Chorwaci nie mają pięknych stadionów. Stadion reprezentacji może pomieścić raptem 13 tysięcy widzów. Mają za to mnóstwo świetnie wyszkolonych piłkarzy i nawet w czasie przebudowy zespołu grają tak, że wciąż możemy się od nich uczyć.
W porównaniu do meczu ze Szkocją Michał Probierz dokonał trzech zmian w składzie. Jedna była oczywista – w miejsce Marcina Bułki zagrał Łukasz Skorupski. Druga oczekiwana – Jakub Kiwior po bardzo słabym występie przeciwko Szkocji stracił miejsce na rzecz Sebastiana Walukiewicza. Trzecia była w pewnym sensie powrotna, bowiem równo po roku w wyjściowym składzie znów pojawił się Jakub Kamiński. A czwarta już roszada była debiutem Mateusza Bogusza.
Pierwsza zmiana okazała się skuteczna – Skorupski wniósł do bramki spokój. Walukiewicz ustrzegł się tak spektakularnych błędów jak Kiwior, za to Kamiński i Bogusz gry naszej reprezentacji nie odmienili. Nie wnieśli nowej jakości. Zresztą błysnąć w niedzielę, na tle tak solidnego rywala, było bardzo trudno.
Do przerwy dowieźliśmy bezbramkowy remis. Dowieźliśmy – to właściwe słowo. Obrazek z 34. minuty spotkania. Kacper Urbański traci cierpliwość. Co chwilę biega za Mateo Kovaciciem. Ile można? W końcu w geście bezradności po prostu popycha pomocnika Manchesteru City. Nie ma to nic wspólnego z walką o piłkę. Nasz utalentowany piłkarz po prostu nie wiedział, jak poradzić sobie z nagłym napływem frustracji. Nie jest przyzwyczajony, by tak długo biegać bez piłki.
Przy okazji meczu w Osijeku poznaliśmy chorwackiego dziennikarza, który przez pół roku, w ramach programu Erasmus, mieszkał w Polsce i nauczył się naszego języka na tyle dobrze, by wiedzieć, że musi się "poszedłem" a nie "poszłem", a w Krakowie wychodząc na zewnątrz mówimy, że idziemy "na pole". A więc wie całkiem sporo.
Przed meczem z dumą spojrzał na stadion w Osijeku i oznajmił, że to najlepszy obiekt w Chorwacji. Wie, że na nas obiekt nie zrobił wrażenia, bo widział nasze obiekty. – No cóż, może nie mamy stadionów, ale mamy piłkarzy – skontrował z uśmiechem. A potem zaczął się mecz i jego słowa potwierdziły się w stu procentach.
Chorwaci są w trakcie gorszego okresu. Euro 2024 zupełnie im nie wyszło, więc muszą nieco przebudować zespół. No i cóż, nawet w takich warunkach, potrafią udzielić nam dość brutalnej lekcji futbolu. Przegraliśmy tylko 0:1 i ktoś powie, że jakby Robert Lewandowski zamiast w poprzeczkę, trafił do siatki, byłby remis.
Niestety, to mocno naiwne myślenie. Albo życzeniowe. W Osijeku dostaliśmy solidną lekcję futbolu. Przegrywaliśmy ją pod względem fizycznym, technicznym i taktycznym. Chorwaci byli lepiej zorganizowani, szybsi, bardziej kreatywni i generalnie po prostu lepsi. Zdobywali przestrzeń podaniami, my znacznie częściej indywidualnymi rajdami. Celował w tym Nikola Zalewski, a jak się rozpędził to decydował się na rajdy nawet we własnym polu karnym.
Odmłodzona drużyna okraszona geniuszem Luki Modricia może jeszcze nie być groźna dla najmocniejszych, ale taki średniak jak my, musi spodziewać się ciężkich chwil. W niedzielę w Osijeku nie byliśmy gorsi o jednego gola. Byliśmy gorsi o te wszystkie emocje, które może dać futbol. Nasza drużyna w niedzielę tych emocji nie dała nam w zbyt wiele.
Pierwszy dwumecz tej edycji Ligi Narodów zamykamy trzema punktami. Pod tym względem jest nieźle. Mamy niezłą pozycję wyjściową. Szkoda, że w tym dwumeczu pokazaliśmy tak mało składnej gry. Pod tym względem mamy mnóstwo do poprawy.
Komentarz:
Jacek Laskowski, Robert Podoliński