| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Na swoim koncie ma 146 występów w Ekstraklasie, a niedawno zaczął komentować spotkania Betclic 1 Ligi i Betclic 2 Ligi w TVP Sport. Jakub Żubrowski w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada m.in. o burzliwych miesiącach swojej kariery i sporze prawnym z Kotwicą Kołobrzeg. – Jestem przekonany, że ta sprawa zostanie rozstrzygnięta na moją korzyść – mówi były zawodnik Stali Mielec, Korony Kielce, czy Zagłębia Lubin.
Bartosz Wieczorek, TVPSPORT.PL: – Zakładałeś, że w wieku 32 lat będziesz występował w roli eksperta, a nie piłkarza?
Jakub Żubrowski, były piłkarz Korony Kielce, Zagłębia Lubin, Kotwicy Kołobrzeg, obecnie ekspert TVP Sport: – Oczywiście, że nie. Do czerwca tego roku nawet nie zakładałem takiej opcji. W związku z tym, że sprawa utknęła w sądzie i nie widać do tej pory szybszej perspektywy na rozwiązanie sporu prawnego, nie chciałem wiecznie czekać w domu. Sytuacja mnie zmusiła do tego, żeby na nowo przedefiniować dalszą moją ścieżkę zawodową. Rozpocząłem kurs trenerski, jestem też członkiem sztabu Korony Kielce U17 w Centralnej Lidze Juniorów i zacząłem pracę jako ekspert TVP Sport. Zobaczymy, jak to się rozwinie.
– Już wcześniej myślałeś o tym, żeby spróbować sił w telewizji?
– Zawsze zbierałem pozytywny feedback, jeśli chodzi o moje wypowiedzi medialne, wywiady pomeczowe. Często pojawiały się komentarze, że swobodnie czuję się przy mikrofonie, albo dobrze wypadam w kamerze. Niedawno ktoś odkopał nagranie sprzed kilku lat z Ligi+Extra, gdzie w "Pomidorze" na pytanie, czy widzę siebie w roli piłkarskiego eksperta, odpowiedziałem "tak". Byłem wieszczem swojej przyszłości (śmiech). Nie powiem, że byłem na to skazany, ale była to jedna z alternatyw. Wydaje mi się, że mam do tego dryg, ale najważniejsze jest to, żeby się rozwijać i być w tym coraz lepszy.
– Masz wzorzec, jeśli chodzi o eksperta od piłki w Polsce?
– Na pewno jest wiele takich osób, których cenię. Mój benchmark (wyznacznik – przyp.red) z mediów światowych to JJ Redick, do niedawna ekspert telewizyjny NBA, a dziś trener Los Angeles Lakers. To bardzo naciągane porównanie, ale przez pryzmat swojej kariery zawodniczej był bardzo dobrym zadaniowcem, zaczął być ekspertem w telewizji, prowadził swój podcast, merytorycznie podchodził do opisywania koszykówki, trochę inaczej niż większość innych zawodników, którzy bazowali na emocjach. W ciągu kilku lat, dzięki swojej pracy w mediach, został szkoleniowcem jednej z największych marek w historii tej dyscypliny. Sama ścieżka kariery – zawodnik w lidze, ekspert, a potem trener topowego klubu, to fajna droga, którą chciałbym podążać.
– Na twoich mediach społecznościowych nie brakuje wpisów dotyczących NBA. Skąd taka zajawka na basket?
– Zacząłem śledzić NBA w 2011 lub 2012 roku, kiedy moja żona studiowała w Białymstoku. Pamiętam, że wierciła mi w brzuchu, kiedy przygotowywała się do egzaminów, a ja nie mogłem zasnąć i w maleńkim pokoiku oglądałem w nocy koszykówkę. Nie miałem jakiejś zajawki na ten sport, gdy byłem dzieckiem. Od kiedy pamiętam, to zawsze chodziłem grać z kolegami w nogę. Wszystko w sumie się zaczęło, gdy zobaczyłem artykuł, że formułuje się "Big 3" w Miami Heat, czyli LeBron James, Dwyane Wade i Chris Bosh. Poniekąd zostałem kibicem sukcesu (śmiech). Zacząłem najpierw oglądać highlighty, a od tego szybko może to przeobrazić się w zajawkę. Przyznam, że nie jestem już tak na bieżąco, co kiedyś, bo mam dzieci, doszło mi też kilka dodatkowych obowiązków, ale jak tylko rusza sezon, to zawsze do kawki rano oglądam skróty, sprawdzam w boxscore, newsy, żeby być na bieżąco.
– Będąc ekspertem, nie rezygnujesz z drogi trenerskiej?
– Priorytetowo patrzę na pracę trenerską i w tej roli widzę siebie w przyszłości. Jestem na początku swojej drogi i stąd też bez problemu mogę łączyć pracę eksperta i trenera. Świetnym wyznacznikiem jest Marek Wasiluk, który z powodzeniem łączy rolę eksperta z byciem trenerem juniorów Jagiellonii. Ja na razie raczkuję, jestem dopiero w trakcie robienia licencji, więc do wszystkiego podchodzę spokojnie. W trakcie kariery piłkarskiej wiele razy słyszałem, że mam predyspozycje do tego zawodu, że mam analityczne spojrzenie na piłkę, ale będzie to zweryfikowane przy pracy z drużyną. Teoria to jedno, ale trzeba to wszystko przełożyć na boisko. Teraz jest duży nacisk na kompetencje miękkie, więc jest wiele aspektów, w których musisz się odnajdywać, żeby być dobrym szkoleniowcem.
– Kotwica Kołobrzeg wyssała twoją chęć grania w piłkę?
– Może nawet nie tyle Kotwica, a bardziej czas oczekiwania na rozwiązanie tej sprawy. Wiadomo, że bezpośrednią przyczyną zamieszania jest klub, ale myślałem, że ta sprawa rozpocznie się szybciej w piłkarskim sądzie polubownym. Założyłem ją 23 lutego, do dziś nie ma wyznaczonego pierwszego terminu rozprawy, a przecież minęło prawie pół roku. Zawsze racjonalnie staram się do wszystkiego podchodzić. Trenowałem indywidualnie do końca maja bez treningu zespołowego, jestem w zawieszeniu, jeżeli chodzi o sytuację kontraktową, bo według przepisów prawa formalnie nadal jestem nadal piłkarzem Kotwicy. Nie mogę związać się z innym klubem, gdyż obowiązuje mnie umowa z Kotwicą, która jest sporną sprawą w sądzie.
Czekam na wyznaczenie pierwszego terminu. Nawet jeśli wyznaczą go niebawem, to i tak minie kilka miesięcy do zakończenia sprawy. Umówmy się, że po roku bez gry nie będę miał na stole super ofert. Dlatego zacząłem działać w innym kierunku. Na tę chwilę kalendarz mam zapchany, bardzo podobają mi się moje nowe role. Gdy wychodzę z moimi juniorami na trening, to mam ochotę, żeby pograć z nimi w piłkę, ale to nie jest taka tęsknota, która negatywnie wpływa na moją głowę.
– Przypomnijmy, że pod koniec grudnia Kotwica poinformowała, że razem z Jakubem Rzeźniczakiem nie znajdujecie się już w planach klubu. Każdy z was domaga się zaległych pensji od klubu. Tymczasem prezes Adam Dzik pozwał was na łącznie dwa miliony złotych za straty wizerunkowe...
– Każdy z nas został wystawiony na listę transferową z czysto finansowych względów. Dostaliśmy ofertę, aby w polubowny sposób rozwiązać kontrakt. Miałem umowę do końca czerwca 2024 roku, więc chcieliśmy się dogadać w miarę satysfakcjonujących warunkach, ale zaległości sięgały wtedy trzy miesiące. Nie potrafiliśmy się dogadać i od stycznia trenowałem indywidualnie. W międzyczasie było sporo zawirowań. Próbowałem dogadać się na obniżkę kontraktu. Byłem skłonny do tego, z racji, że w międzyczasie urodziła mi się córka i nie chcieliśmy się stamtąd przenosić po pół roku. Do tej pory wszędzie byłem długo – w Mielcu 4,5 roku, w Kielcach prawie 3,5, w Lubinie 3. Po raz pierwszy po tak krótkim czasie musiałem pakować walizki, ale chciałem tego uniknąć. Próbowałem się z nimi dogadać, ale nie udało się. Zerwaliśmy rozmowy i zostałem przesunięty do treningu indywidualnego. Po dwóch tygodniach klub próbował się wykaraskać z tej sytuacji i prezes wysłał mi na maila oświadczenie o rozwiązaniu ze mną kontraktu. Tydzień później złożyłem pozew, reagując na to oświadczenie. Sąd powinien to rozstrzygnąć, choć na razie nie kwapi się do tego.
– Wierzysz, że w tej sprawie będzie happy end?
– Jestem przekonany, że ta sprawa zostanie rozstrzygnięta na moją korzyść. Nie ma nawet punktu zaczepienia, jeśli chodzi o przepisy. Tak jak mówią moi pełnomocnicy – prawo jest po mojej stronie. Nie będę jednak nic deklarował, bo od tego jest sąd, ale jestem pewny siebie o rozstrzygnięcie. Jedynym happy endem całej tej sytuacji jest to, że którykolwiek z nas zobaczy zaległe pieniądze, ale tego nie jestem tak pewny. Liczę, że ktoś finalnie się z tej umowy wywiąże.
– O Kotwicy będzie można kiedyś mówić tylko i wyłącznie w aspekcie sportowym, a nie w kontekście cyrku medialnego? Co chwila mówi się o tym klubie przez wzgląd na różnorakie aferki.
– Jest tylko jedna osoba odpowiedzialna za obraz medialny Kotwicy i on się nie zmieni, jeśli ten klub będzie nadal funkcjonował na tych samych zasadach.
– Pomimo tych wszystkich zawirowań, o których mówi się w mediach, Kotwica jest w stanie utrzymać się w Betclic 1 Lidze?
– Jak każdy beniaminek jest kandydatem do spadku. Sytuacja w klubie nie pomaga drużynie, żeby spokojnie się przygotowywać do meczów. Kotwica nie dokonała żadnych wzmocnień po awansie na zaplecze ekstraklasy. Naturalną rzeczą powinny być transfery i wzmocnienia, żeby zwiększyć szansę na spokój, a tutaj tego nie było. Trener Ryszard Tarasiewicz jest dobrym fachowcem, ale kołderka jest krótka, co pokazała kontuzja Czarka Polaka. Od razu musiała nastąpić zmiana systemu, bo nie ma naturalnego zastępcy, żeby zostać w naturalnej strukturze, w której grali. Na przestrzeni sezonu na pewno będzie na pewno problem, jeśli chodzi o liczebność i jakość tej kadry.
– Na swoim koncie masz 146 występów w Ekstraklasie. Mogłeś z tej kariery wycisnąć więcej?
– I tak, i nie. Z perspektywy tego, czego uczę się jako trener, to myślę, że gdybym miał wiedzę taką, jaką posiadam teraz na temat taktyki, rozumienia gry, zadań na boisku, to na pewno łatwiej byłoby mi osiągnąć lepszy poziom piłkarski. Byłem w jakimś stopniu samoukiem i stopniowo wdrapywałem się z niższych szczebli rozgrywkowych, zdobywając doświadczenie i dotarłem do Ekstraklasy, na własnych warunkach. Nie wiem, czy dotarłbym tam szybciej, bo konkurencja była spora, o czym będą się przekonywać niebawem moi wychowankowie. Na pewnym etapie kontuzje odegrały sporą rolę. Jest takie powiedzenie: "dostępność to też umiejętność". Tych urazów było szczególnie dużo pod koniec mojej przygody w Zagłębiu, akurat zbiegło się to z końcem mojego kontraktu. Zdrowie delikatnie pokrzyżowało plany, mogło być lepiej, ale ogólnie jestem zadowolony i nie ma co drzeć szat.
– Żałujesz jakiejś konkretnej oferty transferowej? Pamiętam, że w rozmowie z "Weszło" wspominałeś o mocnym zainteresowaniu ze strony Lecha Poznań.
– Tak, były takie momenty. Bezpośrednio przed transferem do Zagłębia, byłem po rozmowach z Markiem Papszunem i wówczas pracującym w Rakowie Dominikiem Ebebenge. Raków był wtedy beniaminkiem. Odchodząc z Korony, miałem na stole kilka propozycji z Ekstraklasy. Patrząc na to, jak później potoczyła się przygoda Rakowa w Ekstraklasie... Może nie mam wyrzutów sumienia, ale na pewno mam takie "co by było, gdyby", czyli coś, co Polacy, jako naród uwielbiamy. Miałem opcję, żeby wyjechać też za granicę, ale nie udało się tych tematów zrealizować. Tego mogę żałować i nie mówię o podbijaniu zagranicznych lig, ale chodzi o poznanie innych kultur. To byłoby ciekawe doświadczenie, ale czasu nie da się już cofnąć. Kto wie, być może jako trener uda mi się wyjechać za granicę.
– Koronę opuściłeś po spadku. Zagłębie wysłało cię na urlop w trakcie umowy. Z Kotwicą wiemy, co się wydarzyło. Trochę jesteś pechowcem.
– Jak zwał tak zwał, można to powiedzieć. Na pewno gdzieś próbowałem to wszystko racjonalnie wytłumaczyć. Przepracowałem w jakiś sposób decyzję, które podjęło wówczas Zagłębie. Nie miałem sobie nic do zarzucenia w kwestii mojego podejścia do zajęć, treningów, pracy. Myślę, że sam sposób, w jaki zostałem pożegnany przez drużynę, jest w stanie potwierdzić. W tamtym czasie trener, czy działacze chcieli zareagować na to, co się działo w środku drużyny. Stwierdzili, że podjęcie takiej decyzji wobec mojej osoby być pomoże zespołowi i mieli do tego prawo. Z perspektywy czasu nie mam żalu do nikogo. A jeśli chodzi o Koronę, to podsumowałbym takim kolokwializmem: "żarło, żarło i zdechło". Wszyscy wiemy, jak wyglądały rządy Hundsdorferów. To po prostu był wyrok z odroczonym terminem, przez to, co się tam działo w klubie na przestrzeni lat. Niestety, w pewnym stopniu teraz troszeczkę wraca. Może nie jeden do jednego, ale też te zawirowania organizacyjne są spore, więc mam nadzieję, że uda się to szybko i sprawnie wyprostować. Cieszę się, że Korona jest w Ekstraklasie. Mam nadzieję, że zostanie tam na dłużej, bo tam jest jej miejsce, co pokazują kibice, którzy co dwa tygodnie wypełniają stadion.
– Sądząc po ostatnich wypowiedziach, to chyba "pupilem" trenera Gino Lettierego w Koronie nie byłeś. W "Przeglądzie Sportowym Onet" opowiadał, że źle się o nim wypowiadałeś w mediach i narzekałeś na współpracę z nim.
– Właśnie, że byłem (śmiech). Nie wiem generalnie, o co mu chodzi. Widziałem ten wywiad. "Nikt nie narzekał oprócz mnie?" Nie mam pojęcia, skąd on to wytrzasnął. Jeżeli ktoś mu przedstawi tę rozmowę, to będzie wiedział, że zawsze uważałem go za bardzo dobrego trenera. Problemem było to, że zaczął brać za dużo rzeczy na swoje barki, do których niekoniecznie miał kompetencje. Gdy skupiał się stricte na pracy trenerskiej, przygotowaniu taktycznym, to były tego pozytywne efekty w pierwszych dwóch sezonach.
– W Zagłębiu Lubin jest zbyt wygodnie?
– Przyjęło się, że tam wszystko jest. I faktycznie, warunki do pracy są, ale tak jest teraz w większości ekstraklasowych klubów. 10 lat temu Zagłębie miało jeden z najnowocześniejszych stadionów, świetną akademię, infrastrukturę treningową z prawdziwego zdarzenia, ale dziś jest tak u 3/4 zespołów w elicie. Jeśli chodzi o potencjał, to każdy z kibiców chce, by osiągał jak najlepsze wyniki, ale jeśli mamy skategoryzować kluby według wielkości, to Zagłębie nie będzie wielkim klubem w łańcuchu pokarmowym polskiej piłki, tylko będzie plasować się w środku stawki. Oczywiście, zdarzają się przypadki, gdy ktoś jak Filip z Konopii nagle zdobywa mistrzostwo np. Piast Gliwice. Myślę, że docelowo w Lubinie liczą na to, że odpali grupa wychowanków, która razem z bardziej doświadczonymi zawodnikami zrobi wynik na miarę choćby medalu. W ten sposób utalentowana młodzież wypromuje się za granicą za grube pieniądze, a w klubie zastąpi ich kolejne zdolne pokolenie. To wzorowy plan, który chcieliby osiągnąć, ale od kilku lat z haczykiem nie udaje się go wprowadzić w życie.
– Dopytam o talenty z akademii Zagłębia. Tomasz Pieńko ma potencjał na gwiazdę polskiej piłki?
– Myślę, że tak. Na gwiazdę ekstraklasy w którymś momencie na pewno. Podstawowym warunkiem teraz, żeby grać w piłkę na wysokim poziomie, są parametry fizyczne. On ma taką kombinację. Może nie wygląda jakoś super, jeżeli chodzi o zwrotność, jego drybling nie jest tak estetycznie ładny dla oka, jak u Leo Messiego, ale jest w tym efektywny. Tym bardziej że te działania potrafi wykonywać na dużej szybkości i to stawia go na uprzywilejowanej pozycji. Ma niezłe wykończenie, nieźle znajduje przestrzenie. Ma jeszcze sporo braków i wahania formy, ale to wciąż młody zawodnik. To jest świadomy chłopak, sporo czasu poświęca na pracę indywidualną. Mam nadzieję, że będzie to dla niego przełomowy sezon, bo na razie dobrze wszedł w sezon.
Widzę też ogromny potencjał w Filipie Kocabie, który na razie nie znajduje uznania w oczach trenera Fornalika. Musi pracować na swoją szansę i jak wszystko się zgra w czasie i w odpowiednim momencie ją otrzyma, to liczę, że ją wykorzysta. To taki profil zawodnika, który w środkowej strefie boiska może zrobić dużą karierę. Są jeszcze inni młodzi – Igor Orlikowski, Marcel Reguła, czy Cyprian Popielec, który niestety niedawno zerwał więzadła w kolanie. Piłkarz o profilu bardzo mocno poszukiwanym, lewa noga, szybki skrzydłowy lub dziesiątka, który może schodzić do środka i rozmontowywać obronę, czy to mocnym uderzeniem, czy ciekawym podaniem. Pamiętam, jak pojawiał się na naszych obozach, jak jeszcze nie miał skończonych 16 lat. Robił wrażenie wyszkoleniem technicznym na tle seniorów. Z racji budowy ciała nie będzie jakimś tam potworem, jeżeli chodzi o siły, ale nie jest mu to potrzebne. Na pewno będzie bazował na czymś innym, ale ta lewa noga jest naprawdę obiecująca.
– Skoro będziesz komentował m.in. rozgrywki Betclic 1 Ligi, to zapytam cię o najciekawszy projekt.
– Wisła Płock z racji tego, jak wiele ciepłych słów pada na temat warsztatu, pomysłu na grę i tego, jakim trenerem jest Mariusz Misiura. Dokonali solidnych transferów. To też klub, który stoi na stabilnych nogach, o ile oczywiście nie wykrzaczą się oczywiste sponsorskie sprawy. Wisła już punktuje dobrze, a grają jeszcze znacznie poniżej tego, co oczekuje szkoleniowiec. Myślę, że jeśli potwierdzi przedsezonowe przewidywania ekspertów, wywiąże się z roli faworyta do awansu i dokona kolejnych ciekawych transferów w Ekstraklasie, to jest w stanie utrzymać się na dłużej. Naturalnie z racji imponującego startu lider rozgrywek, czyli Bruk-Bet Termalica. Trener Marcin Brosz potrzebował czasu, żeby dotrzeć do zespołu, który musiał zaznajomić się z nową taktyką i widać tego teraz efekty.
Ciekawie wygląda projekt Stali Rzeszów, która bardzo chętnie stawia na młodą gwardię, ale też nie zapominają o graczach doświadczonych. Nie wiem, czy ich sufit pozwoliłby na to, żeby w Ekstraklasie być jakąś znaczącą siłą w najbliższych latach. Na to będziemy musieli na pewno poczekać, ale sam sposób budowania zespołu w oparciu praktycznie o połowę składu na naprawdę młodych chłopakach, jest w jakimś tam stopniu imponujący. Ciekawi mnie też, czy pojawi się napinka na awans, jeśli faktycznie Stal nadal będzie tak dobrze punktować.
– Wszystkie trzy drużyny typujesz do awansu?
– Myślę, że Stal może zostać delikatnie zweryfikowana. Trudno ogólnie wskazać, bo tu 3/4 ligi będzie zamieszane w walkę o awans lub spadek (śmiech). Wiem, że mają za sobą słaby start, ale nie skreślam Ruchu Chorzów. Jakościowy skład na pierwszoligowe warunki, bardzo dobry trener. Mają zadyszkę, ale mają na tyle duży potencjał, że powinni się otrząsnąć i punktować lepiej. Ciekawi mnie to, jak zareaguje w najbliższych tygodniach Wisła Kraków. Trener Kazimierz Moskal zna jednak 1. ligę jak własną kieszeń, więc na pewno jego drużyna będzie groźna.
– Piłkarz, na którym warto zawiesić oko w Betlic 1 Lidze?
– Z nieco starszych piłkarzy Maciej Ambrosiewicz z Bruk-Betu. Wiktor Bogacz, który ma za sobą imponujący początek sezonu w Miedzi Legnica. Wiktor Nowak ze Znicza Pruszków, który dobrze pokazywał się w poprzednich rozgrywkach. Stawiam głównie na młodzież, choć Ambrosiewicz ma już 26 lat (śmiech). Jak miał 18 lat, to wchodził do Górnika Zabrze i tworzył elektryzujący duet pomocników z Szymonem Żurkowskim. To Żurkowski był od "iskier", a Ambrosiewicz od tzw. czarnej roboty. Typ późno dojrzewającego piłkarza. W ostatnich dwóch sezonach zrobił spory postęp i stał się liderem zespołu. Wykonuje stałe fragmenty, strzela, podaje, biega box to box. Rok temu chciał go ekstraklasowy ŁKS, ale nic z tego nie wyszło. Myślę, że nawet jeśli Bruk-Bet nie awansuje, to Ambrosiewicza prędzej, czy później zobaczymy w Ekstraklasie.
Następne