Podczas wizyty Shaquille'a O'Neala w hali na warszawskim Bemowie oczy fanów były skierowane także na Rafała "Lipka" Lipińskiego. Nasz pięciokrotny mistrz świata we wsadach postanowił przeskoczyć legendę NBA i wpakować piłkę do kosza. Nie wszystko wyszło po jego myśli, przez co lekko "oberwał" były center Orlando Magic czy Los Angeles Lakers. "Lipek" tłumaczy się z tego wydarzenia.
Po przybyciu do Polski "Shaqa" dużo mówiło się, że zamiast koszykarza pojawił się biznesmen, który jest skupiony wyłącznie na zarabianiu. Nie do końca tak było. Mimo kilku feralnych wypowiedzi czterokrotny mistrz NBA dużo uwagi poświęcił dzieciom, w trakcie treningu na warszawskim Bemowie. Właśnie tam obejrzał również skrócony konkurs wsadów, gdzie w roli głównej wystąpił "Lipek". Nasz pięciokrotny mistrz świata postanowił przeskoczyć mierzącego 216 centymetrów byłego centra i zapakować piłkę do kosza. Nie wszystko wyszło po jego myśli. O'Neal mocno odczuł to "starcie", ale koniec końców skończyło się na chwilowym strachu.
– Poprosiłem Shaquille'a, żeby trzymał piłkę prawą ręką. Tam zazwyczaj wykonuję tego typu wsad. O'Neal powiedział, że nie może tego zrobić, bo ma kontuzję. Zgodziłem się zatem, żeby trzymał ją w lewej. Ułożyłem mu łokieć pod odpowiednim kątem. Nie przez cały czas utrzymywał go we właściwy sposób. Skończyło się tak, że gdy wyskoczyłem, piłka od razu zjechała mi z jego głowy. Nie miałem nad nią pełnej kontroli. Straciłem równowagę. Zahaczyłem kroczem o jego głowę. W górze nie miałem już na to wpływu. Nie do końca uważam, że to moja porażka. Chwilę po wszystkim zapytałem, czy wszystko u niego w porządku. Potwierdził, że tak. Nie był na mnie zły. Wszystko skończyło się pomyślnie – tłumaczył nam dunker.
Lipiński od lat zabawia publiczność zgromadzoną na największych sportowo-biznesowych eventach. Póki co, nie czuje się wypalony. – Wykonuję ten zawód od trzynastu lat. Od dwunastu na najwyższym światowym poziomie. Nadal mnie to bawi. Nie jest tak, że zamykam się w hali w czterech ścianach i trenuję wsady. Non stop dostaję energię od ludzi. Niosą mnie. Adrenalina cały czas płynie w moich żyłach. Dostaję sił, które dodają motywacji. Mam sposób na interakcję z widownią. Widzę, że publice nadal podoba się to, co robię. Nie chcę tego kończyć. Na pewno nie w najbliższej przyszłości – dodał.
Doświadczony dunker był wielokrotnie oceniany przez legendy koszykówki. W tym O'Neala. Nie byłoby to możliwe bez pełnego poświęcenia i wielu wyrzeczeń. – Poświęciłem koszykówce całe życie. Nie sposób zliczyć liczbę godzin, które poświęciłem na trenowanie. Oprócz tego, że przebywam na boiskach i w halach, odwiedzam siłownie, miejsca odnów biologicznych, sesja mobilności. Wybrałem sobie sport, z którym trzeba się "ożenieć". Należy wejść w niego całym sobą. Półśrodki nie działają. Jeśli robiłbym coś na pół gwizdka, szybko zostałbym zweryfikowany. Oddałem serce tej dyscyplinie i ludziom wokół. Teraz widać tego efekty – kontynuował.
Marcin Gortat oglądając wyczyny innego z zawodników – Piotra "Grabo" Grabowskiego – łapał się za głowę i sugerował, że za 4-5 lat trudno będzie mu wstać z łóżka albo krzesła. Według niego ludzki organizm nie jest w stanie na dłuższą metę wytrzymywać takich obciążeń. Czy to prawda? – Wszystko zależy od rodzaju treningu, który wykonuje się na co dzień. Kiedyś szalałem – brałem piłkę z samego rana po śniadaniu, wracałem do domu późnym wieczorem. Nie liczyli się zmęczenie. Skakałem wszędzie, również na betonie. W tym momencie ćwiczenia są zupełnie inaczej skonstruowane. Tak, by dbać o kolana i całe ciało. Rzadko kiedy poświęcam już czas tylko i wyłącznie wsadom. Dbam o to, by zbudować mięśnie i tolerancję ścięgien na to, by w ogóle dunkować. Dzięki mądrym działaniom mogę wstawać rano i jeszcze nie czuję się staro. Nie mam problemów z chodzeniem. Mam 32 lata. Uważam, że niewielu jest moich rówieśników, którzy utrzymują taki poziom wyskoku. To mnie pcha – przekazał rozmówca.
"Lipek" podkreślił, iż nie musi "dorabiać na boku". Utrzymuje się bez problemu z wykonywanych czynności, chociaż kilka lat temu nie było to takie oczywiste. – Kiedy zaczynałem karierę, nie można było mówić o wykonywaniu wsadów jako o sporcie. Wiele się zmieniło. Teraz da się na tym zarobić. Jakoś żyję od kilkunastu lat i mam się dobrze – podsumował.
Na koniec zapytaliśmy naszego mistrza o najlepsze wspomnienie z całej kariery. Wybór padł oczywiście na imprezę z udziałem ikon najlepszej koszykarskiej ligi świata. – Do końca życia będę pamiętał występ w Barcelonie. Po wygranym konkursie otrzymałem medal od Kevina Duranta, LeBrona Jamesa oraz Kobego Bryanta. Arcymistrzowie koszykówki dowiedzieli się kim jestem. Dowiedzieli się więcej o Polsce. Fajnie, że nastąpiło to na początku mojej kariery. Poznanie idoli i bycie z nimi na równi było największą gratyfikacją. Każdemu życzę takich momentów w życiu – zakończył.