| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Migouel Alfarela latem trafił do Legii Warszawa z francuskiej Bastii. Raptem kilka lat temu Francuz skończył z grą w piłkę i... poszedł do pracy na budowie. Historia nowego piłkarza stołecznej drużyny momentami ma zaskakujące rozdziały i przecina się nawet z obecnym graczem Realu Madryt. – Walczyłem o transfer do Polski. Byłem mocno zdecydowany na przenosiny do Legii – zapewnia piłkarz w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Rzadko się zdarza, by piłkarz był tak zdeterminowany, by trafić do PKO BP Ekstraklasy.
Migouel Alfarela: – Wiem, że Legia Warszawa i Polska nie są typowymi kierunkami dla zawodnika z Francji. Takie ruchy zdarzały się w przeszłości, ale wciąż nie są oczywistością. Jednocześnie nigdy nie grałem w zagranicznej lidze, a bardzo chciałem tego spróbować. Bardzo istotne było dla mnie podejście stołecznego klubu. Czułem, że Legia ma wobec mnie bardzo duże oczekiwania i tworzy dla mnie odpowiedzialną rolę w zespole. Zacząłem wszystko analizować: cele, historię, kibiców… Czułem się bardzo przekonany i wiedziałem, że chcę uczestniczyć w tym projekcie.
– W pewnym momencie można było mieć wrażenie, że trwa solidne przeciąganie liny, w którym ty też brałeś udział. Temat twojego transferu z Bastii toczył się bardzo długo.
– Bastia oczekiwała pewnej kwoty za moją sprzedaż. Rozumiem to, bo miałem jeszcze roczny kontrakt i trudno, by klub pozwolił mi odejść za darmo. Jednocześnie doszło do momentu, w którym sam musiałem trochę powalczyć o przenosiny do Polski. Dyskusje były bardzo ożywione. Rozmawiałem z prezesem klubu i przyznałem, że zależy mi na transferze. Miałem poczucie, że oddałem Bastii już wszystko. Potrzebowałem nowych wyzwań.
Musieliśmy się nieco pokłócić o warunki, które będą akceptowalne dla Bastii. Faktycznie trochę to trwało. Jednocześnie myślałem od stycznia, że dostanę pewną swobodę, bo byliśmy z władzami klubu po dłuższych rozmowach. Obiecałem wtedy, że nie odejdę z klubu za darmo, lecz Bastia zarobi na moim transferze. Sądzę, że dołożyłem cegiełkę do tego, że Legia finalnie doszła do porozumienia z Francuzami. Cieszę się, że do tego doszło i każdy finalnie może być usatysfakcjonowany.
– Były inne oferty?
– Pojawiały się zapytania z innych klubów. Ktoś dopytywał o moją sytuację, inni o ewentualne warunki finansowe. Często brakowało konkretów. Inna sprawa, że byłem mocno zdecydowany na przenosiny do Legii. Imponował mi fakt silnych ambicji w stolicy Polski. Chcę wygrywać, zdobywać trofea i przemawia do mnie wizja celów, które są w Warszawie. Podsumowałbym tę cała transferową sagę, że… tylko Legia!
– Doszły mnie słuchy, że spodobał ci się doping warszawskich kibiców.
– Grałem w Bastii, a tamtejszych kibiców uważa się we Francji za… szalonych. Ale to jednak inna atmosfera. Ta na Legii… To jest coś jeszcze silniejszego! Niesamowitego! Zapał kibiców jest ogromny. Wielką przyjemnością jest doświadczanie tego w trakcie meczów. Wiem, że fani w Warszawie mają ogromne oczekiwania. W tym klubie potrzebna jest ambicja i mentalność prowadząca do wygrywania kolejnych meczów. Na boisku walczą zawodnicy, ale wyniki są też zasługą kibiców. Zapewniam, że ich wsparcie mocno motywuje i pomaga w trakcie rywalizacji. Naprawdę cieszę się, że mogę doświadczać takiej atmosfery.
– Jak wyglądały twoje przygotowania do transferu? Szukałeś informacji na temat Legii?
– Wszystko odbywało się stopniowo. Przyznaję, że nie miałem w przeszłości wielkiej styczności z Legią. Potem warszawski klub się odezwał, a temat stawał się coraz realniejszy. Wtedy mocniej zacząłem szukać informacji o zespole, ale i mieście. Mój agent pojechał do Polski, by obejrzeć ostatnie mecze poprzedniego sezonu. Nakręcił dla mnie wiele filmów, przyjrzał się także infrastrukturze i poznał dokładny plan klubu na mój rozwój. To wszystko sprawiło, że ten projekt mocno zakorzenił się w mojej głowie. Wiedziałem, że chcę grać przy Łazienkowskiej.
– Goncalo Feio podkreślał, że przed transferem rozmawia z każdym zawodnikiem. Jak to wszystko wyglądało u ciebie?
– Poznaliśmy się w trakcie wideorozmowy. Schemat został zachowany. Rozmawialiśmy o pomyśle na moją grę i oczekiwaniach. Bardzo utkwiło mi w pamięci to, co mówił na temat mojego wykorzystania w drużynie i samego stylu zespołu. Pasowało mi to. Zawsze też uważałem, że jestem graczem, który stawia na instynkt. Co powiedział trener? "Rób to! Korzystaj z instynktu!". Spodobało mi się to. Dobrze nam się współpracuje. Doceniam też ambicję szkoleniowca i fakt, że w każdym meczu zależy mu na zwycięstwie.
– Jak wygląda twoja adaptacja w drużynie? Najbardziej pomagają zawodnicy, którzy także mówią po francusku?
– Tak. Zawsze mogę liczyć na ich wsparcie. Mocno w integracji z drużyną pomaga mi Steve Kapuadi. Mogę mu tylko mocno za to dziękować. Do tego dochodzą Jean-Pierre Nsame czy Claude Goncalves. Zaskoczyło mnie, że po kilku dniach czułem się w Legii, jakbym był tutaj od miesiąca czy dwóch. Cała grupa mi pomogła. Tyczy się to też trenerów, fizjoterapeutów i całego personelu. Miło zmienić klub, a nie czuć się jak "świeżak".
– Musimy ustalić pewną rzecz: Legia pozyskała Francuza czy Portugalczyka?
– Francuza, ale pochodzenia portugalskiego. Mój ojciec urodził się na Półwyspie Iberyjskim. Cały czas myślę o posiadaniu dwóch paszportów. Na razie mam tylko francuskie dokumenty. W przeszłości ten temat się toczył, ale porzuciłem go, kiedy przez sześć miesięcy nie grałem w piłkę. Mam zamiar wrócić do tej sprawy i mieć dwa obywatelstwa.
– Nie grałeś w piłkę przez sześć miesięcy. To historia nieudanego transferu i rozczarowującego pożegnania z akademią Le Havre?
– To bardzo dziwny temat. Trenowałem w Le Havre przez piętnaście lat. To klub z mojego rodzinnego miasta. Przeszedłem praktycznie przez wszystkie szczeble w akademii. Spędzałem tam więcej czasu niż z własną rodziną. Mam wielki sentyment i chciałbym tam kiedyś wrócić. Zakończenie kariery w tym miejscu byłoby zapewne czymś wyjątkowym. Ale…
Całkowicie nie rozumiem sposobu i stylu naszego rozstania w przeszłości. Minęło już kilka lat, ale wciąż trudno mi to pojąć. Miałem za sobą dobre miesiące. Proponowano mi dziwne opcje kontraktowe. Pojawiła się też opcja przenosin do FC Sion, która była dobra dla wszystkich. Zażądano jednak ekwiwalentu za wyszkolenie, pojawiał się też temat procentu od kolejnego transferu. Ostatecznie Szwajcarzy wycofali się z transferu. Finał był taki, że zostałem bez klubu i nie mogłem z nikim podpisać kontraktu. Potrzebna była sześciomiesięczna karencja, bym mógł się z kimkolwiek związać. To był wielki psychiczny cios.
– Szybko musiałeś znaleźć nowe zajęcia. Zacząłeś pracować na budowie.
– Futbol się dla mnie skończył. Byłem ojcem, miałem już żonę. Trzeba było wziąć odpowiedzialność za rodzinę. Nie mogłem siedzieć i użalać się nad swoim losem. Zacząłem prace na budowie.
Pracowałem wraz z moim ojcem. To gigantyczne doświadczenie, które nauczyło mnie wielu rzeczy. Wiem, by niczego w życiu nie brać za pewnik. W górę można wspinać się szybko, ale jeszcze szybciej można zlecieć na dół. Na budowie odkryłem życie i zrozumiałem mnóstwo rzeczy. Powiem więcej – całkowicie nie żałuję tych przeżyć. To zdecydowanie rozwinęło mnie jako człowieka i pozwoliło poznać inny punkt widzenia.
– To uczy pokory?
– Na pewno. Pozwala też na konkretne przemyślenia. Kiedy jesteś młody, to szkoła cię męczy, nie lubisz jej. Gdybym mógł cofnąć czas, to zdecydowanie bardziej przykładałbym się do edukacji. Znacznie mocniej pracowałbym choćby nad językami.
Kiedy moja przygoda z piłką się załamała, to została mi praca na budowie. Do dziś w Le Havre jest sala gimnastyczna. Uczestniczyłem przy jej budowie i kiedy przechodzę obok niej, to czuję wręcz dumę. To nie była łatwa praca. Zaczynało się o szóstej rano, a kończyło o 18:00. Jednocześnie z czasem zaczęły pojawiać się myśli o powrocie do piłki.
– Wspominasz o rodzinie. Na twojej ręce widzę wytatuowany różaniec z wypisanymi imionami ważnych osób.
– Tak. Są tu imiona taty, mamy, rodzeństwa, żony i trójki dzieci. Moja partnerka odegrała wielką rolę w życiu. Zawsze ze mną była. W tych dobrych, jak i złych chwilach. Nigdy mnie nie zawiodła. Była też jedną z osób, które odegrały największą rolę w tym, by nakłonić mnie, by ponownie spróbować z piłką. Zaczęło się od małego klubu z okolicy. Gonfreville-l’Orcher grało w piątej lidze, ale czasami wręcz nie miałem czasu chodzić na treningi, bo praca wzywała.
Przełomem okazał się telefon z czwartej ligi od FC Annecy. Dyrektor sportowy był szwagrem szefa szkolenia Le Havre. Na początku mówiłem, że futbol na większą skalę to już dla mnie skończony rozdział, a jeśli mam grać, to tylko dla pieniędzy. To był czas, że straciłem wiarę w siebie. Rozmawiałem o tym potem z rodziną i… ojciec prawie zmusił mnie do wyjazdu.
To był przełom. Zacząłem pracę z Markiem Mendym, który pomagał mi w odpowiednim przygotowaniu mentalnym i motorycznym. Wszystko zaskoczyło. Dwa lata później podpisałem umowę z Paris FC. Pod względem sportowym było dobrze, ale moja żona i dzieci nie były zbyt szczęśliwe w stolicy Francji. Z tego powodu zdecydowałem się na przenosiny do Bastii.
– Trening mentalny okazał się kluczem do sukcesu?
– Był niezwykle istotny. Rozpocząłem pracę nad kwestiami mentalnymi w Annecy. Dodatkowo związałem się z agentem, z którym wciąż współpracuję. To wszystko pomagało mi w rozwoju i podejmowaniu właściwych decyzji. Mam wielkie wsparcie i nie mogę na nic narzekać na boisku, ale też w życiu codziennym.
– Muszę Cię teraz zapytać o trzech zawodników. Na piłkarskiej drodze zetknąłeś się choćby z Pape Gueye, który ma za sobą grę w Olympique Marsylia, Sevilli oraz Villarrealu.
– Jest ode mnie dwa lata młodszy, ale z racji swojego talentu trenował z nami w starszej drużynie. Było też kilka wspólnych meczów i już wtedy pokazywał, że może być czołowym piłkarzem. To świetny gość, który przez lata pozostał taki sam. Ma w sobie mnóstwo pokory. Mam nadzieję, że wkrótce znowu spotkamy się na boisku.
– Lamine Diaby-Fadiga latem trafił do Jagiellonii Białystok. To twój kolega z paryskiej drużyny.
– To prawda. Moim zdaniem jest naprawdę dobrym napastnikiem. Ma bardzo interesujący profil i wysokie umiejętności. To mocny atakujący, który wciąż ma jeszcze duży potencjał. Sądzę, że wciąż może patrzeć wyżej i wyżej.
– Ferland Mendy. To nazwisko zaskoczyło mnie najbardziej.
– Pojawił się w Le Havre i wspólnie mogliśmy trochę pograć i trenować. Było jasne, że ten klub był dla niego tylko przystankiem i krokiem w rozwoju. Widać, że zmierzał wyżej, znacznie wyżej. Nie jest przypadkiem fakt, że teraz jest zawodnikiem Realu Madryt. Nie mamy obecnie kontaktu. Rozmawiam za to regularnie z jego kuzynem. Steve'em Ambrim. Także był w Le Havre, potem grał w Valenciennes, Sochaux czy Sheriffie Tyraspol. Ostatnio rozpoczął występy w klubie z Tajlandii.
– Ustalmy na koniec, gdzie na boisku czujesz się optymalnie. To atak czy jednak druga linia?
– Powiedziałbym, że jestem napastnikiem. Taką "dziewiątką", choć może stwierdzenie "9 i pół" byłoby właściwsze. Cenię wolność i przestrzeń na boisku. Bazuję na instynkcie i błyskawicznych pomysłach. Uwielbiam grać do przodu, wchodzić między obrońców i zdobywać przestrzeń. Nie myślę za wiele o swoich boiskowych pomysłach, za to na boisku staram się maksymalnie poświęcać. Gdyby było inaczej, to miałbym poczucie, że oszukuję siebie i zespół, a na to nie ma miejsca wedle moich zasad. Jestem pracowity i sądzę, że kibice bez trudu będą to dostrzegali.
***
Alfarela ma za sobą dziewięć występów w barwach stołecznej drużyny. Francuz spędził do tej pory 362 minuty na murawie. Miał dwie asysty i strzelił gola w konfrontacji z Motorem Lublin przed przerwą na mecze reprezentacji. Francuz będzie miał wkrótce szanse na poprawienie swego dorobku.
Legia Warszawa zmierzy się w niedzielę (15.09, 17:30) z Rakowem Częstochowa w spotkaniu PKO BP Ekstraklasy. Transmisja spotkania w Telewizji Polskiej, a także na TVPSPORT.PL, w aplikacji mobilnej oraz poprzez Smart TV.
1 - 1
Korona Kielce
1 - 1
Pogoń Szczecin
2 - 3
GKS Katowice
1 - 0
Piast Gliwice
2 - 2
PGE FKS Stal Mielec
1 - 1
Śląsk Wrocław
2 - 3
Motor Lublin
2 - 1
Widzew Łódź
1 - 2
Cracovia
2 - 0
Puszcza Niepołomice