Marcin Marciniszyn (WKS Śląsk Wrocław), który nie zdołał awansować do olimpijskiego półfinału biegu na 400 m, a sztafetę ominął finał przypuszcza, że incydent między Kamilem Budziejewskim (AZS Łódź) a Patrykiem Dobkiem (SKLA Sopot) spowodowany był presją.
– Znam relację obydwu zawodników, ale nie byłem przy tym zdarzeniu i nie do
mnie należy wydawanie wyroku; zajmie się tym odpowiednia komisja Polskiego
Związku Lekkiej Atletyki. Mieszkałem w pokoju z Tomkiem Majewskim, mistrzem
olimpijskim w pchnięciu kulą, gdy Patryk przyszedł do mnie, najstarszego
czterystumetrowca w kadrze, i poinformował mnie o incydencie – powiedział Marciniszyn.
Jak zaznaczył, nie potrafi doszukać się przyczyny agresji ze strony
Budziejewskiego. – Może to sprawiła presja igrzysk? Ale oni nie walczyli o miejsce w składzie. Na ostatnim sprawdzianie Kamil przegrał tylko z Michałem Pietrzakiem i było raczej pewne, że wystąpi. Za nimi na treningu uplasowali się Piotr Wiaderek, Kacper Kozłowski i Dobek. Jeśli Pietrzak w oficjalnym biegu uzyskał 45,19, to Budziejewski mógł mieć podobny czas. To oznacza, że zeszlibyśmy poniżej 3.02 i awansowalibyśmy do finału. Teraz, to tylko gdybanie, jednak tak mogło być – uważa zawodnik Śląska.
Polacy, którzy biegli w składzie: Piotr Wiaderek (AZS AWFiS Gdańsk), Marcin
Marciniszyn (WKS Śląsk Wrocław), Michał Pietrzak (AZS AWF Katowice) i Kacper Kozłowski (AZS UWM Olsztyn), uzyskali w eliminacjach dziewiąty czas. Do ósmej pozycji, ostatniej premiowanej awansem do finału, zabrakło 26 setnych sekundy.
Prezes PZLA Jerzy Skucha poinformował, że sprawą incydentu zajmie się Komisja Wyróżnień i Dyscypliny PZLA. Podkreślił również to, co stwierdził trener
Józef Lisowski, że naganne zachowanie zawodnika AZS Łódź nie miało
negatywnego wpływu na postawę zespołu podczas rywalizacji.