W czasie igrzysk w Paryżu przeżył dramatyczny uraz barku. Mimo to zagrał w finale. Dziś mówi w TVPSPORT.PL z jak wielkim bólem wiązała się jego kontuzja i o tym, że nie była ona jedyna. – Na mocy dokładniejszych badań wyszło, że miałem zmiażdżony nerw. On regeneruje się dosyć długo. Dodatkowo czucie w palcu jeszcze nie wróciło, siła w całej ręce też nie. Trudno mi więc zabrać się w tej chwili za odbijanie piłki niesprawną ręką. Ćwiczę jednak cierpliwie i jakaś minimalna poprawa jest. Nadzieja się więc pojawia – mówi Paweł Zatorski, libero reprezentacji Polski siatkarzy.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Przygotowania do sezonu PlusLigi trwają. Jak wyglądają one u ciebie?
Paweł Zatorski: – U mnie jest inaczej niż u innych siatkarzy ze względu na perypetie zdrowotne. Dochodzę do siebie i jeszcze w pełni nie trenuję – na razie bardziej siłowo i wytrzymałościowo na rowerku. Siatkarsko jeszcze niestety nie, bo muszę pozaleczać urazy, które mi się przytrafiły. Czekam też aż ręka wróci do pełnej sprawności i będę mógł dołączyć do chłopaków.
– Tuomas Sammelvuo mówił o okresie dwóch tygodni. Tak mniej więcej datujecie twój powrót?
– Mam nadzieję, że do treningów wrócę jak najszybciej. Nie wiem, w jak dużym stopniu będą one "standardowe", ale liczę, że pojawię się na boisku dość prędko. Trudno jednak przewidzieć wszystko w kontekście mojego urazu. Na mocy dokładniejszych badań wyszło, że miałem zmiażdżony nerw. On regeneruje się dosyć długo. Dodatkowo czucie w palcu jeszcze nie wróciło, siła w całej ręce też nie. Trudno mi więc zabrać się w tej chwili za odbijanie piłki niesprawną ręką. Ćwiczę jednak cierpliwie i jakaś minimalna poprawa jest. Nadzieja się więc pojawia.
– Wspomniałeś przy pierwszej odpowiedzi o "urazach". Wnioskuję, że nerw to nie była jedyna rzecz, która ci się przytrafiła.
– Niestety – nie była ona jedyna. Kiedy poschodziły mi środki przeciwbólowe po meczu finałowym, bardzo mocno wystraszyłem się, że nabawiłem się urazu, przez który obecnie cierpi Mateusz Bieniek. Miałem bardzo podobne objawy i nie mogłem stanąć na stopę. Diagnozy były różne, ale koniec końców chyba nie jest aż tak źle. Nadal walczę z tą kontuzją.
– Na igrzyska w Paryżu pojechałeś jako doświadczony zawodnik, jeden z liderów kadry. Jakie emocje wywoływał w tobie na początku ten turniej?
– Tworzymy doświadczoną grupę. Mimo zmiany na kilku pozycjach na przestrzeni ostatnich lat, większość z nas przeżyła już dużo trudnych turniejów i chwil. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni, podobnie jak do tego, że różnej maści eksperci często równają nas z ziemią i obrzucają błotem w trakcie przygotowań na ostatniej prostej przed ważnymi imprezami. Zarówno my, jak i sztab szkoleniowy przeważnie jesteśmy jednak mimo to spokojni, ponieważ wiemy, że nie wtedy jest moment na najlepsze granie. Często również nie przypada on nawet na początku docelowego turnieju.
Forma potrafi falować. Niektórzy grają lepiej, niektórzy grają gorzej, ale ważny w tym wszystkim jest spokój i wiara w to, że praca, którą wykonaliśmy, przyniesie oczekiwane efekty. Od kilku lat tek jest, bo mamy medale z każdego turnieju. Przed igrzyskami nie było więc w nas paniki, strachu o to, jak się zaprezentujemy. Skupialiśmy się wyłącznie na każdym kolejnym spotkaniu i na tym, żeby niezależnie od tego, co wydarzyło się dnia poprzedniego, kolejnego dać z siebie jak najwięcej.
– Ten spokój był nawet po meczu z Włochami?
– Nie było paniki, ponieważ wiedzieliśmy, że dopiero w tym momencie zaczyna się prawdziwa gra. W poprzednich turniejach olimpijskich po dosyć łatwych fazach grupowych z uśmiechem podchodziliśmy do spotkań ćwierćfinałowych. Finalnie nigdy się to nam nie opłacało. Dostawaliśmy pstryczka w nos i wracaliśmy do domu zdecydowanie za wcześnie.
Byliśmy gotowi na trudy paryskiego turnieju. Wymagająca faza grupowa przygotowała nas na momenty grania pod dużą presją. Przygrywając z Brazylią 1:2 w setach, mogła pojawić się u nas z tyłu głowy myśl o przedwczesnym odpadnięciu z turnieju. Było więc kilka momentów, które potrafiły "wiązać ręce i nogi", ale wykazaliśmy się wielką siłą, przechodząc je jako grupa i trzymając się razem.
– Ćwierćfinał cię trochę spiął?
– Gdybyśmy nie stresowali się jakimkolwiek meczem podczas igrzysk, to byłaby zła oznaka. Świadczyłoby to o tym, że nam nie zależy. Jesteśmy grupą, która mimo doświadczenia i tego, że wiele meczów wspólnie zagrała, ciagle chce więcej i jej bardzo zależy. Widać to było choćby na śniadaniach przed spotkaniami.
– Koledzy nie mogli nic przełknąć?
– Aż tak nie, ale widać było po nas wzmożone napięcie, większą ciszę i spokój. Każdy reagował inaczej. Nie brakowało jednak na igrzyskach też takich momentów, w których mogliśmy się oderwać, trochę wyluzować, zapomnieć o emocjach i o ciężarze, który nosiliśmy na naszych plecach. Balans w tym wszystkim był czymś bardzo dobrym i on ostatecznie pomógł nam przetrawić emocje, które targały nami w niektórych chwilach.
– Jakie konkretnie były te momenty oderwania? Co robiliście?
– Podczas igrzysk mieszka się w mieszkaniach i w nich dzieli się na pokoje. W salonie naszego apartamentu mieliśmy kanapę z projektorem. To tam oglądaliśmy wszystkie potyczki na arenach olimpijskich. Sporo czasu spędzaliśmy więc razem, kibicując innym sportowcom. Kiedy mieliśmy dość siedzenia "w jednym sosie", każdy z nas szukał przestrzeni dla siebie.
Czasami wychodziliśmy na dół pograć w ping-ponga czy rzutki. Poza tym do naszej dyspozycji była strefa w centrum wioski olimpijskiej, gdzie były rozstawiane leżaki. Stał w niej telebim, na którym były pokazywane igrzyska. Często samotnie przychodziłem tam ze słuchawkami na uszach. Poza tym miło było posiedzieć wieczorami przy zachodzie słońca i oderwać się od myślenia o tym, co ma się wydarzyć następnego dnia.
– Jakie emocje przyniósł wygrany ćwierćfinał?
– Wielką ulgę. Przeszliśmy to, czego nie mogliśmy przejść od bardzo dawna. To nad nami "wisiało". Z drugiej strony mieliśmy jednocześnie świadomość, że nie osiągnęliśmy jeszcze nic na tym turnieju, i że wracając z przysłowiowym "burakiem" nie zapiszemy się na kartach historii. Pojawiła się więc chwilowa ulga, ale następnie wyczekiwanie.
– Co pomogło wam przetrwać tak trudny półfinał?
– Samo w sobie przetrwanie, o którym powiedziałaś, było kluczem. Już nie raz w historii pokazywaliśmy, że umiemy wytrzymać trudne chwile, że w nich nie odwracamy się od siebie, a wręcz staramy się sobie nawzajem pomóc. Trudno nas złamać i wyciągnąć z nas negatywne emocje. Jeśli takie się pojawią, to tylko w stronę przeciwnika, nigdy w stronę nas samych niezależnie od tego, w jak wielkim kryzysie byśmy nie byli. To robi wielką różnicę. Myślę, że wielu z nas bardzo docenia, jak scaloną i fajną grupę mamy w reprezentacji. Każdy z nas spotykał się z różnymi drużynami i przekonał się, jak brak dobrej atmosfery może wpłynąć na negatywny, końcowy wynik.
– Co pamiętasz ze zderzenia z Marcinem Januszem?
– Pamiętam, że ta sytuacja była jak miliony innych na boisku. W reorganizacji kontrataku musimy się minąć i robiliśmy to już tysiące razy. To automatyczne. Tym razem skupiając się na tym, że przeciwnik ma piłkę, nie patrzyliśmy jednak na siebie i po prostu się zderzyliśmy.
Pamiętam, że upadłem. Czułem, że rozszarpuje mi całą rękę, bark. Ból był taki, jakby ktoś kroił łopatkę i bark nożem.
– Dla mnie z perspektywy widza igrzysk było to najbardziej przerażające kilka minut turnieju. Lekarze pomogli ci wstać. Później powiedziałeś, że gdybyś wtedy odpuścił, nie wróciłbyś już na parkiet. Co ci pomogło to wytrzymać? Żaden lek tak szybko nie działa.
– Najpierw lekarze zaczęli szukać barku i sprawdzać, czy on nie wypadł. To było strasznie bolesne. Przy każdym jego ściśnięciu ryczałem z bólu na pół hali. Nie byłem w stanie tego wytrzymać. Jak już zobaczyli, że jest na swoim miejscu, opieka medyczna sprawdziła mi ruchomość i czy sam w sobie nie jest uszkodzony. Byłem w stanie nim poruszać.
Zaproponowano mi kilkukrotnie, że można jeszcze przetestować ruchomość ręki i ewentualne urazy poza boiskiem. Dopiero po trzecim czy czwartym pytaniu uświadomiłem sobie, że jeżeli to zrobię, już nie wrócę na parkiet. Czymś zupełnie naturalnym wydawało mi się to, że muszę spróbować grać jakikolwiek miałby być tego efekt. Mimo tego, że sytuacja w meczu była trudna, wszyscy wierzyliśmy, że uda się odwrócić losy meczu. Nie spojrzałbym sobie w oczy, gdybym od razu zszedł z boiska.
– To był największy ból związany z urazem?
– Zdecydowanie tak. Miałem już kilka nieprzyjemnych, ale ten był najgorszy w życiu. Nikomu nie życzę takich przeżyć.
– Jak wątroba przeżyła metabolizowanie tego, co przyniosło ci ulgę w bólu? Co musiałeś dostać przed finałem, żebyś mógł w ogóle w nim wystąpić?
– Niestety, wątroby moje i moich kolegów są bardzo dobrze zaadaptowane do przyjmowania przeróżnego rodzaju medykamentów. Tylko one nam w takich momentach pomagają. Naszym nieodłącznym atrybutem są środki przeciwbólowe czy zastrzyki ze sterydów zupełnie zabijających ból, popularne "blokady". To jest nasz chleb powszedni.
Większość ma urazy, które potrafią nas wykluczyć z funkcjonowania jako rodzic, jako normalny człowiek. Przed finałem lekarze wiedzieli więc co zrobić i co mi podać, żeby jak najlepiej wpłynąć na moje samopoczucie. Nerwu nie da się jednak odbudować na przestrzeni kilku dni. Siła w ręce sama z siebie od środków przeciwbólowych nie wróci.
– Napisałeś w mediach społecznościowych, że czucie wraca jeszcze przed finałem. To była próba uspokojenia samego siebie, wypuszczenia pozytywnego komunikatu przed meczem o złoto do fanów, którzy się martwili? A może nastąpił mały przełom, o którym chciałeś napisać? Z tego co mówisz i z tego co rozmawialiśmy po finale, czucie do końca nie wróciło.
– Dostawałem tysiące pytań odnośnie do tego, jak się czuję. To było bardzo miłe. Chciałem dać jakąkolwiek odpowiedź i sygnał kibicom, że na pewno nie poddamy się z chłopakami i będziemy walczyć. Tak, to był sygnał na wyrost z mojej strony. Siedząc w wiosce i pracując z fizjoterapeutą rzeczywiście to czucie odrobinę w palcach wracało, ale dzień przed finałem zdałem sobie sprawę z tego, że siły w ręce brakuje bardzo dużo. Trudno mi było funkcjonować sportowo. Post to była kwestia bardziej uspokojenia.
– Nie wiem czy chcesz poruszać ten temat publicznie, ale mam w głowie obrazek, który po naszym wywiadzie po finale utkwił mi w pamięci. Odszedłeś wtedy na bok i płakałeś samotnie kilka minut. To były emocje ostatniego meczu sezonu, a może świadomość, że mogłeś dla tego finału poświęcić w pewnym sensie swoją sprawność?
– Przed finałem nie zastanawiałem się, jaką cenę mogę za niego zapłacić. Wiedziałem, że niezależnie od tego, jaka by ona nie była, warto płacić. Do wielu z nas emocje docierały dopiero po meczu. Wtedy świadomość uderzała w nas ze zdwojoną siłą – ile poświęciliśmy i ile z siebie daliśmy. Każdy z nas to przeżył. W samotności reagowałem podobnie już po powrocie do Polski, gdy spędziłem cały dzień w klinice badając się i wsiadając do samochodu z diagnozami kolejnych urazów. Nie wytrzymałem tego emocjonalnie, ale to chyba normalna reakcja sportowca. Nie wstydzę się tego, bo jesteśmy tylko ludźmi.
– Srebro tak ważnej imprezy daje spełnienie i satysfakcję czy powoduje niedosyt?
– W przypadku srebra zawsze mogłoby być lepiej. Myślę, że świeżo po finale widać było po nas wszystkich zawód. Liczyliśmy na to, że zawiesimy złote krążki na szyi. Kiedy wychodziliśmy na podium, Bartek Kurek uczulił nas, żebyśmy się uśmiechali.
– "Żeby ładne zdjęcia były".
– Dokładnie. Uważam to za bardzo sensowną radę. Kilka pamiątek z podium, kiedy srebro zawisło na mojej szyi, miałem w bardzo szarych barwach i ze smutkiem na twarzy. W Paryżu jednak naprawdę było co celebrować. Myślę, że po kilku dniach to do nas dotarło – w dużej mierze również dzięki reakcji kibiców. Wróciłem do Rzeszowa i jestem pod ogromnym wrażeniem reakcji ludzi – jak bardzo są wdzięczni, jak mocno utożsamiają się z tym, co zrobiliśmy.
– To jak to jest z tym głodem?
– W tej chwili nie rozpatruję tego w tych kategoriach. Myślę, że wszyscy staramy się wygoić rany, które pojawiły się po tym sezonie. Za blisko na horyzoncie mamy też kolejny cel. Wszyscy podchodzimy profesjonalnie do ligi i do klubów, do których wróciliśmy. Mamy głód i ambicje do tego, żeby w nich grać.
Zostało sporo czasu do kolejnych powołań. Każdy na spokojnie będzie podchodził do tego tematu. Uważam, że najlepiej jest podejmować jakiekolwiek decyzje kiedy czujesz się w pełni wypoczętym, zrelaksowanym i zdrowym, a nie na świeżo. Jeśli zrobi się inaczej, wyboru można dokonać za szybko. Nie warto tego robić.
Czytaj również:
– Zadziwiające słowa MVP igrzysk. Albo najlepsza oferta albo... wakacje
– Gwiazda żegna kadrę. "Chyba nie chcę już więcej tracić życia"
– Kłopoty na starcie sezonu. Kluczowy sponsor odszedł z klubu
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1012 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.