych imprez nie biega się po rekordy życiowe i świata?
– Rywalizuje się przede wszystkim o miejsca. Zdarzają się świetne rezultaty, ale na dystansach od 400 metrów w górę liczy się taktyka. Igrzyska to turniej. Bywa dużo ciężkich biegów przed finałem. Przez ostatnie lata nie miałam szczęścia do łatwych serii. W eliminacjach mistrzostw świata w Budapeszcie z mojego biegu aż trzy dziewczyny dotarły do finału. Być może w Paryżu znów od samego początku będę musiała biegać w okolicach 50 sekund. Wierzę, że jestem przygotowana na tyle, by pobiec trzy razy w okolicach 49.50 sekundy.

– Da się biegać przez większość sezonu bez poważnych dolegliwości zdrowotnych?
– Kontuzja a ból to dwie różne rzeczy. Dolegliwości są często. To normalne, na tym poziomie. Każdy zmaga się z mniejszymi albo większymi bólami. Dopóki nie przeszkadza to w treningu, jest ok. "Ciężkie nogi" przy intensywnych ćwiczeniach to norma.

– Jak u ciebie prezentuje się sytuacja ze zdrowiem?
– Czuję się dobrze. Nie ma dolegliwości, które uniemożliwiałyby mi trening. 

– Co wiesz o sobie i swoim organizmie po ostatnim starcie na Diamentowej Lidze w Paryżu?
– Ten bieg nie zmienił zbyt wiele, w kontekście formy, którą przygotowuję na igrzyska. Biegło mi się średnio. Byłam w mocnym treningu. Nie spodziewałam się rekordów. Na zmęczeniu wypadłam bardzo dobrze. To cieszy. Była to inna rywalizacja na bieżni, w porównaniu do ostatnich startów. Zaczęłam wolnej. Potem przyspieszałam. Dobrze, że odnajduję się w innych warunkach. Liczę, że gdy złapię świeżość, będę w stanie szybciej zaczynać i biec lepiej na ostatniej prostej.

– To był start rodem z finału olimpijskiego?
– Niekoniecznie. Brakowało Rhasidat Adeleke czy Shaunae Miller-Uibo. Ta druga chyba sama nie spodziewała się, że wywalczy minimum do Paryża. Nikt nie wie, w jakiej jest formie. Ostatnio miała kontuzję. Nie wiadomo, czego można się po niej spodziewać.

– Znasz już smak olimpijskich medali. Igrzyska w Tokio były jednak "specyficzne". Teraz z kibicami będzie lepiej?
– Zdecydowanie. Ich obecność bardziej mi pomoże, niż przeszkodzi. Lubię biegać na pełnych stadionach. Czuję dodatkową motywację. Wierzę, że będzie fajna atmosfera. Nie mogę się jej doczekać. Nie mogę się też doczekać wizyty w wiosce olimpijskiej. Klimat, który panuje w trakcie takiej imprezy jest nie do podrobienia.

– Wszystkie siły kładziesz na bieg indywidualny?
– Będzie pierwszy. Później liczę na występ w sztafecie. Jeśli wejdę do finału w rywalizacji indywidualnej, nie będę mogła biegać eliminacji z dziewczynami w grupie. Start wypada tego samego dnia. Wierzę, że i tu, i tu będzie decydujący start, a ja wesprę dziewczyny w finale. Muszę mądrze rozłożyć siły, by przetrwać ten turniej. O medale będzie trudno, ale dam z siebie wszystko. Reszta dziewczyn na pewno też.

– W sztafecie następuje zmiana warty. To cię niepokoi?
– Nie. Na tę chwilę można powiedzieć, że karierę skończyła Ania Kiełbasińska. Nie ma więcej oficjalnych wieści. Fajnie, że pojawiają się młode dziewczyny. Nie będzie wielkiej luki. 

– To dla ciebie kolejne wyzwanie?
– Cieszę się, że jestem w "średnim wieku". Mam możliwość, być "łącznikiem" młodszych i bardziej doświadczonych dziewczyn. Wierzę, że jeszcze wiele razy będziemy w czołówce.

– W trakcie igrzysk synoptycy przewidują upały. To dla ciebie dobrze?
– Generalnie nie mam większego kłopotu, gdy biegam w wysokich temperaturach. 30 stopni jest w porządku. W takich momentach trudniej jednak o regenerację organizmu. Dużo zależy od tego, jakie będą warunki w... pokojach.

– Wiesz już coś więcej?
– Słyszałam, że może nie być klimatyzacji. Wtedy zrobi się problem. Być może zaopatrzymy się w przenośne klimatyzatory. Niższa temperatura jest potrzebna między innymi, by się wyspać. O to będziemy się martwić na miejscu...

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także