{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Trener Mirosław po złocie: w tym miejscu nasze plany się kończą
Mateusz Górecki /
Złoto Aleksandry Mirosław we wspinaczce na czas jest jak do tej pory jedynym krążkiem z najcenniejszego kruszcu zdobytym przez Polaków w Paryżu. Tytuł okrasiła fantastycznym rekordem świata, 6.06. – Jeśli byłaby taka potrzeba, Ola pobiegłaby jeszcze szybciej – zapewnił jej trener i mąż, Mateusz Mirosław.
Czytaj też: Krówka, Szewińska i mamy złoto na igrzyskach w Paryżu!
KORESPONDENCJA Z PARYŻA
O tym, że Mirosław ma zdobyć dla Polski upragnione złoto, mówiło się od miesięcy. W kim bowiem upatrywać faworytki, jak nie w dwukrotnej mistrzyni globu i zawodniczka, która co rusz bije rekordy świata. Z tej roli 30-latka wywiązała się w sposób kapitalny, pokonując w finałowym wyścigu o złoto Chinkę Lijuan Deng. Rywalka zaskoczyła jednak świetną dyspozycją, uzyskując czas zaledwie 0.08 sekundy słabszy od mistrzyni.
– Nazwę to tak: Ola biega tak szybko, jak druga zawodniczka. Uważam, że Deng pobiegła swojego maksa, a Ola tyle, żeby wygrać. Naszym celem nie jest bieganie na sto procent. Najważniejsze jest wypracowanie wysokiego poziomu i powtarzalności, która pozwala wygrywać biegi w takim formacie. To Ola pokazała i nic więcej nie było potrzebne. Ale gdyby potrzebny byłby szybszy bieg, to by to zrobiła – zapewnił nas Mateusz Mirosław.
Gdy rozmawialiśmy na początku sezonu, podczas mistrzostw Polski w Łodzi, trener zapewnił, że ma swoje wyliczenia, ale jego zawodniczka może wszystkich w tym sezonie zaskoczyć. Czy był zatem w szoku, gdy zobaczył jej wyniki w Paryżu?
– Chyba mnie nie zaskoczyła. Cały czas czułem, że da radę. Widziałem jaką pracę wykonuje na treningach i wierzyłem, że zrealizuje swój plan. Mieliśmy do wykonania robotę i wiedziałem, że jesteśmy w stanie to zrobić – podsumował.
– A nie zaskoczyło cię, że rekord świata został pobity tak wyraźnie? (z 6.24 na 6.06) – dopytywałem.
– Nie potrzebuję, żeby zawodnik bił rekordy w czasie sezonu. Ja muszę mieć tę formę na igrzyskach. Od Rzymu bujała się blisko najlepszego wyniku w karierze, ale to tylko widzowie czekają na rekordowe biegi w mniej istotnych zawodach. Ja wiedziałem, że to ma się stać w Paryżu. Trzymaliśmy taki plan dość długo, pracowaliśmy nad tym i wiedzieliśmy, że ten dzień przyjdzie. To wszystko wymaga jednak planowania i pokory w tym sensie, że trzeba czasem trochę zostać i startować pod obciążeniem. Rezultaty tego są dopiero tutaj – wyjaśnił.
Nasze kamery uchwyciły, jak Mirosław przeżywał bieg żony po olimpijskie złoto. Przyznał jednak, że ten start nie był dla niego najbardziej emocjonujący.
– Największy stres był przed eliminacjami, a następnie finałami. Staram się swoją osobą nie wpływać na Olę negatywnie ani zbyt pozytywnie, bo szukamy odpowiedniego napięcia. Jest to o tyle utrudnione, że jestem z nią bardzo blisko. Muszę przyznać, że to były największe nerwy w życiu, ale gdy zawodniczki wyszły już przed ściankę, to ten stres zaczął mnie puszczać. Starałem się po prostu cieszyć. Biegi tak czy siak się odbędą. Ja je oglądam i dopinguję – zdradził.
Zarówno trener, jak i zawodniczka zgodnie podkreślali, że wiele dały im nieudane mistrzostwa świata w 2023 roku. "Nieudane" to ambiwalentne określenie, bo przecież Mirosław była w nich trzecia, ale ten wynik nie dał jej kwalifikacji na igrzyska. Tamte zawody były impulsem, by podjąć współpracę z psychologiem.
– Ola wykonała ogromną pracę nad mentalem. Utrzymać nerwy na wodzy, w momencie gdy walczy się o medal, jest trudno. Podczas mistrzostw świata w Bernie naszym problemem był fakt, że czekaliśmy na koniec zawodów. Chcieliśmy w pewnym sensie mieć to z głowy. Tu podeszliśmy do startu zupełnie inaczej. Cieszyliśmy się tym momentem. Nie było uciekania, czekania na koniec – wyjaśnił szkoleniowiec.
Dopiero w 2015 roku wspinaczka sportowa znalazła się na liście rekomendowanych do dołączenia do programu igrzysk w Tokio. Tam rozgrywany był jednak trójbój, łączący czasówki z boulderingiem i prowadzeniem. format ten premiował zawodniczki specjalizujące się w dwóch pozostałych konkurencjach. Mirosław i tak otarła się o medal, zajmując czwarte miejsce z takim samym dorobkiem co trzecia zawodniczka. Na spełnienie marzenia o złocie czekała niezwykle długo.
– To dziesięć lat mojej pracy, dla Oli jeszcze więcej. Ale oprócz tego są jeszcze inni, cały sztab ludzi. Rozgrywa się to w sześć sekund, a pracuje się na to całe życie. Całe życie jest podporządkowane pod sport. Nie jest jednak konieczna optymalizacja życia. Trzeba mieć też moment dla siebie, na chwilę relaksu. Kluczowy jest odpowiedni balans. Nie jesteśmy w końcu robotami – powiedział trener.
Mirosław we wspinaczce na czas zdobyła już każdy możliwy tytuł. Jej szkoleniowiec zapytany o cel, jaki teraz sobie postawią, odpowiedział bardzo enigmatycznie. – Chcemy odpocząć, świętować i być tu i teraz. Musimy docenić tę chwilę. Przygotowania do Paryża zaczęliśmy już dzień po Tokio. W tym miejscu nasze plany się kończą. Zdobycie złota w Paryżu było naszym głównym celem od trzech lat. Widziałem ten moment w głowie tysiąc razy, a teraz przeżyłem to naprawdę – wyjawił.