Julia Szeremeta w niewiarygodnym stylu awansowała do finału igrzysk olimpijskich w Paryżu i w sobotę powalczy o złoty medal z pochodzącą z Tajwanu Lin Yu-Ting. – Julka przygotowała na ten turniej najlepszą formę w życiu – powiedziała nam Karolina Michalczuk, pierwsza Polka, która wystąpiła na igrzyskach olimpijskich w boksie. Była trenerka kadry olimpijskiej opowiedziała nam także o zamieszaniu wokół turnieju kobiet związanym z zarzutami, że rzekomo występują w nim mężczyźni.
Mateusz Fudala, TVPSPORT.PL: – Jak wrażenia po walce półfinałowej Julii Szeremety?
Karolina Michalczuk: – Jak zobaczyłam tę drabinkę to od razu mówiłam, że Julia dojdzie do finału. Przed walką półfinałową zadzwonił do mnie tata Julii, opowiadał o swoich odczuciach i obawach, ale zapewniłam go, by był spokojny. Bo wiem, że Julia jest w świetnej formie.
– Spodziewała się pani tego finału nawet pomimo faktu, że w drabince potencjalną rywalką w półfinale była wicemistrzyni olimpijska z Tokio Nesthy Petecio, z którą Julia ostatecznie spotkała się w ringu?
– Nawet pomimo tego. Boks tej Filipinki nie jest szczególnie spektakularny. Bazuje na sile i na tym, że jest leworęczna, co sprawia wiele trudności rywalkom. Pamiętam tę dziewczynę z igrzysk olimpijskich w Tokio. Wywalczyła ten medal dzięki swojej sile.
– Jej najgroźniejszą bronią w Tokio i teraz w Paryżu był mocny lewy sierpowy. Julia całkowicie to zneutralizowała.
– Zgadza się. Zrobiła to dzięki doskonałemu wyczuciu dystansu i świetnej pracy nóg. Kiedy nie trafiasz raz, później drugi i jeszcze widzisz taki trochę nonszalancki styl, jak u Julki, to potrafi wytrącić z równowagi. Przyznam szczerze, że nigdy nie widziałam Julii w tak dobrej formie.
– Miała pani okazję współpracować z Szeremetą w klubie Paco Lublin.
– Jej ojciec przywoził ją na treningi z Chełma do Lublina. Tak naprawdę, jak kończyłam karierę to ona zaczynała. Przyjechała do VII Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie, gdzie prowadziłam zajęcia na profilu bokserskim. Mieliśmy tam m.in. Michała Soczyńskiego, Kajetana Kalinowskiego, Wiktora Szadkowskiego, Kamila Wieczorka i Julię.
– Od początku widać było, że ma talent boksu?
– Powiem tak: ona urodziła się do boksu, ma smykałkę do tej dyscypliny. Niczego się nie boi i szybko się uczy, tylko musi się jej chcieć. Delikatnie mówiąc, to nie jest typ pracusia na treningach, jak jej się nie chce, to nie robi. Trzeba nad nią stać i ją mobilizować. Przed igrzyskami powiedziała mi: trenerko, postanowiłam że teraz się przygotuję na sto procent. I tak zrobiła. Wzięła się za robotę, a w Paryżu pokazuje na co ją stać.
– Jakie są największe atuty Julii w ringu?
– Praca nóg, balans ciałem i refleks. Jest młoda i na tym refleksie bazuje. Ponadto, jest świetnie przygotowana szybkościowo. Ale kluczowe jest to doskonałe wyczucie dystansu. To robi całą robotę.
– "Była trochę na zakręcie. Lubiła sobie wypić, zapalić. Lubiła po prostu poimprezować. Jest młoda, my w tym wieku też dużo błędów popełnialiśmy. Tak ją wyciągaliśmy, wyciągaliśmy... Od półtora roku ciężko pracuje, a od roku żyje jak mnich" – powiedział nam trener Tomasz Dylak przed wylotem na igrzyska.
– Tak, lubi się bawić, w końcu to bardzo młoda dziewczyna. Ale przed igrzyskami całkowicie się podporządkowała reżimowi treningowemu i za to czapki z głów, bo to przyniosło niewiarygodne efekty. Jestem z Julii bardzo dumna.
– Jest pani pierwszą Polką, która wystąpiła na igrzyskach olimpijskich w boksie. W 2012 roku w Londynie musiała jednak pani uznać wyższość w pierwszej walce Hindusce Mary Kom, która później sięgnęła po brąz.
– Bardzo żałuję, że nie było wtedy mojej kategorii wagowej na igrzyskach. Gdyby wtedy można było boksować w kategorii do 54 kg, byłoby na pewno inaczej, a tak musiałam schodzić do 51 kg. Byłam utytułowaną zawodniczką w wadze do 54 kg, a to zbijanie wagi odebrało mi wszystkie atuty. Spaliłam wszystkie mięśnie i Michalczuk nie było. Bo Michalczuk bazowała na sile, dynamice i nieustępliwości. Zbijanie kilogramów mi to wszystko odebrało. Walczyłam z sześciokrotną mistrzynią świata, a przegrałam nieznacznie na punkty (wtedy obowiązywał inny system punktacji i Michalczuk przegrała 14:19 – red.). Czasu już jednak nie cofnę.
– Występ na igrzyskach może sparaliżować? Podejrzewam, że towarzyszą wtedy zupełnie inne emocje, niż podczas innych międzynarodowych turniejów nawet w randze MŚ.
– Ja lubiłam duże imprezy. Tak naprawdę im większa impreza i im dalej od domu, boksowało mi się lepiej. Kompletnie nie obawiam się o psychikę Julii przed finałem. Ona jest taka, że jak już jest w turnieju to leci! A tu dodatkowo przygotowała formę życia, dzięki czemu mamy tak wspaniały efekt. Poza tym, Julia uwielbia być underdogiem. W Paryżu przed żadną walką nie była faworytką i to też ją motywuje do ciężkiej pracy.
– W finale spotka się z pochodzącą z Tajwanu Lin Yu-Ting. Jakiej walki się pani spodziewa?
– Poziom boksu kobiecego się wyrównał, ale wciąż są zawodniczki, które zdecydowanie się wyróżniają. I Lin Yu-Ting taka się wydaje. Będzie trudno, ale Julia już wiele razy udowodniła, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych, dlatego warto jej kibicować.
– Znów będzie boksowała z opuszczonymi rękoma? Trener Tomasz Dylak w rozmowie z TVP Sport po walce półfinałowej dał do zrozumienia, że niewykluczona jest zmiana taktyki.
– Tutaj raczej nie może tak boksować. Rywalka jest wysokiej klasy zawodniczką i prawdopodobnie trzeba będzie znaleźć na nią inny sposób.
– Jakie są największe atuty Lin Yu-Ting?
– Szybkość, ruchliwość i mocne ciosy. Jest zwinna, a przy tym celna. Może boksować zarówno z kontry, jak i lubi się bić. Mimo swoich warunków fizycznych, też może przyjąć ringową wojnę.
– W półfinałowej walce z Turczynką Esrą Kahraman było też sporo brudnego boksu i ciosów w tył głowy.
– Zgadza się, choć Turczynka też trochę prowokowała te uderzenia. Ale nie zapominajmy ile czystych ciosów przyjęła.
– O boksie na igrzyskach olimpijskich mówi się bardzo dużo, niestety nie tylko ze względów sportowych. Występy Lin Yu-Ting oraz Algierki Imane Khelif wzbudzają wiele dyskusji, zarzuca się im, że nie są kobietami. Jaka jest pani opinia na ten temat?
– Wiadomo, XX to chromosom damski, a XY – męski. Ale one nie mają chromosomów XY!
– Argument o chromosomach XY jest głównym orężem tych, którzy krytykują dopuszczenie zawodniczek do startu. Dodajmy jednak, że o chromosomach XY jako pierwszy powiedział Rosjanin Umar Kremlew, prezes Międzynarodowej Federacji Bokserskiej IBA, współpracownik Władimira Putina. Obie zawodniczki zostały zdyskwalifikowane w trakcie MŚ 2023 po tym, jak dotarły do strefy medalowej.
– I nie pokazał na to żadnych dowodów. Te dziewczyny mają teraz gigantyczne obciążenie psychiczne. Przecież ta Algierka została zdyskwalifikowana krótko po tym, jak z turnieju wyeliminowała Rosjankę. Tyle lat obie występują w międzynarodowych zawodach i nagle dopiero teraz jest zadyma, że to mężczyźni. No nie!
– Obie wystąpiły też na igrzyskach olimpijskich w Tokio i nie było w ogóle takiej dyskusji.
– Może dlatego, że nie odniosły tam żadnych sukcesów, albo nie pokonały Rosjanek? One boksują z kobietami od lat, to że biją mocno to nie oznacza od razu, że są facetami. Zresztą pamięta pan, że mnie też zarzucali, że nie wyglądam jak kobieta, jak miałam krótkie włosy.
– Zapytam wprost: dużo się pani nasłuchała na temat swojego wyglądu?
– Oj, nasłuchałam się wiele i doskonale wiem, jak się człowiek czuje po takim czymś. To jest tak po ludzku przykre, że jesteś oceniana na podstawie wyglądu. A tu jeszcze o tych dwóch zawodniczkach dyskutuje cały świat. Tylko z powodu wyglądu i na podstawie oskarżeń, których nikt nigdy nie udowodnił.
– Obie zawodniczki rzekomo nie przeszły "testów płci" w trakcie MŚ 2023. Jaka jest prawda na temat tych testów? Bo Lin Yu-Ting otwarcie powiedziała, że nie było żadnych badań, tylko dostała do podpisania dokument i usłyszała, że nawet jeśli nie podpisze, zostanie jej odebrany srebrny medal. Nie podpisała.
– Nie ma czegoś takiego w boksie kobiet jak testy płci. To bzdura! Tyle lat boksowałam na najwyższym poziomie i nigdy żadnego testu nie miałam.
– Można w ogóle się odciąć od takich przykrych komentarzy i skupić wyłącznie na sporcie?
– Moim zdaniem nie. To coś, co zostaje w głowie. Jeszcze teraz pokonane zawodniczki pokazują znak "X" po przegranych walkach, jakby chciały zamanifestować, że to one są prawdziwymi kobietami, a Lin i Khelif – nie. Jakoś wcześniej nikt czegoś takiego nie pokazywał, a Algierka i Tajwanka nie boksują przecież od wczoraj!
– Co pani sądzi o zachowaniu Włoszki Angeli Carini, która poddała się po 46 sekundach walki z Imane Khelif w ćwierćfinale?
– Dostała parę ciosów, zobaczyła, że nic nie może zrobić i zrezygnowała. No to, jak nie chcesz w ogóle boksować, to nie jedź na igrzyska! Nie zajmuj miejsca tym, co marzą o medalach. Mam wrażenie, że ona tylko weszła do tego ringu, żeby się pokazać. Później jeszcze prezydent IBA obiecał jej za to duże pieniądze... To jest sprawa polityczna. Dla mnie to jest nagonka i propaganda. Te dziewczyny tak wyglądają, bo takie się urodziły. A ta Filipinka z walki Julii Szeremety? Też ma "męski" wygląd, ale wcale nie jest o niej tak głośno. Ciekawe dlaczego?
***
Karolina Michalczuk to jedna z najbardziej utytułowanych polskich pięściarek. Jest czterokrotną medalistką mistrzostw świata: w 2006 roku wywalczyła srebro, dwa lata później – złoto, a następnie dołożyła dwa brązowe medale (w 2010 i 2012 roku). Jest także multimedalistką mistrzostw Europy (złote medale w 2005 i 2009 roku, srebrne w 2003 i 2006 oraz brązowe w 2007 i 2011 roku). Największe sukcesy odnosiła w kategorii do 57 kg. Jest pierwszą Polką, która wystąpiła na igrzyskach olimpijskich – w Londynie w 2012 roku.