{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
US Open. Jessica Pegula: na mączce wolę unikać Igi, ale to zawsze zaszczyt zmierzyć się ze światową jedynką
Na mączce wolę Igi unikać, ale generalnie to zawsze zaszczyt zmierzyć się ze światową jedynką – przyznała amerykańska tenisistka Jessica Pegula, która wygrała ze Świątek 6:2, 6:4 w ćwierćfinale wielkoszlemowego US Open w Nowym Jorku.
Świątek błyszczy głównie "w domu"? Kiepskie statystyki Polki
30-letnia Pegula poprawiła bilans bezpośrednich spotkań z polską liderką światowego rankingu na 4-6 i po raz pierwszy zameldowała się w półfinale Wielkiego Szlema.
Na konferencji prasowej po meczu była pytana, czy woli grać ze Świątek często – jak np. w 2023 roku, kiedy obie rywalki zmierzyły się ze sobą czterokrotnie – czy też sporadycznie, jak ostatnio, bo środowe starcie było ich pierwszym w tym roku.
– Gra przeciwko światowej jedynce to zawsze wielki honor i zaszczyt. Jeśli gramy ze sobą często, to pewnie dobry znak, bo znaczy, że dochodzimy w turniejach daleko i mamy za sobą kilka zwycięstw. Zatem z tego punktu widzenia częste granie może cieszyć. Ale 10 pojedynków to już na pewno bardzo dużo i nie wiem, czy chcę tak często się mierzyć z pierwszą rakietą globu – przyznała z uśmiechem pochodząca z Buffalo tenisistka.
Jak podkreśliła, zdaje sobie sprawę, że na twardej nawierzchni – jak w Nowym Jorku – jej szanse są większe. – Dlatego na mączce, np. we French Open, wolę Igi unikać, zwłaszcza w pierwszych rundach – dodała.
Wspomniała, że pamięta ich pierwszą konfrontację w 2019 roku w Waszyngtonie.
– Ja ten turniej wygrałam, ale od razu spostrzegłam, że ona szybko może stać się bardzo, bardzo dobra i zajść wysoko. I zanim się obejrzeliśmy, osiągnęła to, co osiągnęła – powiedziała o Świątek.
Pegula w środę przełamała "klątwę" wielkoszlemowych ćwierćfinałów, których wszystkie sześć wcześniej przegrała.
– Dzięki Bogu, w końcu się udało. Wreszcie mogę o sobie powiedzieć: jestem półfinalistką –podkreśliła.
Nie ukrywała, że miejsce i okoliczności sprawiły jej szczególną przyjemność.
– Prime time, Arthur Ashe Stadium, światowy numer jeden po drugiej stronie... To jakieś szaleństwo. Ale wiedziałam, że mogę to zrobić, że stać mnie, by wygrać. Po prostu musiałam wykonać swoją robotę – dodała.
Szósta w światowym rankingu Pegula, która po US Open będzie co najmniej czwarta, powalczy w czwartek o finał z Karoliną Muchovą. Czeszka po raz drugi z rzędu jest w czołowej czwórce w Nowym Jorku, ale wcześniej długo pauzowała z powodu kontuzji nadgarstka, której doznała tutaj przed rokiem.
– Ona jest tak dobra, tak utalentowana, tak wysportowana... Podziwiam to, że po tak długiej przerwie po prostu wychodzi na kort i wygrywa ze wszystkimi — powiedziała Pegula o kolejnej przeciwniczce.
– Jak z nią wygrać? Na pewno będzie trudno, ale pomyślę o tym dopiero, gdy się obudzę w czwartek rano – zaznaczyła tenisistka, która od kiedy w sierpniu sięgnęła po swój szósty tytuł w karierze, może się pochwalić bilansem 14 zwycięstw w 15 spotkaniach. Przegrała tylko w finale w Cincinnati z Aryną Sabalenką.
Białorusinka w drugiej parze półfinałowej spotka się z debiutującą na tym etapie Amerykanką Emmą Navarro.