Natalia Kaczmarek już przeszła do historii polskiego sportu. Sukcesów nie byłoby bez Marka Rożeja. Trener przez lata budował pozycję zawodniczek i zawodników w międzynarodowej czołówce. Teraz zbiera plony. To człowiek o wielkiej cierpliwości i skromności. Więcej na ten temat powiedział jego młodszy brat Damian.
Łzy szczęścia, to jedna z najlepszych chwil, która może spotkać trenera. Tych w ostatnim czasie nie brakuje u Rożeja. Jego zawodniczka wskoczyła na poziom, który przez wielu określanym jest mianem kosmicznego. Trudno się dziwić. Kaczmarek rywalizuje na równi ze światową czołówką, a z Paryża do kraju wróciła z brązowym krążkiem.
Ostatnich międzynarodowych sukcesów nie byłoby bez mozolnej pracy wymienionego duetu. Każdy zna miejsce w szeregu. Nikt nie zamierza przed niego wyskakiwać. To, ile nerwów kosztuje przygotowanie olimpijskiej dyspozycji wiedzą przede wszystkim najbliżsi lekkoatletycznych bohaterów. Na temat trenera Rożeja porozmawialiśmy z jego o 12 lat młodszym bratem.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Mieliście chwilę, by porozmawiać po największym sukcesie brata w trenerskiej karierze?
Damian Rożej, brat trenera Natalii Kaczmarek: – Dałem mu czas. Wiem, jak on przeżywa najważniejsze imprezy. Wyczekałem moment. Nie chciałem się pchać. Media miały pierwszeństwo. Rozmawiałem z nim o trzeciej w nocy, po sukcesie Natalii. Emocje były ogromne. Wielka radość. Spełnił wielkie marzenie. Zakładam, że niewiele pamięta z tamtego momentu.
– Przez wielu uważany jest za profesjonalistę w każdym calu. To prawda?
– Zdecydowanie! Jest bardzo cierpliwy. Oaza spokoju w wielu nerwowych momentach. Jest zżyty z zawodnikami, których prowadzi. Dodatkowo, to bardzo skromna osoba. Za skromna. Z niego trzeba wyduszać na siłę zdania, by opowiedział, jak się czuje po historycznych chwilach. Marek prywatnie jest człowiekiem z bardzo dużym poczuciem humoru. Nie da się przy nim nudzić. Sam będę mu wdzięczny do końca życia, za to, co dla mnie zrobił. Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale... uratował mi życie. Zawsze można na niego liczyć. Nieważne, gdzie się znajduje na świecie, służy pomocą i jest osobą wartą zaufania.
– Jak trener brązowej medalistki igrzysk w Paryżu radzi sobie z presją?
– Tłumi emocje w środku. One wychodzą, gdy wokół nie ma tłumu gapiów. Dobrze widać to na filmikach robionych z ukrycia, gdzie cieszył się między innymi z partnerem Natalii – Konradem Bukowieckim. Tam Marek wyrzuca z siebie wszystko. Przeżywa takie chwile bardzo mocno. W trakcie zawodów, gdy jego zawodnicy są na bieżni, znika. Idzie gdzieś. Chowa się. Przeżywa w samotności. Potem biegnie gratulować ze łzami w oczach. Promieniuje szczęściem. Natalia mu w tym pomaga, bo niemal co bieg ustanawia rekordy.
– To introwertyk?
– Zdecydowanie. Wszystko w nim siedzi. Nie lubi wychodzić z emocjami do ludzi. Trzeba to uszanować. Wykonał wielką robotę. Kilka lat temu nikt nie zakładał, że Polka powalczy na równi z Amerykankami czy przedstawicielkami Dominikany oraz Bahrajnu o olimpijski medal. Udało się. Po takich wyczynach Marek szybko ucieka do rodziny. Kocha z nimi spędzać czas. Wtedy czuje się dobrze. Na zawodach traci wiele zdrowia i wiele nerwów. To zrozumiałe, że potrzebuje resetu.
– Głośno zrobiło się o nim po występach Kaczmarek, ale to nie pierwsze sukcesy...
– Od wielu lat zawodnicy Marka święcą triumfy na międzynarodowych arenach. W 2016 roku Joanna Linkiewicz cieszyła się ze srebra mistrzostw Europy w biegu na 400 metrów przez płotki. Jego zawodnikami byli też Rafał Omelko oraz Jakub Krzewina, którzy bili pamiętny halowy rekord świata w Birmingham w 2018 roku. Nie będę wymieniał dodatkowo medalistów mistrzostw Polski, bo Marek wszedł na nieco wyższy poziom. Teraz sukcesy odnosi Natalia. Od początku ich współpracy wszyscy wokół wiedzieli, że ona miała ogromny potencjał. Miała papiery na szybkie bieganie. Tylko Marek wierzył, że będzie biegała aż tak szybko.
– Może biegać jeszcze szybciej? W kuluarach mówiło się, że stać ją na rezultaty w granicach 48.50 sekundy.
– W trakcie finału warunki atmosferyczne w Paryżu nie należały do idealnych. Natalii zabrakło 0.08 do rekordu kraju. Przy dobrej aurze mogła osiągnąć wynik, przy którym wszystkim opadłyby szczęki. Jeśli Marek wierzy w bieganie w okolicach 48.50 sekundy, odejmijmy od tego jeszcze 0.30 sekundy. Zawsze zostawia zapas. Nie zdziwię się, jeśli w przyszłości zobaczymy taki rezultat.
– Trener to pracoholik?
– Za mocne określenie. On krok po kroku wprowadza poprawki u poszczególnych zawodników, by na koniec cieszyć się z medali i rekordów. Jego celem nie jest, by ktoś wyskoczył z kapelusza, osiągnął szczyt i zniknął. Marek wyznaje zasadę długofalowej pracy przynoszącej sukcesy. Doskonale wie, jak przygotowywać sportowców do docelowych zawodów. Nikt nie wchodzi mu w drogę. Niekiedy kibice nie są świadomi, ilu biegaczy wychodzi spod jego skrzydeł.
– Rożej na co dzień spotyka się z wieloma charakterami. Co jest jego kluczem do sukcesu?
– Rozmowa. Zaufanie. Spokój. Gdyby miał coś za uszami, nie utrzymywałby tak długich relacji z zawodniczkami i zawodnikami. Natalia też szkoli się u niego od lat. Widać ogromny postęp. Urwała z życiówki kilka sekund. A przecież to jeszcze nie musi być koniec. Marek poświęca wielką część życia każdemu z osobna. Gdy nie ma wyników, winny jest trener. Na niego spada odpowiedzialność za złe rezultaty.
– Sport na najwyższym poziomie wymaga poświęceń. Zawodników i trenerów nie ma w domach przez niemal 300 dni w roku. W tym przypadku jest podobne?
– Tak. Praktycznie ciągle go nie ma. Wykonuje zawód, który wymaga poświęceń. Nie narzeka. Gdy jest w domu, przepakowuje tylko torby i ucieka na kolejne zgrupowania. Najwięcej wolnego czasu ma chwilę po zakończeniu sezonu. Poza tym, więcej luzu dochodzi jeszcze w okresie świątecznym. Potem pozostaje ciężka praca.
– Możemy być spokojni o jego przyszłość?
– Jak mówi, że kończy ze sportem, to tylko w formie żartów. To jego życie. Kocha to, co robi i robi to od zawsze. Sam był zawodnikiem. Po kontuzjach zakończył karierę i skupił się na byciu trenerem. Zakładam, że tak będzie jeszcze wiele lat!