{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Miało jej nie być na igrzyskach. Dziś o jej wyczynie mówi cała Polska
Mateusz Górecki /
Znam ją od 20 lat i zawsze była wojowniczką – tak o Aleksandrze Jareckiej mówił we wtorek trener kadry szpadzistek, Bartłomiej Język. 28-latka dopiero w listopadzie wróciła do sportu. Pierwotnie nie znalazła się nawet w składzie drużyny na Paryż. Dziś jest sportową bohaterką Polski, a o jej wyczynie mówią niemal wszyscy.
Czytaj też: Szpadzistki mają brąz! "Przeszłyśmy do historii"
Czytaj też:

Szpadzistki lubią brąz! Mamy drugi medal na IO!
KORESPONDENCJA Z PARYŻA
– Planuję powoli wracać do formy i zobaczymy co będzie dalej. Chcę jechać na igrzyska, lecz nie myślę o nich aż tak intensywnie – mówiła nam jeszcze w listopadzie Jarecka. Wtedy wróciła do wyczynowego uprawiania sportu po niemal dwuletniej przerwie macierzyńskiej. Zrobiła to w wielkim stylu, sięgając po brąz Pucharu Świata w Legnano. Tam pokonała m.in. Man Wai Vivian Kong z Hongkongu, która teraz, w Paryżu, cieszy się z indywidualnego tytułu mistrzyni olimpijskiej.
Jarecka mozolnie odbudowywała ranking i pozycję w kadrze. Na polskiej liście kwalifikacyjnej do igrzysk wylądowała ostatecznie na trzecim miejscu, ale... początkowo nie znalazła się w reprezentacji na igrzyska. Pewne miejsce miały bowiem Renata Knapik-Miazga i Alicja Klasik, w trener Język do startu wskazał Martynę Swatowską-Wenglarczyk. O obsadzie czwartego miejsca miała zadecydować ogłoszona przez PZSZerm dogrywka między Jarecką, a piątą na liście Trzebińską. Górą z tego starcia wyszła ostatecznie ta pierwsza.
– Ola zadzwoniła do mnie we wrześniu. Zapytała, czy może liczyć na powrót do drużyny. Odpowiedziałem, że oczywiście, ale musi to być poparte wynikami sportowymi. Znam ją od 20 lat i zawsze była wojowniczką. Ale zaznaczam – to drużyna wygrywa i przegrywa – opowiadał szkoleniowiec.
Trener zaczął rotować składem. I to był klucz do sukcesu
W środę, podczas turnieju drużynowego, selekcjoner naszych szpadzistek wykonał kilka zaskakujących ruchów. W meczu z Amerykankami, kluczowym w kontekście wejścia do strefy medalowej, już po pierwszej walce zdjął Klasik i to pomimo iż ta pokonała rywalkę. Nasz młodziutki talent w poprzednich startach notował nieco gorsze wyniki w drużynie i być może właśnie dlatego trener wybrał taki manewr. Wejście na planszę pozwoliło jej jednak razem z koleżankami wejść na podium.

– Regulamin igrzysk olimpijskich jeśli chodzi o zmiany jest po pierwsze niemoralny, a po drugie niezwykle skomplikowany. Musieliśmy zrobić tę zmianę. Już przed igrzyskami ta decyzja została podjęta i uznałem, że będę się jej trzymał. Cieszę się, że miałem rację – mówił selekcjoner w rozmowie z dziennikarzami.
Język zaskoczył także przesunięciem Jareckiej na zawodniczkę kończącą mecze.W ostatnim czasie taką rolę wśród Polek miała Swatowska-Wenglarczyk. To odpowiedzialna funkcja i wszystkie zespoły na tej pozycji wystawiają swoje liderki. W ostatniej z dziewięciu rund da się bowiem odrobić najwięcej strat, bardzo często dochodzi do remisów i dogrywek. To właśnie "kończąca" musi wykazać się największą odpornością psychiczną.
O włos od skandalu. Sędzia się pomyliła
I tym właśnie zaimponowała Jarecka. Na ostatnią walkę wyszła przy remisie 25:25. Chinka Yu Sihan szybko zadała jednak dra trafienia i sytuacja Polek zaczęła się komplikować. 28-latka zachowała jednak ogromny spokój i po profesorsku doprowadziła do remisu. Przy stanie 29:29 doszło jednak do kuriozalnej sytuacji. Obie zawodniczki zadały celne trafienie – Chinkom doliczono jeden punkt, a Polkom... dwa.
– Sytuacja była niespotykana. Sędziowie pomylili się z i na tablicy wyników. widnial zły rezultat. Po raz pierwszy w życiu spotkałem się z taką sytuacją. To zmieniło diametralnie przebieg meczu. Może to był mój błąd, że nie dopilnowałem tej punktacji, ale skupiałem się na końcowych fragmentach walki i nie zwróciłem uwagi na wynik. Widocznie tak jednak miało być – opowiadał Język.
Jarecka, sądząc że prowadzi, nie atakowała. To wykorzystała Chinka, która zadała trafienie i wyszła na prowadzenie 31:30, bo w międzyczasie sędziowie cofnęli zdobycz punktową Polek. Przez kilka minut trwały dyskusje na planszy, ale ostatecznie biało-czerwone musiały pogodzić się z faktem, że to rywalki objęły prowadzenie. Było 4,5 sekund do końca pojedynku. I właśnie wtedy Jarecka doprowadziła do remisu. Chwilę później, w dogrywce, zadała decydujące trafienie.
– W końcówce było nerwowo, myślałam, że prowadzimy. Nie zarejestrowałam tego, że był błąd. Ale widać tak miało być, byśmy miały ten brąz – skomentowała sprawę Jarecka. Zapytana o zapewnienie Polkom brązowego medalu w tak spektakularny sposób, odpowiedziała niezwykle skromnie. – Już wcześniej miałam zaplanowane działanie, które chcę zrobić. Bardzo często przynosi mi ono punkty. No i trafiłam. Nie wiem czy mam stalowe nerwy. To przede wszystkim świetne walki dziewczyn wcześniej i duże wsparcie drużyny – opowiadała.
Powrót do syna i kancelarii
Koleżanki bardzo długo dziękowały Jareckiej za finałową walkę. Zaraz po jej zakończeniu rzuciły się na planszę i przytulały szpadzistkę. Zaproponowałam, byśmy znosły Olę na rękach, bo to, co zrobiła – przy niekorzystnym wyniku na cztery sekundy do końca – dobór działań, wygrana walka w priorytecie w tak trudnej w sytuacji – świadczy po prostu... Jakby to powiedzieć cenzuralnie? Świadczy o tym, że ma jaja, no. To dziewczyna do zadań specjalnych – powiedziała Knapik-Miazga.
Jarecka z miejsca stała się sportową bohaterką Polski. Ale nie w głowie jej odcinanie kuponów od sławy. To zawodniczka niezwykle skromna, która poza sportem skupia się także na pracy. To właśnie swojemu szefowi i współpracownikom podziękowała po zdobyciu medalu. – Wiem, że mi kibicowali i dzięki nim mogłam być na igrzyskach – powiedziała przyszła pani adwokat.
Po zejściu z planszy zaczęła myśleć o swoim synku, Maksie. Przyjechał on z nią do Paryża, by kibicować mamie w walce o olimpijski medal. – Nie mogę się doczekać, aż skończymy wywiady i będę mogła go przytulić. Był ze mną w żłobku, odwiedził wioskę, pooglądał zabawki, a teraz dostanie też taki brązowy krążek – zakończyła.