To był ostatni wielki sukces polskiego futbolu. W igrzyskach w Barcelonie drużyna prowadzona przez Janusza Wójcika zdobyła srebrne medale, choć do zwycięstwa zabrakło niewiele.
Mało brakowało, a zespół Wójcika w Barcelonie w ogóle by nie zagrał. O awansie biało-czerwonych na turniej olimpijski miał zdecydować ćwierćfinał mistrzostw Europy U-21 z Danią, rozgrywany wówczas systemem mecz i rewanż. Losy rywalizacji rozstrzygnęły się już w pierwszym spotkaniu. Biało-czerwoni przegrali na wyjeździe aż 0:5, natomiast w Polsce padł remis 1:1. Na szczęście do półfinału awansowała Szkocja, która nie walczyła o udział w igrzyskach. Dzięki temu to drużyna Wójcika pojechała do stolicy Katalonii.
Polacy nie byli faworytami, ale już w fazie grupowej pokazali, że są świetnie przygotowani. Remis z USA oraz zwycięstwa z Kuwejtem i Włochami rozbudziły nadzieje na medal. Szczególnie dużo emocji wzbudził mecz ze Squadra Azzurra. – W prasie jechali z nami strasznie. Tłumaczono nam gazety, a Włosi mieli nas za ostatnich patałachów. Skoro muszą się po nas przejechać, to się przejadą. Jednak bez specjalnej satysfakcji, bo woleliby przejechać się po kimś poważnym – napisał Wojciech Kowalczyk w swojej biografii. Te opinie tak zmobilizowały Polaków, że pokonali ówczesnych mistrzów Europy aż 3:0.
Wszyscy członkowie reprezentacji podkreślali, że na ich postawę ogromny wpływ miała osoba Wójcika. Szkoleniowiec w bardzo dosadny sposób mobilizował swoich podopiecznych. Patriotyczne hasła i bardzo niewybredne sformułowania – oto mieszanka, którą piłkarze słyszeli przed każdym meczem. – Trener pompował nas tak, że fruwaliśmy pod sufitem – wspominał Tomasz Łapiński.
W ćwierćfinale biało-czerwoni wygrali 2:0 z Katarem. Prawdziwy pokaz siły dali jednak w półfinale z Australią. Zespół z Antypodów nie miał nic do powiedzenia. Wynik 6:1 mówi sam za siebie. Hat-tricka w tym meczu zanotował Andrzej Juskowiak.
Finał na Camp Nou, to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych spotkań w historii polskiego futbolu. Rywalem Polaków byli gospodarze, dopingowani przez dziewięćdziesiąt tysięcy kibiców. Piłkarze Wójcika nie przestraszyli się ani rywala, ani publiczności. Tuż przed przerwą wynik spotkania otworzył Kowalczyk. Dla Hiszpanów był to pierwszy gol stracony w całym turnieju! – Na stadionie zapadła cisza. Jeszcze minutę wcześniej krzycząc pełnym głosem nie mogliśmy siebie zrozumieć – relacjonował Łapiński.
Po przerwie gospodarze przypuścili szturm na bramkę strzeżoną przez Aleksandra Kłaka. W efekcie w 72. minucie prowadzili 2:1. Determinacja Polaków była jednak ogromna. Już pięć minut później wyrównali po strzale Ryszarda Stańka. – Jeszcze Polska nie zginęła! – krzyknął do mikrofonu Andrzej Zydorowicz, który wspólnie z Dariuszem Szpakowskim komentował mecz w Telewizji Polskiej.
Kiedy wydawało się, że o losach spotkania rozstrzygnie dogrywka, w doliczonym czasie gry Kiko przechylił szalę zwycięstwa na stronę Hiszpanów. – Goniliśmy rywala, staraliśmy się być równorzędnym przeciwnikiem, ale czuć było tę różnicę. Byliśmy tak blisko zdobycia złotych medali, a wszystko oddaliło się w kilka sekund – powiedział Marek Koźmiński.
Niestety, sukces w Barcelonie nie przełożył się ani na wyniki dorosłej reprezentacji, ani na to,jak potoczyły się losy poszczególnych piłkarzy. Tylko kilku zrobiło karierę na Zachodzie. Najwięcej osiągnęli Juskowiak, który z siedmioma bramkami został królem strzelców turnieju, i Tomasz Wałdoch. "Jusko" grał m.in. Sportingu Lizbona, VfL Wolfsburg i Olympiakosie Pireus. Wałdoch przez wiele lat występował z kolei w Bundeslidze, w VfL Bochum i Schalke Gelsenkirchen.
Czytaj również: Złote momenty: przedwojenny spring Walasiewicz