Kornelia Olkucka to jedna z nielicznych kobiet na świecie ścigających się w Formule 4. Od 14. roku życia jest kierowczynią wyścigową; obecnie występuje dla szwajcarskiego teamu Maffi Racing. Jednocześnie studiuje psychologię. – Biologia nie powstrzyma mnie przed pokonywaniem mężczyzn (śmiech) – mówi w TVPSPORT.PL.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Jak dużo było w tobie zachwytu, kiedy oglądałaś pierwszy wyścig Formuły 1 w życiu?
Kornelia Olkucka: – Na początku za bardzo nie rozumiałam, o co chodzi w Formule 1, ale mój tata był i jest zagorzałym fanem Formuły 1, więc wszystko mi na bieżąco tłumaczył. Nie pamiętam, ile miałam lat, ale to były czasy Schumachera, Vettela... Od początku im kibicowałam i zawsze nakazywałam rodzicom wspólne niedzielne oglądanie królowej motorsportu.
Czas wyścigu F1 szybko stał się w naszych domu "świętym" czasem. Nie pozwalałam nikomu przełączyć nawet na chwilę! To były wielkie emocje. Podziwialiśmy też różne tory i myśleliśmy o tym, by kiedyś zobaczyć zmagania na żywo. Monaco robiło największe wrażenie.
– I to był pierwszy tor, po którym mogłaś się przespacerować.
– Tak. W sumie w Monaco byłam tam trzy razy; za pierwszym miałam zaledwie sześć lat. Wtedy byliśmy na wakacjach we Francji wraz z moją siostrą i kuzynką. Kiedy szłyśmy przez tunel, którym aktualnie przejeżdżają zawodnicy, byłam przeszczęśliwa. W trakcie turzego pobytu w Monaco, spacerując ulicami po których ścigają się bolidy F1, tata zwrócił moją uwagę na to, że obok są gokarty i zapytał, czy chcę spróbować. Byłam ubrana w spódniczkę, dziewczęcą koszulkę, a obok mnie stali sporo starsi chłopcy. Kiedy wsiadłam do pojazdu, błyskawicznie zaczęłam ich wyprzedzać. Dało mi to wiele radości. Pamiętam, jak tata się do mnie wtedy śmiał i dumny mówił, że jestem jego Vettelem. Podziałało. Naprawdę zechciałam zostać mistrzem świata.
– Jak twoja mama zareagowała na nową pasję?
– Obecnie jest moim menadżerem i ogarnia wszystkie social media. Jestem jej za to wdzięczna, ponieważ dzięki temu podczas zawodów mogę się skoncentrować wyłącznie na sporcie. Wiem też, że przeżywa moje starty i trochę się o mnie boi. Mimo upływu lat nadal się stresuje tym, czy na pewno sobie poradzę, choć wie, że nie ma powodów, by wątpić w moje umiejętności. Wynika to jednak ze strachu o moje bezpieczeństwo.
Cała nasza rodzina – moja siostra, tata, mama, mąż siostry – bardzo mocno mnie wspiera, jeździ ze mną i ogląda występy. Kiedy moja siostra zdała sobie sprawę z tego, jak duża jest różnica między kartingiem a wyścigiem Formuły, powiedziała, że jest ze mnie bardzo dumna, że tyle osiągnęłam. Mam nadzieję, że kiedyś będzie się mogła pochwalić tym, że jej siostra ściga się w F1.
– W wieku dwunastu lat zostałaś zapisana do szkółki gokartowej, a dwa lata później byłaś kierowczynią wyścigową. Szybko to się sprofesjonalizowało, prawda?
– Pierwszy rok spędzony w szkółce dał mi bardzo dużo. Wcześniej jeździłam gokartami na wakacjach we Francji, uczyłam się na dostępnych torach, ale było to bardziej jeżdżenie w kółko. Kiedy trafiłam do szkółki, nauczyłam się operować maszyną. Tata zapytał mnie, czy chcę to robić dalej. Zgodziłam się. Trafiłam więc do kartingu wyczynowego. Efekt jest taki, że w tamtym roku skończyłam etap kartingu, przyszłam do Formuły. Kolejnym marzeniem jest trafienie do F1. Na początku jednak muszę się dostać do F1 Academy, czyli naszej "trampoliny". To fantastyczna seria wyścigowa dla nas, kobiet. Szesnaście dziewcząt z całego świata jest wspieranych przez dziesięć teamów Formuły. Dzięki F1 Academy mają szansę dostać się do wyższych serii, może nawet do Formuły 1.
– Co musisz zrobić, żeby się tam dostać?
– Trudne pytanie. W tamtym roku kryteria były takie, że trzeba było wejść z połową budżetu. Druga połowa sponsorowana jest przez Formułę 1.
– Budżet? Jak jest wysoki?
– Nie wiem, jaki dokładnie. W tamtym roku nie było wsparcia z Formuły. W tym roku nie znam więc dokładnych kryteriów, jak się dostać, ale wiem, że na trzeba jeździć w Formule 4, żeby dostać się do F1 Academy. To jest wymagany punkt.
– Na torze czasami się boisz?
– To sport kontaktowy, w którym dochodzi do wypadków. Prawda jest taka, że nigdy nie wiadomo, czy skończy się wyścig w takim samym stanie, jak się go zaczęło. Jest więc miejsce na strach. Jestem jednak dobrze przygotowana mentalnie i raczej nie stresuję się przed zmaganiami. Jeżeli już pojawia się stres, to jest motywujący, a nie destrukcyjny. Mam w sobie tę cechę, że uwielbiam pokonywać swoje bariery, a strach jest jedną z nich. Chcę coraz szybciej jeździć, chcę pokazywać, że mam możliwości do tego, by wygrywać i być coraz lepsza.
Gdy jechałam na testy do Formuły 4, byłam pełna obaw, czy sobie poradzę. Dostałam znacznie większą i bardziej skomplikowaną maszynę, którą do tamtej pory nie jeździłam. Stresowałam się, że nie zapamiętam co, gdzie i jak. Mój aktualny szef zespołu mówił mi wtedy, że wie, że sobie poradzę. Miał rację. Powiedział, że wszystko minie po pierwszym okrążeniu i tak też się stało. Później leciałam już "pełną parą". Poczułam, że zasługuję na miejsce w Formule 4. To była moja nagroda.
– Najniebezpieczniejsza sytuacja, którą miałaś na torze?
– Po jednej została mi duża blizna na nodze. Miało to miejsce podczas treningu w Bydgoszczy przed mistrzostwami Polski. Podczas jazdy lekko dotknęłam się pojazdami z kolegą i rama się skrzywiła. Gdy chwilę później wychodziłam przy około 100 km/h na prostą, gokart nie zachował się tak jak zawsze, więc nie trafiłam w odpowiedni punkt zakrętu i wypadłam z toru, z impetem uderzając bandę. Było to tak silne uderzenie, że zostałam wyrzucona z gokartu jak z katapulty i wylądowałam na prostą startową. Moja mama myślała, że nie żyję, a ja nie wiedziałam, co się dzieje. Skończyło się na całe szczęście tylko na bliźnie.
Najstraszniejsza sytuacja miała jednak miejsce między moimi kolegami w tym sezonie podczas wyścigów F4. Było to dwóch zawodników, w tym jeden, którego bardzo dobrze znam. Kończyliśmy sesję, bo zaczynał padać deszcz. Jednego z tych chłopaków obróciło i stanął centralnie w poprzek na torze. Na szczęście ja go zobaczyłam, więc udało mi się w ostatnim momencie go ominąć. Mojemu koledze niestety się to nie udało i z pełnym impetem uderzył w bolid. Obaj trafili do szpitala i jeden z nich skończył ze śrubami w kręgosłupie.
W takich chwilach jeszcze dobitniej widzę, że my kierowcy musimy myśleć za dwie osoby – za siebie i drugiego zawodnika obok. Każdy chce wygrać, ale nie możemy przy tym zrobić komuś krzywdy.
– A jak czujesz się jako kobieta w tym sporcie? Od zawsze radość sprawiało ci pokonywanie chłopaków, ale czy jest ci fizycznie trudniej przez to, że ciało kobiety narażone jest na więcej procesów choćby hormonalnych niż u facetów?
– Pod względem biologicznym jest to oczywiście trudniejsze. Mężczyźni nie mają okresu, a ja wiele razy startowałam mając "te dni". Byłam wtedy naprawdę przemęczona, bo niejednokrotnie towarzyszyły temu trzydziestostopniowe upały. Kiedy doda się do tego fakt, że w Formule wszystkie rzeczy mamy niepalne, a warstw jest sporo, to odczuwalna temperatura podczas zawodów w kokpicie dochodzi do 60 stopni.
Pod tym względem jest trudnej, ale wiem, ile pracy w to wkładam i nie dam się złamać. Biologia nie powstrzyma mnie przed pokonywaniem mężczyzn (śmiech).
– Ile jest was–kobiet w tym sporcie? Jak koledzy reagują na twoją obecność?
– W kartingu wyczynowym, w kategorii DD2 (gokart dwubiegowy, który osiąga prędkość do 140km/h) byłam jedyną kobietą. W ogóle w tej dyscyplinie dziewcząt jest niewiele, podobnie jest w Formule 4. Mimo to myślę, że panowie już się przyzwyczaili, że jeżdżą z kobietą. Jest kilku, od których jestem lepsza, a to sprawia mi frajdę. Kiedy jednak w marcu byłam na swoich pierwszych treningach Formuły 4 w Misano, to gdy szłam wraz ze swoim inżynierem, czterech chłopaków ewidentnie nie wiedziało, co tam robię i dlaczego idę do garażu. Dopiero kiedy wyjechałam zrozumieli, że w ich cyklu jeździ dziewczyna. Wszyscy robili zdjęcia i obserwowali, jak jeżdżę. Byli zdziwieni.
– Ewenement.
– Tak. Wywołało to jednak sprzeczne zachowania. Gdy wyruszyliśmy na tor za wszelką cenę chcieli udowodnić, że są lepsi. Walczyli ze mną podczas treningu, co było bezsensowne, bo nie po to są treningi. Tylko narażali mnie i siebie bez większej potrzeby. Nie rozumiałam na początku, dlaczego niektórzy się tak zachowują i chcą coś udowodnić. Nauczyłam się jednak tego, że lepiej odpuścić i swoje pokazać w wyścigu.
– Jaki musisz mieć budżet, żeby robić to, co robisz?
– To bardzo drogi sport. Mamy cztery europejskie serie wyścigowe, które są certyfikowane przez FIA. Żeby w nich startować, trzeba mieć co najmniej pół do miliona złotych.
– Masz drugi plan na siebie, bo studiujesz psychologię. Łatwo jest to pogodzić?
– Wybrałam studia, które łączą się z moim planem "A". Obecnie idę na trzeci rok psychologii ze specjalnością psycholog sportu. Jeśli z pewnych przyczyn nie będę miała możliwości jeździć w motorsporcie, chciałabym pracować jako psycholog sportu z kierowcami i kierowczyniami wyścigowymi. Chcę być trenerem mentalnym, który pomoże w przekraczaniu swoich granic.
Swoje praktyki będę robić w Formula Medicine w Viareggio – klinice, która współpracuje między innymi z kierowcami F1. Ja też tam przechodziłam testy. Kiedy główna pani psycholog dowiedziała się, że studiuję psychologię, była przeszczęśliwa. Stwierdziła, że nie musi mi większości rzeczy tłumaczyć, bo wiem, o co chodzi i jak działa mózg kierowcy. Zaproponowano mi, żebym zrobiła u nich praktyki. Pani psycholog powiedziała, że będę jej pierwszą podopieczną, która “siedzi” w tym sporcie i rozumie jak ważna jest poprawnie wypracowana sfera mentalna.
Wielu najlepszych sportowców na świecie mówi, że bez psychologa by sobie nie dali rady. Doskonałym przykładem jest Daniel Ricciardo, który w 2021 roku wyznał, że walczy z depresją i gdyby nie jego psycholog, to nie wie, czy by sobie poradził. To tak samo jak Lando Norris, który mówił otwarcie, że zmaga się z wieloma trudnościami, ale dzięki pomocy przyjaciół i pracy z psychologiem daje sobie radę.
Bardzo trudno jest poradzić sobie z ciągłą presją udowadniania, że zasługuje się na ten "fotel" – fotel F1. Niesie się oczekiwania zespołu, swoje, rodziny, fanów. To bardzo stresuje. Cieszę się, że dzięki studiom mam narzędzia, które pomagają mi radzić sobie z presją i z oczekiwaniami. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła pomagać innym w ten sposób