| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Legia stara się łączyć grę w eliminacjach Ligi Konferencji Europy z PKO BP Ekstraklasą. Stołeczni w dotychczasowych meczach nie zachwycili, a o ich postawie porozmawialiśmy z Łukaszem Surmą. – Nie doczekaliśmy się zespołu, który mógłby wygrywać spotkania ligowe nie grając na pełnych obrotach. Legioniści aż tak nie górują umiejętnościami nad przeciwnikami. To główny problem – podkreślił były kapitan drużyny z Warszawy.
👉 Trener Legii zawieszony! Oficjalna decyzja UEFA
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Jakie są pana wrażenia z pierwszych meczów Legii w nowym sezonie?
Łukasz Surma: – Nie dzieję się nic, co byłoby dla mnie zaskoczeniem. Drużyna z Warszawy boryka się z tym, by skutecznie połączyć grę w lidze z europejskimi pucharami i już zaliczyła parę potknięć. To mnie nie dziwi, bo sam zderzałem się z tym jako zawodnik. Gdyby nie gra w eliminacjach Ligi Konferencji, punktów w Ekstraklasie byłoby zapewne więcej. Legioniści w żadnym ligowym spotkaniu nie zdominowali rywala przez 90 minut. Każde starcie, nawet ostatnie z Radomiakiem, mogło potoczyć się różnie. Stołeczni w tej chwili muszą zachować czujność i koncentrację.
– Jak wytłumaczyć problem związany z grą co trzy dni?
– W każde spotkanie angażujesz się maksymalnie, ale w meczach pucharowych dochodzą dodatkowe emocje, ponieważ w tej chwili prawie każdy występ decyduje o być albo nie być Legii w rozgrywkach. Oczywiście, jeśli masz odpowiednią jakość, to możesz potraktować nieco lżej spotkania ligowe. Ludzie wybaczą ci to jednak tylko wtedy, gdy jesteś w stanie wygrać mniejszym nakładem sił. Dziś nasza liga jest wyrównana i Legia musi grać na sto procent zarówno w meczu z Puszczą czy Koroną, jak i z Broendby. Nie doczekaliśmy się zespołu, który mógłby wygrywać spotkania ligowe nie grając na pełnych obrotach. Legioniści aż tak nie górują umiejętnościami nad przeciwnikami. To główny problem.
– Wiele mówiło się o zmianach w grze Legii po odejściu Josue. Jak postrzega pan zmiany w stylu gry?
– Nie jestem w klubie, więc nie mam wystarczającej wiedzy, by wypowiadać się na ten temat. Mogę oceniać to, co było widać na boisku. Co do Josue, to z pewnością znaczenie miały również kwestie finansowe. Portugalczyk był liderem, który decydował o tempie gry, potrafił obsłużyć świetnym prostopadłym podaniem, zwłaszcza wahadłowych. Na pewno był wartościową postacią dla ligi i jeśli chcemy stawiać na obcokrajowców, to właśnie o takich umiejętnościach. Odejście lidera zawsze sprawia, że odpowiedzialność muszą wziąć na siebie inni gracze, tacy jak Paweł Wszołek czy Bartosz Kapustka. Muszą to robić w jeszcze większym stopniu. Podoba mi się chociażby postawa Luquinhasa, który w części przejął tę odpowiedzialność na barki. Pora na pozostałych, bo faktycznie cień Josue rzucał się na innych.
– Czego brakuje panu w grze Legii?
– Wciąż jest za mało prostopadłych podań, legioniści rzadko strzelają gole po ładnych, koronkowych akcjach. W grze brakuje płynności. Cierpi na tym chociażby Tomas Pekhart, od którego oczekuje się goli, ale musi on zostać odpowiednio obsłużony przez partnerów. Widać, że w drużynie latem doszło do wielu zmian, a przez rotacje w składzie i występy co trzy dni zawodnicy nie są jeszcze zgrani. Inna kwestia to brak stabilizacji w defensywie, co było problemem także w poprzednich rozgrywkach. Dobra gra w defensywie to fundament potrzebny do tego, by ofensywni zawodnicy mogli pokazywać swoje atuty. Na razie defensywa nie jest monolitem, bo i tam dochodzi do wielu zmian personalnych. Wierzę jednak, że czas będzie działał na korzyść Legii.
– Któryś ze sprowadzonych latem zawodników wygląda dla pana szczególnie obiecująco?
– Zmian było wiele i mimo że śledzę losy Legii, nie odważę się dziś na wskazanie kogoś, kto szczególnie zachwycił. Trzeba z tym zaczekać.
– A jakie wrażenie zrobił na panu Claude Goncalves. Portugalczyk występuje na pozycji, na której w trakcie kariery grał pan.
– Jest niewidoczny, uważam, że bierze na siebie za mało ciężaru i zbyt rzadko ma piłkę. Powinien bardziej decydować o obliczu gry zespołu. Jest trochę schowany, ale widać, że ma umiejętności techniczne, które pozwoliłyby mu na znacznie więcej.
– Po spotkaniu z Broendby wiele mówiło się o zachowaniu Goncalo Feio, który zdecydował się na obraźliwe gesty pod adresem kibiców gości. Co pan czuł, gdy widział zachowanie szkoleniowca Legii?
– Trenerem jest się nie tylko przez 90 minut na ławce rezerwowych. Kamery nie wyłączają się, a ludzie nie wychodzą z trybun w momencie, gdy sędzia skończy mecz. Jeśli jesteś trenerem, musisz być przykładem dla wszystkich praktycznie przez całą dobę i uważać na swoją mowę ciała i gesty. Każdy szkoleniowiec musi mieć na uwadze, że patrzą na niego jego piłkarze, a także cała opinia publiczna.
– Kolejnym przeciwnikiem Legii w eliminacjach Ligi Konferencji będzie Drita Gnjilane z Kosowa. Myśli pan, że legioniści mogą się potknąć na tym rywalu?
– Jak wspomniałem wcześniej, piłkarze z Warszawy muszą być czujni w każdym spotkaniu. Trzeba szanować każdego rywala, ale wydaje mi się, że znacznie trudniejszym wyzwaniem było wyeliminowanie Broendby. Wyeliminowanie Duńczyków było dla legionistów pozytywnym bodźcem i było to widać już w meczu z Radomiakiem. Sądzę, że Legia zamelduje się w grupie Ligi Konferencji.
– O wiele trudniejsze zadanie czeka Jagiellonię Białystok, która zmierzy się z Ajaksem Amsterdam. Białostoczanie mają jakiekolwiek szanse na awans do Ligi Europy?
– Zespół Adriana Siemieńca już zrealizował cel minimum, bo niezależnie od wyniku tego dwumeczu, zagra w grupie Ligi Konferencji. Dla białostoczan to fajna okazja, by pokazać się na tle silnego rywala. Pomóc Jagiellonii może to, że ich rywal, podobnie jak ona, chce grać w piłkę. Wiadomo jednak, że to rywal z najwyższej półki, który będzie zdecydowanym faworytem.
– Kto zostanie mistrzem Polski?
– Dziś nie odważę się wskazać jednej drużyny. Wielkie znaczenie będzie miało to, ile drużyn awansuje do grupy europejskich pucharów. Gdy spojrzymy na historię, to kluby grające dłużej w Europie, miały wielki kłopot z tym, by utrzymać się w wyścigu o tytuł. Jeśli Legia dołączy do Jagiellonii, oba zespoły będą miały problemy w lidze. To da szanse takim drużynom jak Raków Częstochowa czy Lech Poznań. Dziś nie widzę jednak absolutnie nikogo, kto górowałby umiejętnościami nad resztą.
Następne