| Piłka nożna

Marek Koźmiński o wyborach w PZPN: były podparte polityką. Drugi raz bym nie wystartował

Angel Rodado, piłkarz Wisły Kraków (fot. Getty Images)
Angel Rodado, piłkarz Wisły Kraków (fot. Getty Images)

Cztery lata temu Marek Koźmiński poległ w wyborach na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej z Cezarym Kuleszą. Dziś, na rok przed kolejnymi wyborami odważnie mówi o tym, jak wyglądała tamta kampania wyborcza. Ocenia stan polskiej piłki klubowej i reprezentacyjnej. Odnosi się także do przyszłorocznych wyborów.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

  • Marek Koźmiński w 2021 przegrał z Cezarym Kuleszą. – Wolałem przegrać niż pójść o krok za daleko, bo mam za dużo do stracenia – mówi teraz. I równocześnie zastanawia się, czy w 2025 wystartować raz jeszcze.
  • Poprzedniej kampanii nie wspomina dobrze. Uważa, że było w niej za dużo polityki. W wywiadzie zdradza, że po serii spotkań z ówczesnym wiceministrem sprawiedliwości czuł, że nie jest "ich pierwszym wyborem".
  • Koźmiński uważa, że w PZPN za mało się dzieje. Za mało jest pomysłów, długofalowej wizji. A za dużo pieniędzy na koncie, które tylko leżą zamiast pracować na rozwój piłki.
  • Nasz rozmówca odnosi się też do stanu polskiej piłki klubowej. Odważnie mówi o złej kondycji Wisły Kraków. Zdradza również, że uczestniczył w konkretnych rozmowach na temat Śląska Wrocław.

Ostatni tekst słynnego trenera. "Każdy dzień był przyjemnością"

Czytaj też

Sven-Goran Eriksson (fot. Getty)

Ostatni tekst słynnego trenera. "Każdy dzień był przyjemnością"

Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Wygodnie panu?
Marek Koźmiński:
– Czy mi wygodnie? Tak, ale proszę rozbudować pytanie.

Przyjął pan rolę osoby trochę z boku, świetnie znającą środowisko, a od czasu do czasu zadzwoni do pana dziennikarz i ma pan możliwość, by zająć stanowisko w danej sprawie.
– Na pewno jest to wygodne, natomiast znalazłem się w tym miejscu nie ze swojego wyboru, tylko w efekcie przegranych wyborów. Jestem nieco inny od przeciętnego przedstawiciela tego środowiska i oto jestem gdzie jestem. Nie płaczę z tego powodu. To mój świadomy wybór, choć oczywiście porażki nie planowałem.

Jakby pan chciał wrócić do piłki w tym czy innym charakterze, nie boi się pan, że trochę za bardzo z boku pan stanął w tej chwili?
– Ale ja nie mam dzisiaj żadnej możliwości bycia w piłce. Nie jestem działaczem związkowym, nie udzielam się też w żadnym klubie, bo mam kontrowersyjną opinię na temat tego, co się dzieje w polskiej piłce klubowej. I tyle. Nie jestem osobą, która się przykleja. "Chodź, popracuj ze mną" – ja nigdy takiej oferty nie dostałem i nigdy nie dostanę. Czy stoję z boku? Jak w 2012 roku pojawiłem się w PZPN to wcześniej przez sześć lat stałem z boku. Teraz od wyborów mijają trzy lata. Uważam, że w miarę dobrze się orientuję, co się dzieje, bo mam kontakt z osobami, które odgrywają w tym światku ważne role. Jestem na standby'u.

Z tego, co wiem, to jednak z jednego miasta, z jednego klubu do pana dzwonili z dosyć konkretną ofertą. Z Dolnego Śląska…
– Nie tyle dzwonili, co była pewna rozmowa. Mam tam dobrych znajomych, ale to w żaden sposób nie zostało przeze mnie to podjęte. Nie mogę zdradzić szczegółów...

Chodziło o Śląsk Wrocław.
– Tak.

O przejęcie udziałów.
– Nie do końca, ale tak, chodziło o Śląsk. Chciałbym jednak zaznaczyć, że nie byłem rozpatrywany i nie rozpatrywałem przejęcia Śląska. Absolutnie. Natomiast było coś na rzeczy, niestety się nie udało. I tyle... Zostawmy ten wątek, bo on jest zupełnie poboczny. Parę osób ze światka klubowego do mnie dzwoniło. Pytali, czy bym nie był zainteresowany, ale w zaproponowanych konfiguracjach mnie to nie interesowało.

Sandecja Nowy Sącz jest do przejęcia.
– Nie, nie, nie. Takiego tematu nie było.

Rzucam pomysł klubu, gdzie mógłby się pan odnaleźć jako osoba głównodowodząca. Jest niedaleko klub do wzięcia.
– Jest parę takich. W Krakowie też. Jest dużo tego.

Wisła Kraków też szuka namiętnie.
– Ja wiem, że pan jest kibicem Wisły, więc nie będę się rozwijał z moim kontrowersyjnym zdaniem.

Ale na czym polega to kontrowersyjne zdanie? Uważa pan, że jest źle?
– Uważam, że jest bardzo źle. I co roku jest gorzej. Szanuję sposób, w jaki sytuację w klubie "sprzedaje" pan Królewski. Robi to bardzo dobrze, natomiast ja jestem pragmatykiem. To bardzo trudno będzie uratować.

Bez dużej dolewki finansowej.
– Nie ma chętnego na dziś, pytanie czy będzie jutro.

Jaką pan przewiduje przyszłość?
– Będzie niezmiernie trudno uzdrowić coś, co ma 60, 70 milionów długów, bo jak zaczniesz spłacać ten dług, to zaraz gdzieś indziej wyjdzie kolejne 20, 30 milionów. Jak wynika z danych publicznych Wisła z roku na rok traci więcej. W sporcie coraz mocniej, to co widzimy na boisku jest uzależnione od tego, co widzi księgowa. Tego się nie da zakłamać. Ledwie Wisła wróciła do europejskich pucharów i od razu pojawił się pan Mandziara z tematem sprzed 15 lat. Ile takich rzeczy jeszcze jest? A Wisła nie jest jedynym klubem w Polsce z takimi kłopotami. Górnik Zabrze, Ruch Chorzów... Wszędzie tam, gdzie przez dłuższy okres nie było hamulca w kwestii wydatków.

Czyli to są kluby, które cierpią za grzechy przeszłości w większości, tak?
– Oczywiście. Wisła też cierpi grzechy przeszłości.

A obecne zarządzanie? Pan Królewski lubi pouczać wszystkich dookoła.
– To jest chłopak, który szuka poklasku. Bardzo dobrze się sprzedaje medialnie, jest genialny w kwestii mediów społecznościowych. Ale wybory trenerów, kwestie dotyczące drużyny – tego ja nie kupuję. Byliśmy pod wrażeniem wyniku osiągniętego w rewanżu z Cercle Brugge. Czapki z głów za to, co zrobili, choć grali z juniorami. Nie ujmujmy tego wyniku, ale pamiętajmy, że najważniejsza jest liga. Chciałbym zobaczyć jak te 11-12 chłopaków będzie wyglądało w październiku czy listopadzie, gdy trzeba będzie rozgrywać przełożone mecze. Jeśli Wisła chce znów wypłynąć na szerokie wody, musi awansować do Ekstraklasy.

Trzeba więc jasno ustalić priorytety, co jest ważniejsze.
– To nie jest drużyna, która może grać na dwóch czy trzech frontach. W zeszłym roku grała na dwóch i na najważniejszym poległa. W tym sezonie przybył jeszcze front europejski, który daje pewien splendor, troszeczkę pieniążków. Drugi to Puchar Polski, a trzeci – najważniejszy – to liga. Na razie mają sześć punktów w pięciu meczach. Mecz z Kotwicą był dla mnie sprawdzianem, jak będą sobie radzić z grą na kilku frontach. I poznaliśmy odpowiedź, a zobaczymy, co będzie dalej. To jest sport, a większymi problemami tego klubu są finanse i organizacja. Na bieżąco wiem, co się dzieje w klubie. Każde przedsiębiorstwo, a tym bardziej sportowe, musi być poukładane. Jak nie jest poukładane, to nie ma szans. A to nie jest poukładane, a bałagan zaczął się przed panem Królewskim. To tylko kontynuacja. O wizerunek klubu dba bardzo dobrze, ale pytań nie brakuje. Jest Kuba (Błaszczykowski – przyp. red.), nie ma Kuby. Jest pan Jażdżyński, potem go nie ma. Jaki jest dług Wisły w stosunku do Stowarzyszenia. O co w tym wszystkim chodzi? Już był pewien pan z parasolem...

Byli też ci, którzy są teraz w Lechii Gdańsk. To chyba akurat dobrze, że nie trafili do Krakowa, bo to też mocno kontrowersyjny projekt.
– Różnica między Gdańskiem a Krakowem jest zasadnicza. Tam miasto daje kupę kasy, w Krakowie tej kasy nie daje. Tam jest też lepszy stadion. A więc każdy, kto chce robić biznes piłkarski, pójdzie tam, gdzie jest lepiej. Znów powiem kontrowersyjną tezę – w Krakowie jest za dużo mocnych klubów. Miasta nie stać na dobrego Hutnika, dobrą Wisłę, dobrą Cracovię, Wieczystą i Garbarnię. Garbarnia wyskoczyła w górę, jakie ma teraz kłopoty? Hutnik był rok temu blisko awansu, na razie zaczął słabo. Oczywiście, ciężko krytykować, bo zaraz ktoś zapyta: "Czemu ty nic nie zrobisz?". Odpowiadam: "Masz rację, zgadzam się".

Ostatni tekst słynnego trenera. "Każdy dzień był przyjemnością"

Czytaj też

Sven-Goran Eriksson (fot. Getty)

Ostatni tekst słynnego trenera. "Każdy dzień był przyjemnością"

Stadion ruina, a czasu coraz mniej. Tu ma się odbyć Euro 2028

Czytaj też

Casement Park w obecnym stanie (fot. Getty)

Stadion ruina, a czasu coraz mniej. Tu ma się odbyć Euro 2028

Zostawmy Kraków i przejdźmy do PZPN. Czy wyborach w 2021 było dużo polityki?
– Oczywiście.

To były wybory polityczne?
– To były wybory podparte polityką.

Pan przegrał między innymi przez politykę?
– Nie postawiłbym takiej tezy, natomiast polityka była bardzo istotna. I to polityka na dosyć wysokim szczeblu.

Ministerstwo Sprawiedliwości?
– Pomidor?

Wiceminister Marcin Warchoł?
– Poznałem pana ministra i czuć, że naprawdę zna się na piłce, ale kwestie polityki w sporcie pozostawiłbym na boku.

Nie chce pan rozwijać tego wątku, a przecież dużo zmieniło się w Polsce od tego czasu...
– Ma pan rację, ale na razie zmieniła się tylko sama góra. Niżej zmian jest znacznie mniej. Ja tych wszystkich ludzi znam, nie będę wymieniał z nazwiska, wielu z nich szanuję. Pan Warchoł ma sporą wiedzę piłkarską. Natomiast problem PZPN-u, to nie jest to co pan mówi…

Pytanie, czy w wyborach 2025 polityka znów się pojawi. Teraz sporo dzieje się wokół MKOl. Pytanie, czy PZPN nie jest następny chociażby ze względu na powiązania polityczne.
– To nie do mnie pytanie.

A ja pytam, bo od kilku osób słyszałem, że Marek Koźmiński może wystartować w wyborach na prezesa PZPN-u właśnie w takiej sytuacji. Jeżeli wybuchnie polityczna zawierucha, na czym mocno straci prezes Cezary Kulesza.
– Marek Koźmiński nie będzie stowarzyszony z żadną grupą polityczną. Ani tą, która rządziła wcześniej ani tą, która rządzi teraz. Bo to jest złe.

Nie mówię o brataniu. Mówię o korzystaniu z zamieszania.
– To też nie jest tak. Ja nie czekam aż dzisiejszy minister sportu, czy ktoś inny rozpierniczy to wszystko. Nie. W 2021 chciałem być prezesem PZPN, bo czułem się na siłach. To jest raz. Po drugie, dużo się nauczyłem przez dziewięć lat, bo byłem w samym środku. Ale w PZPN byli też ludzie, a wielu z nich już tam nie ma. I to też jest bardzo istotna rzecz. Nie poszedłem na żadne kompromisy powyżej tych, które uznałem absolutnie za zdrowe i uczciwe. Dlatego, że po wygranych wyborach w końcu nadchodzi ten dzień, w którym zaczynasz rządzić. I nagle okazuje się, że masz związane ręce, bo jednemu obiecałeś to, drugiemu tamto, a w efekcie stajesz się marionetką w ich rękach. Powiedziałem: "Albo na moich, uczciwych zasadach albo wcale". Poszło więc wtedy hasło, że Koźmiński będzie jak Boniek i nie podzieli się z nikim władzą. A to nie było prawdą. Chciałem być prezesem, który da jakiś kierunek, stworzy wizję rozwoju. Boniek był prezesem kontrowersyjnym ale bardzo dobrym. Było widać, w którym kierunku idziemy. Z pewnym rzeczami można było się nie zgadzać, a dyskusja z prezesem była nieco ograniczona, ale coś się działo. A teraz? Proszę mi podać jeden pomysł oprócz budowy ośrodka sportowego za 400 milionów złotych niedaleko Warszawy. No sorry, ale ja się na tym znam i widzę, jak to wygląda.

Przy okazji poprzednich wyborów ostrzegał pan baronów, że Kulesza będzie realizował żądania klubów a nie ich. Tego też oczekiwało środowisko klubowe. Tymczasem projekt zmian w przepisie o młodzieżowca trafił do kosza. Zarząd nawet się nad nim nie pochylił.
– Ja muszę mieć krytyczne zdanie o tym, co się dzieje dzisiaj, Choćby dlatego, że dziś nie jesteśmy w stanie dyskutować na temat poszczególnych zdarzeń czy decyzji podejmowanych przez PZPN. Źle czy dobrze. A dlaczego? Bo żadnych decyzji nie ma. Projekt młodzieżowca był absolutnie kontrowersyjny, ale wskazywał pewien kierunek. Poza tym w ślad za nim poszła kasa dla klubów. Gwarantuję, że za całkowitym zniesieniem tego przepisu są tylko te kluby, które nie są beneficjentem przepisu, czyli drużyny walczące przede wszystkim o mistrzostwo. A my musimy dawać szanse naszym młodym chłopakom. Zwróćmy uwagę, że mamy bardzo otwarty system jeśli chodzi o obcokrajowców. Nie ma żadnych limitów, także jeśli chodzi o zawodników spoza Unii Europejskiej. Dlatego potem bardzo wielu polskich młodych piłkarzy wyjeżdża za psie pieniądze, bo w kraju nie widzą dla siebie szansy. Wiem, że ten przepis nieco psuje rynek, bo młody czasem gra na wyrost i dostaje zbyt duże pieniądze. No więc dobrze, nie chcemy młodzieżowca? OK, ale ograniczmy np. liczbę obcokrajowców spoza Unii. Pamiętajmy też, że nadrzędną ideą PZPN jest reprezentacja, a ta musi być zbudowana z Polaków.

Dyskutujemy o tym, czy liga powinna być 18 czy 16 zespołowa, o przepisie o młodzieżowcu, a efekty są takie, że ciągle jest bardzo mało 18-latków gotowych do gry w Ekstraklasie czy 1 Lidze.
– Prawda. Mówimy, że polska reprezentacja jest silna, bo ma Lewandowskiego czy Zielińskiego. A jaka jest reszta? O czym mamy rozmawiać. Sytuacja z roku na rok jest coraz gorsza. Powodów jest wiele, a jednym z nich jest bogacenie się społeczeństwa. Piłka nożna zawsze była sportem biednych. Spójrzmy, co dzieje się na świecie. Afryka gra coraz lepiej, Ameryka Południowa cały czas bardo dobrze. Pojawiają się Azjaci, do tego sztuczna liga, która wytworzyła się w Arabii Saudyjskiej. Na końcu są pieniądze, ale ci młodzi ludzie, piłkarze wywodzą się z biedoty.

No tak, ale na Euro przegrywamy z Holandią czy Austrią, a trudno powiedzieć, by tam było biedniej.
– Tylko ilu jest w reprezentacji Holandii zawodników z Surinamu albo z Gujany. Ośmiu. Ilu jest Francuzów z tłem migracyjnym? Dziewięciu na jedenastu?

To wynika z historii danych krajów.
– Dobrze. Austriacy nie mieli kolonii, a też mają w drużynie piłkarzy z tłem migracyjnym. My staliśmy się nacjonalistami w sporcie. Polak musi być biały. A w siatkówce mamy Leona, tak? A i w piłce znalazłoby się kilku. Kwestia czasu, kiedy będziemy mieć naszych Białorusinów, naszych Ukraińców. Pewnie jacyś Azjaci za chwilę będą też Polakami. To się wydarzy. Piłka to nadal jest sport biednych ludzi. Dziś zawozi się dziecko samochodem do szkółki. I czego on się tam nauczy w półtorej godziny? Jak ja byłem mały, to grało się pod blokiem, po szkole, pewnie po 5 godzin dziennie. W Afryce, Ameryce Południowej nadal grają na ulicach i dlatego są tacy silni.

Stadion ruina, a czasu coraz mniej. Tu ma się odbyć Euro 2028

Czytaj też

Casement Park w obecnym stanie (fot. Getty)

Stadion ruina, a czasu coraz mniej. Tu ma się odbyć Euro 2028

Emocje przed przyjazdem Polski. Wszystkie bilety wykupione!

Czytaj też

Roberta Lewandowskiego i spółkę czeka dwumecz z Portugalią (fot. Getty)

Emocje przed przyjazdem Polski. Wszystkie bilety wykupione!

Uważam, że to pewne spłycenie problemu.
Na pewno. Mówię o pewnym fragmencie. Szkolenie zdecydowanie powinno u nas pójść w górę. A co to znaczy szkolenie? Najpierw to zabawa dzieciaka w piłkę, później selekcja. Następnie ten 13- 14-latek musi gdzieś grać, a w tej kwestii sporo się pozmieniało. Ot choćby w Krakowie jest dziś znacznie mniej silnych drużyn w tej kategorii wiekowej niż za moich czasów. Nasz problem polega na braku walki o to, by codziennie podnosić poziom. I na końcu u nas nie ma cierpliwości do chłopaka, który wchodzi do drużyny. On musi zepsuć, zawalić, popełnić błąd, bo bez tego nie zrobi postępów. A trenerzy się boją, bo ciągle najważniejszy jest wynik. Lech ma właściwą politykę i to widać. W Legii nie. Z Legii żadnych chłopak nie wyszedł. Po co im ta akademia?

Nie uważa pan, że szkolenie to też kamyczek do waszego ogródka za kadencji Zbigniewa Bońka?
– Oczywiście, że nie zrobiliśmy wszystkiego co powinniśmy. Nie byliśmy najwspanialsi. Ale coś się zrobiło, tak? Podręczniki licencyjne, walka o boiska czy rozwój akademii. To się wydarzyło za naszych czasów. Nagle okazało się, że kluby mają swoją infrastrukturę. W Krakowie Wisła zawsze słynęła ze świetnego szkolenia. Tutaj akurat dziś to leży, ale ogólnie w kraju jest nieźle. Jest ogromny postęp. To forma przymuszania do szkolenia. Infrastruktura treningowa jest najważniejsza, bo tam trenujesz codziennie, a na stadion wychodzisz co dwa tygodnie. Zrobiliśmy spory postęp i dziś mamy w Polsce pewnie ze dwadzieścia niezłych ośrodków treningowych.

Wierzy pan, że to w końcu będzie skutkowało postępem w kwestii szkolenia?
– Tak, ale to obejmie poziom dwóch, trzech najwyższych lig. Wciąż mało płacimy trenerom młodzieżowym, więc miałem pomysł, by PZPN dopłacał im do pensji. Żeby takiego człowieka zmotywować do pracy, to jemu trzeba dać pieniądze. Oczywiście, trzeba znaleźć jakiś system, znaleźć sposób, jak to finansować. Zapomnieliśmy o nauczycielach. Bardzo niewielu byłych piłkarzy idzie w trenowanie młodzieży, bo oni chcą pieniędzy, a tam ich nie ma. A jakby taki człowiek dostawał od klubu 1500 zł, od PZPN tyle samo, a dodatkowo pracowałby jeszcze w szkole, to już uzbierałby jakąś pensję. Przecież oni też mają rodziny, które muszą wykarmić. Nie uciekniemy od mądrego wydawania pieniędzy... Na tle kasy dochodziło do pewnych kontrowersji między mną a Bońkiem. PZPN chwali się wieloma milionami na koncie. A ja uważam, za przeproszeniem, że jesteśmy głupi działając w ten sposób. Byłbym idiotą, gdybym prowadził biznes i trzymał na koncie 100 milionów.

Trzeba wpuścić w rynek.
– Pieniądze powinny cały czas pracować. A w PZPN pieniądze już za naszych czasów też nie pracowały. Co to znaczy, że mam na koncie 300 czy 400 milionów złotych? Jesteśmy związkiem sportowym czy bankiem? A może funduszem emerytalnym? Pamiętam, że na komisji finansowej doszło do dyskusji z prezesem Eugeniuszem Nowakiem. Powiedziałem, że ja się pod tym nie podpiszę i zrobię wielką awanturę. Nie możesz złożyć 300 czy 400 milionów na depozyt na cztery lata, na papiery skarbowe. To nie są nasze pieniądze, je trzeba puścić w obieg.

W piłkę.
– W piłkę. Oczywiście, trzeba sobie coś zostawić. Niestety tamto grono osób, tych obecnych nie znam aż tak dobrze, nie było inwestycyjne. Dziś pewnie też nie jest, bo znów się chwali tymi samymi pieniędzmi. Ciągle słyszę, jak PZPN jest bogaty. Co mnie to interesuje? Co to interesuje kibiców? Ich interesuje wynik. A żeby go osiągnąć, to trzeba zainwestować. Jakie ma dziś PZPN pomysły, by coś zrobić? Żadne. A żeby zainwestować to trzeba mieć pomysł i wiedzę, jak to zrealizować i w jaki sposób to kontrolować. "Przecież rozdajemy pieniądze" – słyszę dzisiaj. Komu rozdajesz? Związkom regionalnym, by głosowali na ciebie? Dajmy spokój.

Wróćmy do wyborów w PZPN. Ile jest pan w stanie wypić wódki jednego wieczora?
– Chyba niewiele. Dużo osób pamięta tę moją emocjonalną wypowiedź. To było prosto z głowy. Ale też absolutnie prawdziwe. Delegaci podejmowali decyzję na podstawie trzech punktów. Po pierwsze – co mi dasz? Po drugie – kim będę? To jest zrozumiałe... A po trzecie – jak mnie docenisz? A docenienie to właśnie było przyjechanie i biesiadowanie. A potem weszły te poboczne wątki parapolityczne. Dla mnie to był przykry obraz. Zwróciłem się wtedy do Darka Mioduskiego.

Również w tym przemówieniu.
– Według mnie obowiązkiem wyborców jest wysłuchanie kandydatów. Jak można bez tego dokonać właściwego wyboru? A Ekstraklasa nie spotkała się z kandydatami. Bano się, że przyjdą Koźmiński, Kulesza i nagle ten pierwszy zacznie ciekawie mówić. A jak miałem spotkanie z 1 Ligą to też niektórzy dostali telefon, by nie przychodzić.

Kto?
– Niektórzy. Był to bojkot pod egidą tej grupy, która chciała wynieść Czarka do stołka prezesa po to, by mieć na niego wpływ. Wiedzieli, że ze mną będzie inaczej. Na Koźmińskiego wpływ można mieć tylko merytoryczny.

A jaki na niego teraz mają wpływ, skoro nie przeforsowali zmiany w przepisie o młodzieżowcu?
– On jest cwany.

Musi być cwany. Został prezesem PZPN. To nie jest hop-siup.
– Oczywiście. Uważam, że to sprytna osoba, która umie się posługiwać swoimi narzędziami, ale nie nadaje się na to stanowisko.

Myśli pan, że Dariusz Mioduski żałuje, że wtedy go tak mocno wsparł?
– Nie wiem. I nawet nie o to chodzi. Wtedy pojawiło się mnóstwo zbiegów okoliczności, dla mnie negatywnych, które doprowadziły do takiego rozwiązania. Choćby Covid, który sprawił, że wybory odbyły się rok później niż planowano. Ja nie chcę się bronić. Przegrałem zasłużenie, ale nie dano mi szansy. Miała być debata piłkarska w TVP i ona też została zdjęta z anteny. Przecież Czarek Kulesza unikał jak ognia jakiejkolwiek wspólnej rozmowy. Do niczego takiego nie doszło.

Emocje przed przyjazdem Polski. Wszystkie bilety wykupione!

Czytaj też

Roberta Lewandowskiego i spółkę czeka dwumecz z Portugalią (fot. Getty)

Emocje przed przyjazdem Polski. Wszystkie bilety wykupione!

Przez kłopoty z samolotem spóźnił się na swój pierwszy trening kadry

Czytaj też

Mateusz Bogusz zadebiutował w reprezentacji Polski w meczu z Chorwacją (fot. PAP)

Przez kłopoty z samolotem spóźnił się na swój pierwszy trening kadry

Rok temu zapytany o ponowny start w wyborach powiedział pan, że się waha. Pewnie teraz odpowiedź będzie…
– Identyczna. Zobaczę, co się wydarzy. Rok to dużo czasu. Ja wielokrotnie w życiu przegrywałem. Zdaje mi się, że umiem wyciągnąć z porażek wnioski. Brakuje mi piłki. Natomiast, to nie jest tak, że przyjdzie i ktoś i powie: Teraz ja. To środowisko musi chcieć, tak? Przecież ja nie byłem samozwańczym kandydatem na prezesa, tylko część środowiska mnie chciała.

A teraz ma pan takie sygnały?
– Nie, teraz nic się nie dzieje. Byłem na meczu z Holandią w Hamburgu. Dużo osób podeszło przywitać się. Prezes Kulesza też. Mamy odmienne punkty widzenia i zawsze tak było. Jestem trochę inny niż to środowisko. Powiedziałem o tej wódeczce, ale nikogo z nazwiska nie wymieniłem. Choć ktoś mógł poczuć, że to o niego chodziło.

Jeśli się pan zdecyduje, będzie objazd po związkach?
– To jest niezbędne. Pojadę porozmawiać, ale mam jedną zasadę. Gdy pojawia się alkohol, nie rozmawiam o biznesie i innych kluczowych kwestiach. Przy alkoholu powinno się rozmawiać o innych sprawach, by uniknąć niepotrzebnych napięć czy nieporozumień. Na pewno nie jest to moment na rozdawanie stanowisk.

A wiceminister Warchoł w jaki sposób chciał na pana wpłynąć?
– Zostałem zaproszony do pana ministra na kilka spotkań w towarzystwie senatora Mieczysława Golby. Dobrze się rozmawiało, ale czułem, że nie jestem ich pierwszym wyborem.

Przed podjęciem decyzji chciałby pan, aby przyszła do pana jakaś część środowiska?
– To nie jest tak, że ja sobie siedzę i czekam, aż ktoś do mnie przyjdzie. Musi jednak pojawić się pewna potrzeba. Na razie żaden kandydat się nie ujawnił. Wszyscy się boją.

Szczególnie ci, którzy są w strukturach. Paweł Wojtala chyba się o tym przekonał. Planował start wyborach na prezesa i miał później spore kłopoty. Być może był tu jakiś związek przyczynowo-skutkowy.
– Niech pan zobaczy, co działo się w moim przypadku. Na mnie też szukano, dostałem długą listę pytań od redaktora Piotra Nisztora. Długo szukał, by coś na mnie znaleźć, a w końcu poprzestał na moim 80-letnim teściu z SB. Działania "Gazety Polskiej"... To jest odpowiedź, czy tam nie było polityki. Ja panu redaktorowi Nisztorowi odpowiedziałem na 70 pytań. Nie miałem z tym problemu...

Aż 70 pytań?
– Tak. Mam to do dziś. Pytania i moje odpowiedzi. Później wysłał mi życzenie świąteczne, odpisałem. Mnie to śmieszy. Jakoś nikt nie zapytał się o historię Czarka Kuleszy. Zajmowano się tylko mną, a tu nie ma nic do znalezienia. Co to ma wspólnego ze sportem? To mnie przerażało. To mnie odepchnęło od niektórych ludzi. Mieszali się w sport, który powinien być kompletnie ponad tym wszystkim. Szkoda mi Maćka Sawickiego, bo nic złego nie zrobił.

A jak się skończyła ta sprawa z 2016 roku, opisana przez redaktora Kmiecika o tym, że miał pan wynieść z PZPN 40 milionów złotych?
– Pozwałem go i przegrał w sądzie. Przyjeżdżał do sądu, do Krakowa, przegrał w pierwszej instancji, przegrał w drugiej instancji. Ostatecznie sąd potraktował go dość lekko. A na koniec ja go pytam:
– Po co to robisz?
– Musiałem
– odpowiedział.
– Teraz też jest jeden taki szczekacz, mój kolega. Szczeknął dwa razy, no to będzie go to kosztowało. Można o kimś powiedzieć, że jest krzywy, garbaty czy nieudolny. Ale jak ktoś mówi, że Koźmiński kradł pieniądze to musi uważać, bo miecz go dosięgnie.

Zapytałem o sprawę Kmiecika, bo ona wróciła przed wyborami w 2021. Cezary Kulesza był też świadkiem w tym procesie i miał zeznawać na korzyść Kmiecika.
– Przyszedł Kulesza ze swoją prawą ręką, Piotrem Szeferem. I Szefer mówi do niego:
– No, Czarek powiedz.
– Nic nie wiem, nic nie pamiętam.

– No, kabaret. Żałuję, że nikt tego procesu nie opisał. Słabe i żenada. Jakbym wiedział, że tak to będzie wyglądać, to bym sobie dał spokój. Odszedłbym z PZPN po zakończeniu kadencji i tyle.

Nie startowałby pan w wyborach?
– Tak. Nie wystartowałbym, gdybym wiedział, że to tak będzie działać. Przecież Kmiecik powiedział mi to wprost.

Zaskoczony jestem więc, że wciąż rozważa pan ponowny start. Po tym, co przeżył te kilka lat temu.
– Mam nadzieję, że tym razem będzie normalniej, a polityka i kłamstewka za dwa grosze pójdą na bok. Przy okazji tamtych wyborów pytałem sam siebie, o co tu chodzi.

Strach było telefon włączyć rano?
– Ja nie należę do tych strachliwych, ale chciałbym odpowiadać za własne błędy. A z drugiej strony nie było nic. Żadnej konfrontacji, żadnego dialogu, żadnych trudnych pytań. Nic. Po przegranych wyborach w 2021 odtworzyłem sobie przemówienie Czarka. No, to ja bym się wstydził. Na jego miejscu napisałbym sobie chociaż coś na kartce.

To było bardzo krótkie. W jego stylu.
– No, ale prezes pełni funkcję reprezentacyjną. Nie uciekniemy od tego – od aparycji, wypowiedzi, języków obcych. Jeśli nie umiesz tego robić, bądź drugim, trzecim. To jak w polityce. Premier czy prezydent muszą pełnić swoje role. Za to wicepremier może w ogóle się nie pokazywać, za to dużo robić. To mi nie pasuje w tym wszystkim.

Liczy pan, że kolejne wybory będą nieco bardziej merytoryczne?
– Nie będą merytoryczne, bo to środowisko nie jest gotowe na otwartą debatę. Dziś to jest takie trochę kumoterstwo.

W jednym z wywiadów powiedział pan wprost, kto będzie startować w wyborach.
– Nie. Powiedziałem, kto ma ku temu predyspozycję i jakąś siłę.

Podziękowali panu za to?
– Oczywiście. Oburzeni byli.

Przez kłopoty z samolotem spóźnił się na swój pierwszy trening kadry

Czytaj też

Mateusz Bogusz zadebiutował w reprezentacji Polski w meczu z Chorwacją (fot. PAP)

Przez kłopoty z samolotem spóźnił się na swój pierwszy trening kadry

Była gwiazda Legii ostrzega. "Nikt nie jest na to przygotowany"

Czytaj też

Piłkarze Legii Warszawa (fot. Getty Images)

Była gwiazda Legii ostrzega. "Nikt nie jest na to przygotowany"

No tak, żaden nie chciał się ujawniać.
– Prawda jest taka, że Paweł Wojtala mógł się określić przy okazji poprzednich wyborów. Boniek go podbudowywał, a ten wyczekiwał do końca. To są rzeczy, które mają wpływ na wynik końcowy. No, a później został wyczyszczony. To nie jest tak, że mnie to nie boli, nie przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Rozpatruję to jako jedną z największych porażek w życiu. Również ze względu na okoliczności. Ale ja lubię sport, a dziś mam za dużo wolnego czasu. Biznes idzie mi dobrze, a w weekendy nie mam co robić. Nie jestem człowiekiem, który będzie chodził po stadionach, wolę oglądać mecze w telewizji. Ja muszę mieć emocje, czuć się potrzebny w jakimś projekcie. Powiedział pan wcześniej, że ja muszę być szefem. Nie, ja mogę być też drugim, trzecim, ale muszę się czuć potrzebny. A to jest trudne, bo w polskiej piłce jest duże ego. Spójrzmy na ten triumwirat, który był w Wiśle. On do siebie pasował…

Każdy z innej bajki.
– Jeden z kosmosu, drugi piłkarski, trzeci biznesowy. Pasowało to do siebie, a nigdy nie zaiskrzyło. Wyrywali sobie nawzajem zabawki. Każdy pobawił się chwilę i odrzucał. Z założenia tego typu różni ludzie powinni do siebie pasować. Udał im się odepchnąć od Wisły wielkiego fana klubu, Wojciecha Kwietnia. Innych ludzi też poodsuwali. Wtedy, pod względem ekonomicznym, było to dość proste do posklejania. Może byłoby lepiej? To jest dla mnie zaskakujące. Musisz umieć współpracować z ludźmi. W Krakowie jest dużo ludzi, którzy chętnie daliby klubowi po 100 tysięcy złotych i więcej, ale oni muszą się czuć potrzebni i szanowani. Był taki moment, jeszcze za Cupiała, że tam warto było bywać, bo to był ten dobry Krakówek. Teraz tego nie ma. Przy Cracovii też już nie. Sam znam ze 20 ludzi, którzy mogliby wesprzeć klub, ale nie zrobią tego, bo nie ma ku temu atmosfery. Oni nie potrzebują, by dostać ten bilet. Ale zaproś ich raz, drugi. Niech się czują docenieni i zobaczą, że można tam spotkać interesujących ludzi. Bez tego krakowska piłka się nie odbije, a tego nie ma. I to jest przykre.

Jak pańskim zdaniem prezentuje się obecnie stan polskiej piłki?
– Mamy dziś cztery bieguny. Pierwszy to infrastruktura. Ta stadionowa wyrosła nam genialna, treningowa jest niezła z tendencją do bardzo dobrej. Dużo w tej materii się dzieje. Drugi biegun to reprezentacja. Ciągle żyjemy wynikami z przeszłości, a nie zauważyliśmy, że skończyło nam się pokolenie. Wchodzi następne, które jest dużo słabsze. I robi się pewna dziura. Santos nie zrobił nic, by rozpocząć zmianę pokoleniową, a u Michała (Probierza – przyp. red) czasami widzę chaos. Coś się dzieje, ale to jest takie trochę od sasa do lasa. Wezmę Patryka Pedę, potem go wyrzucę. Kogoś podpompuję i już jest piłkarzem. To tak nie działa. Kolejny biegun to piłka klubowa, która idzie w dół po równi pochyłej. To jest dziwne, bo infrastruktura, medialność, sprzedaż ciągle idą w górę. A najgorsze jest to, że pieniądze w Polsce nie pchają się do piłki. Spójrzmy choćby na to, co się wydarzyło w Motorze Lublin. Przychodzi bogaty człowiek i wkłada kilka milionów. Włożyłby dwadzieścia, pewnie kilka procent swojego zysku. To byłoby coś. Jeżeli pieniędzy w takiej skali nie będzie w naszej piłce, to my daleko nie dojdziemy. Ukraińcy, Rumuni czy Węgrzy już nas wyprzedzili. W Polsce wszyscy chcą zarabiać na piłce, a tak się nie da. Bez pieniędzy nie pójdziemy w górę. No i czwarta noga to młodzież i szkolenie. Tu też jest potrzebna kasa i jej odpowiednia relokacja, do tego właściwa selekcja i plan ogólny. Podsumowując, polska piłka jest mocno przypudrowaną panią, ale ten puder już nieco spływa. Moi włoscy znajomi, gdy przyjeżdżają do Polski, zawsze są pod wrażeniem naszych stadionów.

W Italii nie brak takich, które już się rozpadają.
– Tam jest dramat. Ale ja odpowiadam im – stadiony mamy od 10 lat. Nic nowego nie odkryłeś. Za to wy macie piłkę. Smuci mnie, że są osoby, które pracują w związkach dla pieniędzy. No i teraz pytanie, dlaczego tak się dzieje. Młodzi się nie garną, chcą sporych pieniędzy, następuje pewna walka pokoleń. Uważam, że na górze struktury zarządzania powinien być mentor, który dobiera sobie nieco młodszych menedżerów, wariatów pełnych entuzjazmu. Daj im pieniądze i kontroluj, ale umiejętnie. Daj dyrektywy, pomysły, swobodę działania i niech pracują. 70-latek już fizycznie nie da rady. Woli siąść, napić się koniaczku. Taka energia jest potrzebna wszędzie, nie tylko w PZPN. Musimy zrozumieć, że za pracę dobrych menedżerów trzeba solidnie płacić. A ja siedzę u góry jako ten, który nie musi brać pieniędzy, za to wszystko kontroluje. Środowisko sportowe jest jednym z ostatnich bastionów tej ery do 1989 roku. Jakoś tak to zesztywniało...

Jest na to świetne słowo – beton.
– Ale tam też jest bardzo dużo wartościowych osób.

Zgadzam się.
– A więc obrażanie ogółu jest absolutnym błędem. Tam jest bardzo dużo oddanych, dobrych, mądrych ludzi. A równocześnie funkcjonuje grupa fajnych cwaniaków, którzy rządzą tymi społecznikami. On jest takim bogiem. Nie będę podawał nazwisk, ale średnia wieku na takim zebraniu to 75 lat, w tym siedmiu wdowców. I on nie ma innego życia, ale też z nim nie pójdziemy do przodu. Ja z moim ojcem jeszcze do niedawna podejmowałem różne dyskusje, ale teraz już tego nie robię. Już pięć lat temu musiałem kontrować jego pomysły: "Tato, tak to było za Gierka". To są normalne pokoleniowe rzeczy, my za 20 lat też będziemy z tyłu. Mądry lider usuwa się nieco na bok, podpowiada doświadczeniem, ale nie może za każdym razem mówić, że ma rację.

Korzystając z doświadczenia.
– Tak jest, to najlepsza nauka. Bez takich zmian nie pójdziemy do przodu. Zobaczmy, co się wydarzyło po zakończeniu igrzysk olimpijskich w Paryżu, gdy zaczęto badać sprawy wyjazdów. O czym to świadczy? Kolesiostwo z związkach wciąż ma się dobrze. Jeśli popatrzymy na Zachód to zauważymy, że do polityki i sportu garną się ci, co mają solidne konto w banku i coś w życiu osiągnęli. Jakim autorytetem może być ktoś, kto w życiu nic nie osiągnął... Pytał pan wcześniej, czy bym chciał startować. Po moim zachowaniu widać, że tak, prawda?

Prawda.
– Tak, ale ja chciałbym na takich zasadach. Na innych nie. Już przed tamtymi wyborami powiedziałem – albo w ten sposób albo ja na to nie idę. Uważam, że dobrze zrobiłem. Dziwnie to zabrzmi, ale wolałem przegrać niż pójść o krok za daleko, bo mam za dużo do stracenia.

Była gwiazda Legii ostrzega. "Nikt nie jest na to przygotowany"

Czytaj też

Piłkarze Legii Warszawa (fot. Getty Images)

Była gwiazda Legii ostrzega. "Nikt nie jest na to przygotowany"

Zobacz też
Kuriozalny błąd kadrowicza w hicie kolejki! [WIDEO]
Bartłomiej Drągowski (fot. Getty)

Kuriozalny błąd kadrowicza w hicie kolejki! [WIDEO]

| Piłka nożna 
Lewandowski zbliżył się do lidera! Sprawdź klasyfikację Złotego Buta
Klasyfikacja Złotego Buta 2024/25. Na którym miejscu Robert Lewandowski? [TABELA]

Lewandowski zbliżył się do lidera! Sprawdź klasyfikację Złotego Buta

| Piłka nożna 
Barcelona wymęczyła wygraną! Pajor znów miała wpływ na wynik
Ewa Pajor (fot. Getty Images)

Barcelona wymęczyła wygraną! Pajor znów miała wpływ na wynik

| Piłka nożna 
To ostatnie miesiące luki w przepisie o spalonym! Szansa jeszcze jest...
Kamil Grabara, inni bramkarze i ich drużyny mają jeszcze tylko kilka miesięcy na wykorzystanie luki w "Przepisach gry". The IFAB ogłosiła zmiany, z których wynika, że ta luka zniknie. (fot. Getty Images/The IFAB)
tylko u nas

To ostatnie miesiące luki w przepisie o spalonym! Szansa jeszcze jest...

| Piłka nożna 
Błysk Messiego po kontuzji. Wrócił z przytupem [WIDEO]
Lionel Messi strzelił ważnego gola dla Interu Miami (fot. Getty).

Błysk Messiego po kontuzji. Wrócił z przytupem [WIDEO]

| Piłka nożna 
Najnowsze
Wielkie otwarcie sezonu żużlowego [WIDEO]
Wielkie otwarcie sezonu żużlowego [WIDEO]
| Motorowe / Żużel 
(fot. TVP Sport)
Nie było zaufania, nie było chemii. Podsumowanie sezonu w skokach [WIDEO]
(fot. TVP Sport)
Nie było zaufania, nie było chemii. Podsumowanie sezonu w skokach [WIDEO]
| Skoki narciarskie 
Ważne zwycięstwo Interu. Powrót Zalewskiego
Nicola Zalewski (fot. Getty Images)
Ważne zwycięstwo Interu. Powrót Zalewskiego
| Piłka nożna / Włochy 
Motocyklowe MŚ: trzecia runda dla Bagnaia. Jest nowy lider
Francesco Bagnaia (fot. Getty Images)
Motocyklowe MŚ: trzecia runda dla Bagnaia. Jest nowy lider
| Motorowe / Motocykle 
Arka Gdynia – Miedź Legnica. Betclic 1 Liga [SKRÓT]
Arka Gdynia – Miedź Legnica. Betclic 1 Liga, 25. kolejka (fot. TVP SPORT)
Arka Gdynia – Miedź Legnica. Betclic 1 Liga [SKRÓT]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
GKS przywitał nowy stadion. "Musieliśmy trochę pocierpieć"
Piłkarze GKS-u Katowice po wygranym w dramatycznych okolicznościach meczu z G
tylko u nas
GKS przywitał nowy stadion. "Musieliśmy trochę pocierpieć"
Frank Dzieniecki
Frank Dzieniecki
Kuriozalny błąd kadrowicza w hicie kolejki! [WIDEO]
Bartłomiej Drągowski (fot. Getty)
Kuriozalny błąd kadrowicza w hicie kolejki! [WIDEO]
| Piłka nożna 
Do góry