{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Zuzanna Efimienko-Młotkowska zdradza kulisy związania z Sokołem Mogilno. "Długo wkładałam sobie do głowy, że jestem za stara"
Sara Kalisz /
Początkowo nie miałam praktycznie żadnych ofert. Pojawiła się jedna, ale po odjęciu kosztów podstawowego prowadzenia działalności i wynajmu mieszkania, ledwo starczałoby mi na przeżycie – zdradza kulisy poszukiwania nowego klubu Zuzanna Efimienko-Młotkowska. Środkowa zagra kolejnym sezonie w Sokole Mogilno. W TVPSPORT.PL mówi o byciu "za starą", o polityce budżetowej w Tauron Lidze i o tym, czy ćwierćfinał olimpijski reprezentacji Polski siatkarek to dobry wynik.
Były trener Polaków opuszcza silną reprezentację
Czytaj też:

Sebastian Świderski: próby negatywnego ocenienia naszego szkoleniowca są dla mnie ruchem poniżej pasa
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Wspominałaś ostatnio, że kolejny sezon spędzisz za granicą, ponieważ nie znalazł się klub w Polsce, w którym mogłabyś kontynuować karierę. Stałaś się jednak zawodniczką Sokoła Mogilno. Jak do tego doszło?
Zuzanna Efimienko-Młotkowska: – Początkowo nie miałam praktycznie żadnych ofert. Pojawiła się jedna, ale po odjęciu kosztów podstawowego prowadzenia działalności i wynajmu mieszkania, ledwo starczałoby mi na przeżycie. Przez to mam wrażenie, że w Tauron Lidze kluby starają się szukać oszczędności na każdej pozycji za wszelką cenę.
– Na twojej pozycji, czyli środku, to chyba mocno widoczne. W męskich zespołach najcześciej jest czterech graczy, w żeńskich zazwyczaj są trzy siatkarki.
– Dokładnie. To po pierwsze, a po drugie istotnym jest fakt, że kluby wolą zainwestować w lepszą przyjmującą, atakującą, ewentualnie w rozgrywającą. Pozycja środkowych i libero to zazwyczaj ostatnia potrzeba. W Tauron Lidze pozycja środkowej jest raczej obsadzana młodymi dziewczynami, dopiero wchodzącymi w dorosłą siatkówkę. Myślę, że to kwestia budżetów i kosztów.
Nie było dla mnie miejsca w Polsce, a zawzięłam się mocno, że chcę jeszcze pograć, ponieważ czułam się na siłach. Uznałam, że zakończę więc karierę za granicą, bo innego wyjścia nie było. Pojawiło się jednak niespodziewanie światełko w tunelu, ponieważ Sokół Mogilno awansował do Tauron Ligi i złożył mi ofertę. Stało się to tak naprawdę w ostatniej chwili, ponieważ umowa z klubem z Grecji była już prawie podpisana, niemalże gotowa na stole. Stwierdziłam jednak, że chcę zostać w Polsce.
– Ma to też związek z twoją liczbą bloków, prawda?
– Tak, chcę dobić do tysiąca bloków, to mój cel.
– Ile bloków masz teraz na koncie?
– 985. Do tysiąca brakuje mi więc piętnastu.
– Trzy kolejki Tauron Ligi i po sprawie.
– (śmiech) Koleżanki w klubie też żartują i obstawiają w ile kolejek dam radę to zrobić.
– Trudno było się pogodzić z tym, że poniekąd mogłaś pomyśleć: "Kurczę, w Polsce nikt mnie nie chce"?
– Było mi ogromnie trudno i przykro. Najbardziej pomogły mi jednak równie doświadczone koleżanki, między innymi Kasia Zaroślińska-Król, która powiedziała, że nie chodzi o to, że nikt mnie nie chce, ale o to, że na mojej pozycji szuka się taniej alternatywy. Dodała, że nic tu nie rozbija się o umiejętności i o wiek. Przyznam szczerze, że to były dla mnie ważne słowa. Wcześniej długo wkładałam sobie do głowy, że jestem za stara, nikt mnie nie chce niezależnie od tego, że coś jeszcze gram, blokuję i jestem w stanie zdrowotnie to ciągnąć.
To był wyjątkowo trudny moment też w innym kontekście. W zeszłym roku w styczniu została mi postawiona diagnoza. Mam reumatoidalne zapalenie stawów. To był cios. Nie wiedziałam, czy będę w stanie kontynuować karierę. Ta choroba kojarzyła mi się ze starszymi ludźmi i z niemożnością funkcjonowania na co dzień. Na całe szczęście trafiłam na bardzo fajną panią reumatolog, która powiedziała, że jeżeli będzie dobre leczenie, to będę w stanie grać.
Okazało się, że miała rację. Od kiedy zaczęłam leczenie, czuję się jak inny człowiek. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo choroba dawała mi się we znaki. Pojawiające się objawy tłumaczyłam sobie siatkówką. Miałam mocny ból nadgarstka, ale przecież dostałam piłką. Pojawił się mocny ból biodra – być może wylądowałam na jednej nodze za mocno, za ciężko.
– Długo zastanawiałaś się na ofertą z Mogilna?
– Nie, miałam mało czasu na zastanowienie. To była bardzo szybka decyzja. Podjęcie jej zajęło mi dzień, dwa. Nie ukrywam, że chciałam być blisko męża. Z wiekiem zaczęłam doceniać bardziej sprawy rodzinne. Nie powiem, że siatkówka zeszła zupełnie na drugi plan, ale mam też inne rzeczy, które są ważne. Nie fiksuję się już na sto procent na sporcie.
– Jeśli chodzi o te oferty zagraniczne, to była tylko Grecja, czy rozważałaś też coś innego?
– Pojawiały się małe oferty typu Francja i tak dalej, ale generalnie było to problematyczne. Ciężko jest się wyrwać, grając na mojej pozycji. Zawsze bardziej pożądane są atakujące, przyjmujące czy rozgrywające.
– Zdobędziesz tysiąc bloków, dokończysz sezon i będziesz spełniona jako siatkarka?
– Tak, to będzie mój ostatni sezon – w tej kwestii jestem dogadana sama ze sobą i z mężem. Liczę na to, że ten rok da mi dużo radości i nawet jeśli zdarzą się niepowodzenia, a w przypadku beniaminka to raczej nieuniknione, to świadomość, że to moje ostatnie chwile w siatkówce jako zawodniczka, pozwoli mi wszystko łatwiej przejść.
– Masz wyraźny plan na przyszłość?
– Tak, raczej tak. Myślę, że w pierwszej kolejności to będą dzieci. To moje marzenie. Nie chciałam jednak przerywać kariery, żeby starać się o dziecko, ponieważ zdawałam sobie sprawę z tego, jak trudny czeka mnie powrót. Widziałam wiele koleżanek, którym trudno było wrócić na ten sam poziom, który miały przed ciążą. Dodatkowo kluby też zazwyczaj nie ułatwiają sytuacji, często zawodniczki po ciąży są traktowane gorzej niż po kontuzji.
– Jesteś ekspertką TVP Sport. Chciałabyś się dalej rozwijać medialnie?
– Traktuję to raczej jako przygodę. Nie nakręcam się, nie mam presji. Jeżeli jakieś możliwości się pojawią, to bardzo chętnie, bo lubię to – to fajna odskocznia. Nie pokładam w tym jednak jakichś super nadziei. Jeśli ktoś mnie będzie zapraszał do studia, będzie mi bardzo miło. Jeżeli nie, to też płakać nie będę.
– Ćwierćfinał dla reprezentacji Polski siatkarek to dla ciebie coś satysfakcjonującego czy liczyłaś na więcej?
– Pamiętam słowa, które wypowiedziałam, kiedy grałyśmy turniej VNL w Rimini jeszcze za kadencji trenera Nawrockiego. Usiadłyśmy wtedy wspólnie i miałyśmy powiedzieć sobie coś motywującego, bo troszkę tam nam nie szło. W grupie były Malwina Smarzek czy Martyna Czyrniańska, praktycznie wszystkie dziewczyny, które teraz są w zespole.
Powiedziałam im wtedy, że przed nimi jeszcze jest cała kariera. Dodałam, że jestem przekonana, że na igrzyskach w Paryżu dziewczyny zagrają, a w Los Angeles zdobędą medale. Myślę, że nie za wiele osób w to wierzyło, ale ostatecznie dziewczyny awansowały na francuskie igrzyska.
Wiedziałam, że "ciężar gatunkowy" imprezy może je trochę przygnieść, bo to zupełnie inne zmagania. Dodatkowo Polki trafiły na zespoły, które były naprawdę na topie, i które są ograne na takich turniejach. Paryż to było super przetarcie, potwierdzenie powrotu do elity. Przed nimi jednak przyszłość, a tę widzę w kontekście igrzysk w medalowej perspektywie.