Mój koń jest trochę jak pies. Gdy zbliża się ktoś obcy, staje przede mną i nie pozwala się zbliżyć – opowiada nam Sandra Sysojeva. Wraz z klaczą Maximą Bellą została pierwszą polską finalistką igrzysk olimpijskich w konkurencji ujeżdżenia. W decydującej walce o medale zajęła ostatecznie 15. miejsce.
KORESPONDENCJA Z PARYŻA
W natłoku niedzielnych wydarzeń związanych z szansami medalowymi w pływaniu i lekkoatletyce oraz meczami siatkarek i koszykarzy, nieco niezauważenie mógł przejść występ Sysojevej. Wraz z 8-letnią klaczą Maximą Bellą osiągnęła historyczny sukces. Została pierwszym polskim jeźdźcem w historii, który zakwalifikował się do olimpijskiego finału w konkurencji ujeżdżenia.
Urodzona w Wilnie 40-latka, która ma ambicje by walczyć o medale imprez najwyższej rangi dla naszego kraju, opowiedziała o tym jak wyglądał jej transfer do reprezentacji Polski oraz dlaczego swoją klacz traktuje jak członka rodziny.
***
Mateusz Górecki, TVPSPORT.PL : – Jak czuje się pierwsza polska finalistka igrzysk w ujeżdżeniu?
Sandra Sysojeva: – Jestem bardzo zadowolona. To młody koń, ale udało się wykonać wszystkie elementy zgodnie z planem. Finał igrzysk olimpijskich, pierwszy w historii ujeżdżenia, jest wielkim sukcesem całego naszego teamu. Jestem niezwykle dumna, że mogę reprezentować Polskę na najważniejszych zawodach jeździeckich, a przy tym dawać kibicom powody do zadowolenia, w postaci dobrych wyników.
– Wiem, że podczas przejazdu miała pani w kieszeni szczególny przedmiot.
– To taka nasza tradycja. Zawsze przed startem szukamy czterolistnej koniczyny. Przed finałem Dominika poszła jej szukać i znalazła... pięciolistną. Mam ją w kieszeni bryczesów, to taki amulet na szczęście. Nie wiem czy faktycznie tak działa, bo po prostu trzeba zrobić swoje. Czworobok na igrzyskach nie różni się niczym w porównaniu do tego, na którym trenuję. Więc stwierdziłam, że muszę zrobić wszystko tak samo, jak w domu.
– Mówi pani, że starała się jechać jak w domu, ale na igrzyskach trudni to zrobić.
– Oczywiście cała otoczka jest wyjątkowa i pojawia się dodatkowy stres, ale trzeba robić wszystko, by zachować spokój i koncentrować się na zadaniu. Podeszliśmy do tego, jak do każdych innych zawodów i chyba dlatego poszło tak dobrze.
– Konie odczuwają stres związany z tak dużymi zawodami?
– Moja klacz bardzo lubi startować. Maxima Bella gdy tylko widzi publiczność pręży się dumnie, tak jakby chciała powiedzieć: "to teraz patrzcie na mnie". Nawet gdy w końcówce prezentacji kibice zaczęli klaskać, to w żaden sposób jej nie rozproszyło. Jest do tego przyzwyczajona. Na początku lipca startowałyśmy na prestiżowych zawodach w Aachen. Tam też było dużo publiczności, która pod koniec zaczęła nas dopingować. Spodziewałam się, że kibicom spodoba się nasz przejazd, bo wykorzystałam w nim dużo francuskiej muzyki. To nie tak, że chciałam się im przypodobać, bo wybrałam te utwory już na początku roku, gdy jeszcze nie miałam wyników i nie było nawet szans, bym przyjechała do Paryża.
– Jak to się stało, że zaczęła pani reprezentować Polskę?
– Mieszkam w Warszawie już od kilku lat, od sześciu lat trenuję też z Dominiką Kraśko-Białek w stajni Centurion i to miejsce stało się moim drugim domem. Moje życie sportowe jest ściśle związane z Polską, bo startowałam tu na wielu zawodach. Rewelacyjnie czuję się w tym kraju, spotkałam wiele dobrych i miłych osób. Bardzo pomógł mi też Polski Związek Jeździecki, dzięki któremu miałam szansę startować i indywidualnie i w drużynie.
– Jak przyjmowane są zmiany reprezentacji w jeździectwie? Spotyka się to ze zrozumieniem czy wprost przeciwnie?
– Było trochę negatywnych komentarzy, ale rozumiem to. W Polsce była drużyna narodowa, więc po moim przyjściu ktoś prawdopodobnie stracił w niej miejsce. Uważam jednak, że w takiej sytuacji kluczowe są wyniki, które uzyskujesz. W moim pierwszym starcie po zmianie reprezentacji uzyskałam dużo wyższe punktacje niż pozostali zawodnicy. Tu na igrzyskach jako jedyna awansowałam do finału, więc wydaje mi się, że to mnie broni.
– W dyscyplinie, którą pani uprawia wiele zależy od konia. Kluczem jest zbudowanie odpowiedniej relacji na linii człowiek-zwierzę?
– Oczywiście. Nie da się jeździć na koniu, gdy nie ma między wami więzi. Jak chcesz to zrobić, gdy koń cię nienawidzi, albo ty nie znosisz konia. Ja traktuję konia jak przyjaciela. Wiem, że tutaj starała się dać z siebie jeszcze więcej, niż na innych zawodach, więc czuję, że mamy świetną relację. Mam ją odkąd miała dwa lata, teraz to pięcioletnia klacz. Większą część swojego życia spędziła więc ze mną. Niektórzy mówią, że jeździec może dostać idealnego konia tylko raz w życiu i nie każdy ma takie szczęście. Ja jestem farciarą, że ją mam. Czekałam na nią 30 lat. Mogę śmiało powiedzieć, że jest dla mnie jak członek rodziny.
– Słyszałem, że chodzicie razem nawet na spacery do parku.
– Kiedy ją dostałam była trochę dzika i nerwowa. Nie pozwalała ludziom podchodzić do siebie. Uważam, że nie ma sensu z nią walczyć i musiałam znaleźć inne wyjście, by ją ujarzmić. Nie mogłam codziennie na niej jeździć, bo była bardzo młoda, potrzebowała więcej odpoczynku. Dlatego zaczęłam zabierać ją na treningi, żeby mogła mnie obserwować. Powoli zaczęła zmieniać nastawienie, coraz częściej potrzebowała zabawy i przytulania. Teraz chroni mnie przed innymi. Trochę jak pies – gdy podchodzi ktoś obcy, staje przede mną i nie pozwala się zbliżyć.
– Bywają też trudne momenty. Czasami jeźdźcy w wyniku wypadków i kontuzji tracą swoje konie. Panią też to spotkało.
– Niestety to część tego sportu. Furst był znakomitym koniem, wygrałam na nim wiele zawodów, w tym także rozgrywaną w Polsce Cavaliadę. Niestety uległ wypadkowi na paddocku a w konsekwencji śmiertelnej infekcji bakteryjnej. Nie udało się go uratować. Była to dla mnie wielka strata, ale musiałam się podnieść i iść dalej. Nie chciałam siedzieć w domu, tylko dalej startować.
– Ma pani za sobą olimpijski debiut. Na kolejnych igrzyskach chce pani walczyć o coś więcej?
– Teraz musimy trochę odpocząć, a na pewno Maxima Bella. A jeśli chodzi o takie długofalowe plany to na pewno za cztery lata chciałabym pojechać na igrzyska w Los Angeles. W tym sporcie nie można być jednak niczego pewnym. Czasami przyjeżdża się na zawody, koń okazuje się chory albo kulawy i nie może wziąć udziału.
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
-
-
-
-
-
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
53
54
55
56
57
59
60
61
62
63
64
65
66
-
-
-
-
-
-
-
-
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
16
17
18
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
1
2
3
4
5
1
2
3
5
6
7
8
9
10